Rozdział będzie baaardzo krótki. Następny będzie... hm... tak trochę dłuższy XD
- Ell?
Przełknąłem cicho ślinę, a po chwili w słuchawce usłyszałem głos chłopaka.
- Kyle! - powiedział uradowany. - Co tam?
- Jestem Ross. Potrzebuję spotkania. Szybko. Jak najszybciej - mówiłem pośpiesznie.
- Co się stało? - spytał z niepokojem.
- Nie ma czasu. Bądź za chwilę w Starbucksie. Tam, gdzie ostatnio. Wytłumaczę ci. Pa.
~*~
- Nic ci nie powiedział? Nic?
- Nie.
- To trochę dziwne... Ale w sumie, nie wiem, czego można się spodziewać.
- Może spytamy się Laury?
Ellington i Rydel właśnie rozważali, co mógł mieć na myśli blondyn.
- Ej! - Ell na chwilę się zatrzymał z szalikiem w dłoni. - To, co było jeszcze dziwniejsze, to to, że kiedy zwróciłem się do niego 'Kyle', poprawił mnie i powiedział, że ma na imię Ross. Rydel, czy to...?
- Takkk! Czyli jednak ma ten dziennik! - Dziewczyna zaczęła płakać ze szczęścia i rzuciła się Ellingtonowi w ramiona. - A nie mówiłam?! Jezus Maria, on naprawdę chyba sobie przypomniał!
- Wziąłbym cię ze sobą na tę rozmowę, ale wiesz... Nie mogę. Napiszę ci później.
- Okej. - Podeszła do chłopaka, pocałowała go w policzek i pożegnała go powtarzając, żeby zjawił się w kawiarni jak najszybciej, zgodnie z poleceniem brata.
Rydel dalej była niesamowicie podekscytowana i miała wrażenie, że nic jej już dzisiaj nie popsuje humoru. W jakim niesamowitym błędzie była...
~*~
Ellington siedział w Starbucksie ponad 10 minut, a Ross wciąż się nie zjawiał. Napisał do niego z pytaniem, gdzie jest, ale nic nie odpisał. Był trochę zaniepokojony brakiem punktualności chłopaka, któremu z pewnością bardzo zależało na spotkaniu. Wybiła 16 i Laura właśnie kończyła pracę. Na dworze było już naprawdę ciemno. Dziewczyna odstawiła swój fartuch roboczy i podeszła do Ellingtona upijającego kolejny łyk frappuccino.
- Nie za zimno na frappuccino? - Laura uśmiechnęła się do niego i usiadła na krześle obok.
- I tak jest zimno - odpowiedział jej i się zaśmiał. - Poza tym, sama mi je robiłaś.
Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwała dziewczyna mówiąc cicho:
- Jutro kończy 20 lat.
- Wiem. Ale on chyba nie.
- Kiedy miał się pojawić?
- 15 minut temu.
- Pisałeś?
- Tak.
- I co?
- Nie odpisał.
- A dzwoniłeś?
- Nie...
- To zadzwoń.
Zgodnie z prośbą Laury, Ratliff wyciągnął komórkę i wybrał numer Ross'a. Przyłożył telefon do ucha, a po chwili oświadczył dziewczynie:
- Sekretarka.
- Cholera. Pewnie Rachelle zabrała mu telefon i nie pozwoliła mu wyjść.
- Pewnie tak.
- Ale znając go, zaraz ucieknie i tu będzie. - Laura uśmiechnęła się lekko, na co Ellington odpowiedział tym samym. - Dobra, ja spadam. Jak przyjdzie, to napisz.
- Okej.
Minęło 30 minut.
35.
45.
Godzina.
A Ross'a dalej nie było.
Ellington poprosił Laurę o adres Rachelle, a następnie udał się tam z myślą, że zaraz go stamtąd wyciągnie albo chociaż porozmawia. Śniegu było coraz mniej, ale temperatura spadała i spadała. Wcisnęli mu do rąk gazetę z nagłówkiem: "ROSS LYNCH - MARTWY CZY ŻYWY?". Otworzył ją. Widniało tam zdjęcie Ross'a i Laury razem. Był jeszcze jakiś artykuł o tym, że widywano ich razem na ulicach Nowego Jorku, a że Laura o niczym jeszcze nikogo nie poinformowała. Okazało się, że każdy magazyn zainteresował się tematem, a dodatkowo nawet telebimy na Times Square.
Ellington przyśpieszył kroku i po pięciu minutach stał pod drzwiami mieszkania, w którym miała mieszkać Rachelle z Kyle'em Spencer'em. Zapukał, ale nikt mu nie otworzył. Drzwi jednak były lekko uchylone, więc zdecydował się zajrzeć.
- Halo? Ross? Rachelle?
Ale nie, nikogo nie było. Telefon Ross'a leżał na stole. Był wyłączony.
- Coś tu jest nie tak - pomyślał Ratliff i szybko opuścił mieszkanie. Natychmiast zadzwonił do Laury i poinformował ją o swoim 'odkryciu'.
- Trzeba go znaleźć...
- Laura, mam wrażenie, że on sobie przypomniał wszystko. Że on faktycznie ma ten dziennik.
- Po czym wnioskujesz?
- Kiedy do mnie zadzwonił, przywitałem go imieniem 'Kyle'. A on powiedział, że nazywa się Ross, a nie Kyle.
- Teraz mi to mówisz? O Jezu. Jezu. Chciałabym się ekscytować, ale go przecież nie ma.
- Powiadom wszystkich. Macie być w Central Parku za dziesięć minut. Będziemy go szukać.
- Okej. - W głosie Laury słychać było i przerażenie, i podekscytowanie. Dziewczyna nie za bardzo wiedziała, co ma myśleć o zaistniałej sytuacji.
- Nie.
- To trochę dziwne... Ale w sumie, nie wiem, czego można się spodziewać.
- Może spytamy się Laury?
Ellington i Rydel właśnie rozważali, co mógł mieć na myśli blondyn.
- Ej! - Ell na chwilę się zatrzymał z szalikiem w dłoni. - To, co było jeszcze dziwniejsze, to to, że kiedy zwróciłem się do niego 'Kyle', poprawił mnie i powiedział, że ma na imię Ross. Rydel, czy to...?
- Takkk! Czyli jednak ma ten dziennik! - Dziewczyna zaczęła płakać ze szczęścia i rzuciła się Ellingtonowi w ramiona. - A nie mówiłam?! Jezus Maria, on naprawdę chyba sobie przypomniał!
- Wziąłbym cię ze sobą na tę rozmowę, ale wiesz... Nie mogę. Napiszę ci później.
- Okej. - Podeszła do chłopaka, pocałowała go w policzek i pożegnała go powtarzając, żeby zjawił się w kawiarni jak najszybciej, zgodnie z poleceniem brata.
Rydel dalej była niesamowicie podekscytowana i miała wrażenie, że nic jej już dzisiaj nie popsuje humoru. W jakim niesamowitym błędzie była...
~*~
Ellington siedział w Starbucksie ponad 10 minut, a Ross wciąż się nie zjawiał. Napisał do niego z pytaniem, gdzie jest, ale nic nie odpisał. Był trochę zaniepokojony brakiem punktualności chłopaka, któremu z pewnością bardzo zależało na spotkaniu. Wybiła 16 i Laura właśnie kończyła pracę. Na dworze było już naprawdę ciemno. Dziewczyna odstawiła swój fartuch roboczy i podeszła do Ellingtona upijającego kolejny łyk frappuccino.
- Nie za zimno na frappuccino? - Laura uśmiechnęła się do niego i usiadła na krześle obok.
- I tak jest zimno - odpowiedział jej i się zaśmiał. - Poza tym, sama mi je robiłaś.
Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwała dziewczyna mówiąc cicho:
- Jutro kończy 20 lat.
- Wiem. Ale on chyba nie.
- Kiedy miał się pojawić?
- 15 minut temu.
- Pisałeś?
- Tak.
- I co?
- Nie odpisał.
- A dzwoniłeś?
- Nie...
- To zadzwoń.
Zgodnie z prośbą Laury, Ratliff wyciągnął komórkę i wybrał numer Ross'a. Przyłożył telefon do ucha, a po chwili oświadczył dziewczynie:
- Sekretarka.
- Cholera. Pewnie Rachelle zabrała mu telefon i nie pozwoliła mu wyjść.
- Pewnie tak.
- Ale znając go, zaraz ucieknie i tu będzie. - Laura uśmiechnęła się lekko, na co Ellington odpowiedział tym samym. - Dobra, ja spadam. Jak przyjdzie, to napisz.
- Okej.
Minęło 30 minut.
35.
45.
Godzina.
A Ross'a dalej nie było.
Ellington poprosił Laurę o adres Rachelle, a następnie udał się tam z myślą, że zaraz go stamtąd wyciągnie albo chociaż porozmawia. Śniegu było coraz mniej, ale temperatura spadała i spadała. Wcisnęli mu do rąk gazetę z nagłówkiem: "ROSS LYNCH - MARTWY CZY ŻYWY?". Otworzył ją. Widniało tam zdjęcie Ross'a i Laury razem. Był jeszcze jakiś artykuł o tym, że widywano ich razem na ulicach Nowego Jorku, a że Laura o niczym jeszcze nikogo nie poinformowała. Okazało się, że każdy magazyn zainteresował się tematem, a dodatkowo nawet telebimy na Times Square.
Ellington przyśpieszył kroku i po pięciu minutach stał pod drzwiami mieszkania, w którym miała mieszkać Rachelle z Kyle'em Spencer'em. Zapukał, ale nikt mu nie otworzył. Drzwi jednak były lekko uchylone, więc zdecydował się zajrzeć.
- Halo? Ross? Rachelle?
Ale nie, nikogo nie było. Telefon Ross'a leżał na stole. Był wyłączony.
- Coś tu jest nie tak - pomyślał Ratliff i szybko opuścił mieszkanie. Natychmiast zadzwonił do Laury i poinformował ją o swoim 'odkryciu'.
- Trzeba go znaleźć...
- Laura, mam wrażenie, że on sobie przypomniał wszystko. Że on faktycznie ma ten dziennik.
- Po czym wnioskujesz?
- Kiedy do mnie zadzwonił, przywitałem go imieniem 'Kyle'. A on powiedział, że nazywa się Ross, a nie Kyle.
- Teraz mi to mówisz? O Jezu. Jezu. Chciałabym się ekscytować, ale go przecież nie ma.
- Powiadom wszystkich. Macie być w Central Parku za dziesięć minut. Będziemy go szukać.
- Okej. - W głosie Laury słychać było i przerażenie, i podekscytowanie. Dziewczyna nie za bardzo wiedziała, co ma myśleć o zaistniałej sytuacji.
Jednocześnie była bardzo szczęśliwa, a jednocześnie zaniepokojona. Co mogło mu się stać?
Zdenerwowana zaczęła wysyłać smsy do całej rodziny prosząc o zebranie w Central Parku. Po uspokojeniu Rydel i wyjaśnieniu, że wszystkiego dowie się na miejscu sama ruszyła do parku. W jej głowie tłukły się myśli typu: "Boże, jak go znajdę, to zabiję" albo "Gdzie ty jesteś", albo jeszcze "On pamięta". Gdy dotarła czekali na nią wszyscy oprócz Rikera i Vanessy, którzy mieli dzisiaj "swój dzień". Kiedy i oni się ukazali Ratliff zaczął wszystkim opowiadać o swoim odkryciu, które bardzo zestresowało blondynkę. Zaczęła ciężko oddychać, a po chwili z jej oczu wypłynęła cała masa łez. W końcu najpierw jej braciszek przypomina sobie, kim jest, a później znika, jakby nigdy go nie było. Laura przytuliła ją, sama próbując się uspokoić. Do tego uścisku dołączyła się reszta. Po chwili jednak przerwali i postanowili rozpocząć poszukiwania. Podzielili się na małe grupy i razem przeczesywali różne części Nowego Jorku. Jednak nigdzie go nie było. Spotkali się ponownie, tym razem pod choinką na rynku.
- Słuchajcie, nie mamy szans na znalezienie go - stwierdziła Laura. - Nie w grupach. Jeśli będziemy szukać w pojedynkę, mamy możliwość przeszukania większej części miasta.
- Proponujesz więc, żebyśmy się rozdzielili? Laura, jest późno i ciemno, a jeśli ktoś się straci to co wtedy? - panikowała Vanessa. Nie chciała się z nikim rozdzielać.
- Możesz iść z Rikerem jeśli się boisz - zaproponowała jej siostra. - Ale naprawdę, w mniejszych grupach przeszukamy więcej.
- Masz rację. Ale może pójść z tobą? - spytał Rocky.
- Nie, poradzę sobie - odpowiedziała stanowczo młoda Marano.
- Okay. Ja wezmę ze sobą Rydel - stwierdził Ell przyciągając do siebie wymienioną blondynkę.
- Okay, więc my pójdziemy solo - powiedziała reszta. A później naprawdę się rozdzielili.
***
Laura ruszyła w stronę jej domu i zaczęła przeszukiwać okolicę. Rocky zaglądał wszędzie na rynku (nawet pod choinkę), Ryland przeszukiwał Central Park. Ratliff z Rydel szukali dookoła domu Rachelle, a Vanessa z Rikerem w sklepach. Później pomyśleli: "to przecież sensu nie ma, po co miałby znikać w sklepie?" więc poszli zmienić się z Laurą, która jednak trochę lepiej znała miasto. Więc kiedy Rikessa szukała po całym osiedlu, Laura ruszyła w stronę tych gorszych części NY. Przypomniała sobie, że kiedyś ją tu przecież uratował.
Wołała go najpierw 'Kyle', aż w końcu zdecydowała się na jego prawdziwe imię.
Nie słyszała nic. Tylko cisza. A później pojawiły się kruki. I się darły. Bardzo.
Laura opatuliła się ramionami i szła dalej. Nagle usłyszała kroki za sobą. Odwróciła się i ujrzała mężczyznę idącego za nią. Przyśpieszyła, a on zrobił to samo. Przeraziła się i zaczęła biec. Kroki ciągle się zbliżały, ale teraz było ich więcej. Szli za nią, a ona uciekała. Jak ofiara. Bała się. Ba, była przerażona. Nagle zatrzymała się przed jakąś ścianą. "Nie, to nie może się tak skończyć" myślała. Już miała się odwrócić, ale jej prześladowca był szybszy. Zakrył jej twarz jakąś ścierą. O mocnym, specyficznym zapachu. Później film jej się urwał.
____________________________________
Dziękujemy ci, panno Isabelle za napisanie końcówki, bo ja nie dałabym rady ;;
Tak czy siak, jak już mówiłam, rozdział jest meeegakrótki, bo właśnie tak miał się skończyć, a nie miałam pojęcia, co mogłoby jeszcze być w środku xD.
Dooo zobaczonka :3
Wołała go najpierw 'Kyle', aż w końcu zdecydowała się na jego prawdziwe imię.
Nie słyszała nic. Tylko cisza. A później pojawiły się kruki. I się darły. Bardzo.
Laura opatuliła się ramionami i szła dalej. Nagle usłyszała kroki za sobą. Odwróciła się i ujrzała mężczyznę idącego za nią. Przyśpieszyła, a on zrobił to samo. Przeraziła się i zaczęła biec. Kroki ciągle się zbliżały, ale teraz było ich więcej. Szli za nią, a ona uciekała. Jak ofiara. Bała się. Ba, była przerażona. Nagle zatrzymała się przed jakąś ścianą. "Nie, to nie może się tak skończyć" myślała. Już miała się odwrócić, ale jej prześladowca był szybszy. Zakrył jej twarz jakąś ścierą. O mocnym, specyficznym zapachu. Później film jej się urwał.
____________________________________
Dziękujemy ci, panno Isabelle za napisanie końcówki, bo ja nie dałabym rady ;;
Tak czy siak, jak już mówiłam, rozdział jest meeegakrótki, bo właśnie tak miał się skończyć, a nie miałam pojęcia, co mogłoby jeszcze być w środku xD.
Dooo zobaczonka :3
Super. :-* :-* <3 <3 :-D :-D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że laurze nic się nie stanie
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :*
OdpowiedzUsuńMan nadzieje, że ani Lau ani Rossowi nic się nie stało ;)
Czekam na next <3
Super rozdział <3
OdpowiedzUsuńEkstra rozdział życzę weny i szybkiego nexta ;)
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga, jest cudny <3 czekam na next ;)
OdpowiedzUsuń