Ross
obudził się w nie najlepszych warunkach. Zwykle ludzie nie budzą
się czując pieczenie na prawym policzku, prawda? Podniósł się,
złapał za bolące miejsce i rozejrzał. W pokoju był z nim tylko
Kot, który chyba za czymś gonił. Dopiero po chwili blondyn
zauważył latającą po pokoju ćmę. Wstał z łóżka i już
myślał o tym, żeby chwycić buta i roztrzaskać jej małe,
obrzydliwe ciałko na ścianie, ale tylko zabrałby swojemu kotu
zajęcie. Wolał pozwolić mu gonić za ćmą, niż za nim.
Kiedy
w końcu zszedł na śniadanie, w domu nie było praktycznie nikogo
prócz Rylanda i Rocky'ego. Jego bracia siedzieli w kuchni na
stołkach barowych i prawdopodobnie przeglądali portale
społecznościowe, co jakiś czas coś do siebie mówiąc.
– Jakaś "fanka" pisze do R5, że chce follow od Austina
Moona, to chyba do ciebie, Ross – odezwał się Rocky, nawet nie
podnosząc na młodszego wzroku. Ross nie wiedział, czy po prostu
powiedział to tak mimochodem i bardziej interesowało go to, co
fanki miały do powiedzenia jemu,
czy był na niego zły za sytuację z wczoraj. Wydawało mu się
jednak, że chodzi o to drugie, zważając na ton głosu Rocky'ego.
Blondyn westchnął, przysunął jeden stołek i usiadł na nim. W
tym samym momencie Ryland uniósł głowę i spojrzał na brata
trochę smutnym wzrokiem, a potem znów zapatrzył się w telefon.
– Mam was przepraszać, że wyszedłem z domu zmęczony waszymi
kłótniami?– Może w ogóle jesteś nami zmęczony? – zasugerował Rocky, wciąż na niego nie patrząc.
– Słuchaj,
Rocky, naprawdę nie chcę się z tobą kłócić, ale ja serio-...
– Po
prostu wolisz spędzać czas z Camille. – Ross
już chciał pochwalić go za prawidłowe wypowiedzenie imienia jego
dziewczyny, ale się powstrzymał. To nie o nią chodziło.
– Jest
moją dziewczyną, tak? Muszę się z nią spotykać.
– Ale
nie kilka razy dziennie! Kiedyś ci nie przeszkadzały nasze
zachowania! – Rocky teraz spojrzał na Rossa trochę złym wzrokiem,
ale oprócz tego chyba było mu też trochę przykro, że tak
popsuły mu się relacje z bratem. Patrzyli na siebie przez krótszą
chwilę w ciszy, aż w końcu Ross powiedział:
– Ja
po prostu trochę dorosłem. Nie chcę spędzać każdej chwili z
wami.
– I
zamiast tego nie będziesz spędzać ani jednej? – wycedził Rocky. – To boli nas wszystkich, że nie zależy ci już na nas tak, jak
wcześniej. Wychodzisz z domu korzystając z każdej chwili
nieuwagi, jakbyśmy trzymali cię tu na siłę, a ty szukasz każdej
szansy ucieczki. My naprawdę chcemy z tobą czasem coś porobić,
gdzieś razem wyjść, obejrzeć film czy po prostu pogadać. Mi już
naprawdę nie przeszkadza, jeśli gdzieś wychodzisz z Camille, bo
ona cię chyba uszczęśliwia, a chcę dla ciebie jak najlepiej. Ale
pamiętaj o nas.
Ross
zaniemówił. Jeszcze nigdy Rocky się przed nim tak nie otworzył,
zazwyczaj rozmawiali na te mniej ważne tematy, które mimo wszystko
trzymały ich ze sobą blisko, jak to braci. Z jednej strony chciał
zacząć się bronić i nie zgodzić się z jego zarzutami, ale
wiedział, że ma rację. Dlatego nic nie powiedział.
– Właśnie
dlatego masz być dzisiaj w domu. Zostajesz na grillu organizowanym
przez Rydel. Nie ma żadnego „ale”. Nie obchodzi mnie, czy
spotykasz się dzisiaj z Cam, czy z kimkolwiek innym. Masz być.
Dochodziła
szesnasta trzydzieści. W domu był niemały chaos, a to, co
przebijało się przez cały hałas, to wrzaski Rydel chyba do
Rikera: „PRZYNIEŚ TĘ KIEŁBASĘ!”. Ross pomagał im wnosić
zakupy do domu i kładł je na blacie w kuchni. Rydel i Stormie
rządziły się jak typowe kobiety, a panowie wykonywali ich rozkazy
bez słowa. Nie śmieli nawet zaprzeczyć. Ogień na grillu już
płonął – Mark pilnował go niczym oka w głowie. Stormie
rozcinała kiełbaski, Rydel szykowała chleb, Riker i Rocky siłowali
się na rękę przy kuchennym blacie, Ratliff siedział w łazience,
a Ross starał się ignorować łażącego za nim Rylanda.
– A
ona przyjdzie dzisiaj? – pytał młodszy.
– „Ona”
ma imię.
– Wiem,
oszczędzam na czasie.
– NIE,
nie przyjdzie – burknął blondyn.
– Hmm.
Szkoda – odparł nie do końca szczerze Ryland.
Minęło
pół godziny - Mark położył na grillu mięso, stół był już
prawie nakryty, a Ross siedział w kuchni z Rydel, kończąc
przygotowywać szaszłyki. W pewnym momencie zadzwonił dzwonek do
drzwi. Rydel odrzuciła na blat swojego w połowie zrobionego
szaszłyka i pognała, żeby otworzyć. Ross zastanawiał się, kto
to mógłby być i przez jedną, naiwną chwilę myślał, że może
to Camille zaproszona przez Delly po to, żeby spróbowali raz
jeszcze ją polubić. Skarcił siebie samego za taką
niekompetencję. Nadzieja matką głupich.
Zamiast
tego w drzwiach pojawił się ktoś, kogo zupełnie nie podejrzewał.
Jednocześnie była to ostatnia na liście osób, które chciałby
spotkać ponownie.
– Laura!
Wchodź! – przepuściła ją Rydel i uściskała. Laura obdarowała
ją uśmiechem, którego najwyraźniej się nauczyła w ciągu tego
czasu spędzonego na Ziemi. Ross schował głowę w dłoniach,
myśląc: „Tylko nie to”.
– Hej,
Ross – zawołała do niego szatynka, a on uniósł głowę i z
nieco wymuszonym uśmiechem pomachał jej ręką. „Ugh”,
pomyślał.
– Zajmij
się proszę naszym gościem – powiedziała mu Rydel i sama poszła
zanieść gotowe szaszłyki do ogrodu. Ross poczekał, aż nie
będzie jej w zasięgu słuchu i szybko podszedł do Laury.
– Co
ty tu robisz? – spytał najgrzeczniejszym tonem, jakim tylko mógł.
– Twoja
siostra mnie zaprosiła – odpowiedziała, wieszając na wieszaku
kurtkę.
– Ona
wie, że ty...?
– Że
jestem z innej planety? Nie.
– I
dobrze. Jesteś z Europy, okej? Chwila... Chwila... Powiedz coś –
poprosił.
– Co?
– Cokolwiek.
– Cokolwiek.
– Ej!
– No
dobra. Jestem Laura i je-...
– Okej,
jesteś ze Szwecji. Masz szwedzki akcent.
– Co
to Szwecja?
– Uh,
taki kraj w Europie. Jest tam zimno, bo jest w jej północnej
części. Rozumiesz?Jest tam ładnie, ale chłodno, więc dlatego
jesteś teraz w Kalifornii. Zatrzymujesz się u swojej dalekiej
kuzynki mieszkającej przy Venice, jasne? – Laura
spojrzała na niego trochę zdezorientowana, ale pokiwała głową.W
tym samym momencie przyszła Rydel.
– Można
już siadać – poinformowała ich i wyszła, zabierając ze sobą
butelkę z wodą. Blondyn westchnął i zaprowadził koleżankę do
ogrodu. Wszyscy już tam siedzieli. Najwidoczniej nikt nie zauważył,
że do nich dołączyli, więc zajęli wolne miejsca i starali się
wsłuchać w ich rozmowę.
– Ja
cię znam! – wrzasnął Rocky wskazując na Laurę. Zarumieniła się
lekko, a Ross spiorunował brata wzrokiem. Ten nie przejął się
tym ani trochę. - Byłaś z Rossem, widziałem was na mieście.
– Niesamowite
– burknął blondyn w odpowiedzi. Laura przytaknęła.
– No
dobra, ale kim jesteś? - spytał Ryland niezbyt zadowolony.
– Jestem
Laura – powiedziała.
– Cześć Laura! – przywitali się wszyscy.
– Skąd
znacie się z Rossem? – spytała Stormie, wręczając jej i
siedzącego obok chłopakowi szklankę soku.
– Poznaliśmy
się, gdy spytała mnie czy mógłbym oprowadzić ją po mieście –
odpowiedział za nią. Zarumieniła się ciut mocniej.
– A
powiesz nam coś o sobie? – spytał Mark, przewracając na drugą
stronę smażące się na grillu udko z kurczaka.
– Więc...
e... – spojrzała nerwowo na Rossa, który uśmiechnął się
zachęcająco – mam dziewiętnaście lat, lubię muzykę i
książki, nie znam zbyt dobrze angielskiego i...
– Czemu?
Twój angielski jest bardzo dobry – pochwalił ją Riker, a Ross i
jemu posłał wkurzone spojrzenie. – No co?
– Bo...
ja nie jestem... stąd.
– A
skąd? - spytał Ryland. - Ze Słońca?
– Na
słońcu się nie da mieszkać, baranie, jest za ciepło –
oświecił go Rocky. – Sfajczyłbyś się, zanim zdążyłbyś do
niego podlecieć.
– Tak
właściwie... to z... Europy... – wyjaśniła, zerkając niepewnie
na blondyna, który ledwie zauważalnie przytaknął.
– OOO
– zawołała Rydel. – A skąd dokładnie?
– Ze
Szwecji – odpowiedzieli oboje, Laura i Ross.
– No
nieźle! – krzyknął Rocky, a Ratliff przybił mu piątkę,
chichrając się bez powodu.
– Fajnie
tam? – spytała Stormie.
– Z...
Zimno – mruknęła.
– Wiesz,
tego się domyśliłam. Ale w takim razie co robisz tutaj?
– Miałam
dość... codzienności – stwierdziła. Ross ścisnął jej dłoń
na zachętę, a ona znów się zarumieniła. - No i... w odwiedziny.
Do kuzynki. Dalekiej – dodała, przypominając sobie wcześniejszą
rozmowę z Rossem.
– Ooo
– mruknęli wszyscy.
Rozmowa
ustała, ponieważ jedzenie było gotowe. Każdy dostał kiełbaskę
lub udko i przez chwilę było w miarę cicho, nie licząc rozmów
Lynchów. Ross i Laura siedzieli wciąż obok siebie, bez potrzeby
odzywania się do siebie. Blondyn kończył obgryzać udko, a ona
już od jakiegoś czasu męczyła się z kiełbaską. Ryland
opowiadał o tym, gdzie teraz jest Savannah, Riker wspominał coś o
psującej się pompie paliwa w swoim samochodzie, Rydel spytała o
ketchup i w sumie nic więcej. Laura patrzyła na nich z
zainteresowaniem, słuchała ich opowieści i czasem uśmiechała
się, gdy w rozmowie wtrącili coś na jej temat. Lub rumieniła
się, gdy wspominali o tym, jak blisko siedzą z Rossem.
– Zdążyłaś
już poznać jego dziewczynę? – spytała Rydel.
– Taak
– mruknęła szatynka.
– I
jak wrażenia?
– Nie
wydaje się zła. Właściwie jest całkiem miła... – Ross spojrzał
na nich triumfalnie, a oni wszyscy prychnęli. – Coś nie tak? – spytała.
– Skądże
– zaprzeczyła Stormie z uśmiechem.
– Ross,
idź po więcej kiełbasek – rzucił Mark, a blondyn westchnął,
wstał i poszedł. Laura jeszcze raz zerknęła na każdego z
Lynchów, po czym rzuciła ciche „muszę iść do toalety”.
– Poproś
Rossa, to cię zaprowadzi – odpowiedziała Rydel. Dziewczyna
przytaknęła i poszła do środka, gdzie zobaczyła blondyna
mocującego się z paczką kiełbasy.
– Pomóc
ci? - spytała, gdy miał zamiar rozerwać ją zębami. Zaczerwienił
się i odłożył paczkę na blat.
– Może
– mruknął, a ona podeszła do niego, chwyciła jeden z leżących
obok noży i rozcięła opakowanie.
– Operacja
zakończona pomyślnie. Nóż to nie jest narzędzie z kosmosu,
krzywdy ci nie zrobi.
– Ha
ha ha. Poza tym, to pojęcie względne. Sam może nie, ale ktoś
mógłby mi nim coś zrobić.
– Musimy
porozmawiać.
– Tak?
O czym? - spytał. - Bo jeśli wracamy do tego
tematu,
to jednak nie musimy.
– Ross.
– No
co? Odpowiedziałem już na to pytanie wieeele razy.
– Nie
chodzi o ciebie.
– Tak?
A o kogo?
– O
twojego brata.
– Co?
Którego?
– Eee...
Tego w krótkich brązowych włosach.
– Nie
nie nie nie nie nie nie. NIE.
– Co?
– Nie
waż się nawet tykać Rylanda.
– Czemu?
On również
pasuje.
Zostaje on, przecież ty się nie zgodziłeś.
– NIE.
– To
chyba jego wybór, prawda? - Blondyn stęknął. Nie
mogła wziąć
Rylanda. A wiedział, że on by się zgodził. Obca planeta?
Kosmici? Stwierdziłby, że to super, wdziałby kostium kosmonauty i
powiesił w oknie napis „żegnaj Ziemio”, po czym wpakowałby
się do środka transportu, którym ona się tu dostała z paczką
popcornu i swoją konsolą. Mniej więcej dlatego NIE. Westchnął.
– Daj
mi trochę czasu, muszę pomyśleć. Proszę tylko, byś mu o tym
nie wspominała, dobra?
– Hmm,
okay.
– Eee...
Jeszcze jedno.
– Tak?
– Gdybym...
Gdybym się ewentualnie zgodził... Mógłbym wziąć Camille?
– To
ta dziewczyna z którą się wczoraj spotkaliśmy?
– No
tak.
– Eee...
Nie bardzo. Potrzebujemy w stu procentach zdrowych ludzi, najlepiej
dorosłych, no i chętnych.
– No...
A jakbym z nią porozmawiał to spełniałaby wszystkie te warunki.
W czym więc problem?
– No...
Wiesz... nie do końca wszystkie.
– O...
o czym ty mówisz? - zdziwił się.
– Ona
nie jest... do końca zdrowa.
– Mam
dość tych irytujących uwag na temat jej stanu psychicznego! Jest
z nią wszystko okay! Wszyscy sobie z tego żartują, bo po prostu
jej nie lubią, a teraz jeszcze ty? To nie
jest śmieszne,
Laura!
– Ale
ja nie żartuję. Czemu miałabym to robić? - spytała, złapała
wciąż leżące na blacie kiełbaski i poszła do ogrodu,
zostawiając zrozpaczonego blondyna samego.
Ross
ignorował wszystkich. Siedział ściskając w ręce kubek z myszką
Miki, bo swoją szklankę zdążył już zbić. Mniej więcej dla
tego miał zabandażowane dłonie. Po nagłych, przekazanych mu przez
Laurę rewelacjach, nie za bardzo nad sobą panował. Zerkał kątem
oka na Rylanda, który aktualnie śmiał się z żartów Rocky'ego i
Ratliffa. Jego brat? Nie! To chyba jakiś żart. No i o co chodziło
z Camille? Ona jest zdrowa, gdyby było inaczej wiedziałby o tym,
przecież są ze sobą szczerzy to bólu. Ale Laura chyba mogła
jednak wiedzieć takie rzeczy. Skoro potrafi znikać w ciągu sekundy
oraz dowiadywać się o stanie zdrowotnym spotykanych ludzi... Nie
zdziwił się, gdyby skądś znała jego numer buta.
Laura
wyglądała na trochę zasmuconą. Siedziała i rozmawiała z Rydel o
książkach i fajnych miejscach w mieście. Bawiła się przy tym
swoimi włosami, wytrącając Rossa z równowagi. Przed chwilą
powiedziała mu, że chce zabrać z planety jego brata, a jego
dziewczyna najprawdopodobniej zataiła przed nim, że jest chora. Na
co? Jak długo? I czemu mu o tym nie powiedziała?
Myślałby pewnie dłużej, ale ktoś go zagadał. Nie zaskoczyło go to, że był to Ryland.
– Wszystko gra? – spytał.
– Jasne, wszystko okay – mruknął, ale przypomniał sobie o rozmowie z szatynką. Poczuł nieprzyjemne ukłucie w sercu. – A u ciebie? – dodał.
– Eee... jest dobrze? Znaczy, oczywiście mogłoby być ciekawiej, chłopaki zaczęli dyskutować o tym, jak mogli by ulepszyć auto Rikera, co nie jest raczej zbyt interesujące... – wyjaśnił. – Ale ty wyglądasz na szczerze zmartwionego. Jesteś pewny, że jest okay?
– Eh, po prostu się nie wyspałem. Nie przejmuj się, rano będzie pewnie lepiej.
– Skoro tak mówisz... Myślałem, że może Laura ci coś powiedziała, bo wiesz, dopiero po tym, jak wyszliście z domu się taki zrobiłeś. Zakładałem, że może cię w jakiś sposób odrzuciła, ale potem przypomniało mi się, że ty przecież nie startowałbyś do żadnej innej laski niż Camille, więc...
– Chwila, nazwałeś ją poprawnie. Nie pomyliłeś imienia.
– Wiesz, tak właściwie to my pamiętamy jej imię. Raczej specjalnie je mylimy.
– Dzięki, czuję się lepiej – rzucił, a młodszy zaśmiał się cicho.
– Właśnie dlatego teraz zrezygnowałem. Nie chciałem, żebyś czuł się gorzej.
– A wiesz może, czemu Rocky nazwał ją dziś rano dobrze? Dopiero teraz zauważyłem, że to zrobił.
– Wiesz, chyba dlatego, że się kłóciliście, w pewnym sensie. To było zbyt poważne na robienie sobie z niej jaj.
– Ha ha ha.
Śmiali się dalej, obserwowani przez Laurę. Zarejestrowała, że byli bardzo blisko. Może dlatego Ross tak się oburzył, gdy powiedziała mu o Rylandzie? Cóż, chyba nie miała się o tym dowiedzieć zbyt prędko.
– No co? Nie będę kłamał, właśnie to zwykle robimy – przyznał, chichocząc. Ross znów wpadł w melancholijny nastrój. Ten chłopak był wesoły, szczęśliwy, niedawno się zakochał, miał całe życie przed sobą, a teraz nagle miałby lecieć na jakąś obcą planetę i ratować populację? Jak bardzo by go to zmieniło? No i jak bardzo zraniło? Poza tym musiałby opuścić Savannah, rodziców, ich wszystkich. A był jeszcze dzieciakiem. Nie, nie mógł na to pozwolić.
Zerknął na Laurę. Patrzyła na nich, jednak skierowała swoje spojrzenie na niego. Patrzyli na siebie przez chwilę, co nie umknęło uwadze Rylanda.
– Ooo coś się tu kroi. Jak chcesz z nią pogadać to idź, ja cię nie zatrzymuję – powiedział półżartem RyRy. Ross przytaknął, po czym wstał i podszedł do szatynki. Młody szatyn uśmiechał się szeroko na widok jego brata kierującego się z Laurą do domu.
Tym czasem blondyn niepewnie złapał dziewczynę za rękę i zaprowadził do swojego pokoju. Zamknął drzwi, żeby nikt nagle nie wszedł do środka, oraz okna, by nikt ich nie usłyszał. Spojrzał na nią. Rozglądała się po pomieszczeniu z zachwytem.
– Ładnie tu – stwierdziła.
– Widziałaś już kiedyś ten pokój, prawda?
– Coooo?
– A nic, wydawało mi się kiedyś, że widziałem cię na moim balkonie, ale to chyba była po prostu paranoja. Bzikowałem po twoim nagłym oświadczeniu, że kosmici i życie pozaziemskie istnieją, a ty chcesz zabrać mnie na swoją planetę – zaśmiał się nerwowo i przeczesał włosy.
– O czym chciałeś porozmawiać?
– Nie ma mowy, żebyś brała Rylanda.
– Ross, tłumaczyłam ci, albo on, albo ty, a nie wyraziłeś zgody na swój wyjazd, teraz i na jego... Naprawdę was potrzebujemy, ciebie albo jego.
– Nie zgadzam się na zniszczenie mu życia.
– Ross, proszę, daj mu zdecydować, potrzebujemy jednego z was, naprawdę...
– Ja to wiem, Laura. Nie zgadzam się na jego wyjazd, ale myślałem o tym i...
– Ross? I co?
– I zgadzam się. Polecę, w zamian za niego.
– O czym chciałeś porozmawiać?
– Nie ma mowy, żebyś brała Rylanda.
– Ross, tłumaczyłam ci, albo on, albo ty, a nie wyraziłeś zgody na swój wyjazd, teraz i na jego... Naprawdę was potrzebujemy, ciebie albo jego.
– Nie zgadzam się na zniszczenie mu życia.
– Ross, proszę, daj mu zdecydować, potrzebujemy jednego z was, naprawdę...
– Ja to wiem, Laura. Nie zgadzam się na jego wyjazd, ale myślałem o tym i...
– Ross? I co?
– I zgadzam się. Polecę, w zamian za niego.
________________________________________
Clarisse się rzuca, że to ja mam napisać
notkę, bo "to ja pisałam rozdział", ale
to ona zaplanowała znaczną większość,
napisała początek i ogólnie dużą część,
a teraz ten leń stwierdza, że ja pisałam,
żeby ona nie musiała tutaj jeszcze stukać.
GŁUPIA, nie wie, że stukając w klawisze
też spala się kalorie chyba. W każdym razie.
OMG ZGODZIŁ SIĘ WOWOWOWOW.
Co teraz? Wszyscy zadowoleni? Mam nadzieję,
bo jak nie to chyba będzie mi smutno :c
Hej
tak naprawde isabelle wszystko pisała
jest po prostu głupia i to jej należy się
ten zaszczyt, a ja napisałam góra kilka akapitów.
No chyba nie.
Pozdro dla wytrwałych ziemniaków.
Isabelle und Clarisse
P.S SORRY ZA BRAK "MEGA-TYTUŁU", PRZEZ PÓŁTOREJ GODZINY SZUKAŁYŚMY JAKIEJŚ ODPOWIEDNIEJ PIOSENKI I TO JEDYNE, CO ZNALAZŁYŚMY, FML
Omg. Ten rozdział doszczętnie rozwalił moją psychikę.
OdpowiedzUsuńBłagam. Najpierw ta kłótnia. Co prawda pogodzili się, ale no weźcie. Potem jak Laura do nich przyszła. I ta ich rozmowa. Ryry albo Rossy. No musiał chronić młodszego brata więc go rozumiem. I się w końcu zgodził :) Laura chyba jest happy XD
Nie mam nawet dalej siły pisać tego koma -,-
Dziewczyny jest tylko jedna sprawa. Może to wina mojego walniętego telefonu, ale nie mogłam przeczytać niektórych części tekstu. Troche ciężko było to ogarnąć, ale jest git.
No dobra. Ja kończe.
Pozdro
Kate <3
Is juz poprawila, tekst byl po prostu czarny w niektorych miejscach
UsuńPopieram wypowiedź wyżej. Nie wiem co jest grane ale w rozdziale są niewidzialne luki. O co chodzi?
OdpowiedzUsuńTekst w niektorych miejscach byl czarny, to albo wina szablonu albo Open Office'a w ktorym pisalysmy i ktory okazal sie byc najgorszym mozliwym programem do pisania rozdzialow
UsuńNo dobra Tami jest mniej do tylu niż zwykle.
OdpowiedzUsuńRozdział boski, ale to wiecie.
Serio? Lau chciała zabrać Rylanda? ?? O Zeusie serio? Albo Ryland albo Ross? ? Dobre. Ciekawe czy nie powiedziała tego celowo aby Ross w końcu poleciał. Tak samo jak o tym ze ta Camille (czy jakoś tak :D) nie jest zdrowa. Ciekawe na co ta jego dziwwczyna choruje... może było napisane może nie... ale przez te dziwne przerywniki nie wiem tego. Trochę mnie to wkurzalo wiec jak możecie pozbędzie się tych dziwnych przerw bo nie wiem co tam pisze. A Tami bardzo by chciała wiedzieć :)
Pozdrawiam was PONCZKI PYZATE czekam na nexta i na postęp w sprawie tych dziur. Czekam tez aż któraś z was znajdzie czas by odpisać mi na GG ;)
Pozderki Tami :*
Juz poprawione, tekst zmienil kolor na czarny w pewnych miejsach, ach ten Open Office [*]
UsuńO fuck. Żeście teraz dowaliły xD Camille być może chora, RyRy nie leci, ale za to nasz mądry blondaś. Huhu, zobaczymy co będzie dalej :*
OdpowiedzUsuńWreszcie Ross się zgodził:)
OdpowiedzUsuńCiekawe co jest dziewczynie Ross'a
Camille? Chora?
OdpowiedzUsuńRoss? Leci?
Ryland? Nie leci?
Laura? Grill?
Że WTF
Zryty mózgeł
Czekam na next :)
♥ Aleks ♥
PS nie wiem co napisałam :')
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńUu Laura chciała Rylanda. Ross się nie zgodził i teraz on ma lecieć.
Wow.
Camille nie jest tak zdrowa jak Ross i Ryland. Hmm..
Jednak Lynchowie znają imię dziewczyny Rossa.
Relacje Rossa i Rylanda <3
Czekam na next ♡
Ich frage noch einmal jestem takim slodkim niemcem :3 kochaaam tego blogaa! Czelam na nextaaa :333
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga no... proszę... piszcie dalej myszki ♥♥ czekam na nexta
OdpowiedzUsuń