Notka:
Może niektórzy z was zauważyli, ale do tych, co jeszcze nie zdali sobie sprawy: dodałam kilka nowych zakładek xd Zapraszam na nie :D
*Los Angeles, dom Lynchów parę dni wcześniej*
*RIKER*
Przeglądałem sobie Instagrama, jak każdego ranka... Niby wszystko super, a tu co?
Przeglądając tag "#R5" zauważyłem coś, co baaardzo przykuło moją uwagę. No, zgadnijcie! Zgadnijcie, co to było!
Otóż, było to zdjęcie Ross'a i Laury jeżdżących na łyżwach w Nowym Jorku! Przecież to... To niemożliwe! Przecież Laura nie umie jeździć!
Aaaa... A tak przy okazji to okazuje się, że Ross chyba jednak żyje.
CHWILA! CO?!
NIEMOŻLIWE. PRZECIEŻ ON UMARŁ! SAM BYŁEM NA JEGO POGRZEBIE!
A może po prostu ja oszalałem i wszędzie widzę Ross'a?
Dobra, muszę jednak przyznać, że wizja Rydel jako Ross'a nie jest zbyt przyjemną wizją.
Tak czy siak, uznałem, że warto by było przedyskutować to z samą Laurą. Ona powinna wiedzieć najlepiej. Wybrałem do niej numer - o dziwo odebrała po chwili.
Tak czy siak, uznałem, że warto by było przedyskutować to z samą Laurą. Ona powinna wiedzieć najlepiej. Wybrałem do niej numer - o dziwo odebrała po chwili.
- Halo? - odezwała się niepewnym głosem.
- LAURA! - wrzasnąłem do słuchawki. - CZEMU NIE DZWONISZ?!
Okazało się, że nie była sama. Usłyszałem bardzo znajomy głos. Spytałem ją, kto to, ale nie odpowiedziała. Wynikła naprawdę dziwna rozmowa, podczas której niczego się nie dowiedziałem... Oprócz tego, że Ross chyba naprawdę żyje. To jego głos słyszałem.
Od razu chciałem podzielić się moim odkryciem z pozostałymi, ale spali. Moją pierwszą ofiarą została Vanessa, która tak uroczo spała... Włosy opadały na jej zamknięte oczy... Miarowo oddycha-... OGARNIJ SIĘ, RIKER!
- Vanessa! - zacząłem nią trząść tak mocno, że w ciągu ułamka sekundy otworzyła szeroko oczy.
- CO - spytała zdezoientowana.
- ROSS! ON CHYBA JEDNAK ŻYJE! - ekscytowałem się.
- Co? - spytała. - Jaki Ross?
- Och, Boże, ogarnij się! Ross! Narzeczony twojej siostry!
- Aaaa, Rossy! Sorki, przecież dopiero co ktoś mnie obudził - powiedziała poirytowana. - Chwila, mówisz, że on żyje?
- Tak mi się wydaje. Przed chwilą zobaczyłem na Instagramie zdjęcia Ross'a i Laury jeżdżących na łyżwach. A oni przecież nigdy nie spędzili świąt razem! Nie wydaje ci się to dziwne?
- Osz kurde... Masz rację! - przyznała. - Laura przecież nie umie jeździć!
- Vanessa!
- No co?!
- Potem zadzwoniłem do Laury i... usłyszałem go w słuchawce. Wydawało mi się, że mówił o mnie tak, jakby mnie nie znał, co odrobinę mnie zbija z tropu - dokończyłem przygnębiony.
- Może to nie on... - zaczęła Vanessa. - Pokaż mi te zdjęcia.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i go odblokowałem. Wszedłem na Instagrama i od razu zacząłem szukać tego zdjęcia, ale nigdzie go nie było! Wydawało mi się, że rozniesie się po całym Instagramie, ale najwidoczniej tak się nie stało...
- Ono gdzieś tu było! Przysięgam! Widziałem je! - broniłem się ciągle szukając fotki.
- Riker, Riker... - pogładziła moje włosy. - Ty chyba wszędzie widzisz Ross'a. Może ja też jestem dla ciebie Ross'em? O, patrz, zaraz nam ktoś zrobi zdjęcie! Zmarły Ross Lynch i jego brat Riker Lynch!
- Mało śmieszne - mruknąłem.
- Wiem, ale tak to wygląda, Rik - odpowiedziała i mnie przytuliła. - Jesteś kochany, ale Ross zmarł już ponad rok temu. Nie mówię, że powinieneś zapomnieć, ale myślę, że to czas, żebyś się ogarnął. To nie może trwać wieczność - chyba się uśmiechnęła.
Hmmm... Myślę, że Rydel też mogła zobaczyć to zdjęcie. Przecież ona nie rozstaje się z telefonem! Muszę szybko do niej biec! Jak najszybciej!
Wyrwałem się z uścisku Wanny i bez słowa pobiegłem do pokoju siostry, który znajdował się na końcu korytarza. Wbiegłem do środka wrzeszcząc:
- RYYYYYYDEEEEEEEEEEEEL!
- CZEGO?! - odpowiedziała wyrwana ze snu blondynka. Wyglądała jak potwór, haha, zresztą jak zawsze rano. Zacząłem się śmiać, a ona spojrzała na mnie morderczym wzrokiem. - A CHCESZ W MORDĘ?! - I ucichłem.
- Nie chcę - odpowiedziałem jej cicho.
- To gadaj, co chcesz i spadaj!
- Co tu się dzieje? - odezwał się nagle Ellington i spadł z łóżka. Rydel tylko machnęła ręką i wskazała mi palcem, żebym podszedł.
- No więc - zacząłem mówić - wydaje mi się, że Ross żyje.
- ROSS ŻYJE?! GDZIE?! - krzyknął Ellington z podłogi.
- Skąd ci coś takiego przyszło do głowy? - spytała mnie siostra ze zdziwioną miną.
- Dzisiaj rano widziałem na Instagramie zdjęcie Laury i Ross'a, jak jeździli na łyżwach, pod tą wielką choinką w Nowym Jorku.
- Co? Przecież Laura nie umie jeździć - zaśmiał się Ellington, a następnie zwijał się na podłodze ze śmiechu.
- Zamknij się, Ellington - uciszała go Rydel, ale bezskutecznie.
- Potem zadzwoniłem do Laury, żeby to wytłumaczyć, ale nie udało mi się dojść do tego tematu, szybko się rozłączyła. W tle słyszałem... No, Ross'a.
- A masz to zdjęcie? - spytała mnie. Pokręciłem przecząco głową.
- Nie mam. Usunęli je.
- Wiesz, wydaje mi się być mało wiarygodne to, że najpierw niby było, a po kilku minutach je usunęli - zaśmiała się.
- A właściwie to czemu nie? Czemu ta osoba miałaby tego nie usuwać?
- Nie wiem, ale przepraszam, Riker, niezbyt ci wierzę. Gdybyś pomyślał trochę i zrobił chociażby screena, może bym ci uwierzyła.
- Ale ja nie kłamię! - oburzyłem się.
- Riker, daj spokój. Już prawie się pogodziłam z jego śmiercią. Błagam cię, nie dawaj mi żadnych nadziei, że on może żyje. A teraz, bardzo cię przepraszam, ale muszę zrobić tu porządek - wskazała palcem na Ratliff'a rozłożonego na podłodze. Zrezygnowany wyszedłem z pokoju. Zdecydowałem się jednak nie rezygnować.
Czy wam też to wydaje się być dziwne? Mi tak! Laura w życiu nie założyłaby na nogi łyżew!
Okazało się, że nie była sama. Usłyszałem bardzo znajomy głos. Spytałem ją, kto to, ale nie odpowiedziała. Wynikła naprawdę dziwna rozmowa, podczas której niczego się nie dowiedziałem... Oprócz tego, że Ross chyba naprawdę żyje. To jego głos słyszałem.
Od razu chciałem podzielić się moim odkryciem z pozostałymi, ale spali. Moją pierwszą ofiarą została Vanessa, która tak uroczo spała... Włosy opadały na jej zamknięte oczy... Miarowo oddycha-... OGARNIJ SIĘ, RIKER!
- Vanessa! - zacząłem nią trząść tak mocno, że w ciągu ułamka sekundy otworzyła szeroko oczy.
- CO - spytała zdezoientowana.
- ROSS! ON CHYBA JEDNAK ŻYJE! - ekscytowałem się.
- Co? - spytała. - Jaki Ross?
- Och, Boże, ogarnij się! Ross! Narzeczony twojej siostry!
- Aaaa, Rossy! Sorki, przecież dopiero co ktoś mnie obudził - powiedziała poirytowana. - Chwila, mówisz, że on żyje?
- Tak mi się wydaje. Przed chwilą zobaczyłem na Instagramie zdjęcia Ross'a i Laury jeżdżących na łyżwach. A oni przecież nigdy nie spędzili świąt razem! Nie wydaje ci się to dziwne?
- Osz kurde... Masz rację! - przyznała. - Laura przecież nie umie jeździć!
- Vanessa!
- No co?!
- Potem zadzwoniłem do Laury i... usłyszałem go w słuchawce. Wydawało mi się, że mówił o mnie tak, jakby mnie nie znał, co odrobinę mnie zbija z tropu - dokończyłem przygnębiony.
- Może to nie on... - zaczęła Vanessa. - Pokaż mi te zdjęcia.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i go odblokowałem. Wszedłem na Instagrama i od razu zacząłem szukać tego zdjęcia, ale nigdzie go nie było! Wydawało mi się, że rozniesie się po całym Instagramie, ale najwidoczniej tak się nie stało...
- Ono gdzieś tu było! Przysięgam! Widziałem je! - broniłem się ciągle szukając fotki.
- Riker, Riker... - pogładziła moje włosy. - Ty chyba wszędzie widzisz Ross'a. Może ja też jestem dla ciebie Ross'em? O, patrz, zaraz nam ktoś zrobi zdjęcie! Zmarły Ross Lynch i jego brat Riker Lynch!
- Mało śmieszne - mruknąłem.
- Wiem, ale tak to wygląda, Rik - odpowiedziała i mnie przytuliła. - Jesteś kochany, ale Ross zmarł już ponad rok temu. Nie mówię, że powinieneś zapomnieć, ale myślę, że to czas, żebyś się ogarnął. To nie może trwać wieczność - chyba się uśmiechnęła.
Hmmm... Myślę, że Rydel też mogła zobaczyć to zdjęcie. Przecież ona nie rozstaje się z telefonem! Muszę szybko do niej biec! Jak najszybciej!
Wyrwałem się z uścisku Wanny i bez słowa pobiegłem do pokoju siostry, który znajdował się na końcu korytarza. Wbiegłem do środka wrzeszcząc:
- RYYYYYYDEEEEEEEEEEEEL!
- CZEGO?! - odpowiedziała wyrwana ze snu blondynka. Wyglądała jak potwór, haha, zresztą jak zawsze rano. Zacząłem się śmiać, a ona spojrzała na mnie morderczym wzrokiem. - A CHCESZ W MORDĘ?! - I ucichłem.
- Nie chcę - odpowiedziałem jej cicho.
- To gadaj, co chcesz i spadaj!
- Co tu się dzieje? - odezwał się nagle Ellington i spadł z łóżka. Rydel tylko machnęła ręką i wskazała mi palcem, żebym podszedł.
- No więc - zacząłem mówić - wydaje mi się, że Ross żyje.
- ROSS ŻYJE?! GDZIE?! - krzyknął Ellington z podłogi.
- Skąd ci coś takiego przyszło do głowy? - spytała mnie siostra ze zdziwioną miną.
- Dzisiaj rano widziałem na Instagramie zdjęcie Laury i Ross'a, jak jeździli na łyżwach, pod tą wielką choinką w Nowym Jorku.
- Co? Przecież Laura nie umie jeździć - zaśmiał się Ellington, a następnie zwijał się na podłodze ze śmiechu.
- Zamknij się, Ellington - uciszała go Rydel, ale bezskutecznie.
- Potem zadzwoniłem do Laury, żeby to wytłumaczyć, ale nie udało mi się dojść do tego tematu, szybko się rozłączyła. W tle słyszałem... No, Ross'a.
- A masz to zdjęcie? - spytała mnie. Pokręciłem przecząco głową.
- Nie mam. Usunęli je.
- Wiesz, wydaje mi się być mało wiarygodne to, że najpierw niby było, a po kilku minutach je usunęli - zaśmiała się.
- A właściwie to czemu nie? Czemu ta osoba miałaby tego nie usuwać?
- Nie wiem, ale przepraszam, Riker, niezbyt ci wierzę. Gdybyś pomyślał trochę i zrobił chociażby screena, może bym ci uwierzyła.
- Ale ja nie kłamię! - oburzyłem się.
- Riker, daj spokój. Już prawie się pogodziłam z jego śmiercią. Błagam cię, nie dawaj mi żadnych nadziei, że on może żyje. A teraz, bardzo cię przepraszam, ale muszę zrobić tu porządek - wskazała palcem na Ratliff'a rozłożonego na podłodze. Zrezygnowany wyszedłem z pokoju. Zdecydowałem się jednak nie rezygnować.
Czy wam też to wydaje się być dziwne? Mi tak! Laura w życiu nie założyłaby na nogi łyżew!
~*~
*Nowy Jork godziny poranne*
Otworzyłam oczy, mimo tego, że dalej chciało mi się spać.
Pierwszą rzeczą, jaką ujrzałam były piękne, czekoladowe oczytuż naprzeciwko moich. Uśmiechnęłam się, a ich właściciel odpowiedział tym samym.
- Dzień dobry. - oznajmił. - Wyspałaś się?
- Hej. Owszem, spało się świetnie. - przyznałam. - Ma pan baaardzo wygodną klatę... - zaśmiał się na moje słowa.
- Jesteś urocza. - stwierdził całując mnie w czoło.
- A ty kochany. I troskliwy. I również uroczy. I przystojny. Wymieniać dalej?
- Poczekaj, znajdę tylko coś do pisania. Pokażę ci to kiedyś, a ty sama nie uwierzysz... - nie dokończył, bo go pocałowałam.
Nie był to taki pocałunek, jak wczoraj, ale mimo wszystko przekazywał wszystkie uczucia jakie kłębiły się wewnątrz nas. Odsunęłam się lekko od niego, po czym jeszcze raz przelotnie musnęłam jego wargi. Uśmiechnął się ponownie, po czym lekko podniósł. Włączył telewizor, a ja usiadłam obok niego i położylam głowę na jego ramieniu.
- Laura...
- Tak?
- Posłuchaj... Kocham cię. Kocham jak wariat, i właśnie z tego powodu powinienem być szczery...
- Co masz na myśli? - przeraziłam się.
- Och, nie! Lau, nie o to chodzi. Myślę, że powinienem być szczery z Rachelle. - oznajmił, a we mnie coś się zagotowało. Aha, miło. Dobrze wiedzieć, że mimo wszystko gdzieś w jego podświadomości wszystko co pomiędzy nami zaistniało wziął w pewnym stopniu za zdradę.
- Aha. - mruknęłam nie okazując żadnych konkretnych uczuć i odsunęłam się od niego lekko.
- Posłuchaj, chodzi o to, że przecież ona mimo wszystko się mną zajęła przez ten rok, prawda? I jestem jej za to jako tako wdzięczny. - złapał mnie za rękę i spojrzał mi w oczy. - Kocham cię.
- Aww... Ja ciebie też. - przysunęłam się do niego z powrotem i mocno przytuliłam. - Zawsze.
- I wzajemnie. - odszepnął. Siedzieliśmy tak chwilę, aż w końcu w telewizji jakaś foka zaczęła wydawać swoje klasyczne dźwięki. Wtedy po prostu się zaśmialiśmy i odsunęliśmy od siebie.
- Poza tym - zaczął - Już nawet przyzwyczaiłem się do imienia Kyle...
- Eee...
- Dobra, boję się spytać o to, co powiedziałem - zaśmiał się pod nosem.
- Okay.
Siedzieliśmy oglądając te foki.
- Wiesz, jest coś jeszcze - powiedział, a ja znów się do niego odwróciłam. - Niby znamy się te kilka tygodni, ale ja mimo wszystko mam wrażenie, jakbym znał cię wcześniej. To mi nie daje spokoju - westchnął. - Tak, wiem, głupie.
- Nie no, czemu? - przyczepiłam się jego ramienia jak małpka. - Też tak się przy tobie czuję. I wiesz, co to oznacza?
- Nie. Co?
- To, że bardzo się lubimy i znamy się lepiej niż ktokolwiek inny. Nie sądzisz, pasikoniku? - szturchnęłam go lekko.
- Też, ale to jest... inne - sapnął. - Nieważne. Tego nie można opisać słowami.
- Taak... Wiem jak to jest, kiedy nie umiesz komuś czegoś powiedzieć...
- Masz... na myśli ten... konflikt, jeśli mogę tak powiedzieć, między tobą, a... twoją rodziną? - spytał niepewnie.
- Noo... - westchnęłam po chwili. - Ciężki temat R... O Jezu, ja się chyba nie oduczę - zaśmiałam się. - Wiesz jak chciałam cię nazwać? - wzruszył ramionami. - Rossiu. Chciałam do ciebie powiedzieć Rossiu!
- Delly by powiedziała... - szepnął, ale wolałam nie pytać. Może to coś da...
~*~
- Słuchajcie... Ja naprawdę widziałem to zdjęcie. Jestem prawie pewny, że to był Ross... - mówiłem, ale Ellington mi przerwał.
- Posłuchaj mnie uważnie. Ross'a już z nami nie ma. To nie mógł być on. Przecież nie mógł po prostu wyjść z trumny i teleportować się do Nowego Jorku - powiedział. - Naprawdę nie chcę tego mówić, ale według nas powinieneś się pogodzić z tym, że on nie żyje - dodał cicho - bo ty ciągle próbujesz wybić to sobie z głowy. Ten fakt, że Ross... umarł.
- Już zacząłem sobie to uświadamiać, ale to zdjęcie... Zrozumcie mnie, błagam!
Wszyscy lekko pokręcili głowami, jakby dając mi znać, że nie ma nadziei. Nagle usłyszeliśmy piski jakichś nastolatek siedzących na drugim końcu kawiarni. Spojrzeliśmy w ich stronę - jedna z nich zaczynała płakać, chyba ze szczęścia, a pozostałe zakrywały usta dłońmi.
- Matulu... On wygląda totalnie jak Ross! - powiedziała na jednym wydechu dziewczyna o blond włosach i od razu wszystkim zrobiło się smutno na wspomnienie o moim młodszym bracie.
- Skąd masz to zdjęcie? - spytała druga.
- Z Instagrama. Już je usunęli.
Spojrzałem zdziwiony na rodzeństwo, Vanessę i Ratliff'a, którzy przyglądali się dziewczynom zaskoczeni. Wstałem z miejsca i podszedłem do grupy nastolatek, które wytrzeszczyły oczy i rozszerzyły usta, kiedy mnie zauważyły.
- O mój Boże... Riker Lynch... Ożesz w mordę - mówiła cicho trzecia.
- Cz-cześć... Ja... Chciałem tylko zobaczyć to zdjęcie, o którym mówicie. Muszę je pokazać rodzeństwu - wytłumaczyłem.
- C-całe R5... W tej samej kawiarni, co ja... To chyba sen... O kurde, oddychamy tym samym powietrzem - ciągle szeptała, a koleżanka z jej prawej drżącymi dłońmi podała mi telefon i od razu zaczęła płakać i piszczeć. Zresztą tak samo, jak pozostałe.
Spojrzałem na ekran telefonu i omal nie wypuściłem go z dłoni. To jest to samo zdjęcie, o którym mówiłem, ale było ich jeszcze więcej, na którym było wszystko widać dokładniej. Podbiegłem do reszty i pokazałem im zdjęcia patrząc na nich tryumfalnym wzrokiem.
- Ha! A nie mówiłem? - uśmiechnąłem się.
- Cholera... - zaklął pod nosem Rocky.
- To jest w Nowym Jorku, tak? - spytała cicho Vanessa, a ja kiwnąłem głową. - No to trzeba znaleźć Laurę.
- Mimo wszystko wciąż wydaje mi się być mało prawdopodobne, że Ross'a jednak nie ma tam na górze - stwierdził Ryland. - Może to po prostu jego klon?
- Nie wiem, nie wydaje mi się - odpowiedziałem. - Spójrz, ma identyczne włosy, trochę dłuższe niż zwykle, ale kolor ten sam... Poza tym ma nawet pieprzyk w tym samym miejscu!
- Ale jak to możliwe? - spytała Rydel. - Wciąż tego nie pojmuję. Dlaczego Laura miałaby nas oszukiwać i nawet nam nie powiedzieć, że Ross może być żywy? Nie rozumiem. Po co miałaby to ukrywać?
- Nie mam pojęcia - westchnąłem. - Trzeba się dowiedzieć. Lecimy do Nowego Jorku.
- Ale... Przecież nawet nie wiemy, gdzie Laura może być - skrzywił się nieco Ryland. - A Nowy Jork to naprawdę ogromna metropolia. Parę dni nam zajmie odnalezienie jej, o ile w ogóle ją znajdziemy.
- Nie bójta się! - uspokajałem go. - Damy radę. W razie czego zlokalizujemy Laurę przez jakieś urządzenie określające miejsce, w którym jest jej telefon. Będzie dobrze.
~*~
- Gdzie ty mnie zabierasz? - zaśmiałam się, a na twarzy Ross'a/Kyle'a pojawił się szeroki uśmiech.
- Taka mała niespodzianka - odpowiedział. Uniosłam lekko brwi. - No, chodź - chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Z nieba padał śnieg, kolorowe światełka było dosłownie wszędzie, ale największe wrażenie robiły zawieszone na wielkich choinkach ozdobionych bombkami. Było dość zimno, więc Ross włożył rękę do kieszeni swojej kurtki wciąż trzymając moją dłoń. Już za parę dni miały być święta. Pierwsze święta spędzone z nim. Co może pójść nie tak?
No właśnie, pomyślałam. Nic.
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Gdzie my jesteśmy? - spytałam po trzydziestu minutach drogi. Było już naprawdę ciemno, ale piękniej niż zwykle.
- Za chwilę będziemy na miejscu - odpowiedział krótko.
I faktycznie, po około pięciu minutach przede mną widać było rzekę i całą panoramę Manhattanu. Był to prawdopodobnie jeden z najpiękniejszych widoków w moim życiu.
- Tadam - odezwał się Ross z wielkim uśmiechem na twarzy, a ja dalej nie wierzyłam własnym oczom.
- Jak tu pięknie... - westchnęłam.
- Miałem taką nadzieję, że ci się spodoba - powiedział, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
- Żartujesz? Ten widok jest naprawdę niesamowity. Cudowny.
- Cóż... Rachelle mnie tu zabrała parę dni po tym, jak się obudziłem. Powiedziała, że tu się poznaliśmy. Miała nadzieję, że sobie coś przypomnę, ale nic. Kompletnie nic - wyznał. - Tak strasznie chciałbym coś pamiętać. Boję się, że już nigdy niczego sobie nie przypomnę.
- Ja też - powiedziałam na tyle cicho, aby nie usłyszał.
- Chciałbym pamiętać chociażby moją rodzinę. Chciałbym wiedzieć, czy miałem rodzeństwo, czy lubili naleśniki tak samo jak ja, czy mieli zainteresowania podobne do moich - zaśmiał się cicho. - Rachelle powiedziała mi, że nic jej o tym nie wiadomo, bo ponoć nigdy jej nie mówiłem o swojej rodzinie. Wydaje mi się to trochę podejrzane, ale no cóż...
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i lekko pocałowałam w usta. Chciałam mu w ten sposób podziękować za to, że pojawił się w moim życiu, że jest teraz ze mną i że zawsze był. Wiem, że nigdy nie odwdzięczę mu się na tyle, na ile zasługuje, ale zawsze warto próbować. Chciałabym mu powiedzieć całą prawdę, ale nie mogę. To znaczy, tak mi się wydaje. Nie chcę go znowu stracić tylko dlatego, że pomyśli, że jestem wariatką. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby tak się stało. Z drugiej strony wiem, że muszę mu powiedzieć. Nie mogę przecież tego ciągnąć przez całą wieczność.
Ross odwzajemnił pocałunek i położył swoje zimne od chłodu dłonie na moich policzkach. Po kilku chwilach oderwaliśmy się od siebie i tylko stykaliśmy się czołami. Wciąż miałam zamknięte oczy. Słyszałam jego oddech, czułam go na sobie. Ciągle delikatnie trzymał moją twarz, jakby nie chciał jej uszkodzić, naruszyć. Uśmiechnęłam się do siebie i trwaliśmy tak przez jakiś czas, aż w końcu spytał:
- Byłaś kiedykolwiek na szczycie Empire State Building?
- Hmmm... Chyba nie - odpowiedziałam szczerze.
- Nie gadaj - zaśmiał się cicho. - I ty siebie nazywasz mieszkanką Nowego Jorku nigdy nie widząc miasta z Empire State Building?
- No widzisz, bywa - również się zaśmiałam, a on znów ujął moją dłoń.
- Zabiorę cię tam kiedyś, przysięgam - powiedział. - Dzisiaj mają zamknięte. A na Sylwestra idziemy na Times Square. Zawsze grają tam koncerty. Tak właściwie to byłem tam tylko raz, ale było super.
Uśmiechnęłam się do niego, co natychmiast odwzajemnił.
- A teraz idziemy coś zjeść - zarządził. - Chciałem zrobić piknik, ale uznałem, że chyba jest zimno...
- No wiesz, tak odrobinę. Temperatura 5 stopni Celsjusza na minusie, ale co tam, zrobimy piknik na dworze! - zaśmiałam się.
- Oj tam - powiedział. - Pójdziemy gdzieś, gdzie będzie cieplutko i przytulnie. Opowiedz mi coś - poprosił nagle.
- Ale co? - spytałam.
- No... na przykład jak poznałaś swojego narzeczonego.
- Cóż, zaczęło się od tego, że moja siostra zaczęła umawiać się z jego starszym bratem, czyli tym Riker'em, który ostatnio do mnie dzwonił.
- On jest facetem twojej siostry? - spytał zaskoczony.
- No, tak - uśmiechnęłam się lekko.
- Ale fajnie. Dobra, mów dalej.
- Pamiętam, że od samego początku, jak się poznaliśmy, byłam nim zauroczona. Okazało się, że mamy mnóstwo wspólnego. Krótko po tym, jak się poznaliśmy, wziął mnie do siebie do pokoju, chwycił gitarę i zaczął grać-...
- "I'm Yours" - przerwał mi. Wytrzeszczyłam oczy.
- Skąd wiedziałeś?
- Nie mam pojęcia. Chyba zgadywałem - wzruszył ramionami.
Dotarliśmy do jakiejś kawiarni rozmawiając. Faktycznie, było w niej ciepło. Zajęliśmy jakiś stolik i czekaliśmy, aż przyjdzie nas ktoś obsłużyć. Wpatrywałam się w Ross'a intensywnie myśląc. Teraz wydaje mi się być absurdalne to, że nic mu o nim nie powiedziałam. Co ze mnie za człowiek? Ross zasługuje na prawdę. Ale jak mu ją przekazać?
- Wiesz, co? - powiedział nagle. - Wydaje mi się to być trochę niesamowite, że byłaś zdolna pokochać kolejny raz.
Patrzyłam na niego wciąż się zastanawiając. Pokochać kolejny raz?
- Wiesz, chodzi mi o to, że wydaje mi się to być w pewnym sensie wspaniałe, że zdołałaś jakoś się pozbierać.
Spojrzałam mu prosto w oczy i zaczęłam wolno kręcić głową.
- Nie. Nieprawda.
Popatrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem i spytał: "Co? Co masz na myśli?". Odpowiedziałam mu po prostu:
- Nie odkochałam się.
- To... Jak to? Okłamałaś mnie? - spytał cicho.
- Nie, nic z tych rzeczy. Kocham cię. A to oznacza, że się nie odkochałam.
- Nie rozumiem.
Prędzej czy później i tak to wyszłoby na jaw. Im szybciej mu to powiem, tym lepiej. Wzięłam głęboki oddech.
- Wiesz, ja... Muszę ci coś powiedzieć.
- Tak? - spytał Ross. - Mam się bać?
- W sumie... W sumie to nie wiem. - Moja twarz spoważniała.
- O co chodzi?
- Bo wiesz... Ten mój narzeczony...
- Laura - przerwał mi. - Teraz masz mnie.
- Posłuchaj. - Do moich oczu napłynęły łzy. Starałam się je zatrzymać, ale bez skutku.
- No, mów.
- Ten mój narzeczony... Chodzi o to, że... Że...
- Że?
Znów odetchnęłam.
- To ty.
_______________________________________________
Woohoo!
Melduje się Clarisse.
Rozdział niedłuuugo!
- Taka mała niespodzianka - odpowiedział. Uniosłam lekko brwi. - No, chodź - chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Z nieba padał śnieg, kolorowe światełka było dosłownie wszędzie, ale największe wrażenie robiły zawieszone na wielkich choinkach ozdobionych bombkami. Było dość zimno, więc Ross włożył rękę do kieszeni swojej kurtki wciąż trzymając moją dłoń. Już za parę dni miały być święta. Pierwsze święta spędzone z nim. Co może pójść nie tak?
No właśnie, pomyślałam. Nic.
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Gdzie my jesteśmy? - spytałam po trzydziestu minutach drogi. Było już naprawdę ciemno, ale piękniej niż zwykle.
- Za chwilę będziemy na miejscu - odpowiedział krótko.
I faktycznie, po około pięciu minutach przede mną widać było rzekę i całą panoramę Manhattanu. Był to prawdopodobnie jeden z najpiękniejszych widoków w moim życiu.
- Tadam - odezwał się Ross z wielkim uśmiechem na twarzy, a ja dalej nie wierzyłam własnym oczom.
- Jak tu pięknie... - westchnęłam.
- Miałem taką nadzieję, że ci się spodoba - powiedział, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
- Żartujesz? Ten widok jest naprawdę niesamowity. Cudowny.
- Cóż... Rachelle mnie tu zabrała parę dni po tym, jak się obudziłem. Powiedziała, że tu się poznaliśmy. Miała nadzieję, że sobie coś przypomnę, ale nic. Kompletnie nic - wyznał. - Tak strasznie chciałbym coś pamiętać. Boję się, że już nigdy niczego sobie nie przypomnę.
- Ja też - powiedziałam na tyle cicho, aby nie usłyszał.
- Chciałbym pamiętać chociażby moją rodzinę. Chciałbym wiedzieć, czy miałem rodzeństwo, czy lubili naleśniki tak samo jak ja, czy mieli zainteresowania podobne do moich - zaśmiał się cicho. - Rachelle powiedziała mi, że nic jej o tym nie wiadomo, bo ponoć nigdy jej nie mówiłem o swojej rodzinie. Wydaje mi się to trochę podejrzane, ale no cóż...
Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i lekko pocałowałam w usta. Chciałam mu w ten sposób podziękować za to, że pojawił się w moim życiu, że jest teraz ze mną i że zawsze był. Wiem, że nigdy nie odwdzięczę mu się na tyle, na ile zasługuje, ale zawsze warto próbować. Chciałabym mu powiedzieć całą prawdę, ale nie mogę. To znaczy, tak mi się wydaje. Nie chcę go znowu stracić tylko dlatego, że pomyśli, że jestem wariatką. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby tak się stało. Z drugiej strony wiem, że muszę mu powiedzieć. Nie mogę przecież tego ciągnąć przez całą wieczność.
Ross odwzajemnił pocałunek i położył swoje zimne od chłodu dłonie na moich policzkach. Po kilku chwilach oderwaliśmy się od siebie i tylko stykaliśmy się czołami. Wciąż miałam zamknięte oczy. Słyszałam jego oddech, czułam go na sobie. Ciągle delikatnie trzymał moją twarz, jakby nie chciał jej uszkodzić, naruszyć. Uśmiechnęłam się do siebie i trwaliśmy tak przez jakiś czas, aż w końcu spytał:
- Byłaś kiedykolwiek na szczycie Empire State Building?
- Hmmm... Chyba nie - odpowiedziałam szczerze.
- Nie gadaj - zaśmiał się cicho. - I ty siebie nazywasz mieszkanką Nowego Jorku nigdy nie widząc miasta z Empire State Building?
- No widzisz, bywa - również się zaśmiałam, a on znów ujął moją dłoń.
- Zabiorę cię tam kiedyś, przysięgam - powiedział. - Dzisiaj mają zamknięte. A na Sylwestra idziemy na Times Square. Zawsze grają tam koncerty. Tak właściwie to byłem tam tylko raz, ale było super.
Uśmiechnęłam się do niego, co natychmiast odwzajemnił.
- A teraz idziemy coś zjeść - zarządził. - Chciałem zrobić piknik, ale uznałem, że chyba jest zimno...
- No wiesz, tak odrobinę. Temperatura 5 stopni Celsjusza na minusie, ale co tam, zrobimy piknik na dworze! - zaśmiałam się.
- Oj tam - powiedział. - Pójdziemy gdzieś, gdzie będzie cieplutko i przytulnie. Opowiedz mi coś - poprosił nagle.
- Ale co? - spytałam.
- No... na przykład jak poznałaś swojego narzeczonego.
- Cóż, zaczęło się od tego, że moja siostra zaczęła umawiać się z jego starszym bratem, czyli tym Riker'em, który ostatnio do mnie dzwonił.
- On jest facetem twojej siostry? - spytał zaskoczony.
- No, tak - uśmiechnęłam się lekko.
- Ale fajnie. Dobra, mów dalej.
- Pamiętam, że od samego początku, jak się poznaliśmy, byłam nim zauroczona. Okazało się, że mamy mnóstwo wspólnego. Krótko po tym, jak się poznaliśmy, wziął mnie do siebie do pokoju, chwycił gitarę i zaczął grać-...
- "I'm Yours" - przerwał mi. Wytrzeszczyłam oczy.
- Skąd wiedziałeś?
- Nie mam pojęcia. Chyba zgadywałem - wzruszył ramionami.
Dotarliśmy do jakiejś kawiarni rozmawiając. Faktycznie, było w niej ciepło. Zajęliśmy jakiś stolik i czekaliśmy, aż przyjdzie nas ktoś obsłużyć. Wpatrywałam się w Ross'a intensywnie myśląc. Teraz wydaje mi się być absurdalne to, że nic mu o nim nie powiedziałam. Co ze mnie za człowiek? Ross zasługuje na prawdę. Ale jak mu ją przekazać?
- Wiesz, co? - powiedział nagle. - Wydaje mi się to być trochę niesamowite, że byłaś zdolna pokochać kolejny raz.
Patrzyłam na niego wciąż się zastanawiając. Pokochać kolejny raz?
- Wiesz, chodzi mi o to, że wydaje mi się to być w pewnym sensie wspaniałe, że zdołałaś jakoś się pozbierać.
Spojrzałam mu prosto w oczy i zaczęłam wolno kręcić głową.
- Nie. Nieprawda.
Popatrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem i spytał: "Co? Co masz na myśli?". Odpowiedziałam mu po prostu:
- Nie odkochałam się.
- To... Jak to? Okłamałaś mnie? - spytał cicho.
- Nie, nic z tych rzeczy. Kocham cię. A to oznacza, że się nie odkochałam.
- Nie rozumiem.
Prędzej czy później i tak to wyszłoby na jaw. Im szybciej mu to powiem, tym lepiej. Wzięłam głęboki oddech.
- Wiesz, ja... Muszę ci coś powiedzieć.
- Tak? - spytał Ross. - Mam się bać?
- W sumie... W sumie to nie wiem. - Moja twarz spoważniała.
- O co chodzi?
- Bo wiesz... Ten mój narzeczony...
- Laura - przerwał mi. - Teraz masz mnie.
- Posłuchaj. - Do moich oczu napłynęły łzy. Starałam się je zatrzymać, ale bez skutku.
- No, mów.
- Ten mój narzeczony... Chodzi o to, że... Że...
- Że?
Znów odetchnęłam.
- To ty.
_______________________________________________
Woohoo!
Melduje się Clarisse.
Rozdział niedłuuugo!
Umieram! Umieram! Dzwoncie na 112!!!
OdpowiedzUsuńOna mu...aaaaaa!
"to ty"....
Kurde! Aaaaaaaa! Ona mu powiedziala!
Rossiu, przypomnij sobie ty Pasikoniku! Dawaj! Tleniony! Rusz ta swoja czuprynka! Dawaj! Wiem ze umiesz!
Dziekuje wam! W koncu moje modlitwy zostaly wysluchane! Oł jea!
Kocham cie! Kocham Was dziewczyny!
Gsvzhsvsydbdkdbdusvdjdoeg!
Ja cie nie moge!
Nawet nie wiecie jak sie ciesze!
Btw, rozdzial OMFG!
Reakcja Rikera boska <3 hahaha
Ale koncowka. No po prostu nie moge, haha
Czekam na next i mam nadzieje ze bedzie mega-hiper-szybko
Kocham ;**
~Julia
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńZatłukę Was za przerywanie z takim momencie obiecuje -_-
Kiss...
Czekam Na Next <3
jeej nareszcie mu to wyznała
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta <3 <3
Aaaaaaa czekam na next
OdpowiedzUsuńNareszcie !
OdpowiedzUsuńRossdział super :)
Dawać szybko next! <3
Lau mu powiedziała:):)Mam nadzieję że jej uwierzy
OdpowiedzUsuńO KURFFA!!!!
OdpowiedzUsuńSIĘ POROBIŁOOO :o
ROSS WIEŚNIAKU UWIERZ JEJ!!!
POWIEDŹ JEJ, ŻE JEJ WIERZYSZ I, ŻE KOCHASZ, NO!!!!
I JAK TU NORMALNIE FUKCJONOWAĆ SKORO NIE WIEM CO BĘDZIE DALEJ??????
Aaaaaaa powiedziała mu OMG *-* Oby Ross jej uwierzył błagam <3 nie mogę się doczekać nexta :D /kocham!! :D
OdpowiedzUsuńO matko jezu boże co gjijijidojohjiohijhh no aaaa jgjih powiedziała mu boże boże boże co będzie dalej ja chce następny rozdział szybciutko !!!! *.* ";o
OdpowiedzUsuńHej założyłam nowego bloga, wpadniesz? :) http://paczkaprzyjaciol-raura.blogspot.com + Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaa!!!!!!! Ja chcę następny rozdział! Jak mogłaś skończyć w takim momencie!? Teraz spać nie będę mogła, mam nadzieję, że Ross się nie fochnie na Lau, tylko będą mu wszystko przypominać, odwiedzać jakieś miejsca, oglądać zdjecią, jakieś cusie robić, ale żeby się nie obraził na Laure i NIE wrócił do tej blondi. P.S czemu ja ciągle ją widzę jako rudzielca? O.o
OdpowiedzUsuńJa mam tak samo...jak tylko widze jej imie mam rude kudły przed oczami, hahaha
UsuńDzieki Bogu nie jestem sama xD
~Julia
Wiecie co... Ja i Is również XD Z początku ona miała mieć właśnie rude włosy, ale potem się decydowałyśmy na blond i odwrotnie XD Bardzo możliwe, że kiedyś po prostu napisałyśmy przez przypadek, że Rachelle jest ruda a potem, że ma blond włosy XD dobra, uznajcie, że włosy Rachelle są rudoblond XDD
UsuńMam tak samo xD ale to u mnie uzasadnione xD Demigod pozdrawia i kocha Waszego bloga <333 Czekam na nexta ;D
Usuńczyj domek bo chce ci przyznac punkty ._.
UsuńHades pozdrawia
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPosejdon dziękuje za punkciki ;D
UsuńAaaaa ja chce już nextaa :o rozdział zarąbisty! Przepraszam za słownictwo ale nie ma takich słów które opisałyby jak cudowny jest wasz blog! <3 *.*
OdpowiedzUsuńzajebisty rozdział!!!!!!
OdpowiedzUsuńale jak mogłyście przerwać w takim momencie?!?!?!?!?!
już nie mogę się doczekać nexta
a tak nawiasem mówiąc to kiedy on będzie, bo czekamy juz 2 tygodnie