Zbliżał się wieczór, a Rydel już czwarty raz gotowała Rocky'emu i Ellingtonowi Mac&Cheese, Vanessa z Rikerem gdzieś się zaszyli i nikt nie wie, co robią. Ja gadam sobie z Rossem i wszystko jest git.
A bo wcale nie. Po pierwsze: nie gadam z nim, bo ten zapatrzył się w ekran swojego telefonu i z kimś esemesuje. Ja siedzę i się nudzę. Nie obejrzę telewizji, bo reszta jest za głośno. Nie pogram na kompie, bo bez pozwolenia nie wolno. Nie popiszę z nikim, bo nie mam z kim. Nudy na pudy. Chyba że...
- Ja już się będę zbierać. - powiedziałam wstałam z kanapy.
- Co? Nie idź jeszcze! - protestowała Rydel.
- Nie no, lepiej będzie jak pójdę. - zaczęłam kierować się w stronę drzwi spoglądając na Rossa, któremu nawet tornado by nie przeszkodziło. Rydel wyłapała moje spojrzenie i wyrwała bratu telefon.
- EJ! - protestował.
- Idź odprowadzić koleżankę. - wskazała na mnie.
- Już idziesz? - spytał zdziwiony.
- Nom. - odpowiedziałam i zaczęłam zakładać buty. On zrobił to samo. Założyłam kurtkę i razem z blondynem opuściłam dom.
- Czemu już idziesz? - spytał.
- Nie miałam nic do roboty. Ness zniknęła, a nawet jakby była to zapatrzona w Rikera. Rydel w kuchni, brunetki się bili na łyżki, a ty pisałeś. - wzruszyłam ramionami.
- Było powiedzieć, że ci się nudzi! - zatrzymałam się, a on zrobił to samo. - Co się stało?
- Nic. Po prostu kiedy tak wtedy pisałeś nie wyglądałeś, jakbyś chciał, żebym ci przerwała, bo się nudzę. W dodatku nie chciałabym, żebyś zareagował jak na Rydel...
- Laura... Weź przestań.
- Okej. - powiedziałam i ruszyłam przed siebie.
- Ale nie musisz sobie iść. - dogonił mnie.
- Ale chcę. - dalej szłam, a blondyn za mną. - Długo będziesz za mną laził?
- Miałem cię odprowadzić, a to zazwyczaj polega na podążaniu za osobą aż do jej domu, więc... - zamyślił się, a ja to wykorzystałam i mu uciekłam. - Laura? Laura?! - zaczął panikować, a ja umierałam w krzakach. Ze śmiechu! On zaraz na wierze kościelną wejdzie i będzie się darł! Ahahahahahah!
- Lauraaaaaaaaaaa?! Gdzie jesteś?! Nie no, Rydel mnie zabije...
- Rydel bym się nie martwiła. Gorzej z Vanessą... Uuu... Ona to masakra na dwóch nogach... - postanowiłam się odezwać.
- Laura? Gdzież żech je? - spytał, a ja nie mogłam się już powstrzymać. Wybuchnęłam mega głośnym śmiechem słyszalnym na drugim końcu miasta. - Jezu, ale mnie nastraszyłaś! - kucnął by mi się lepiej przyjrzeć. Szczerze? Na co patrzeć? A no tak, przecież to normalne, że 18 latka śmieje się jak nienormalna w krzakach, a jej kolega drze się jak opętany na całe miasto! To takie zwyczajne... Zieeew. Już dawno wyszło z mody [Sama nie wiem, czemu to piszę... ~Natalcza]...
- Ross?
- Tak?
- Pomożesz mi? - spytałam.
- W czym niby?
- Podniesiesz mnie? - spytałam słodkim głosem jednocześnie robiąc maślane oczy. Uśmiechnął się, złapał mnie za rękę i podniósł. - Dzięki. - uśmiechnęłam się.
- Ej, a może jakaś nagroda? - spytał, a mnie zamurowało.
- C..C..Coo?
- Nie wiem, może mnie przenocujesz, albo przynajmniej przytulisz? - spytał, a ja (sama nie wiem, czemu to zrobiłam!) podeszłam do niego i przytuliłam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, co właśnie robię! Oderwałam się od niego i zwiałam, zostawiając zdezorientowanego blondyna na ulicy...
***
Leżałam na kanapie w salonie pod mięciutkim, cieplutkim kocykiem, pijąc ciepłą herbatę. Coś jest ze mną nie tak. Po prostu się przytuliliśmy, a ja? Uciekłam. Jestem głupia. Pewnie teraz będzie miał mnie gdzieś! Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Pewnie Vanessie nie chce się szukać kluczy w torebce... Ale serio, ona ma tam wszystko! Podeszłam więc do drzwi i otworzyłam. Za nimi stał pewien blondyn...
- Co tu robisz? - spytałam.
- Wiesz, najpierw musiałem wrócić do domu i spytać się Vanessy gdzie mieszkacie, oraz dostać od Delly w łeb, bo cię nie upilnowałem... Ale w końcu przyszedłem, bo mam zamiar się spytać, czemu uciekłaś.
- Emm... A może wejdziesz? - spytałam, a on wszedł do domu. Zdjął kurtkę i powiesił na wieszaku. Wszedł dalej i zaczął się rozglądać.
- Ładnie tu macie... - zauważył.
- Dzięki. Chcesz coś to picia? - spytałam tylko po to, by odłożyć rozmowę na później.
- Nie, dziękuję. - odpowiedział i wrócił do oglądania domu. Ja poszłam i zrobiłam mu herbatę. Niech wie, jak to jest. Z kubkiem parującego napoju weszłam do salonu, a on siedział i robił coś na telefonie. Usiadłam i podałam mu kubek.
- Pozwól, że cię zacytuję: "Dzięki, ale przecież mówiłem, że nic nie chcę". - powiedział, a ja się uśmiechnęłam.
- Zemsta. - zaśmiałam się, a on upił łyk. - Dobre?
- A no. - upił jeszcze jeden. - A powiesz mi w końcu dlaczego uciekłaś? - wiedziałam, że w końcu do tego dojdziemy.
- Chcesz może ciasto? Przyniosę, poczekaj. - wstałam, ale blondyn złapał mnie za rękę.
- Poczekaj. - ścisnął mocniej. - Dlaczego uciekasz? Przecież nie chcę cię zjeść, czy coś. Ja po prostu chcę wiedzieć, dlaczego uciekłaś... - usiadłam z powrotem.
- Nie chciałam, żeby twoja dziewczyna była zła... - szepnęłam, a on się zamyślił. Wyglądał, jakby coś wymyślał.
- Ja nie mam dziewczyny. - powiedział.
- Nie kłam.
- Nie kłamię! - krzyknął i zerwał się z kanapy.
- Dobra, nie denerwuj się. - próbowałam go uspokoić. Ale to nie możliwe! A może... Czyżby szczęście się do mnie uśmiechnęło? Możliwe, ale wolę nie cieszyć się na zapas...
- Dobra, ja ci wszystko wyjaśniłam. Teraz możesz wyjść z mojego domu...
A bo wcale nie. Po pierwsze: nie gadam z nim, bo ten zapatrzył się w ekran swojego telefonu i z kimś esemesuje. Ja siedzę i się nudzę. Nie obejrzę telewizji, bo reszta jest za głośno. Nie pogram na kompie, bo bez pozwolenia nie wolno. Nie popiszę z nikim, bo nie mam z kim. Nudy na pudy. Chyba że...
- Ja już się będę zbierać. - powiedziałam wstałam z kanapy.
- Co? Nie idź jeszcze! - protestowała Rydel.
- Nie no, lepiej będzie jak pójdę. - zaczęłam kierować się w stronę drzwi spoglądając na Rossa, któremu nawet tornado by nie przeszkodziło. Rydel wyłapała moje spojrzenie i wyrwała bratu telefon.
- EJ! - protestował.
- Idź odprowadzić koleżankę. - wskazała na mnie.
- Już idziesz? - spytał zdziwiony.
- Nom. - odpowiedziałam i zaczęłam zakładać buty. On zrobił to samo. Założyłam kurtkę i razem z blondynem opuściłam dom.
- Czemu już idziesz? - spytał.
- Nie miałam nic do roboty. Ness zniknęła, a nawet jakby była to zapatrzona w Rikera. Rydel w kuchni, brunetki się bili na łyżki, a ty pisałeś. - wzruszyłam ramionami.
- Było powiedzieć, że ci się nudzi! - zatrzymałam się, a on zrobił to samo. - Co się stało?
- Nic. Po prostu kiedy tak wtedy pisałeś nie wyglądałeś, jakbyś chciał, żebym ci przerwała, bo się nudzę. W dodatku nie chciałabym, żebyś zareagował jak na Rydel...
- Laura... Weź przestań.
- Okej. - powiedziałam i ruszyłam przed siebie.
- Ale nie musisz sobie iść. - dogonił mnie.
- Ale chcę. - dalej szłam, a blondyn za mną. - Długo będziesz za mną laził?
- Miałem cię odprowadzić, a to zazwyczaj polega na podążaniu za osobą aż do jej domu, więc... - zamyślił się, a ja to wykorzystałam i mu uciekłam. - Laura? Laura?! - zaczął panikować, a ja umierałam w krzakach. Ze śmiechu! On zaraz na wierze kościelną wejdzie i będzie się darł! Ahahahahahah!
- Lauraaaaaaaaaaa?! Gdzie jesteś?! Nie no, Rydel mnie zabije...
- Rydel bym się nie martwiła. Gorzej z Vanessą... Uuu... Ona to masakra na dwóch nogach... - postanowiłam się odezwać.
- Laura? Gdzież żech je? - spytał, a ja nie mogłam się już powstrzymać. Wybuchnęłam mega głośnym śmiechem słyszalnym na drugim końcu miasta. - Jezu, ale mnie nastraszyłaś! - kucnął by mi się lepiej przyjrzeć. Szczerze? Na co patrzeć? A no tak, przecież to normalne, że 18 latka śmieje się jak nienormalna w krzakach, a jej kolega drze się jak opętany na całe miasto! To takie zwyczajne... Zieeew. Już dawno wyszło z mody [Sama nie wiem, czemu to piszę... ~Natalcza]...
- Ross?
- Tak?
- Pomożesz mi? - spytałam.
- W czym niby?
- Podniesiesz mnie? - spytałam słodkim głosem jednocześnie robiąc maślane oczy. Uśmiechnął się, złapał mnie za rękę i podniósł. - Dzięki. - uśmiechnęłam się.
- Ej, a może jakaś nagroda? - spytał, a mnie zamurowało.
- C..C..Coo?
- Nie wiem, może mnie przenocujesz, albo przynajmniej przytulisz? - spytał, a ja (sama nie wiem, czemu to zrobiłam!) podeszłam do niego i przytuliłam. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, co właśnie robię! Oderwałam się od niego i zwiałam, zostawiając zdezorientowanego blondyna na ulicy...
***
Leżałam na kanapie w salonie pod mięciutkim, cieplutkim kocykiem, pijąc ciepłą herbatę. Coś jest ze mną nie tak. Po prostu się przytuliliśmy, a ja? Uciekłam. Jestem głupia. Pewnie teraz będzie miał mnie gdzieś! Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Pewnie Vanessie nie chce się szukać kluczy w torebce... Ale serio, ona ma tam wszystko! Podeszłam więc do drzwi i otworzyłam. Za nimi stał pewien blondyn...
- Co tu robisz? - spytałam.
- Wiesz, najpierw musiałem wrócić do domu i spytać się Vanessy gdzie mieszkacie, oraz dostać od Delly w łeb, bo cię nie upilnowałem... Ale w końcu przyszedłem, bo mam zamiar się spytać, czemu uciekłaś.
- Emm... A może wejdziesz? - spytałam, a on wszedł do domu. Zdjął kurtkę i powiesił na wieszaku. Wszedł dalej i zaczął się rozglądać.
- Ładnie tu macie... - zauważył.
- Dzięki. Chcesz coś to picia? - spytałam tylko po to, by odłożyć rozmowę na później.
- Nie, dziękuję. - odpowiedział i wrócił do oglądania domu. Ja poszłam i zrobiłam mu herbatę. Niech wie, jak to jest. Z kubkiem parującego napoju weszłam do salonu, a on siedział i robił coś na telefonie. Usiadłam i podałam mu kubek.
- Pozwól, że cię zacytuję: "Dzięki, ale przecież mówiłem, że nic nie chcę". - powiedział, a ja się uśmiechnęłam.
- Zemsta. - zaśmiałam się, a on upił łyk. - Dobre?
- A no. - upił jeszcze jeden. - A powiesz mi w końcu dlaczego uciekłaś? - wiedziałam, że w końcu do tego dojdziemy.
- Chcesz może ciasto? Przyniosę, poczekaj. - wstałam, ale blondyn złapał mnie za rękę.
- Poczekaj. - ścisnął mocniej. - Dlaczego uciekasz? Przecież nie chcę cię zjeść, czy coś. Ja po prostu chcę wiedzieć, dlaczego uciekłaś... - usiadłam z powrotem.
- Nie chciałam, żeby twoja dziewczyna była zła... - szepnęłam, a on się zamyślił. Wyglądał, jakby coś wymyślał.
- Ja nie mam dziewczyny. - powiedział.
- Nie kłam.
- Nie kłamię! - krzyknął i zerwał się z kanapy.
- Dobra, nie denerwuj się. - próbowałam go uspokoić. Ale to nie możliwe! A może... Czyżby szczęście się do mnie uśmiechnęło? Możliwe, ale wolę nie cieszyć się na zapas...
- Dobra, ja ci wszystko wyjaśniłam. Teraz możesz wyjść z mojego domu...
- A wcale że nie. - powiedział. - Czemu myślałaś, że mam dziewczynę? - spytał.
- No bo...
- Cześć wam! - krzyknęła Vanessa.
- No hej. - powiedział lekko wkurzony Ross.
- Dzięki siostra! A teraz dobranoc, idę sobie, pa. - pisnęłam i pobiegłam na górę. Blondyn za mną, jednak ja szybciej dobiegłam i zamknęłam się w pokoju. Zasunęłam rolety i zamknęłam balkon. Przebrałam się w piżamę i w miarę ignorując walenie w drzwi i krzyki Rossa starałam się zasnąć. Niestety, gu*nianie mi szło.
W końcu zamilkł. Nowość. Udało mi się zasnąć.
*RANO*
Obudziłam się i zdziwiona stwierdziłam, że jest 11:25. Dość długo spałam... Dobra, nie ważne. Ubrałam jakieś tam ciuchy i wyszłam z pokoju, prawie zabijając się o śpiącego Rossa. Ten tylko obrócił się na drugi bok i dalej spał. Prychnęłam i zeszłam na dół, gdzie Vanessa oglądała Eurowizję. Pytanie, skąd ją wzięła?
- Jezu Chryste, co to jest? - spytałam, gdy na ekranie pojawiło się TO.
- Babochłop z Eurowizji. - powiedziała jakby to było całkiem normalne. Po moim ciele przeszedł dreszcz, ale jeszcze gorzej było kiedy poczułam oddech na mojej szyi. Moje serce na moment stanęło, a ja znieruchomiałam. Nagle ten ktoś kto za mną stał odgarnął mi włosy do tyłu i odszedł. Rozluźniłam się. Odwróciłam, a tam Ross w kuchni. Opierał się o blat i szeroko uśmiechał.
- Wiesz, nie ładnie tak na kogoś wpadać... - stwierdził.
- Ej! To ty zasnąłeś pod moimi drzwiami! - protestowałam.
- Ludzie, uspokójcie się... - próbowała Vanessa.
- NIE! - ryknęliśmy jednocześnie. To nie prawdopodobne, że tyle wyrazów potrafimy wypowiedzieć w tym samym czasie! A jednak...
- Dobra, mam dość. - szepnęłam i podeszłam do lodówki. Otworzyłam ją i wyjęłam karton mleka. Wyduldałam co najmniej pół, a blondyn zaczął się trząść. - No co?
- Nienawidzę mleka... - szepnął, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Wiesz, nie ładnie tak na kogoś wpadać... - stwierdził.
- Ej! To ty zasnąłeś pod moimi drzwiami! - protestowałam.
- Ludzie, uspokójcie się... - próbowała Vanessa.
- NIE! - ryknęliśmy jednocześnie. To nie prawdopodobne, że tyle wyrazów potrafimy wypowiedzieć w tym samym czasie! A jednak...
- Dobra, mam dość. - szepnęłam i podeszłam do lodówki. Otworzyłam ją i wyjęłam karton mleka. Wyduldałam co najmniej pół, a blondyn zaczął się trząść. - No co?
- Nienawidzę mleka... - szepnął, a ja wybuchnęłam śmiechem.
Świetny rozdział
OdpowiedzUsuńFajne!
OdpowiedzUsuńhorrory, mleko... ciekawe co jeszcze? xd
OdpowiedzUsuń