czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 3: "I wanted you to know that I love the way you laugh"

- Jak można nie lubić mleka? - spytałam go, a on wzruszył ramionami.
- Lubię wodę - stwierdził, a ja znowu wybuchnęłam śmiechem. - Co ja gadam... Kocham wodę!
- Woda jest spoko, ale mleko lepsze - zaoponowałam, a wtedy wtrąciła się Van.
- Może zaraz połączycie oba i nazwiecie "napojem Raury"? - Nie załapaliśmy, o co chodzi, więc zaraz nam wytłumaczyła. - No Raura... Połączenie waszych imion.
Spojrzeliśmy na siebie z Rossem i zaśmialiśmy jednocześnie. Van spojrzała na nas wzrokiem typu "Pasujecie do siebie", więc od razu się od siebie odsunęliśmy.
- Daj spokój, Van, on ma dziewczynę - powiedziałam i znowu pożałowałam.
- Mówiłem ci już przecież, że nie mam dziewczyny! - niemalże krzyknął
- Spokojnie, Ross! Czemu to ciebie tak denerwuje? - spytała zaskoczona Nessa.
- Ech... przepraszam, sam nawet nie wiem...
- W porządku, to ja przepraszam - uśmiechnęłam się do niego szeroko, a on po chwili odwzajemnił gest.
- Co dzisiaj robisz? - spytał mnie.
- O trzeciej idę z Piper na zakupy, a o szóstej siedzimy razem z Rydel i Van tutaj.
Ross wzdrygnął się nieco na dźwięk imienia Piper. Chyba miał nadzieję, że tego nie zauważyłam. O co chodzi? Myślałam, że się lubią.
- Umm... okej.
- Czemu pytasz?
Nawet nie zauważyłam, kiedy zniknęła Vanessa.
- Z ciekawości.
- Ehem, jasne - zaśmiałam się, a on odpowiedział lekkim uśmiechem.

- Ja? U Laury... No tak... Och, daj spokój... No ale... Ale... Dobra, dobra, już wracam!
To fragment rozmowy telefonicznej Rossa, który udało mi się usłyszeć przechodząc obok drzwi salonu. Po chwili wyszedł z pomieszczenia i zaczął się jąkać:
- Eee... Laura... Ja, eee... Muszę wracać do domu, mama prosi, bo się niepokoi...
- Przecież nie mieszkasz z rodzicami - zdziwiłam się. Coś tu jest nie tak.
- Eee, powiedziałem coś o rodzicach? M-miałem na myśli Rydel, wiesz, ona jest jak matka - zaśmiał się nerwowo i pobiegł w stronę drzwi.
- Ross? O co chodzi? - spytałam się go, kiedy zakładał buty.
- O nic, po prostu muszę wracać - powiedział i wybiegł z domu.
Przez jakiś czas stałam tam gapiąc się w drzwi, a potem powoli skierowałam się do swojego pokoju.
Zachowanie Rossa było co najmniej dziwne. Oczywiście, to nie jego mama dzwoniła. Oczywiście, nie Rydel.
Więc kto?
Ta osoba musiała źle zareagować na to, że Ross jest u mnie. A on pewnie coś przede mną ukrywa. Ale co - nie mam pojęcia.
Wyjęłam z szafy jakieś ubrania i zmieniłam z tymi, które mam teraz. Włosy spięłam w luźnego koka - w zasadzie to byłam już gotowa na zakupy z Piper, dlatego wysłałam do niej smsa. Po chwili odpisała mi, żebyśmy to przełożyły na 15.30, bo ma coś do załatwienia. Ciężko westchnęłam i odłożyłam telefon na stolik. Opadłam na fotel i tępo wpatrywałam się w ścianę rozmyślając, ale nic logicznego nie przychodziło mi do głowy.
W końcu minęło te kilkanaście minut i założyłam buty. Wyszłam z domu biorąc po drodze torebkę i skierowałam się w stronę centrum handlowego. Chwilkę poczekałam na przyjaciółkę, a kiedy przyszła, powitała mnie z uśmiechem. Mimo to w jej oczach widziałam taki chłodny blask. Dokładnie tak, jakby uśmiechała się tylko dlatego, że musiała.
- Cześć - powiedziałam, a ona mi odpowiedziała tym samym. - No to jak? Który sklep pierwszy?

Skończyłyśmy około piątej i wprawdzie to nie miałyśmy już nic do roboty. Zgodnie ustaliłyśmy, że pójdziemy do mojego domu i pogadamy chwilkę czekając na Rydel i Vanessę.
Weszłyśmy do środka i ściągnęłam buty. Pokazałam Piper cały dom i w końcu usiadłyśmy na łóżku w moim pokoju. Przejrzałyśmy wszystkie rzeczy, które dzisiaj kupiłyśmy i wtedy Piper zapytała nagle:
- Tak właściwie to masz jakiegoś chłopaka na oku?
Spojrzałam na nią i nerwowo się zaśmiałam.
- Czemu pytasz?
- Z ciekawości.
Przypomniała mi się wcześniejsza sytuacja z dzisiejszego dnia, kiedy zadałam takie same pytanie Ross'owi, a on udzielił takiej samej odpowiedzi, jak Piper teraz.
- Wiesz... Tak właściwie to...
- Hmm?
- Lubię Ross'a.
Piper krzywo się do mnie uśmiechnęła i z początku nie wiedziałam, o co chodzi. Potem wpadło mi coś do głowy - no bo wiecie... Oni się chyba nie lubią.
- A dlaczego?
- Dlaczego co?
- Dlaczego go lubisz?
Chwilę się zastanowiłam, a po chwili udzieliłam odpowiedzi, w miarę składnej.
- Lubię jego uśmiech, to, jak i co mówi, sposób w jaki się śmieje... Poza tym mamy sporo wspólnego. Spędzamy ostatnio dużo czasu razem. Naprawdę go lubię.
- W ten sposób?
- No... chyba tak.
Zapanowała chwila ciszy, którą przerwałam.
- A ty go lubisz?
- No, można go znieść. - Zaśmiała się nieco sztucznie.
- A ty? Kogo masz na oku?
- Właściwie to chyba jest taki chłopak, który mi się podoba, ale nie wiem nawet, czy chociaż zna moje imię.
- A ty znasz jego? - Tym pytaniem musiałam ją zaskoczyć, bo wyglądała na trochę zmieszaną.
- Emm.. Tak... Eeee, to znaczy... Nie, nie znam. Ale jest ładny.
- Ładny to może być obraz, faceci są przystojni - poprawiłam ją i obie się zaśmiałyśmy.

Kiedy przyszła Rydel i Van, wzięłyśmy koce i zeszłyśmy do salonu. Miałyśmy już przygotowany popcorn, więc wszystkie usiadłyśmy na kanapie i oglądałyśmy "wyciskacze łez" [czyt. smutne dramaty o miłości XD ~Jagodcza]. Płakałyśmy jak dzikie bobry. Nie był to dobry pomysł. Piper zmoczyła łzami świeżo kupioną bluzkę, a Vanessa zasmarkała dwie poduszki. Rydel rozmazał się makijaż i wyglądała jak upiór. Aż się boję wiedzieć, co się za mną dzieje...
- Rydel? Wiesz... ślicznie wyglądasz! A ten tusz do rzęs na całej twarzy dodaje ci uroku... - jęknęła Vanessa.
- I kto to mówi? - odgryzła się blondynka. 
- Jezus Chrystus Maria... dziewczyny! Skończcie się kłócić! - pisnęłam, czym wywołałam większą wojnę wśród najstarszych.
- Dokładnie! Skończcie! - zawtórowała mi Pip. - Wykorzystajmy to i chodźmy nastraszyć chłopaków! - zaproponowała. 
- Okej! - zgodziłyśmy się bez wahania.
Założyłyśmy na głowy worki z dziurami i jak najszybciej umiałyśmy przeszłyśmy do Lynchowego domu. Z salonu można było usłyszeć dźwięki konsoli, czyli rasa męska okupuje pokój główny. Zakradłyśmy się tam i zdjęłyśmy worki.
- Heeej chłopcy! - przywitałyśmy się wszystkie.
- A co to piegrzymk... - zaczął Riker.
- AAA! - pisnęli wszyscy na nasz widok, a my tam stałyśmy z morderczymi minami. - CO WAM SIĘ STAŁO?! - Ross podbiegł do mnie, co Piper skomentowała obrzydzonym wzrokiem. Aż tak z nimi źle?
- Wiesz, babski dzień i te sprawy... - odparła Van, a Ellington zemdlał.
- Nie no, znowu? - jęknęła Rydel.
- Ale o co chodzi? - spytałyśmy z Ness.
- Zawsze kiedy słyszy: "babski dzień" mdleje... - wytłumaczyła nam blondi.
- Ahaaa? - zdziwiłyśmy się z siostrą. Nagle podszedł do niej Riker i przytulił. Awww...
- Co robimy? - spytał Rocky znudzonym głosem.
- Ja idę zmyć to cholerstwo z twarzy! - krzyknęła Delly i pognała na górę.
- A dla mnie i tak wyglądasz ślicznie! - krzyknął Ell i pobiegł za nią.
- Ja już muszę iść... Jestem delikatnie mówiąc... Spóźniona. - poinformowała nas Piper.
- Ehh... Serio musisz iść? - spytałam.
- Taak...
- Ehh... To pa. - przytuliłam ją, a moja siostra zrobił to samo.
- Pa Delly! - krzyknęła i wyszła.
- Ja też się będę zbierać... - szepnęłam.
- Pokręciło cię? - zapytał Ross.
- Raczej nie. Czemu by miało?
- Za wcześnie! - krzyknął i pociągnął mnie na górę.
- Co ty...?
- Zapraszam cię do mnie. - uśmiechnął się szeroko i wpuścił do (najwidoczniej) swojego pokoju.

Nie zdziwiłam się zbytnio. Żółte ściany, wielgachne wyrko, telewizor no i oczywiście instrumenty. I to nie byle jakie instrumenty! To były czadowe instrumenty!
- Hmm... Fajnie tu masz. - stwierdziłam.
- Dzięki. Spędzam tu dość dużo czasu, więc muszę się czuć dobrze, nie? - uśmiechnął się.
- Tak, zgodzę się z tobą. - odpowiedziałam. Spojrzałam na niego. Siedział na łóżku i patrzył na mnie. Natychmiast odwróciłam wzrok, przez co on się zaśmiał. - Taka śmieszna jestem?
- Skądże. Bawi mnie twoja reakcja. Jakby to było coś dziwnego, że się na ciebie patrzę... - wstał i podszedł. Zaczęłam zerkać w stronę instrumentów. - Zagrasz mi coś? - poprosił.
- Emm...
- No nie bądź taka! Graj! Jak chcesz, mogę pierwszy. - uśmiechnął się.
- D... Dobra... - szepnęłam. Podszedł do gitary i zaczął myśleć. Zapewne nad tym, co zagrać. Po chwili zaczął stroić instrument. A ja czekałam.
- Ekhm... No dobra, gram. - poinformował mnie i zaczął śpiewać: "I'm Yours". Tia... Ciekawe, czy wie, że to jedna z moich ulubionych piosenek...
- Brawo. - zaczęłam klaskać. Uśmiechnął się i wstał.
- No. To teraz ty. - odparł, a mi zrzedła mina.


3 komentarze: