niedziela, 14 grudnia 2014

(II) Rozdział 13: "Beauty I've always missed, with these eyes before, just what the truth is I can't say anymore"

#narrator#

Laura wyszła do pracy, zostawiając Lynch'om klucze. Oni sami nie mieli żadnych planów na dzisiejszy dzień. Najprawdopodobniej będą się byczyć przed telewizorem oglądając różne programy muzyczne, lub przed komputerem molestując replay w YouTube. Wysłali Rikera do sklepu, bo on jedyny wiedział, gdzie jakiś jest. Wrócił po dwudziestu minutach z trzema wielkimi paczkami chipsów i dwoma torebkami popcornu do mikrofalówki. Odpalili pierwszy lepszy kanał. JEB, ulubiona piosenka Rossa. Kilk, nie ma. Następny kanał i... JEB! Reklama "Niezgodnej" aka ulubionego filmu Rossa. Klik, poszło. Kanał nr. 3 i co? NIC. Zaciął się aka "sprawdź połączenie z dekoderem". 
- Kuuu*kwak*. - wrzasnął Rocky. - Co my niby mamy robić?
- YouTube? - spytała Vanessa.
- Warto spróbować - stwierdził Riker. Urochomili więc komputer i dany serwis internetowy. Posłuchali kilka ich piosenek podśpiewując cicho, a przy Forget About You, kiedy kończyła się zwrotka Ellington krzyknął nieświadomie "Ross, teraz ty!", wywołując napad płaczu u swojej dziewczyny. Następnie mocno ją objął przeklinając w myślach swoją głupotę. Rocky wyłączył laptop i pogrążył się w zadumie. 
- Ej, jak myślicie, on tak nic a nic nie pamięta? - spytał po chwili.
- Laura mówiła, że coś sobie przypominał... - mruknęła Ness. 
- No właśnie. A jeśli później Lau mu powiedziała kim jest... Boże, jaki idiota, nie uwierzył... Jakbym to ja miał amnezję i znalazłby się ktoś, kto coś o mnie wie, uwierzyłbym mu we wszystko, nawet jeśli wmawiałby mi, że jestem Darth Vaderem... 
- ROCKY!
- No co? Aaa dobra. No więc skoro mu powiedziała, to chyba kojarzy, że gdyby to była prawda, to my bylibyśmy jego rodzeństwem...
- Do rzeczy ćwoku.
- No gdybyśmy go np. znaleźli i poprosili o rozmowę... Zgodziłby się chyba, nie? - dokończył myśl brunet.
- Rocky... - zaczął Riker. - Poraz pierwszy udowodniłeś, że mimo tego, że go nie widać, to jednak masz gdzieś ten mózg.
- DZIĘKI! - krzyknął zachwycony pochwałą starszego brata Rocky.
- Tylko problem w tym, że nie wiemy gdzie on jest... - mruknął RyRy.
- Ja chyba wiem. - szepnęła Ryd.
- JAK?! - zdziwił się najmłodszy.
- Jesteście moimi braćmi do cholery! Nie zauważyliście, że zawsze wiem gdzie idziecie, albo skąd wracacie?
- Ku*kwak* ona ma racje... - mruknął Rik.
- Noo coś w tym jest. 
- No shit Sherlock - wkurzyła się blondynka. - Więc moja siostrzana intuicja mówi, że znajdziemy szczyla na rynku, o! I... będzie bez Hanny Śmietany. 
- YAY!
- YAHOO!
- ZABIJE S*kwak*! - Vanessa przypomniała sobie swój ostatni atak.
- No i znowu to samo... - mruknął Rocky.
- Panie, uspokuj ją! - błagał Rikera Ell, na co blondyn wzruszył ramionami, przyciągnął do siebie dziewczynę i pocałował. 
"Tym to się w odróżnieniu od Raury układa..." pomyślała Ryd patrząc na całującą się parę. - Dobra - oznajmiła tym razem na głos. - Zbierać dupska, idziemy szukać tej szuji. - pogoniła chłopaków z kanapy, po czym pisnęła do ucha Rik'owi który natychmiast odskoczył od swojej dziewczyny i zaczął masować ucho.
- Za co to?!
- Było mnie słuchać, a nie przysysać się jak pijawka. - wzruszyła ramionami i poszła zrobić sobie "poranny makijaż". Po niej Vanessa. A dopiero po niej chłopcy mogli załatwić swoje potrzeby. 

Wyszli z domu pewni siebie, pełni wiary, że coś zdziałają. Przeszukali cały rynek, poszli na lodowisko, ale nie znaleźli tam swojego brata. Nadzieja zaczynała ich opuszczać, ale szukali dalej. Kiedy jednak i w żadnej kawiarni go nie znaleźli zrozpaczeni ruszyli do Central Parku. 
I proszę, weszli, przeszli kilka metrów i co? JEB, Ross na ławce. W Rydel się gotowało. Jednak uspokoiła się i wszyscy razem podeszli do blondyna. Ten wyczuł na sobie ich spojrzenia i podniósł wzrok. Na widok całej rodziny Laury trochę się zdziwił, ale nie chciał dać tego po sobie poznać. 
- Nie bijcie, jestem za młody by umierać. - mruknął tylko, a jego rodzeństwo prychnęło.
- Skąd taki pomysł? - spytał starszy blondyn.
- Cóż, Laura mnie nienawidzi, więc pewnie wy też... - wzruszył ramionami i znów zaczął wpatrywać się w buty. Usiedli obok niego. Poczuł się otoczony, ale nic nie mówił. 
- Przysłała was tu, prawda? - odezwał się jednak. 
- Kto?
- Lau... - szepnął, a Rydel zdziwił ten ból w jego głosie. Utwierdziła się w przekonaniu, że ten tu blondyn zakochał się Laurze po raz drugi. "Niesamowite" pomyślała, kiwając głową.
- Nie, Ross, ona nie...
- Jestem Kyle. - warknął.
- My też tak myśleliśmy - odpowiedział podobnym tonem Riker. 
- Jak myślisz, jest coś gorszego od tego, że twój brat cię nie pamięta? - dodał Rocky.
- Nie jestem waszym bratem. - kontynuował Ross/Kyle.
- I co, mimo tego, że ona ci to powiedziała, że my to powiedzieliśmy nadal nie będziesz się chciał czegoś na ten temat dowiedzieć? 
- Czemu się do mnie przyczepiliście?! - zerwał się z ławki posyłając im wszystkim wkurzone spojrzenia. - Ja nic nie zrobiłem! Nie jestem żadnym niezwykłym człowiekiem, czemu nie znajdziecie sobie nikogo innego z amnezją i jemu nie będziecie wmawiać tych bujd?!
- Bujd?! - Riker zerwał się z ławki. Ross mógł mu się przyjrzeć. Starszy, przewyższał go o kilka centymetrów... Ross o wiele od niego chudszy (od czasu "wypadku" mało je) nie dałby sobie rady, gdyby nagle rozpętała się bójka. - Skąd wiesz, że to bujdy? Nic nie pamiętasz człowieku! A ja ci pieluchy zmieniałem! 
- Riker, spokój... - wstała Rydel kładąc mu rękę na ramieniu. - Zaraz ja mu mordę wklepię! - już miała się rzucić na blondyna, kiedy Ell ją złapał. 
- Kochanie, pamiętasz jak o tym rozmawialiśmy? Nie warto stosować przemocy na braciach. Nie wolno.
- Jesteś Ellington, tak? - zapytał młodszy.
- Tak. Czy ja ci się przedstawiałem? - zdziwił się.
- Chyba nie... Ale dzięki. Wklepana twarz chyba nie jest fajna. 
- Phi, masz u mnie dług, pamiętaj. Żądam spotkania w Starbucksie, jutro o szesnastej. 
- Po co?
- Pogadać. 
- Okay?
- No. Więc ustalone. 
- CO TY ROBISZ?! - wrzasnęła na niego Delly.
- Nie ufasz mi? - spojrzał na nią podejrzliwie. Zarumieniła się. - Właśnie. To do zobaczenia R... Kyle. - pomachał do blondyna i zgarnął rodzinę z powrotem do domu, zostawiając chłopaka na środku parku. Ten jednak wiedział już, gdzie idzie.

***

Laura wycierała właśnie ladę, na którą Zoe przed chwilą wylała czyjąś kawę. Nagle zadzwonił dzwonek nad drzwiami i do środka wszedł Ross. Poznała go po czapce. Magia. 
- Duże latte - mruknął i podał jej pieniądze. Odebrała je i zaczęła przygotowywać chłopakowi kawę. - Wiesz, masz naprawdę psychiczną rodzinę...
- Wiem o tym. 
- Ten cały Riker wywrzeszczał mi na środku Central Parku, że rzekomo zmieniał mi pieluchy, Rydel chciała mi wklepać twarz, a Ellington chce się ze mną jutro widzieć w Starbucksie... Znaczy chyba tu. 
- Gadałeś z nimi? - spytała zdziwiona stawiając przed nim kubek. Upił łyk i spojrzał zdziwiony na napój.
- Nie wspominałem, że ma być karmelowe.
- A ja ci takie zrobiłam. Bo cię znam. Normalnego nie wypijesz. Ewentualnie waniliowe. - opuściła wzrok, a kilka luźnych kosmyków wysunęło jej się na twarz. Blondyn wyciągnął rękę i je poprawił, czym wywołał zdziwione spojrzenie brunetki. Pośpiesznie zabrał dłoń i zarumienił się lekko.
- Tak, rozmawiałem. Jeśli można tak to nazwać. - zamyślił się. - Przysyłałaś ich może?
- Nie.
- To dziwne. Też starali się wmówić mi, że jestem Rossem. 
- Durnie. Wytłumaczę im, że nie warto. 
- Nie rozumiem. 
- Przecież ty zawsze byłeś uparty. Wątpię, żeby jakiś głupi wypadek mógł to zmienić. - wyjaśniła.
- Znowu to samo? Znów ta gadka "ty zawsze byłeś..." którą starasz się mnie przekonać?
- Och, masz rację, to znowu ona. Mam do ciebie kilka próśb. Pierwsza: przekaż Rachelle, że jej nienawidzę. Druga: przywal sobie cegłą w ryj, może się ogarniesz. Trzecia: przestań obrażać moją rodzinę. Tylko jej członkowie mogą nazywać ich psychicznymi, a z tego co kojarzę, to przecież ty nie wierzysz, że jesteś z nimi spokrewniony, co automatycznie cię wyklucza. 
- Nie mam cegieł.
- To pustakiem.
- Tym bardziej nie mam.
- To nie wiem, zrzuć se na ryj PIANINO. 
- Tego też nie mam.
- A umiesz grać. Tak jak na gitarze. I bardzo ładnie grałeś na skrzypcach, mimo iż dopiero się uczyłeś. Śpiewasz też bosko. Wiesz jakby było fajnie, gdybyś sobie przypomniał i R5 mogłoby znów występować? Podziękuj Rachelle, a teraz wypad. Nie chcę ci więcej widzieć. Aaa no i Ell'owi też masz jutro podziękować. Nie zasługujesz na spotkanie z nim. - wywarczała i odwróciła się od niego, starając ukryć łzy.
- Czemu nie chcesz mnie widzieć? - spytał smutno. 
- Bo mnie to boli, Ross. I nie waż się mi przerywać i przekazywać dalej ten kit, który wcisnęła ci Rachelle. Najlepiej do niej idź i się poskarż jaka to ja jestem niedobra, jak ja cię obrażam i kłamię na prawo i lewo. Wyjdź. Teraz.
- To miejsce publiczne, a ja mogę w nim siedzieć ile tylko chcę.
- Ross, proszę. - jęknęła odwracając się do niego. Łzy płynęły po jej policzkach. - Idź. Teraz. - wstał więc i powoli ruszył do wyjścia. Za drzwiami spojrzał na swój kubek. "Ross/Kyle - twój wybór".

***

- JAK MOGLIŚCIE DO NIEGO IŚĆ?! - wrzasnęła Laura na powitanie. 
- Też miło cię widzeć siostrzyczko. - odpowiedziała Van.
- Czy wyście powariowali?! Riker! Na środku parku się nie wrzeszczy o pieluchach! Ryd! Wklepanie twarzy?! Poważnie?!
- No co? Wkurzył mnie. - tłumaczyła się.
- Oh, już lepiej nie patrzę na Ell'a... ALBO JEDNAK NIE! COŚ CIĘ W DUPĘ UGRYZŁO?! W STARBUCKSIE?! Z NIM?!  JUTRO?! PO*kwak*AŁO CIĘ DO RESZTY?! 
- Nie. Czy nikt w tym domu mi nie ufa? - spytał.
- Może.
- Słuchajcie, pogadam z nim, na spokojnie... Może coś sobie przypomni. Słuchaj, Lau, mówiłaś, że coś pisał. Masz to może przy sobie?
- N...Nie. Znaczy, miałam ale... Zawijał to zawsze w jedną z jego bluz, a teraz ani bluzy, ani zeszytu nie ma...
- ZABRAŁ ZE SOBĄ PO WYPROWADZCE! - podjarała się Rydel. - Laura, jest nadzieja! Może kiedyś zechce założyć tę bluzę i znajdzie zeszyt. Zacznie czytać i... Boże, o Boże. - zaczęła płakać. Na jej twarzy kwitł jednak coraz większy uśmiech. Laura zrozumiała jednak, o czym blondynka mówi i zareagowała podobnie. Po chwili wszyscy radowali się z tego dziwnego wydarzenia, a raczej z tego, co mogło nastąpić.


***

Ross siedział sobie w fotelu myśląc o różnych rzeczach. A głównie o tym, co powiedziała Laura. Czy ona naprawdę nie chce go widzieć? I o co chodziło z tym kubkiem? Czy ona go nienawidzi? Czy jest dla nich jeszcze jakaś szansa? 
Był tak zamyślony, że nie zauważył, kiedy Rachelle wróciła do domu.
- Hejka - uśmiechnęła się milutko, siadając mu na kolanach. - Co tam?
- Laura kazała mi przekazać, że cię nienawidzi. I podziękować. Nie wiem, za co, ale to Lau... 
- Miałeś z nią nie rozmawiać - upomniała go.
- Przepraszam, ale nie umiem. - jęknął. - Po za tym jej rodzina przyszła się ze mną zobaczyć. Zostałem nawet na jutro zaproszony do Starbucksa! - uśmiechnął się lekko. - Ten Ellington jest spoko. Obronił mnie przed Rydel, która chciała wklepać mi twarz, więc spłacam dług tym jutrzejszym wypadem. Więc nie możesz mnie zatrzymać. Wyjdę, choćbym miał wyskoczyć przez okno lub przeczołgać się przez wentylację. - zakończył swój monolog, a blondynka westchnęła.
- No dobrze, skoro to takie dla ciebie ważne... Nie mogę cię zatrzymać. Zresztą mnie samej nie będzie. 
- Dzięki. - powiedział szczerze. Rachelle zeskoczyła z jego kolan i zniknęła w kuchni robiąc kolację i herbatę.

*GDZIEŚ TAM*
- EVAAAAN!
- Ile razy mam ci powtarzać? Jestem Peter.
- Zamknij się Evan. Jest jakaś kiełbasa? Jeść mi się chce.
- To idź i se kup. 
- Tu nie ma sklepu.
- To siostrę poproś! Już i tak uwięziła nas w tej dziurze w której się wychowywałyście. 
- Ej! Kiedyś tu było fajnie. Kolory na ścianach trochę wyblakły... No i powywoziłyśmy pół mebli, a reszta sobie stoi... Nie ma wi-fi, ani telewizji... 
- Gazet też nie przynoszą. A chciałbym wiedzieć czy np. jesteśmy poszukiwani.
- Frajer. Nie należy się przejmować takimi sprawami, kiedy siedzi się w ślicznym domku na odludziu i jedyną odwiedzającą nas osobą jest moja siostra. W ogóle fuj, brzydko się przefarbowała. Nie pasuje jej ten kolor. 
- Marudzisz. Jest spoko.
- Nieeee.... Ohyda!
- Może się farbnęła, bo nie chciała cię przypominać? Ja na twoim miejscu też bym to zrobił, skoro udajemy, że nie jesteśmy sobą. Ja jestem zdolny to zrobić.
- Niby na jaki kolor?
- Blond.
- FUUUJ!
- Przypominam, że twój były też był blondynem.
- Jezu, więc wracaj do L.A po te perukę, w której podpalałeś Laurze dom. 
- Spie*kwak*laj. 
- Ja może bym się na... Rudo!
- Ale ty jesteś ruda.
- No nie pie*kwak*ol.
- Masz tę kiełbasę?
- A umiałbyś ją usmażyć?
- A jest jakaś w ogóle?
- A usmażysz?
- USMAŻĘ! A jest?
- Nie.

***

#Ross#

Do późna nie umiałem zasnąć, więc obudziłem się dopiero około 14:00. 
- O ku*kwak* - zerwałem  się z wyrka, prawie przy tym nie upadając. Odkąd się tu obudziłem po wypadku miewam dziwne zawroty głowy przy wstawaniu. Nie jest to fajne uczucie, gwarantuję wam. W każdym razie zostały mi dwie godziny na ubranie się, posprzątanie, zjedzenie śniadania i dotarcie do kawiarni... Kurde, Laura właśnie zaczyna pracę. On to zrobilł specjalnie! 
W każdym razie podszedłem do szafy i zacząłem wyciągać ciuchy. 
Spodnie, czarne classic, są. T-shirt, zwykły, biały jest. Bluza, czarna, z kapturem je... Co to? 
Rozwijałem bluzę, kiedy ze środka wypadł jakiś zeszyt. Pomyślałem, że może być Laury, więc szybko zakopałem go pod ubraniami, żeby Rachelle nie znalazła. Później zniknąłem w łazience ubierając przygotowane ciuchy. Stanąłem przed lustrem i nagle, jak grom z jasnego nieba napadło mnie wspomnienie.
Siedziałem w poczekalni. Chyba w szpitalu. Nie wiem skąd, ale wiedziałem kto leży za drzwiami przede mną. Bałem się. Boże, co ja gadam, byłem przerażony. Nie mogłem jej stracić. 
Ocknąłem się. Dalej wpatrywałem się w swoje odbicie, tylko teraz widać było przerażenie na mojej twarzy. To było straszne. I tak co jakiś czas. Wspomnienia atakowały z niemożliwą siłą, wręcz paraliżującą. 
Lecz nic nie mówiły o tym, kim naprawdę jestem. Utwierdzały mnie tylko w przekonaniu, że wcześniej znałem już Laurę. Ale to nie możliwę, bo gdyby tak było, to musiałaby mieć rację. 
Tylko czemu Rachelle miałaby mnie tak okłamywać?
Nie umiem w to uwierzyć. Przecież to ona była przy mnie, kiedy się obudziłem,
nie Laura.
Ale Lau myślała, że jej narzeczony nie żyje i przyjechała do N.Y tylko i wyłącznie w ucieczce przed wspomnieniami. 
Nigdy nie byłem aż tak zagubiony. Albo po prostu tego nie pamiętam, jedno z dwóch.
- JUŻ PIĘTNASTA?! - wrzasnąłem na widok godziny na zegarku. Zrezygnowałem nawet z rozczesania włosów, co Rachelle zawsze zaleca, biorąc pod uwagę, że zawsze mi się plączą i "źle to wygląda". 
A Lau tak nie robiła.
Boże, skąd ja to wiem? To tak jakbym przypominał sobie wszystko z nią związane. Może to mogłoby mi pomóc?
Mimo to na szybko zjadłem osobno kromkę chleba, osobno ser i masło tez osobno. 
Później pościeliłem łóżko i wybiegłem z domu, zgarniając po drodze buty i kurtkę. Zrezygnowałem z czapki. 
Padał śnieg. 
Co w L.A się raczej nie zdarzało.
BOŻE MÓZGU CO Z TOBĄ?!
W każdym razie biegłem, a biały puch zbierał mi się na kurtce (z pośpiechu nie zapiętej) i we włosach. Na miejscu byłem dziesięć minut po czasie, a Ellington już czekał. Była z nim Laura. Piękna jak zawsze. Włosy upięte w luźny warkocz, uśmiechnięta, wyraźnie zagadana. 
- Hej - mruknąłem siadając obok nich.
- O, hej R... Kyle! Co tak późno? Zdążyłem zamówić ci kawę - przywitał się. 
- Dzięki, ale... Skąd wiedziałeś jaką?
- Laura mi powiedziała - wskazał na uśmiechniętą brunetkę, a moje serce mocniej zabiło. Taka piękna...
- Ktoś tu chyba zaspał... - zaśmiała się i podeszła do mnie, rozczesując mi włosy palcami. - Tak, o tobie mowa, pasikoniku. 
- Jaaa... - jęknąłem. To moja wada. Czasami nie umiem się przy niej wysłowić. 
- Tyyy? - przedrzeźniała mnie, a Ellington chichotał. Starał się zakryć to ręką, ale trochę mu nie wychodziło. - Dobra chłopaki, przerwa mi się kończy. Do zobaczenia w domu, Ell. Kyle. - pomachała nam i odmaszerowała. Odprowadziłem ją wzrokiem. 
- Wyglądasz jak przerośnięty, podłysiały owczarek. - stwierdził, a ja odwróciłem się posyłając mu zdziwione spojrzenie. - Nie śliń się tak na jej widok. To jest praktycznie moja siostra, a ja mam prawo przylać ci w pysia za gapienie się na nią. 
- No dzięki - zaśmiałem się, na co on posłał mi szeroki uśmiech. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, aż nagle odłożył kubek i zadał dziwne pytanie.
- Jak się czujesz? 
- Co? - ponownie mnie zdziwił.
- Zanim zakochałem się w perkusji chciałem zostać psychologiem. - przyznał, a mi kopara opadła. - Taaa, nikomu o tym nie mówiłem. Wszystkim opowiadałem, że zawsze chciałem grać na bębnach i stąd się to wzięło, ale naprawdę było tak, że zacząłem się na nich wyżywać, kiedy się wkurzałem. Aż nagle wkurzony zagrałem kawałek Nickelback'u. Wtedy stwierdziłem, że może TO jest fajniejsze. I faktycznie było. Teraz gram w zespole z fantastycznymi ludźmi i wcale nie żałuję - zakończył monolog uśmiechem, a ja dalej wpatrywałem się w niego rozszerzonymi oczami. - Ale wracając do mojego pytania. Jak się czujesz? 
- Ja...
- Spoko, nikomu nie powiem. Nie mogę. - puścił mi oko, a ja westchnąłem.
- Zagubiony. Inaczej nie mogę tego opisać - zacząłem. - Wszystko mi się miesza, wspomnienia atakują... A z nikim nie mogę o tym porozmawiać. Wcześniej była Lau, a teraz nie chce mnie znać.
- Pozwól, że ci przerwę, ale czy dzisiaj wyglądała jakby nie chciała cię znać? - spytał upijając kawę. - Mmm... Czekoladowe. Wszyscy mamy chyba słabość do latte. - zażartował. 
- W sumie... Chyba nie. Co z nią zrobiłeś? - spytałem podejrzliwie. 
- Porozmawiałem. 
- I ona wie?
- Nie. Im nic nie można mówić. Kobiety, znajdą się wśród swoich i rozgadają wszystko... A może tylko w tej rodzinie - zażartował ponownie. 
- Więc... O czym gadaliście?
- PHI! Myślisz, że ci powiem? Żaden psycholog o tym nie rozmawia - oburzył się.
- Dzięki - uśmiechnąłem się. - Przynajmniej wiem, że ta rozmowa zostanie między nami.
- Nie ma za co. Chcesz o coś zapytać?
- W sumie to tak. Czy Laura pisała kiedyś pamiętnik, czy coś takiego? - zapytałem.
- Pamiętnik? Laura? AHAHAHAHAHAHA! - wybuchnął gromkim śmiechem, a wszyscy odwrócili spojrzenia w naszą stronę. Po chwili patrzenia na popłakanego bruneta znudziło im się i wrócili do normalnych zajęć. - Nie osłabiaj mnie! Laura i pamiętniki? Niee, to do siebie nie pasuje. Ale Ross kiedyś pisał. Laura była uzależniona od tego dziennika. To właściwie ostatnia rzecz, która jej po nim została... Nam po nim pozostała. - w smutnym geście opuścił głowę, co wydawało mi się nie możliwe. Widziałem go niewiele razy, ale zauważyłem, że smutek do niego nie pasuje. Westchnął i poniósł głowę, na której widniał teraz sztuczny uśmiech. 
- Jakieś jeszcze pytania?
- Nie wiem, nie chcę znowu cię zdoło...
- Kyle. Nie dołujesz. To tylko wspomnienia. W każdym razie. Pytaj! Od tego jestem.
- Na serio rozmawiałeś z Ryd o tym, że ma nie stosować przemocy? 
- Och, Boże, gdyby tylko jeden raz...! Zliczyć bym tego nie umiał. I zawsze po tych rozmowach obrywałem w łeb więc... No ale tak, rozmawiałem. Czasem bywa dla nas naprawdę agresywna... - wzdrygnął się, a ja z nim. Usłyszałem głos owej blondynki w głowie: "ROSS SHOR LYNCH! MASZ PRZERĄBANE! NIKT, ALE TO NIKT NIE MYJE ZĘBÓW MOJĄ SZCZOTECZKĄ OPRÓCZ MNIE!". To było straszne. 
Ale czemu "Ross"? 
- Ell? Mogę tak na ciebie mówić?
- Jasne. Coś się stało? 
- Właśnie... Słyszałem głos Rydel w głowie... Krzyczała coś o szczoteczce do zębów. Do Rossa. I nie rozumiem, czemu ja to słyszę.
- Pamiętam to! Pędziłeś jak na biegu maratońskim! Boże, ahahahah! - tłukł głową w stół. - O kurczę, dobra, już przestaję. Sorry, nie chciałem powiedzieć w drugiej osobie liczby pojedynczej. Powinno być w trzeciej. Klasyczna pomyłka, zawsze byłem kiepski w dopasowywaniu osoby...
- Możesz przynajmniej nie kłamać? - poprosiłem, a on znów opuścił głowę.
- Przepraszam. To już tak jest. Po prostu niemożliwie go przypominasz... - wyjaśnił.
- Nie szkodzi. Mogę wręcz powiedzieć, że mi to nie przeszkadza. Bo tak jest. I tego nie rozumiem. - Schowałem twarz w dłoniach. - Pomożesz? 
- Postaram się. Ale tu nie wystarczy jedno spotkanie. 
- Rozumiem. Ale jeszcze jedno pytanie. Czy ten zeszyt może nie zaginął?
- Tak! A co? Wiesz coś o tym? 
- Nie. - skłamałem.
- Eh, szkoda. Laura się załamała jak odkryła, że go nie ma... - rozejrzał się. - Mogę się założyć, że myślała, że znów go straciła...
- W sensie Rossa?
- Tak. Podobnie się czuła, kiedy ją zostawiłeś. Ona cię kocha, wiesz?
- I wice wersa. - odwróciłem twarz w stronę brunetki, która właśnie z uśmiechem obsługiwała jakieś dziewczyny. - Wybacz, ale to jest silniejsze ode mnie. Nie mogę przestać o niej myśleć. I ciągle sobie przypominam. Coś związanego z nią. Zawsze myślałem, że ją znam, a ona mówiła, że nie. Ale teraz coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że tak było. 
- To takie słodkie! - zachwycał się. - Kochasz ją tak, jak Ross. On był w stanie zrobić dla niej wszystko, wiesz? Mimo to podejrzewali go o to, że chciał ją zabić. 
- Tak?
- Tak. A potem niewinny odsiedział jakiś czas za kratami. Okazało się, że to jej były i jej "przyjaciółka".
- Piper?
- Skąd wiesz?
- Nie wiem, kiedyś wymówiłem to imię podczas kłótni z Rachelle. Powiedziałem
dosłownie, że jest gorsza od Piper. I nie wiedziałem kto to. Jak myślisz, o co chodzi?
- A... Nie wiem, nie pomyślałeś o tym, żeby dowiedzieć się czegoś o nim
- Pytałem Laury. Powiedziała, że jesteśmy podobni, zarówno z wyglądu i charakteru.
- I na tym się skończyło? Nic więcej nie pytałeś?
- Niee? Myślałem, że sama powie jak będzie chciała...
- O Boże... Ja bym ci serio coś o nim powiedział, ale za... o ku*kwak*! Za pół godziny idę z Delly do kina! I muszę jeszcze po nią iść! Sorry stary, ale muszę lecieć. Fajnie się gadało.
- Racja. Dzięki. Miłej zabawy i... Nie wiem, powtórzymy to kiedyś?
- Jasne! Trzymaj mój numer. - podał mi karteczkę z napisem: "Ellington Lee Ratliff aka rąbnięty perkusista R5 (jakieś cyfry) Dostępny zawsze od dwunastej do dwudziestej drugiej, chyba że gram koncert". - To narka!
- Cześć - odpowiedziałem, a on wybiegł z krzykiem "Rydel, już pędzę!". Obejrzałem się na Laurę. Też na mnie patrzyła. I się uśmiechała. Do mnie. Postanowiłem podejść.
- Cześć Laaaa... - zawiesiłem się, kiedy spojrzenie jej pięknych oczu zatrzymało się na mnie. - Janusz Chytrus, mogę umierać... - szepnąłem, a ona zachichotała.
- Co tam?
- Eeeeeeaaaaaeee... - mruczałem, doprowadzając ją do śmiechu.
- Fajna bluza pasikoniku - uśmiechnęła się. "Ona wie" oznajmił mi umysł. "Ona już wie, że masz jego zeszyt".
- Dziękiiiii... - wpatrywałem się w nią zahipnotyzowany. 
- Lepiej usiądź - zaproponowała. - Chcesz coś może? Ja stawiam. - oparła
się o ladę zaraz naprzeciwko mnie. 
- Gorącą... Czekooooo... Wanilia... Kurde, te oczy... - jęczałem nieświadomie. A jej śmiech był taki piękny...
- Okay. - uśmiechnęła się i zabrała się do roboty. Po chwili oddała mi kubek z napisem "Pasikonik =)". Uśmiechnąłem się i upiłem łyk, kiedy ona wrzucała monety do kasy.
- Ile ci wiszę?
- Nic. Mówiłam, że...
- Ale ja nie chcę, żebyś za mnie płaciła - oznajmiłem, a ona westchnęła i podała mi paragon. Wyciągnąłem z portfela daną sumę. Uśmiechnęła się niemrawo, kiedy nasze ręce się spotkały, gdy oddawałem jej pieniądze. - Lau ja...
- Nic nie mów - poprosiła. Znów doprowadzałem ją do płaczu. I nienawidziłem się za to. - Miło się rozmawiało? - spytała. A ja milczałem. - Kyle? Haalooo? - ja dalej nic. - Ross? Rossy? - szepnęła, a mi serce się ścisnęło.

Schodziliśmy z Lau na śniadanie. Spytaliśmy, co jest smacznego. 
- Nale... Chwila, chwila - popatrzyła na nas Rydel.
- Co? - zdziwiła się brunetka.
- Wy... - wskazała na nas widelcem - Wy dwoje spędziliście razem całą noc? - wytrzeszczyła oczy.
- No... tak ja... Hej! Spokojnie, do niczego nie doszło - zapewniała ją.
- Rydel, gdyby było inaczej, Ross by już nie miał podłogi w swoim pokoju - odezwał się Ellington, a Rocky dodał:
- I łóżka.
Później obaj zaczęli się śmiać ze swoich żartów, a Lau rąbnęła ich w kokosy aka puste łby.

Wspomnienie się skończyło, a ja siedziałem przed Laurą cały spocony i przerażony. O co chodzi?! Teraz nie tylko Laura, ale też Rydel, Ellington i ten... Rocky chyba. Ale czemu?! 
- Ro... Kyle, coś się stało? - spytała z troską. 
- Jak... Co... Nie... Co? - jąkałem się.
- Mówiłam do ciebie, a ty nic! Myślałam, że jakiegoś ataku dostałeś! - pisnęła i mnie przytuliła. Od razu zrobiło mi się ciepło. Uspokoiłem się. Nic się nie stało, po prostu okazuje się, że osoba która się mną zajmowała mogła kłamać, ale co tam! 
- Lau... - szepnąłem mocniej ją do siebie przytulając. Ludzie w kolejce zrobili: "awww" a kilka lasek kajś tam z tyłu zaczęło piszczeć jak głupie. 
- Wiej - zaśmiała się.
- Nie chcę.
- Zjedzą cię - dalej się śmiała.
- Przynajmniej tu będziesz. 
- Mówiłam poważnie. Jest późno, ciemno, a to jest duże miasto. Pełne niebezpiecznych ludzi, a już kiedyś dostałeś w kokosa. - popukała mnie po głowie, na co się uśmiechnąłem. Ona już nie. - Idź. Proszę. 
- Powiedziałem, że nie. Takie niebezpieczne miasto i ty będziesz miała sama wracać? Mowy nie ma.
- Idź.
- Nie.
- Tak.
- A co mi zrobisz?
- Idź, bo będę gniewna.
- I co mi zro... - nie było mi dane skończyć, bo mnie pocałowała. Jezu, tak za tym tęskniłem... Już miałem odwzajemnić, kiedy mnie odepchnęła.
- A właśnie że tak.
- Tym bardziej nie.
- Ja pie*kwak*le Lyn... 
- Nonononono powiedz.
- Ch do domu!
- A zrobisz to jeszcze raz?
- NIE!
- Dobra, idę! - pisnąłem, zgarnąłem kurtkę i wybiegłem z kawiarni. W kieszeni znalazłem kartkę.
"Nieźle, Spencer... XD ~E-Rat"
"Idiota" pomyślałem śmiejąc się. Jak mogłem być tak durny? Nabrać się na kino! Przecież tę sztuczkę stosowaliśmy od pra dawna w mojej rodzinie. COOO?! W jakiej mojej rodzinie?! MÓZGU BOJĘ SIĘ CIEBIE!
W każdym razie w domu czekała Rachelle.
- Jak było? - spytała na powitanie.
- Fajnie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. 
- Chwila chwila - przyjrzała mi się. - Ty masz błyszczyk na ustach? - wytarłem je w rękaw. Faktycznie. Oou, Houston, mamy problem! 
- Taak?
- Skąd?
- Co ty, nie słyszałaś? Teraz trwa taka moda wśród facetów, a że nie miałem swojego to Ell mi pożyczył! 
- Nie wkręcaj mnie. Byliście w Starbucksie. Myślisz, że nie wiem kto tam pracuje?
- Kilka ładnych dziewczyn i faceci z dziwnymi fryzurami...?
- Zostańmy przy dziewczynach. Mógłbyś mi wymienić jakieś?
- Myślisz, że zwracam uwagę na imiona na plakietkach? Nie! Może dla jaj się smarowaliśmy z Ellem? Może graliśmy w butelkę, dostałem zadanie i zapomniałem tego zetrzeć? A może chcieliśmy poczuć się jak laski z reklam AVON'u czy czegoś i pożyczyliśmy od Laury błyszczyk?
- MAM CIĘ!
- Oou.
- Masz prze-rą-bane! Lepiej zapoznaj się z podłogą, bo spędzisz z nią CAAAAAŁĄ noc, mój panie! 
- O nie, podłoga. Robiłem na niej gorsze rzeczy od spania.
- COOOO?!
- Ale nie AŻ TAK złe! Nie jestem Grey'em! 
- I TAK JESTEŚ MARTWY!
- Babciu? - jęknąłem.

_____________________
Skończyłam B) 
Kto skończył? JA ISABELLE! Czemu? BO CLARISSE SIE NIE CHCE, OT CO!
NASTEPNY PISZE ONA, NIE CHCE ZADNEJ PROSBY O ROZDZIAL
MOWY NIE MA
NIE
NIET
NO
NEIN
HET 
NAUCZCIE SIE TYCH SLOW ZIEMNIACZKI 
IDE NA L4 I SZYBKO Z NIEGO NIE WRACAM
I PAPAM 
~ja






7 komentarzy:

  1. Po prosty brak słów by opisać ten rozdział! Cudeńko! Kocham tego bloga! Aaaa nie moge sie doczekać nexta <3333

    OdpowiedzUsuń

  2. Happy Dance w łazience bo 13 rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bożeeee jaki boski rozdział*.* ciekawe kiedy Ross sobie wszystko przypomni ;DCzekam na na next'a. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :*
    Boże ja chcę next.
    Clarkson ruszaj tyłek i pisz rozdział, a Isabelle pilnuj jej i pomóż.
    Czekam niecierpliwie na next ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Zarąbisty rozdział xd
    Masz talent do pisania Isabelle^^
    Czekam na nexta:)

    OdpowiedzUsuń