Dzienniki Ross'a

Wpis 1

No dobra, zdaję sobie sprawę z tego, że pisanie takich rzeczy jest bardziej dla dziewczyn, ale co tam.
Zeszyt ten leży za długo w mojej szufladzie. Kilka lat. Więc pomyślałem: "Dobra, czemu nie?" i bam. Piszę. 
Nie wiem, co mogę powiedzieć. 
Na imię mam Ross, mam 18 lat i rąbnięte rodzeństwo sztuk cztery. Jest jeszcze Ratliff, ale on niby nie jest moim bratem, a to dziwne, bo pod względem psychiki jest taki sam jak Rocky, który moim bratem jest.
W sumie nie wiem, co jeszcze mogę napisać. Może to, co chciałbym w życiu osiągnąć, kim chciałbym być. 
Więc chciałbym, aby nasz zespół osiągnął sukces. To po pierwsze.
Chciałbym spotkać kogoś, kto będzie dla mnie najważniejszy. Kogoś, dla kogo mógłbym zrobić wszystko.
Chciałbym doświadczyć cudu.
Chciałbym spełnić wolę babci i przekazać jej pierścionek komuś, kto (jak już mówiłem) będzie dla mnie najważniejszy, lub (jak ujęła to babcia) najbliższy memu sercu, chociaż nie wiem, jak to możliwe, żebym mógł kogoś takiego znaleźć.


Wpis 2

Okay, nie było mnie dość długo. 
Może to dlatego, że Rydel umówiła mnie ze swoją kumpelą.
Na imię ma Piper i jest całkiem spoko. Jednak nie jest to raczej osoba, z którą chciałbym spędzić życie. Patrząc na nią chyba jej się podobam. Dzisiaj Delly wyciągała ją z transu przez dziesięć minut. A nic wtedy nie robiłem. Tylko sprawdzałem telefon. 


Wpis 3

Spotkałem się z Piper po raz kolejny. Jest nawet spoko, jeśli lubi się dziewczyny, które wpatrują się w ciebie z uwielbieniem. Rydel twierdzi, że do siebie pasujemy. Szczerze? Nie podzielam jej zdania.


Wpis 4

I znowu długa przerwa. Mamy maj, a ja i Piper jakimś magicznym cudem zostaliśmy parą. Wnioskuję, że obie (Pipes i Delly) są zadowolone/szczęśliwe. Szkoda, że moja rodzona siostra nie dostrzega tego, że ja nic do Pip nie czuję.
Jednak często zaprasza ją do nas na obiad, na noc... Najchętniej by ją do nas wprowadziła.
To dziwne, że mimo iż ze sobą jesteśmy, ja nic mocnego do niej nie czuję...


Wpis 5

Minął następny miesiąc, a ja dalej nie czuję nic specjalnego do Piper. Rydel nie odpuszcza. Ostatnio próbowała wymusić na mnie, żebym ją pocałował. Ale ja nie chcę. 
Dzisiaj Riker powiedział, że chce nam kogoś przedstawić. 
Około piętnastej zadzwonił dzwonek do drzwi, a biorąc pod uwagę, że Riker się stroił postanowiłem otworzyć. Za drzwiami stały dwie dziewczyny. Jedna starsza, druga młodsza. Większe wrażenie zrobiła na mnie młodsza, mimo iż nie była odstrzelona "na choinkę", czyli tak jak zazwyczaj Rydel. Nie miała na sobie nadmiaru biżuterii, ani tak zwanej tapety na twarzy. Wyglądała po prostu ładnie. Dobra, za mało. Pięknie. Starsza nazywała się Vanessa. W każdym razie przyszła do Rikera. Zawołałem go, a po chwili zjawił się i wpuścił je do środka. 
Dowiedziałem się, że Vanessa jest jego dziewczyną. Fajnie. Wreszcie się ustatkował. Ja niby też, ale czy to się liczy, kiedy jesteś z kimś, kogo nie kochasz? Później wszyscy się poznawaliśmy. Młodsza miała na imię Laura. Była w moim wieku i jak już mówiłem była bardzo ładna. W każdym razie Rockliff dołączyli je do rodziny w swoim stylu. 
Wszyscy zaczęli rozmawiać, a ja biorąc pod uwagę, że nie wiedziałem co mam mówić co chwilę łaziłem do siebie. Tam łaziłem w kółko i starałem się ułożyć jakieś logiczne dialogi. Nic nie przychodziło mi do głowy, więc przychodziłem tylko wtedy, kiedy mnie wołali. Piper co chwilę do mnie przychodziła, co było trochę denerwujące. Pytała, czy jest okej itp. Zbywałem ją krótkim: "Tak, jest w porządku, chcę pobyć sam". I wychodziła. A ja dalej się ogarniałem.
Później dziewczyny poszły, a ja dowiedziałem się, że przychodzą jutro na obiad.


Wpis 6

Wczoraj po raz pierwszy Laura z Vanessą przyszły do nas na obiad. 
Równo o piętnastej zadzwoniły do drzwi. Za drzwiami stały obie, ale ja patrzyłem głównie na Laurę, która znów wyglądała, jak wyglądała, czyli jak anioł, który musi truć się na ziemi. 
Przywitała mnie słowami: "Cześć Ross". Wtedy po raz pierwszy wymówiła moje imię. Mimo iż to było tylko imię, w dodatku moje, z jej ust brzmiało jak... Jak... Nie wiem, jak to opisać. 
Odpowiedziałem jej "cześć" i zaproponowałem wejście do środka. Van zaczęła wrzeszczeć o Rikera, więc odpowiedziałem, że poszedł po sok, a ona poleciała w stronę spożywczego. Laura weszła do środka, a ja odwiesiłem jej kurtkę. 
Zostaliśmy sam na sam, a ja znów nie wiedziałem, co mógłbym powiedzieć. 
Powiedziałem więc pierwsze słowa, jakie przyszły mi do głowy, a mianowicie: "Napijesz się czegoś?". Nie chciała. Zadała kilka pytań, a mianowicie czy jest ktoś w domu, czy jest Piper itd. Ciekawe, czemu pytała o Piper? 
Kiedy usiadła na kanapie i zaczęła przeglądać nasze płyty ja pobiegłem do kuchni i nalałem jej oranżady. "Dzięki, ale przecież mówiłam, że nic nie chcę" powiedziała. "Niegrzecznie by było nic ci nie dać, nie uważasz?" odpowiedziałem. Woo! Kilka słów jest! Mamy postęp! 
Uśmiechnąłem się do niej, a ona zrobiła to samo. Boże, jak ona się uśmiecha! 
Spytałem, czym się interesuje i otrzymałem kilka BARDZO WAŻNYCH INFORMACJI. Więc teraz je sobie tu zapiszę:
Gra na pianinie, trochę śpiewa, nałogowo ogląda "AHS". Jest mistrzynią świata we wkurzaniu Vanessy. 
Kilka pierwszych wspólnych zainteresowań jest. Wnioskuję, że też interesuje się muzyką, więc... 
Jej ulubionym kolorem jest czerwony. Słucha naszych piosenek. Oboje uwielbiamy "Niezgodną". Czytała trylogię. Robi zakłopotaną minę, kiedy przybijam jej piątkę. Nam obojgu nie podoba się fakt, że (uwaga, spoiler) Tris umarła. 
Załamałem się, kiedy Rydel zaczęła wrzeszczeć na Rikera. Później na mnie. Laura poklepała mnie po ramieniu, a ja poczułem takie dziwne coś... 
Podczas obiadu usiadłem obok niej, na co znowu zrobiła tę zakłopotaną minę. 
Później stało się coś... Dziwnego. Na raz wyciągnęliśmy rękę po bigos i nasze dłonie się spotkały. Zarumieniła się, a ja... Oprócz tego, że się do niej uśmiechnąłem... Poczułem to samo, co wtedy, kiedy poklepała mnie po ramieniu. Takie... Takie uczucie jakby kopnęła mnie prądem, ale bez prądu. Ciężko wyjaśnić. Wiem, że jeśli będę tak reagował na każdy jej dotyk to wyląduję w szpitalu z padaczką.
Reszta wieczoru minęła... Dziwnie. Postanowiłem popisać trochę z Piper, która nie została dziś zaproszona. Laura chyba chciała iść, bo Rydel wyrwała mi z ręki telefon. Oburzyłem się i głośnym: "EJ!" poinformowałem ją, co o tym myślę. 
Kazała mi ją odprowadzić. Zdziwiłem się, ale wyszedłem razem z nią. Nudziło jej się. Głupi ja! Mogłem zauważyć, prawda? Powiedziała, że nie wyglądałem, jakbym chciał, żeby mi przerwano, a ona nie chciała, żebym zareagował jak na Rydel. Miałem ochotę rąbnąć się w twarz. Nie chciałem, żeby tak myślała. Nie wiem, czemu, ale nie chciałem. 
Chciała iść, później schowała się w krzakach i miała ze mnie polew, bo jak głupi jej szukałem. Poprosiła mnie o pomoc ze wstaniem. Nie umiałem jej odmówić. Ja tak mam. Każda piękność mnie złamie. 
Podałem jej rękę (ten dreszcz!), później mnie przytuliła w podzięce. Myślałem, że oszaleję! Nie wiem, czy poczuła, ale myślałem, że moje serce wybije sobie drogę przez moje żebra i skórę, po czym odskoczy w świat. 
Właśnie tak czułem się za każdym razem, kiedy byłem za blisko niej.
Mimo to oderwała się ode mnie i uciekła.


Wpis 7

Poprzedni wpis był za długi, więc opowiem resztę wczorajszego wieczoru razem z wydarzeniami dzisiejszymi. 
Zacznijmy od tego, że wczoraj musiałem wracać się do domu po ich adres, później do Laury, spałem pod drzwiami jej pokoju, rano wyznałem jej, że nie znoszę mleka, a ona podała mi kolejny fakt o sobie. Kocha je [mleko]. Dodałem, że lubię wodę, a Vanessa zaleciła zmieszanie ich i utworzenie napoju Raury. Połączenie naszych imion. Czyli już wymyślają nam parringi? Boże, boję się ich mózgów! 
W każdym razie oszukałem ją. Powiedziałem, że nie mam dziewczyny. Nie wiem, czemu to zrobiłem. Źle się z tym czułem, ale starałem się nie zwracać na to uwagi. 
A, no i znowu złapałem ją za rękę. Kiedy odkładała na później naszą rozmowę, o jej ucieczce. Wczoraj.
Rano też zadzwoniła do mnie Piper, a kiedy powiedziałem jej, że jestem u Laury, strasznie się wkurzyła. Kazała mi wracać. Zazdrosna? Nie wiem.
Później dziewczyny starały się nas przestraszyć. 
Udało im się, ale chyba w innym sensie.
Zamiast bać się ICH baliśmy się O NIE. 
Poważnie, makijaż spływał po ich twarzach, a ich oczy były czerwone. Spojrzałem na Laurę i poczułem takie coś... MUSIAŁEM wiedzieć, co jej się stało. 
Okazało się, że tylko oglądały dramaty czy inne takie. 
Boże, nigdy się tak nie martwiłem o żadną dziewczynę! Nawet Piper nie przykuła mojej uwagi. Dlatego jej mina nie była zbyt zadowolona i po jakimś czasie sobie poszła. 
Laura też chciała iść, ale jej nie pozwoliłem. Zabrałem ją do siebie i postanowiłem jej coś zagrać. Zagrałem "I'm Yours". Nie wiem, co mnie tak wzięło. Późnej próbowałem ją namówić, aby i ona mi coś zaśpiewała, ale mi się nie udało. 
Później zjedliśmy i obie sobie poszły. Nie fair! Chciałem jeszcze coś z nią porobić! [Bez skojarzeń prosimy ;P ~A und C]


Wpis 8

Nie było mnie dość długo, nie? 
Znowu.
Nie moja wina! (Tylko Gwiazd Naszych Wina).
To przez Laurę. 
I Rikera. I Van. I to, że się spotkali. Nie no, nie mam im za złe! Przecież pasują do siebie, kochają się i jest oki, ale gdyby nie poznali mnie z Laurą nie przeżywałbym teraz kryzysu! 
Od dłuższego czasu spotykamy się z Laurą w różnych miejscach na lunch. Nie umiem tego skończyć, bo mnie do niej ciągnie. Mimo iż praktycznie codziennie tłukę się w łeb próbując wbić sobie w ten pusty łeb fakt, iż mam już dziewczynę! Jednak to nie pomaga, jak również fakt, że nic nie czuję do Piper. A Laura... Boże, nie mogę! 


Wpis 9

Alarm, alarm! Jest jeszcze gorzej! Boże, Boże, Boże! A może nie tak źle? Dobra, oficjalnie nienawidzę gołębi! 
Wracam właśnie z lunchu z Laurą... Czemu nienawidzę gołębi? BO JEDEN NAM PRZESZKODZIŁ! W czym? W POCAŁUNKU KURDE!
Już się do siebie nachylaliśmy, ja tego chciałem i ona chyba też. A tu... JEB! Gołąb w szybę! Odsunęła się ode mnie, więc co miałem zrobić? Też się odsunąłem. 
Pocieszające jest to, że ona też chyba tego chciała. Nie wiem, czemu, ale cały czas jest w moich myślach. Nie umiem zasypiać bez niej w głowie, jak się budzę, pierwsza myślą jest: "LAURA", nie umiem nawet w spokoju zjeść! Nie wytrzymuję normalnie! 
Później, jak wracaliśmy, zaczęło padać. Prawie nic nie było widać, więc złapałem ją za rękę. Dokładnie tak dobiegliśmy pod jej dom. Umówiliśmy się na wieczór do kina. 
Nie wiem czemu, ale nawet się cieszę. Wiecie, zaciemniona sala, ludzie patrzą tylko na film, my obok siebie... Dobra, koniec. Ross, masz za bujną wyobraźnię, Ale...

Wpis 10

Okay, to znowu się stało.
Poszliśmy do tego kina... Oczywiście wyglądała pięknie. 
Później do parku. 
Zaczęło się od takiej normalnej rozmowy o filmie. Usiedliśmy na ławce i omawialiśmy, porównywaliśmy itd. Zauważyłem jej kolczyki. Wyglądały jak kostki czekolady, więc zaczęliśmy się śmiać, że gdybym lubił plastik, to mógłbym je zjeść itd. Śmiałem się jak głupi, a ona wpatrywała się we mnie... Tylko nie wiem czemu. Podniosłem się i na nią spojrzałem. Odwróciła wzrok. Nie wiem czemu, ale naszła mnie nadzieja, że może ona FAKTYCZNIE coś do mnie czuje. Zaśmiałem się cicho i przysunąłem do niej. Odsunęła się, wiec przysunąłem się jeszcze bliżej. Czułem, że się odsunie, więc objąłem ją ramieniem. Poczułem takie ukłucie w sercu. Z nią było mi lepiej niż z Piper. TAK! WRESZCIE TO POWIEDZIAŁEM! W każdym razie wyznałem jej, że kolczyki pasują jej do oczu. Później zbliżyłem twarz do jej twarzy. Nie odsunęła się. Wręcz przeciwnie! Podniosła głowę do góry tak, że teraz wystarczyło się nachylić... Chciałem tego. Mimo, iż nawet nie całowałem się z Piper, a to znaczy, że na razie mam jeśli chodzi o pocałunki wolną kartę! Nachyliłem się jeszcze. Kilka milimetrów... Tak blisko... I wtedy MUSIAŁ zadzwonić ten DURNY TELEFON! Rydel chciała mnie w domu. Odprowadziłem Laurę do domu i... Boże, pocałowałem ją w policzek. Późnej poszedłem. Patrzę, okno otwarte. Czemu więc nie dać jej czegoś, co jest dla mnie dość ważne? Pogrzebałem trochę w kieszeni. Wyciągnąłem mały diament. Nikomu o tym nie mówiłem, ale kiedyś znalazłem go dorabiając u sąsiadów w ogrodzie. Pomagałem sąsiadowi przerobić ogród. Wykopać oczko wodne i kilka dziur na roślinki. Kiedy tak kopałem znalazłem coś błyszczącego. Wyjąłem z ziemi mały, błyszczący kamień. Wyglądał na cenny, więc schowałem go do kieszeni. Kilka dni później poszedłem do jakiegoś znawcy, który wycenił go na kilka milionów dolarów. Jak każdy z resztą. Nosiłem go więc przy sobie, a on przynosił mi szczęście. Teraz postanowiłem jej go dać. 
Wspiąłem się po drzewie i wlazłem do jej pokoju przez okno. Chyba trochę ją wystraszyłem. Pod pretekstem, że zapomniałem jej przytulić zbliżyłem się do niej i wsunąłem jej kamień do kieszeni. Potem wyskoczyłem przez balkon.
Tyle widziałem mój talizman.


Wpis 11

Jeśli miłość jest chorobą, to jestem na nią chory.
Nie wiem, jak to się stało, ale zrozumiałem, że Lau jest dla mnie bardzo ważna...
Kiedy dzisiaj leżała na kanapie bez ruchu i nie otwierała drzwi myślałem, że coś jej się stało. Tak się o nią martwiłem, że gdy tylko otworzyła wpadłem do jej domu i mocno ją uściskałem. Później długo się wygłupialiśmy. Położyłem się na jej łóżku i udałem, że śpię. Zachciało mi się pić, więc starałem się zwrócić jej uwagę, Stękałem jak głupi: "Pić" aż poszła i... Przyniosła mi mleko.
Powiedziałem jej, że wolę pić wodę z kibla. Nazwała mnie marudą, więc ja jej na to: "Twa ruda? Ruda może nie, ale twa jak najbardziej". Zakrztusiła się. Próbowałem jej pomóc i mruknąłem coś typu: "już wiesz, czemu nie lubię mleka". Oburzyła się i stwierdziła, że boję się mleka. Próbowała mnie do niego przekonać, ale jej się nie udało. Nikomu się to nie uda! 
Później poszliśmy do nas, gdzie bardzo fajnie się bawiliśmy. Vanessa z Rikerem przynieśli piwo i chyba coś jeszcze... W każdym razie niewiele pamiętam.
Rano kiedy wstałem nikogo nie było. Wszyscy spali. Strasznie się nudziłem. I byłem głodny. 
Później do salonu weszła Laura. Taka rozczochrana i w piżamce była jeszcze piękniejsza... 
Przywitała się, a ja podbiegłem do niej i mocno uściskałem. Powiedziałem jej, że jestem głodny i poszliśmy zrobić śniadanie. Laura weszła do kuchni, ja za nią, a później wyciągnąłem nóż. Zaczęła krzyczeć coś typu: "Chcesz mnie zabić?" a ja jej na to: "Oczywiście! Morderstwo to moje drugie imię!" i zacząłem ją gonić. Odłożyłem nóż. "UMRZESZ DZISIAAAAAAAJ!" nasza gonitwa zawędrowała do salonu. Dogoniłem ją i razem upadliśmy na dywan. Leżała na mnie. Wpatrywałem się w jej oczy, a ona w moje. Dzieliła nas tak mała przestrzeń... 
A później (stwierdzam zgon) POCAŁOWAAAAŁEM JĄ! To było takie: "omójbożeomójbożeomójBOOOŻEEE!". Myślałem że na miejscu się rozpuszczę! 


Wpis... następny


Po co dbać o numery, kiedy ZNOWU się pocałowaliśmy? 
W kawiarni...
Było... kłamałbym mówiąc, że jeszcze lepiej, bo... i znów bym kłamał. 
Porównywanie naszych pocałunków jest niczym... Nie da się, bo wszystkie... są nie tyle takie same, bo... Ja nie mogę, nie umiem się wysłowić! 
W każdym razie zaczynam się bać.
Rydel coraz częściej wyciąga mnie na "rozmowy". Mówi mi, że mam dziewczynę, to jest niczym zdrada, bla bla bla. Bla.
Problem jest taki, że jeśli zerwę z Piper, Delly mnie zabije, a jeśli będę musiał zostawić Laurę, to chyba SAM się zabiję. Ja i Piper... To nie ma sensu. Nie pasujemy do siebie. Nie wiem, czy ona nie widzi, że ja nic do niej nie czuję, czy po prostu nie chce się z tym pogodzić. Ale tak właśnie jest. 
Ja nic do niej nie czuję, a ona leci do mnie jak nienormalna. 
Mam teraz dość. 
Wszystkiego.


Wpis 13

Jestem idiotą. 

Spotkałem się wczoraj z Piper. 
Zbierałem się do tego już od dawna. Poszliśmy na spacer. W pewnym momencie zacząłem TĘ rozmowę. 
Powiedziałem jej, co myślę. 
Że nie pasujemy do siebie, że ja nic do niej nie czuję. Że to nie ma sensu. 
Rozstaliśmy się jako przyjaciele. 
Myślałem, że już będzie dobrze. 
Nie było.
Miałem nadzieję, że teraz będę mógł w domu opowiedzieć o wszystkim Rydel, przyjąć karę i spotkać się z Laurą. Być z nią. 
Problem tkwi w tym, że świat się na mnie uwziął. 
Byliśmy z Lau umówieni na dzisiaj na lunch. 
Czekałem na nią. Nie mogłem się doczekać. 
Zadzwonił dzwonek, a ja jak idiota podkicałem do drzwi. Otworzyłem. 
Laura wyglądała pięknie, w tym gorszym wcieleniu. 
Miała czerwone, zapuchnięte oczy, była blada, miała czerwony nos. Musiała dużo płakać. Tylko czemu? 
Przywitałem się z nią i chciałem ją przytulić, ale mnie odepchnęła. Po raz pierwszy. 
Spytałem, o co chodzi, a ona weszła do salonu. "Może jednak nie na mnie jest zła? Może po prostu ma zły humor?" myślałem. Gówno prawda. 
Nic nie mówiła, mimo iż wielokrotnie do niej mówiłem, pytałem, co się dzieje. 
Jej słowa wryły mi się w pamięć. 
"Gdzie wczoraj byłeś?". W tym momencie poczułem się, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. 
Ciągnąłem te kłamstwa o meczu hokeja. Jaki ja byłem głupi...
"Ile gałek lodów kupiłeś wczoraj sobie i Piper, kiedy spacerowaliście sobie po mieście?". Ktoś przekręcił ten nóż. 
"Od ilu tygodni jesteście razem?". Jakby ten nóż przebił mi serce na wylot. 
"A ja ci ufałam...". Świat się skończył. Czułem, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi, wyciął płuca... Nie wiem. Miałem dość. Chciałem wyciągnąć PRAWDZIWY nóż z szuflady i dźgnąć się nim w pierś. 
Zaczęła płakać. Już miałem iść, by zetrzeć jej łzy, ale w końcu tego nie zrobiłem.
"Nie wierzę, że byłeś do czegoś takiego zdolny".  Nie miałem jednych z najważniejszych organów, w mojej piersi ziała ogromna dziura, a do tego doszło uczucie, jakby ktoś dźgał mnie w plecy. 
Skierowała się do wyjścia. Miałem chwilę, by zareagować, mimo iż działałem ze spóźnieniem. Jej słowa tłukły się w mojej głowie. Już chwytała klamkę, kiedy się ogarnąłem i złapałem ją za ramiona. Odwróciła się do mnie i spojrzała mi w oczy. Jej były przepełnione bólem i smutkiem. Bolało to również mnie.
"Puść", powiedziała stanowczo. Nie mogłem tego zrobić. 
"Powiedziałam, żebyś mnie puścił", odpowiedziała na moje "Nie".
Więc jej powiedziałem, że tego nie zrobię. Szczerze? Powstrzymywałem łzy. 
"I tak już dużo złego narobiłeś, więc czemu mnie tu jeszcze trzymasz?". Zaczęły trząść mi się ręce. Starałem się to opanować. Nie chciałem, by to zauważyła. 

"Przeprosić? Myślisz, że jednym słowem "przepraszam" wszystko naprawisz?" 
"Znasz to o szklance? Rozbij ją, przeproś i sprawdź, czy się pozbiera. Tak samo jest ze mną. Jestem szklanką, która balansowała na krawędzi. Ty byłeś wiatrem, który zepchnął mnie w dół. Rozbiłam się. I nie pozbieram. Teraz daj mi wyjść".
A później powiedziałem najszczerszą rzecz, na jaką było mnie stać. 
"Laura... Kocham Cię... Proszę, zostań..." tak było. Jednak jej reakcja mnie zaskoczyła. W negatywnej wersji. 
"Kochasz mnie? Ilu dziewczynomy już to mówiłeś?". Chciałem się zabić. Och, jak ja chciałem się zabić! Ale nie mogłem. Patrzyłem na nią i widziałem miłość mojego życia. 
Nie, nie umiem. Pamiętam wszystko, ale to za trudne... 
"Jak mogłeś? Jak mogłeś się tak zachować wobec kogokolwiek? Myślałam, że cię znam. A tymczasem ty oszukiwałeś mnie przez tyle tygodni. Jeszcze wczoraj byłam pewna, że czuję do ciebie coś więcej. Że cię kocham. I wiesz, co jest najgorsze? Mimo tego, że zrobiłeś wobec mnie takie świństwo, to łatwo o tobie nie zapomnę. Jedna część mnie dalej cię kocha, a druga nienawidzi. Jak to możliwe, żeby kochać i nienawidzić tę samą osobę jednocześnie? Wiesz, jakie to uczucie? Nie. Bo to ty jesteś tą osobą." 
To koniec.


Wpis 14


Co ja zrobiłem?

Laura leży w szpitalu.
A ja nic nie mogę z tym zrobić.
Ale od początku.
Dzwoniłem do niej, ale chyba zablokowała mój numer. 
Chodziłem pod jej dom, ale Vanessa mnie spławiała. 
Tak cholernie za nią tęsknię...
W każdym razie dzisiaj postanowiłem znowu spróbować. Dzwoniłem, pukałem, nic. Z ciekawości pociągnąłem za klamkę. Ku memu zdziwieniu drzwi były otwarte. 
Jak...?
W każdym razie poszedłem na górę. Próbowałem wejść do jej pokoju, ale drzwi w odróżnienu do wejściowych były zamknięte. 
Nie słyszałem nic. Łkania, a nawet oddychania. 
Zbiegłem więc na dół, wybiegłam z domu i wspiąłem się po drzewie na jej balkon. Tak to robią superbohaterzy!
Ale nie.
Spojrzałem w okno i prawie wrzasnąłem.
Laura leżała na podłodze w swoim pokoju prawie tonąc we własnej krwi. 
Wszedłem do środka drzwiami balkonowymi i zadzwoniłem po karetkę. 
Później pobiegłem do łazienki po ręczniki. Znalazłem ich kilka i wróciłem do niej. Starałem się ją obudzić i jednocześnie odnaleźć ranę. 
Kiedy ją namierzyłem miałem ochotę rozpłakać się jak małe dziecko.
Nadgarstki. Całe w poziomych kreskach aż do łokcia, oraz dwóch pionowych. Nie zrozumiałem. aż nie znalazłem żyletki w jej dłoniach. Jeszcze bardziej chciało mi się płakać. Przycisnąłem jej ręczniki do nadgarstków w celu zatamowania krwotoku, ale niewiele to dawało. Śnieżno białe ręczniki szybko przybierały szkarłatny kolor.W końcu się skończyły. Pobiegłem po papier toaletowy i wyciągnąłem kilka koszul z jej szafy. Zastąpiły mi ręczniki. 
Zaczynały się kończyć, a ja nie miałem już nic. 
Zacząłem myśleć, co mogło się stać. 
Przecież czemu miałaby się zabijać? Ma takie piękne życie, wspaniałą siostrę, nas i...
I wtedy do mnie dotarło.
To przeze mnie.
Załamałem się i już sięgałem po żyletkę, kiedy do domu w biegli ratownicy.

Dobra, uznałem, że może przejdę już do tych... ważnych spraw.

ONA JEST WAŻNA.
JEST DLA MNIE NAJWAŻNIEJSZA I WŁAŚNIE WALCZY O ŻYCIE W TEJ GŁUPIEJ SALI. 
A JA NIC NIE MOGĘ ZROBIĆ.
NIE ZASŁUGUJĘ NA TO, BY ŻYĆ.



Wpis 15


Nie żyje.

Moja kochana Laura nie żyje...
Mój Boże, nie...


Wpis 16


A jednak!

Żyje, moja kochana Lau żyje!
Boże, dziękuję Ci z całego serca i obu nerek!
Tylko śmierć kliniczna, Boże, tylko kliniczna...


Wpis 17


Dobra, nie tak to sobie wyobrażałem.

Na powitanie dostałem soczystego... Soczyste "puść".
Tylko trzymałem ją za rękę i co?
A chwila, no tak jeszcze uratowałem jej życie! 
Ale nie, mam ją puścić!
Nawet nie dosłyszałem, jak powtórzyła.
Ale w końcu zrobiłem to. 
Była blada jak papier, co sprawiało, że zlewała się z tłem, czyli białą, płaską ścianą.
A później kazała mi wyjść.
Pięknie się zaczyna...


Wpis 18


To nie ona chciała się zabić.

Ktoś jej to zrobił.
Nie ona.
Nie przeze mnie.
Czuję się zagubiony.
Nic nie rozumiem.


Wpis 19


Co ja zrobiłem...

Zaczęło się od tego, że wyszła ze szpitala.
Albo wcześniej.
Poznaliśmy "przemiłego" byłego chłopaka Laury, Evana, który wygląda jakby wpadł pod kombajn. Wydziela specyficzny zapach obornika.
Nienawidzę go.
Ale dobra, bo odbiegam od tematu.
Wybraliśmy się na zaległy lunch.
W którymś momencie Lau wybiegła z knajpy i w deszczu pobiegła do domu. 
Oczywiście ruszyłem za nią. 
Jakoś tak wyszło, że prawie wybiegła na ulicę pod samochód, ale pociągnąłem ją i wpadła na mnie. Wywróciliśmy się i wpadliśmy w błoto.
A później...
O. Mój. Boże. Później. AHHHH!
Pocałowaliśmy się...
To było takie...
Tęskniłem za tym. Za tym uczuciem. Za jej rękami w moich włosach, za jej ciałem na moim. Po prostu za nią. A później... Uciekła. Odbiegła i zostawiła mnie samego. Odprowadziłem ją wzrokiem i ruszyłem do domu.



Wpis 20

Minęło kilka dni...

DUŻO.
Znowu.
My. Mamy. Pecha. Normalnie.
To jakieś fatum jest!
Lau znowu w szpitalu...
Tym razem ktoś chciał ją podpalić, czaicie? PODPALIĆ MOJĄ LAU!
Jak go dorwę, to wsadzę dynamit w dupę i "przypadkiem" podpalę knot!
W szpitalu wydarzyła się coś dziwnego ale  boskiego.
Najpierw udało mi się porozmawiać z Lau. Po ludzku. Trochę się pokłóciliśmy, ale później znowu było okay.
A później zasnąłem... Obok niej... 
I ona też zasnęła, ale najpierw mnie przytuliła. Wiem, bo się przebudziłem. OCZYWIŚCIE, że też ją przytuliłem, nie jestem idiotą.


Wpis 21


Rano spadłem z łóżka.

Laura się obudziła, wrzasnęła, a ja spadłem. Bo tak potrafię tylko ja. Wrodzony talent...
Trochę na mnie nawrzeszczała, Evan ją uspokoił, a ja z trudem starałem się mu nie przydzwonić w ten szpetny ryj.
Kiedy patrzyłem, jak ona się do niego uśmiecha, jak on na nią patrzy, jacy się wydają być szczęśliwi... A ja sam. Riker i Vanessa. Rydel i Ell. Rocky jest samowystarczalny. Piper mnie nie interere. Moja Lau z tym idiotą. 
Jak widzę ten jego uśmieszek mam ochotę powyrywać mu te krzywe zęby i zrobić z nich naszyjnik! Który dałbym Piper. DO NIEJ pasuje Evan. A nie, do mojej Laurci, o.
Później, kiedy wszyscy się śmiali i rozmawiali, byli szczęśliwi, ja, wykluczony z tej grupy, bo moja kochana mnie nie znosi, chwyciłem list, który jej dałem. Czemu zabrała go ze sobą? Przez ten głupi list mogła zginąć, ale jednak go zabrała. 
Boże, jak ja ją kocham...
Wolałbym umrzeć, niż żyć bez niej. 




A później płakała w moje ramię po usłyszeniu, że ich dom spłonął. 
Mają trudne życie. Ona ma trudne życie. 
Ktoś próbuje ją zabić. Straciła dom. Nie ma rodziców. Ja jestem takim gnojem, który niszczy jej życie. 
No, lepiej być nie mogło.


Wpis następny


Skończyłem z dbaniem o numery.

Bo po co to?
Ważne jest to, co piszę, a nie to, który to wpis, prawda? 
W każdym razie dziewczyny będą mieszkać u nas.
Hurra i w ogóle. 
Kiedy ostatnio mówiłem, że płakała w moje ramię...
No to ten, później dalej siedziała do mnie przytulona, Evan poszedł po ciasto...
Teraz wyjaśnię tę sprawę z Srówanem.
Nienawidzę tego dupka.
Wkurza mnie on, wkurza mnie jego relacja z Laurą, kiedy ja mogę ledwo ją przytulić i nie dostać młotkiem w łeb.
JEDNAK kiedy już wrócił musiałem odebrać moje ciacho i puścić Lau. Ona MIMO WSZYSTKO dalej siedziała mi na kolanach. Moja mina to takie: "NHKSDJSDSBJ *~~~~~*"
A potem.... MI WYBACZYŁA! OH YEAH! 
Mamy być przyjaciółmi, blablabla...
A potem stwierdziłem, że już gorzej być nie może i postanowiłem chociaż spróbować dogadać się z tą wredną małpą zwaną Evan.


A później... Po tym, jak nas przesłuchali... Wyszliśmy z tego przeraźliwego miejsca i poszliśmy na lunch.

Najpierw musiałem nieść sobie bluzę. Potem dostałem zadyszki, bo trochę się z nią pogoniłem i ciut za długo nią kręciłem. Laurą, oczywiście. Na miejscu przekazywaliśmy sobie nasze DNA karmiąc się nawzajem lodami. Później wracaliśmy. Pogoda się sknociła i dałem Laurze moją bluzę. Byłem trochę zawiedziony, bo nie chciała... A nieuważne.
A w domu zostałem zaatakowany przez różowe tornado imieniem Delly. 
A później wszystko się wyjaśniło i znowu byliśmy najszczęśliwszą rodzinką na świecie spożywającą pizzę na kanapie i żartującą z tego, gdzie będą spać dziewczyny. 
Stało się magicznie tak, że zacząłem dmuchać sobie materac, przyszła Laura, powiedziałem jej, że uczuć nie zmienię, że dlatego tak się zachowałem w kawiarni i inne takie. Później padłem na moje łóżko tymczasowe, a ona za mną. Położyła się obok mnie, a swoją głowę na mnie. Pożartowaliśmy na temat materaca, po czym zadzwonił Evan. Ona wyszła (za moim ściemnionym pseudo pozwoleniem), ale najpierw pocałowała mnie w policzek. I teraz takie O MÓJ BOŻE, ONA POCAŁOWAŁA MNIE W POLICZEK NIGDY WIĘCEJ GO NIE UMYJĘ OMG IDĘ ODCIĄĆ SOBIE TEN KAWAŁEK SKÓRY I OPRAWIĘ GO W RAMKĘ PO CZYM POWIESZĘ NAD ŁÓŻKIEM.
A tak poważnie to zacząłem ryczeć.
HA! Jak dziewczynka. Ona wróciła, położyła się obok mnie i mocno przytuliła. Trochę powrzeszczeliśmy i znów się pogodziliśmy. Ja pierdacze, my nigdy nie będziemy normalni.  

Było okay, do momentu w którym przyszła Van.

Opiszę to jak najkrócej potrafię.
Nazwała mnie mordercą i chciała zabić mnie oraz Laurę po drodze, ale zdążyliśmy zabarykadować się w pokoju i schować w szafie.
A w szafie...
O MÓJ BOŻE KOCHAM TĘ SZAFĘ. 
W TEJ SZAFIE CHCĘ WZIĄĆ ŚLUB.
I MÓJ BOŻE W TEJ SZAFIE MNIE POCAŁOWAŁA HBSUSBDUSBDH.
O mój Boże, a później spała obok mnie WOOP WOOP.
CZEMU JESTEM TAKI ZAJEBISTY?
Czemu piszę takie durnoty...?
Potrzebuję snu...
Ale nie mogę!
Patrzę na nią, jak leży obok mnie i śpi wtulona we mnie... 
Kaptur mojej bluzy w której cały czas chodzi nasunął się jej na twarz...
Jezu, jaka ona jest piękna...


Wpis... Cholera wie, który.


Śniadanko było piękne...

No a później dziewczyny poszły na zakupy. Postanowiłem iść do szpitala. Nie wiem, czemu, ale chciałem pogadać z Piper. 
Już prawie byłem pod salą, kiedy usłyszałem rozmowę... Piper, Evana i jeszcze kogoś. Rozmawiali o... Laurze.
Co tu się dzieje do...?
Rozmawiali, jak to nie wyszły te poprzednie próby, Piper darła się na Evana, a on bronił się przed nią stłumionym krzykiem. Powtórzę się, o co tu chodzi?
Ostatni głos był zniekształcony. Ach, komórka. 
Rozmawiali o pożarze, o podcięciu żył... I wtedy padły takie słowa: "Ostatnia szansa. Macie być w tym metrze. Laura ma zginąć". Ku memu zdziwieniu wypowiedziała je Piper. 
Czemu ja tu jeszcze stoję?! 
Ruszyłem się z miejsca, kiedy Evan wyszedł z sali. 
"Ross, a co ty tu robisz?"
"Chciałem pogadać z Piper, ale stwierdziłem, że nie będę przeszkadzał"
"No dobra, miłego dnia."
Inteligentnie. 
CZEMU JA MAM TAK MAŁO MÓZGU?
Ruszyłem biegiem w stronę metra.
Szukałem jej, ale nie umiałem znaleźć. 
Kiedy na nią spojrzałem, dostała kulką.



List 1

 Hej Lau.
 Wiem, że tego nie przeczytasz, ale i tak napiszę.
Tu jest okropnie. Ja tego nie zrobiłem. Nie próbowałem Cię zabić, nigdy bym tego nie zrobił.
Nie chcieli mi wierzyć, ty pewnie też byś nie uwierzyła. W końcu Piper to twoja przyjaciółka, z Evanem też się przyjaźnisz...
Pewnie teraz mi Cię odbierze. 
W każdym razie słyszałem jak rozmawiali. W szpitalu. O wszystkim.
W tym metrze Cię szukałem, chciałem Cię ostrzec.
Kiedy nikt nie umiał mi powiedzieć, czy w nim jesteś, czy nie, myślałem, że może nie poszło po ich myśli, że może wcale Cię tam nie było.
A kiedy Cię zobaczyłem...
Ta broń, którą miałem w ręku miałem po to, żeby móc mnie i Ciebie obronić. Jeśli byłaby taka potrzeba.
 Wiem, że masz mnie za mordercę i świra, który kłamie w żywe oczy, ale ja wcale taki nie jestem. Nigdy nie zrobiłbym Ci krzywdy.
Pozdrawiam
                                            ~Ross




List 2

Hej Lau.
WYCIĄGNIJ MNIE STĄD!
Ci ludzie to banda agresywnych kretynów!
Wiesz, ile razy wczoraj dostałem za to, że pisałem do Ciebie?
Ech, te siedem kopniaków to nic, serio.
Nie mogę z nikim rozmawiać i nazywają mnie "blondynkiem zagłady".
Poważnie, oni są tacy tępi...
Głupsi od Rocky'ego.
Po żelkach.
Tęsknię za wami, wiesz?
Chciałbym Cię znów przytulić, 
Chciałbym znowu przedrzeźniać się z Rikiem.
Chciałbym bić się z Ell'em o żelki,
oraz grać z RyRy'em na konsoli.
Poszedłbym do Starbucksa z Delly
i wkurzałbym Vanessę głupimi tekstami o tym, jak to śmiesznie wygląda w białym.
Evanowi przyczepiłbym fajerwerki do zadka i wystrzelił w atmosferę, a Piper poszatkowałbym tasakiem i wrzucił na grilla.
I tak to za mało za to, co Ci zrobili.
Wiem, że żyjesz. 
Czuję to.
Całuję
~Ross

List 3

Hej Lau
To znowu ja.
Po tym jak wczoraj do Ciebie zadzwoniłem zostałem ładnie sprany
oraz zanurkowałem w kiblu, bo moi mili współlokatorzy którzy NAPRAWDĘ kogoś zabili wepchnęli mi do niego łeb.
Tak cholernie za tobą tęsknie...
Jak usłyszałem twój głos to miałem ochotę się rozpłakać.
Cały czas mam Cię przed oczami. 
Tęsknię za Tobą i chyba z tej tęsknoty umrę. 
Do zobaczenia 
~Ross

P.S pisze krótko, bo uwierz mi, nie chcesz wiedzieć, co się tu dzieje.



List 4

BOŻE LAU ZABIERZ MNIE STĄD
PROSZĘ, NIE WYTRZYMAM WIĘCEJ.
WSZYSCY SIĘ NA MNIE UWZIĘLI.
Czytałaś nowe gazety?
Więc pewnie wiesz, o co chodzi.
Dzisiaj dostałem już sześcioma w twarz, jedną wsadzili mi do buta, 
a dwie leżały w kiblu.
Widzisz, tu nawet skorzystać nie można w spokoju!
Jak nie wygram tej rozprawy to się zabiję...
Powieszę się tutaj, albo potnę nożem z obiadu.
Ewentualnie rozwalę sobie twarz na ścianie.
To mnie przerasta, Lau.
Oni wszyscy traktują mnie jak potwora, wiesz?
Znaczy, ci źli jak nierównego sobie.
A pracownicy jak potwora.
Nie mogę nawet wysłać do Ciebie tych listów.
Znalazłem sobie takiego jakby "kumpla" w celi naprzeciwko.
Wie, jak się czuję.
I potajemnie daje mi kartki, bo jemu rodzina przynosi.
Wiem, że mnie nie odwiedzicie.
Nawet jakbyście to zrobili, to przecież nic nie zrobicie z moim położeniem, bo nie macie pojęcia co się dzieje.
Wiedz, że Cię kocham.
~Ross

List 5

Cześć Laura.
Tracę powoli nadzieję...
Jeszcze wczoraj mógłbym się założyć, że mnie przynajmniej odwiedzicie.
A teraz nie wiem już, co mam myśleć.
Wszystkie listy gniotą się pod materacem. 
Wolne kartki też.
Tak za wami tęsknie...
Jeśli kiedykolwiek stąd wyjdę to obiecuję być najukochańszym chłopakiem na świecie.
Będę wam wszystkim piekł naleśniki, będę Ci śpiewał na dobranoc,
będę z wami chodził na zakupy i wnosił je na górę, będę chodził z tobą gdziekolwiek zechcesz,
kupię Ci szczeniaczka, kupię nam dom, 
zobaczysz, zaręczę się z tobą.
Będziemy najlepszym małżeństwem na tym pierniczonym świecie.
Będziemy mieć najsłodsze dzieci na tej planecie.
Na święta kupię Ci pierścionek z brylantem,
a na miesiąc poślubny zabiorę Cię gdzie będziesz chciała.
Tylko proszę, kotek, wyciągnij mnie stąd.
Wiem, że mnie nienawidzisz, ale nic nie poradzę na to, że właśnie tak bym chciał.
Kocham Cię, pamiętaj o tym, cokolwiek się stanie.
~Ross


List 6

Cholera, Lau, dziękuję, dziękuję!
Nie wiem, jak mogę Ci podziękować!
Przyszłaś do mnie, naprawdę przyszłaś...
A ja głupi nie miałem dla Ciebie tych listów...
No ale dobra.
Powiedziałaś "tak".
Boże, ty naprawdę powiedziałaś "TAK"!
Kocham Cię, kocham, kocham!
Przysięgam, że jak tylko stąd wyjdę to oświadczę Ci się jak człowiek.
Oczywiście nie wiem, kiedy wyjdę, bo czeka nas rozprawa,
A znając życie i większość odcinków W11 Evan i Piper się wybronią 
unikną kary.
Przysięgam Ci, że jeśli tak się stanie 
to ich znajdę i zdobędę powód do siedzenia tutaj.
Widziałaś, jaka masakra, nie?
Taak, mi też się podoba to oko...
A tak poważnie.
CZEMU KURDE TO TAK BOLI?!
Przecież to tylko oko!
Nie wydłubali mi go, tylko lekko podbili...
Dobrze, kończę, bo kartka mi się kończy.
Pozdrawiam.
~Ross

P.S  Pamiętaj, że Cię kocham!


List 7

Boże Lau...
Jutro rozprawa, rozumiesz?
Jutro albo wyjdę i będę z tobą, albo zostanę bezpodstawnie oskarżony i zamkną mnie tu na dłuuuużej.
Nie chcę tego.
Chcę być z Tobą i resztą. Mimo tego,
że pewnie mnie nienawidzą
ja za nimi tęsknię.
Proszę, powiedz, że się uda, 
że już będziemy mogli być razem...
Niczego więcej nie chcę.
Na razie.
DOBRA, tego NIE było!
Lau.
Lau.
Lau.
Kocham patrzeć i słyszeć Twoje imię.
Może dlatego, że jest twoje?
A ja Cię przecież tak kocham...
Wiesz o tym, prawda?
Uhh... 
Tęsknię za tobą.
Dobra, ile razy już to napisałem w tym liście?
A dobra, chyba pierwszy.
Ross nieogar zdupi wszystko.
Ale nie waaaażnee.
JEZU NIE WIEM, CZY TO NORMALNE ALE JEDNOCZEŚNIE SIĘ BOJĘ I CIESZĘ NA JUTRZEJSZY DZIEŃ.
A jeśli się nie uda?
Uda. Ross,idioto, myśl optymistycznie
Ale jeśli się nie uda i zostanę tu do końca życia? Jeśli będę musiał ciagle pożyczać kartki od Jonny'ego z naprzeciwka i znosić łomot Wielkiego Bill'a?
Ogarnij się, tępaku.
Ale to JEST możliwe! Co, jeśli TAK dobrze się przygotują, jeśli to IM się uda, a ja do końca życia będę pisać dla Ciebie listy, chociaż i tak
Nigdy ich nie przeczytasz?
LAU PROSZĘ ZACZYNAM KŁÓCIĆ SIĘ SAM ZE SOBĄ.
Lau, ja tak się boję...!
Proszę...
Lau, proszę, zabierz mnie stąd...
~Ross 

P.S. Dalej Cię kocham...


List 8

Lau...
LAURCIA KOCHANIE KOCHAM CIĘ NAJMOCNIEJ NA ŚWIECIE!
WYCIĄGNĘŁAŚ MNIE, NA PRAWDĘ SIĘ UDAŁO...!
Boże, na prawdę, nie wiem, odczepi zacząć...
O!
Na rozprawie wyglądałaś ślicznie.
Normalnie bym do ciebie podszedł
i wycałował, gdyby nie fakt, że miałem skute ręce.
A tak poważnie to nie umiałem 
na Ciebie nie patrzeć.
Moja kochana mnie stąd wyciągnęła...
Słuchaj, mogę nazywać Cię moją żoną, czy wolisz dziewczyną?
Bo którąś z nich NA PEWNO jesteś.
Ale to ty zdecydujesz...
Dobra, mam mało czasu,
przecież muszę jeszcze posegregować resztę listów!
I oddać resztę kartek Jonny'emu... 
No właśnie, muszę się z nim pożegnać!
Świetny koleś, mimo że na dożywociu...
Dobra, papki!
TAAAAAK BARDZO CIĘ KOCHAM
~Ross

P.S KOCHAM KOCHAM KOCHAM KOCHAM KOCHAM KOCHAM KOCHAM CIĘ!




Wpis 24

Wróciłem!
W skrócie.
Siedziałem w pace, bo moja rodzina i policja oraz sąd myśleli, że próbowałem zabić własną (prawie) dziewczynę. Później moje kochanie zwane Laurcią mnie uratowało podsłuchując rozmowę Piper i Evana, którzy mają przekichane u Wielkiego Bill'a, któremu dokładnie ich opisałem i teraz są przerabiani na mielonkę, S przynajmniej mam taką nadzieję.
Teraz przybyło nam problemów... Lau chce jechać studiować, bo przyjęli ją na Harvart.
Jaki z niej dumny jestem!
To nie zmienia faktu, że Lau jedzie, mg mamy trasę... Po prostu czad.
Jak mam ją puścić...?
Słyszałem ZA DUŻO o związkach na odległość i strasznie się martwię. 
Nie mogę jej zostawić, ale nie mogę też jechać z nią...
Wszyscy mówią, że będę ją rozpraszał i nie będzie się mogła skupić na nauce.
Nie wiem, czy mogę się zgodzić, bo rozpraszać mógłbym ją tylko w nocy...
ROSS! WALNIJ SIĘ W TEN PUSTY ŁEB I ZASTANÓW NAD TYM, CO PISZESZ/MYŚLISZ!
Zastanów się, o czym myślisz...
FUCK LOGIC!
No ale dobra, załóżmy, że nie jest tak źle, zaplanujmy jak mam zamiar się *** **********... Trudne, skomplikowane... A jak ważne! To MUSI wyjść idealnie, inaczej ***** mogę się z palmą!
No dobra, kończę, bo Lau się chyba przebudza...


Wpis 25

JESTEM KRÓLEM ROMANTYZMU, TAK CZY NIE?!
Baaaabciuuu!
Spełniłem twoje życzenie i moje marzenie...
Werble proszę...
Tadadadaadadadaadaadaddadadaaaa
OŚWIADCZYŁEM SIĘ JEJ WOO!
Oświadczyłem się Laurze...
Boże, zgodziła się...
Boże jesteśmy zaręczeni...
I JAK NA ZŁOŚĆ MUSIMY SIÈ ROZSTAĆ NA TAK DŁUGO, NIE?
To nie zmienia faktu, że ją kocham.
Kocham, kocham tak cholernie kooochaaam!
Boże, już widzę ten ślub, wesele...
Jezu, ja chcę...
Ona (w odróżnieniu do Vanessy) PIĘKNIE WYGLĄDA W BIAŁYM!
Mój mózg wyobraża ją sobie w długiej, białej sukni, z welonem i bukietem białych róż w rękach idącej w moją stronę...
No właśnie, czy wspomniałem, że wyglądam ŚWIETNIE w garaniaku?
Czy wspomniałem, że moje wyobrażenia na temat naszej wspólnej przyszłości nie kończą się w tym miejscu? Raczej na odwrót. 


Wpis 26

Wyjechała.
Wsiadła w samolot i (po dość płaczliwym i skomplikowanym pożegnaniu) odleciała.
Minął ledwie dzień, a ja już tęsknię za nią jak głupi...
NAPRAWDĘ chciałbym być z nią, ale będąc z nią tam nie dawałbym jej możliwości nauczenia się czegokolwiek, a przecież po to tam pojechała. Żeby się uczyć.  


Wpis 27

Trasa trwa, a ja za nic nie mogę się z nią porozumieć.
Ona ma za dużo nauki, ja mam koncerty, w dodatku ciągle zmienia nam się godzina i już nie umiemy się dogadać.
Tęsknię za nią.
Tak bardzo za nią tęsknię...!
W każdym razie to nie mój jedyny problem.
Po tej całej jeździe z Piper i Evanem nie umiem spać. Tak się o nią martwię.
Przecież jest sama w mieście, dookoła niej mnóstwo ludzi, oraz chłopaków...
Nie, Ross, ogarnij się!
Ona nie jest taka jak ty!
Ona nie mogłaby mnie zdradzić, prawda?
Prawda?!
Chyba nigdy się nie dowiem.


Wpis 28

Super, rodzina będzie mnie nienawidzić.
Trasa się kończy, a ja zwróciłem ich przeciwko mnie.
Zaczęło się od zwykłego koncertu w Las Vegas. 
Oczywiście, już od początku bolały mnie oczy. Tyle świecidełek nie znajdziesz nigdzie, no a poza tym zbliżają się święta.
No więc miasto wygląda jak choinka.
No i ten, w trakcie koncertu Riker wyciągnął Vanessę na scenę i się jej oświadczył. No tak, fajnie, tylko jak myślicie, co mi się przypomniało?
Oh, może ta dzika euforia, kiedy Lau powiedziała "tak"? Kiedy uśmiech nie schodził jej z twarzy do wieczora? Jej śmiech? Ogólnie ona?
Oklaski, dziki szał, o mój Boże, zgodziła się, będzie ślub hurra.
A tak poważnie.
Kiedy wróciliśmy do hotelu od razu zaczęły się gratulacje, Riker się cieszył, Vanessa się śmiała, a ja nie umiałem sobie wyobrazić tego, że oni mogą wziąć ślub, a Laury nawet nie ma przy mnie...
I wtedy wybuchłem.
Najpierw dość niecenzuralnie wyraziłem swoje zdanie na temat tych oświadczyn, na ich temat, na temat tej trasy, na koniec na temat samego siebie. Jeszcze na chwilę wróciłem do tego, jakie to niesprawiedliwe, kiedy Ratliff wyjechał z tekstem typu: "Posłuchaj, Ross. Rozumiemy, że nie jesteś zbyt zadowolony z tego, że Laury z nami nie ma, ale to nie znaczy, że masz się na nas wyżywać!". Wtedy wyraziłem swoje zdanie na temat mówienia o niej, jak o zmarłej i poszedłem do części sypialnej i padłem na łóżko.
Tak w skrócie straciłem wszystkich dla mnie ważnych.


Wpis 29

Delly mnie pocieszyła.
Przyszła i odsunęła zasłonę, po czym usiadła obok mnie i zaczęła uspokajać.
Mówiła, że moje zachowanie jest zrozumiałe, ale zachowałem się trochę nie fair. Mruknąłem coś o tym, że tak nie myślę i odwróciłem się w drugą stronę.
Westchnęła i powiedziała, że jeśli chcę pogadać to mogę do niej przyjść.
Nie odpowiedziałem.
Poklepała mnie po ramieniu i zostawiła.
Dziesięć minut później wpadłem na pomysł, który będzie rozwiązaniem moich problemów.
Z Laurą dalej nie mogę porozmawiać.
Ona się uczy, kiedy ja mam czas.
Ona ma czas, kiedy śpię.
Ja mogę rozmawiać, kiedy jest na zajęciach, a kiedy my mamy koncert Lau ma święty spokój.
Skoro trasa się kończy, nikt mi nie zabroni, prawda?
Jasne, że nie, przecież każdy ma prawo do wyboru.
A ja wybieram, co wybieram.
Po powrocie lecę do Laury.


4 komentarze:

  1. OMG! Już koniec?! Tak szybko koniec?! The end?! Nie mów mi, że to koniec... Będzie dalej czy raczej nie? Bo seryjnie mi się to podobało *.* Chcę dalej :( Chcę wiecej :'(

    OdpowiedzUsuń
  2. Wy z tego One Shota możecie zrobić... Ok może jednak nie, bo jeszcze druga część xD Uwielbiam tego bloga a po tym opku ryczałam. Uwielbiam was laski!

    ~Kal

    OdpowiedzUsuń