sobota, 8 listopada 2014

(II) Rozdział 8: "I know that inside my heart forever will forever be ours, even if we try to forget - love will remember"

Z dedykacją od Clarisse dla Agi W. :) (co z tego, że rozdział po raz kolejny pisała Isabelle/Annabefsztyk... Is, kocham Cię XD)

*następnego dnia*
Obudziłam się wcześnie. I to bardzo.
Obok mnie leżał śpiący Ross/Kyle z bardzo głupkowatym wyrazem twarzy, co oczywiście w jego przypadku dodawało mu tego jego uroku.
Włosy opadały mu na czoło, więc delikatnie żeby go nie obudzić odgarnęłam mu je. Mruknął coś przez sen po czym skulił się i przytulił do poduszki.
Tak trudno jest się powstrzymywać... Przed powiedzeniem mu prawdy. Ale nie mogę.
Musiałam zaplanować jakoś dzisiejszy dzień, biorąc pod uwagę, że siedzenie bez czynnie w domu tylko nas zanudzi.
I wtedy wymyśliłam.
Po czym usłyszałam huk.
Wpadłam do salonu, gdzie zastałam blondyna leżącego na ziemi.
- Baaabciuuu. - jęknął.
- Nic ci nie jest? - podbiegłam do niego.
- wszystko gr... Nie gra! - krzyknął, a ja się przeraziłam. - Obudziłem się, a ciebie nie ma! Jak tak można, hmm?!
- Hej, Kyle, spokojnie. Byłam tylko w kuch...
- A JA NA PODŁODZE!
- Nie krzycz na mnie!
- Sama to robisz!
- Spadaj!
- Właśnie!
Zostawiłam go więc i poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę prawie wyłamując drzwi. Wyciągnęłam z niej kubeczek jogurtu i otworzyłam go wbijając łyżeczkę w etykietę. Po spożyciu wyrzuciłam opakowanie do kosza, po czym wzięłam się za herbatę.
- Laau? - spytał Ross/Kyle wchodząc do kuchni. - Jesteś zła? - nie odpowiedziałam. Stałam przy ladzie czekając, aż woda się zagotuje. - Nie bądź zła... - podszedł i mnie przytulił. Położył mi głowę na ramieniu i zaczął się bawić moimi włosami. - Pewnego dnia pewna śliczna brunetka bardzo zdenerwowała się na swojego blond przyjaciela...
- Bo wcześniej ten blond przyjaciel bardzo wkurzył brunetkę. - warknęłam i zaczęłam nalewać zagotowanej już wody do kubków.
- A teraz temu blond przyjacielowi jest smutno i ma wyrzuty sumienia, bo śliczna brunetka nie chce z nim rozmawiać. - podszedł i złapał mnie za rękę. - Porozmawiasz ze mną?
- Pfff... - fuknęłam.
- Prooooszę! - zrobił szczenięce oczka, a ja nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam chichotać. - Czy teraz śliczna brunetka ze mną porozmawia?
- Może, może... - zarzuciłam mu ręce na szyje.
- Mam ochotę na czekoladę, a jedyną jaką widzę jest ta w twoich oczach... - szepnął.
- Na mnie nie działają takie teksty. - odepchnęłam go lekko i upiłam łyk herbaty.
- Oczywiście, że nie działają. Dlatego, że jesteś jedyna w swoim rodzaju. - rzucił i zabrał drugi kubek.
- Oh, dziękuję. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ależ nie ma za co, panno Marano. - również się uśmiechnął. - Więc... Mamy jakieś plany na dzisiaj?
- My mamy? Nie wiem... - mruknęłam.
- Ach, zapomniałem, że teraz kobiety mają w zwyczaju zamykać mężczyzn w domach i kazać im na siebie czekać...
- Smutna historia... Nie martw się, planowałam pójść do na przykład Subway'a, później może do kina...
- A później zapraszam panią na spacer. - zaoferował.
- Kusząca propozycja panie Spencer. - przyznałam. Zrobił minę jakbym go uraziła. - Coś nie tak?
- Nie mów tak na mnie.
- Czemu? - zdziwiłam się. - Przecież to twoje nazwisko, nie?
- Ale mi nie pasuje, jasne? - zasępił się i upił łyk napoju. - Przepraszam.
- Nie szkodzi. - zbyłam go machnięciem ręki.
- To dobrze. - odetchnął. - Wiesz co? Lubię cię. I nie mam zamiaru cię nikomu oddawać. - wyznał, a mi serce mocniej zabiło. - Chyba, że pięknie poprosisz, ja tego kogoś poznam i polubię i będę mięć pewność, że nic ci nie zrobi. - kontynuował. Nie wiem, czy to normalne, ale miałam problemy z oddychaniem. - Laura? Wszystko gra?
- Taa...
- Bo strasznie zbladłaś. Na pewno? Nie trzeba ci pomóc? - dopytywał się.
- Proszę weź ode mnie kubek... - więc wziął. - I odłóż go proszę na blat. - tak też uczynił. - Świetnie, teraz mogę mdleć. - jak powiedziałam tak zrobiłam. Ostatnie co zapamiętałam to zmartwiona twarz blondyna.
***
- Auaaa... - jęknęłam. Wszystko mnie bolało. Od głowy po koniuszki palców u stóp.
- Obudziłaś się. - powiedział blondyn.
- Ross...? Umarłam?
- Nie, nie umarłaś.
- Soo... Kim ty...?
- Nie pamiętasz mnie? - zdziwił się. - Haloo... Ziemia do Laury! Woo Hoo! Obudziłaś się ślicznotko?
- Nie obrażaj mnie, Kyle.
- Tak lepiej. - uśmiechnął się szeroko i pomógł mi usiąść. Oparłam się o niego, a on podał mi kubek z herbatą który kazałam mu odłożyć.
- Wszystko gra? - spytał z troską.
- Jasne. Nie liczyć tego, że łeb mnie boli jakbym spadła z czwartego piętra na główkę. - wyznałam.
- Ach, to i tak dobrze, Pamiętam, że kiedyś jak byłem z... Kimś... Na plaży to potknąłem się o czyiś plecak i upadłem głową na kamień. Wiesz, krwi mnóstwo. A potem jeszcze uszczypnął mnie krab... - zaśmiał się. - Bolało, ale to nie zmienia faktu, że świetnie się z tymi osobami bawiłem. Szkoda, że ich nie pamiętam... CHWILA. - zauważył. - Skoro o nich mówię, to chyba coś tam pamiętam nie?! - zerwał się z miejsca, a ja walnęłam głową w ścianę.
- Au..
- Boże, przepraszam! - piszczał. - Proszę, wybacz, nie chciałem, ja tylko...
- Rozumiem. Tylko może bezpieczniej będzie, jak podłożysz mi pod głowę poduszkę. - zażartowałam, co nie przyniosło efektów.
- Proszę, będę grzeczny! Mogę być twoją podusią? - zrobił maślane oczka.
- Noo...
- Dziękuję! - pisnął, pocałował mnie w czoło i mocno przytulił. - Ahhh co ja bym bez ciebie zrobił!
- Ja...
- No dobrze. - usiadł i znów mnie o siebie oparł. - Odpocznij. Jeśli będziesz się czuć na siłach to pójdziemy jeszcze sobie połazić, dobrze?
- Ale Subway i kino aktualne?
- Nawet jeśli będę musiał cię nieść. - mrugnął do mnie, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Tylko on tak na mnie działał... Nagle zdzwonił mój telefon. Chwyciłam go i zamarłam na widok imienia na wyświetlaczu.
- Jaki Riker? - spytał Ross/Kyle. - Odbierz.
- Jaa... Dobrze. - więc odebrałam. - Halo?
- LAURA! - wrzasnął starszy na powitanie. - CZEMU NIE DZWONISZ?!
- On zawsze tak krzyczy? - spytała moja poduszka.
- Milcz!
- CO?! - zdziwił się Rik. - Laura, z kim ty tam jesteś?!
- Nie ważne. Riker, proszę, nie dzwońcie do mnie...
- Nie przeszkadzaj sobie. Mogę twojej herbaty?
- Jasn...
- LAURA!
- Riker! - zawołałam załamanym głosem. - Proszę!
- Bo napuszczę na ciebie Vanessę!
- Kaczka!
- Małpa!
- Zgred!
- Ruda gęś!
- RIKER LYNCH! - zawołał Ross/Kyle. - ZNAM GO!
- Ross? - zdziwił się Riker.
- Musze kończyć! - zawołałam.
- Niee! - zawołał zrozpaczony młodszy blondyn. - Powiedz żeby wysłał mi swój autograf!
- Czemu ja słyszę Rossa?!
- NARA! - rozłączyłam się i rzuciłam telefonem o ścianę. Nie rozwalił się. JAK NA ZŁOŚĆ. - Musiałeś?!
- Ale co? - zdziwił się. - Czemu nie powiedziałaś, że go znasz?
- Jest bratem R...
- Rozumiem. Ale to nie zmienia faktu, że cię wkurzył. Zjeść go?
- Nie trzeba. Już mi lepiej, chodźmy. - wstałam pewnie i nawet się nie zachwiałam.
- Okayo. - wzruszył ramionami. - Ja jestem gotowy. Ubierz się, poczekam.
- No dobra. - wstałam i ruszyłam do łazienki.
***
Wychodziłam właśnie w samym ręczniku z łazienki, kiedy...
- Wow.
- JEZU!
- Spokojnie, to tylko ja. Chociaż mówiono mi już, że podobieństwo jest nieprawdopodobne. - odparł Ross/Kyle.
- Bardzo śmieszne!
- Dobra, nie złość się. - uśmiechnął się. - Potrzebujesz czegoś?
- Zapomniałam koszulki.
- Jasne. Już niosę. - puścił mi oczko i poszedł. Po chwili wrócił ze zwykłą żółtą koszulką.
- Dzięki. - mruknęłam i zamknęłam drzwi. Starałam się uspokoić oddech. Kiedy jakoś mi się to udało postanowiłam wyjść i się zaprezentować.
- Pięknie. - ocenił prawie natychmiast blondyn. Zarumieniłam się. - Teraz jeszcze piękniej.
- Skończ! - zawołałam.
- Oj nie gniewaj się. Chodźmy. - złapał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się do niego lekko i razem opuściliśmy mieszkanie.
***
Pierwsze co zwróciło moją uwagę przy wejściu to przyjemne ciepło, dzięki któremu już po chwili byliśmy bez kurtek. Usiedliśmy i zaczęliśmy przeglądać menu. Zamówiliśmy sobie zapiekankę na współę, bo ja całej bym nie zjadła. Rozmawialiśmy przy tym. Oj, dużo rozmawialiśmy.
- Opowiesz mi coś? Może być... z twojego starego życia. - powiedział niepewnie blondyn, a ja zaśmiałam się cicho.
- Dobra. Kiedyś poszłam sobie z Rossem do takiej jednej kawiarni...
- Yhm... - wsłuchał się uważnie opierając głowę na rękach.
- Kupiliśmy sobie lody. Jedliśmy jak nienormalni i się częstowaliśmy. Później wyjechał z tekstem, że częstując się naszymi łyżkami przekazujemy sobie nasze D.N.A czy coś takiego... Później wyszliśmy, zaczęło padać, wiec dał mi swoją bluzę. Wróciliśmy do domu, a tam jego siostra zaczęła go dusić na podłodze...
- Pewnie go uratowałaś, czyż nie? - spytał.
- Owszem, tak było. - przyznałam.
- Okazał wdzięczność?
- Jasne. A co?
- A nic. Jeśli byłoby inaczej to chyba wezwałbym go z grobu i ponownie zabił...
- Nie zrobiłbyś tego. - powiedziałam.
- Dlaczego nie?
- Bo bym ci nie pozwoliła, a ty byś posłuchał. - nachyliłam się do niego, a on się zarumienił, - Aww pomidorek.
- Bardzo śmieszne! - fuknął.
- Przecież wiem. Chcesz posłuchać czegoś jeszcze? - zaproponowałam.
- Nie wiem. Może... - mruknął.
- Hmm... Nie wiem. Może... O, mam! - uśmiechnęłam się, co on odwzajemnił. - Raz poszliśmy do Starbucksa. Siedzieliśmy przy samym oknie. Rozmawialiśmy dużo, jedliśmy babeczki i popijaliśmy latte. Później... Hm. Zaczęliśmy się pochylać. Wiesz po co. - odparłam, kiedy otworzył usta w celu zadania pytania. - Blisko było, ale gołąb uderzył w szybę.
- Właśnie! Durne gołębie! Myślą, że mogą uderzać sobie w szyby kiedy tylko chcą! - obraził się. - Jakem Ross Lynch oficjalnie ogłaszam gołębie mymi wrogami numer jeden, o! - po czym założył ręce i oparł się obrażony o oparcie.
- Emm... Kyle? - nie zareagował. - Spencer! - nic. - Lynch?
- Czego.
- Eee... - zdziwiłam się.
- Dobra. Nie ważne. Nie lubię ich. W każdym razie wyrazy współczucia. Te durne skrzydlate szczury nie ogarniają... - wyjaśnił.
- Wiem.
- Okay.
- Okay.
- Okay.
- Okay.
- Okay.
- Skończ ze mną flirtować!
- Okay.
Zaśmiałam się.
- Chcesz coś jeszcze usłyszeć? - spytałam.
- Może jak będziemy iść do kina...
- A możemy najpierw do domu? Zapomniałam czegoś.
- Dobrze. Więc opowiesz mi po drodze. - wstał, a ja za nim. Założyliśmy kurtki i wyszliśmy na ziąb. - To mów.
- No więc umówiłam się z nim kiedyś do kina.
- Jak teraz ze mną. - uśmiechnął się.
- Owszem. Przyszedł po mnie do domu... Chwila, to było nawet tego samego dnia co sytuacja z gołębiem!
- Masz rację...
- Skąd wiesz?
- Nie wiem...
- No dobra. Więc przyszedł i moja siostra otworzyła mu drzwi. Później po kolei zaczęła wymieniać... Chwilę, przypomnę sobie... Wiem! "Tylko nie wracajcie za późno. Nie pijcie, nie ćpajcie i nie okradajcie nikogo. Nie zastraszajcie ludzi w kinie i nie podkładajcie bomb w kiblu. Zrozumiano?" na co Ross jej odpowiada: "A gwałcić się można?" ja się zakrztusiłam powietrzem, nie. A ona mu mówi, że raczej tak.
- Ahhahahahahaha! To dobre! - śmiał się. Byliśmy już pod blokiem. - To może szybko pójdziesz, a ja zaczekam.
- Tylko nie ucieknij przede mną, dobra? - spytałam smutno.
- Nigdy. - pocałował mnie w policzek. - Leć. - więc pobiegłam. Na górze założyłam wywoływacz wspomnień i poszłam na dół.
- Cóż. Nie widzę większej różnicy. - stwierdził. - Może tylko jesteś bardziej uśmie... Ej! - krzyknął zdziwiony, kiedy popchnęłam go w śnieg. - To nie fair!
- Jeden zero dla Laury. - puściłam mu oczko.
- Ach tak? - spytał.
- Dokładanie.
- Nie na długo, skarbie. - podkreślił ostatnie słowo. Złapał mnie z rękę i pociągnąl w dół. Z piskiem wylądowałam obok niego. - Mamy remis, skarbie.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne.
- Zdaję sobie sprawę z tego, iż uwiódł cię mój tekst "la Haymitch" i teraz pobawisz się ze mną jak dzika kuna w agreście.
- HAH, UŚMIAŁAM SIĘ SPENCER! - rzuciłam się na niego.
- Taak, mniej więcej o to chodziło, tylko że bardziej... hmm.. nie umiem znaleźć słowa.
- Masz problem! - zaśmiałam się. Wstaliśmy i ruszyliśmy na film. Przypadek, że grali Kosogłosa?
***
Byliśmy na obiecanym spacerze. Obejmował mnie ramieniem, a ja przytulałam się do niego. Był taaaki cieplutki...
- Jak oceniasz film? - spytał.
- Barrrrdzo fajny. - odpowiedziałam. Poprawił mi włosy, które leciały mi do oczu. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi.
- Mmm widzę różnicę. - zdziwiłam się. - Apetycznie wyglądające kolczyki. - mruknął z uśmiechem a ja cicho się zaśmiałam.
- Ależ dziękuję. - odpowiedziałam.
- Ależ nie ma za co. - uśmiechnął się szerzej. Szliśmy dalej. Nagle się zatrzymał, a ja razem z nim. Śnieg sypał lekko, więc w jego włosach błyszczały małe, białe płatki. Nigdy nie spędziłam z nim świąt. To byłoby niesamowite, gdybym mogła teraz...
- Wiesz co? - spytał, budząc mnie z zadumy. - Te kolczyki... Pasują ci do oczu, - wyznał. Zrobiłam zaskoczoną minę, - Ej, ja to chyba kiedyś powiedziałem... - zamyślił się. - Nie ważne. - czyli sobie przypomina. Powoli, ale to robi. - Laura...
- Tak? - spytałam.
- Ja... - przyłożył mi dłoń do policzka. Od razu zrobiło mi się cieplej.
- A gdzie zgubiłeś rękawiczki? - pokiwałam mu palcem. - zmarzniesz. - odparłam. Spojrzał mi w oczy. Musiałam ustać na nogach. Jego spojrzenie przepełnione było bólem, troską i... miłością.
Zaczął się do mnie przybliżać. W głowie ciągle miałam jego słowa: "ja już to kiedyś powiedziałem...". Dzieliły nas centymetry. Chciałam tego. Ale nie mogłam.
Odepchnęłam go lekko, a on spojrzał na mnie zdziwiony.
- Czemu...? - spytał.
- Jesteś z Rachelle. - odparłam.
- Ona nic dla mnie...
- Oj błagam, nie wmawiaj mi, że ona nic dla ciebie nie znaczy, dobra? Nie znoszę takich typów. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem. I znów ten ból w jego oczach.
- Lau, proszę...
- Nie, Kyle. Kyle, Ross jak wolisz. Nie możemy, nie rozumiesz? Masz dziewczynę, a ja... Nie mam nikogo, fakt. - zaczęłam płakać. - Nie możemy... być... razem, dopóki ty jesteś z nią.
- Laura...
- Cześć, Kyle. - odpowiedziałam i odbiegłam z płaczem.
***
Byłam... Sama nie wiem gdzie. Myślałam, że znam to miasto, ale kiedy się biegnie płacząc, starając się uciec od miłości...
Kocham go. Kocham go od zawsze i to właśnie boli. To, że nie mogę powiedzieć mu prawdy, nie mogę mieć go przy sobie. Nie mogę go całować, nie mogę nawet go przytulić bez widoku Rachelle w głowie, i tego jak ona tuliła się do niego.
Nie mogę.
Byłam w jakiejś ciemnej uliczce. Gdzieś daleko słyszałam alarm samochodowy. Auta jeździły kilka uliczek dalej. Byłam sama. Tu było ciemno. I nie miałam gdzie iść.
Ściana. Na końcu uliczki była ściana. Odwróciłam się, ale już nie byłam sama. Za mną stał jakiś koleś.
- Hej mała. - powiedział.
- Spadaj. - warknęłam.
- Uuu... Twarda sztuka. Tyle, że... Hmm... Jak się tobą zajmę to już twarda nie będziesz, co ty na to?
- A co ty na to, żebym strzeliła ci w ten parszywy ryj?
- Słuchaj. - przyparł mnie do muru. Walił papierosami. - Masz dwie opcje. Albo pójdziesz ze mną grzecznie, albo kiedy opuścisz to miejsce to tylko po to, żeby mogli zrobić ci sekcję zwłok. Więc jak będzie?
- Proponuję trzecią opcję. - usłyszałam znajomy głos gdzieś z tyłu. - Zostawisz dziewczynę w spokoju. Ewentualnie zarobisz sobie darmowy lot na księżyc, co TY na to? - ktoś oderwał kolesia ode mnie, a ja od razu zsunęłam się po murze w dół.
- Jak więc będzie? - spytał Ross/Kyle, a nieznajomy od galopował hen daleko. Blondyn wzruszył ramionami w geście: "łatwo poszło", po czym jego spojrzenie utkwiło na mnie. - Lau... - kucnął obok mnie, a ja rzuciłam mu się na szyję. - Hej, spokojnie. - również mnie przytulił. - Jest dobrze. Spokojnie, nic ci nie grozi. - uspokajał mnie, a ja starałam się nie płakać. Podniósł mnie i razem staliśmy w tej uliczce przytuleni, a mój szloch niósł się hen daleko jak ten pajac.
- Zaprowadzę cię do domu. - szepnął.
- I... Pójdziesz ze mną. - nie chciałam go puszczać. - Dziękuję.
- Nie ma za co. W końcu co miałem zrobić? Przecież nie stałbym jak ostatni idiota, kiedy ten tutaj ci groził.
- Mimo wszystko dziękuję. - szepnęłam mu do ucha. Wiedziałam, że się uśmiechnął.
- No dobrze, to chodź. - poprowadził mnie do mieszkania. W środku zdjęłam szybko kurtkę i zakopałam się w kocach. Było zimno. Blondyn przypatrywał mi się zmartwiony. Zdjął bluzę i mi ją podał.
- Nie... Nie trzeba...
- Zimno ci. - dobrze gada. - Zakładaj. - już nie dobrze.
- Nie chcc...ę.
- Wiem, że chcesz. Zakładaj, a ja zrobię ci herbaty. - zgodziłam się w końcu. Założyłam bluzę, a on poszedł do kuchni. Chwyciłam telefon. Zaczęłam po kolei przeglądać wszystkie jego zdjęcia jakie miałam. Właśnie wtedy znów się rozpłakałam.
- Ile sło... Co się stało? - usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. - Lau...
- Nic. - pociągnęłam nosem i uśmiechnęłam się żałośnie. - Widzisz? Jest okay... - mimo wszystko płakałam jeszcze bardziej.
- Hej. Spokojnie. Lau... - mocno mnie przytulił. - Połóż się, Przyniosę ci tej herbaty...
- A jeśli chodzi o cukier to...
- Półtora łyżeczki lub dwie pastylki słodzika. Wiem. - wstał i zniknął mi z oczu.
- To czemu wcześniej pytałeś?
- Bo nie pamiętałem! - odpowiedział, a po chwili postawił przede mną kubek z ciepłym napojem. - Zrobić ci może naleśniki?
- Nie jestem głodna. - mruknęłam. Milczeliśmy przez chwilę.
- Co mogę zrobić? - spytał nagle.
- Co?
- Co mogę dla ciebie zrobić? Żebyś się nie smuciła? Wiesz, że tego nie lubię... - zrobił zamyśloną minę. - Nigdy nie lubiłem...
- Ej, słuchaj. Mówiłam ci już ostatnio, że nic nie musisz robić. Ewentualnie...
- Tak?
- Przytul mnie. I zostań. - więc mnie przytulił. Leżeliśmy tak dosyć długo. Oczy zaczęły mi się kleić. Wstał, a ja również się podniosłam.
- Spokojnie, tylko zgaszę światło. - uspokoił mnie, więc położyłam się ponownie. Kiedy znów mogłam się do niego przytulić zrobiłam to bez wahania. Miałam wielką ochotę na to, żeby go pocałować, ale... Nie mogłam. Jak zwykle.
Po tym, jak już wygłaskał mnie jak koteła udało mi się zasnąć.
I dobrze, bo nie wiem, czy dałabym radę dłużej się opanowywać.

11 komentarzy:

  1. Super rozdział :*
    Sweet ♡
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo <3 Czekam z niecierpliwością na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Laura zachowała się dobrze ;)
    Czekam na next i zapraszam na bloga:
    http://na-zawsze-razem-tak.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski jeeeeeeeeeej Ross zaczyna sobie przypominać tylko tak dalej... A swoją drogą to kiedy next?
    JUż nie mogę sięgo doczekać choć dopiero skończyłam czytać

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny. To chyba najsłodszy rozdział jaki czytałam ;) Mam nadzieję że Ross w końcu wszystko sobie przypomni i będzie mógł być Lau. A jaki z niego bohter, dobrze się tam wtedy pojawił, bo wtedy mogłoby być nie ciekawie ;)
    Poza tym (przepraszam za chamską reklamę) http://long-is-the-road-to-happiness.blogspot.com To mój nowy pierwszy blog mam nadzieję że wpadniesz i dodasz coś od siebie. ;) Jestem jeszcze nie doświadczona w bloggerze więc bardzo wdzięczna za jakieś porady ;) Dziś pojawił sie prolog ;)
    Czekam na nowy rozdział u was i mam nadzieję, że wpadniecie pozdrawiam ;)

    Mea

    OdpowiedzUsuń
  6. Okey, no więc. Znalazłam tego bloga już w wakacje. Zakochałam się w nim i od tego czasu codziennie wchodzę, żeby zobaczyć czy jest nowy rozdział. Chciałam przeprosić, że choć jestem wierną czytelniczką to się nie udzielam.
    Blog jest świetny. Po prostu cudowny. Nic dodać, nic ująć. Na jego podstawie mógłby powstać serial xD. Ale na serio.
    Czyta się go fantastycznie. Jak jakąś najlepszą książkę.
    Wiele razy już płakałam i także się śmiałam. Kocham tego bloga... i nic tego nie zmieni.
    Ten rozdział jest niesamowity.
    Dziękuję, że stworzyłyście coś tak pięknego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezus Maria... Jeden z najwspanialszych komentarzy, jakie dostałam :')
      Z całego serduszka dziękuję Ci, że z nami jeszcze jesteś, chociaż bywamy mocno denerwujące niewrzucaniem rozdziałów przez długi czas. xd
      Tak czy siak, to naprawdę wiele dla nas znaczy. Dziękujemy! ♥
      Clarisse i Isabelle

      Usuń
  7. Jeju jaki słodki ten rozdział hihi <3 z wielką niecierpliwością czekam na nexta /kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Wasz blog jest naprawde boski...co ja wygaduje?! Jest mega hiper ultra rewelacyjny! Taki gsvshxnsksbzgsbdkxievdbxj!!!
    No wyrazilam swoje zdanie...mam nadzieje ze skumacie :)

    Co do rozdzialu...
    Dlaczego, ja sie pytam dlaczego Laura nie powie mu prawdy?! Gdybym ja byla w takiej sytuacji od razu bym powiedziala...ale niestety nie jestem, takze tak nie zrobie XD

    Po drugie...dlaczego oni sie nie pocalowali?
    Ja juz tutaj cala we skowronkach, bo zbliza sie kiss a tu co? Gónwo! Jesus, jakie to gimbusiarskie xd

    Anyway, mialam ciary naplecach jak czytalam ten fragment gdzie Lau zaczepil jakis smierdzacy koles...a fuj! Ble.
    Dobrze ze zjawil sie rycerz w lsniacej zbroi! Hahaha <33

    Czekam na next, moje pisareczki drogie!
    ~Julia
    Zapraszam do siebie i-just-need-one-last-dance.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeju jaki świetny rozdział *.*
    Czekam na next<3

    OdpowiedzUsuń
  10. Tu się kłania wasza nowa czytelniczka od... 15 grudnia, gdzieś tak koło xD czytam wszystko, ale nie komentuje, bo tak sie fajnie czyta wasze rozdzialiki, że nie chce sb robić przerwy xD zostało mi jeszcze do przeczytania Koło 10 rozdziałów, ale tyle to ja czytam dziennie na waszym blożku, bo chce nadrobić. Zrobiłam se przerwe, ponieważ chciałam zwrócić uwage na ten fragmencik:
    -Wiem
    -Okay
    -Okay
    -Okay
    -Okay
    -Jezu, przestań ze mną flirtować!
    -Okay'
    Nue, że jestem zła na ten fragment, ale on jest z 'Gwiazd Naszych Wina' i chciałam zwrócić uwage na to, że widziałam tu wiele wiecej fragmentów z innych książek i to mi się podoba bejbe! I dlatego ten blog tak baaaaaaaaaaardzo mi się podoba. :D i chciałam dodać, że to jeden z moich ulubionych blogów :)
    PS właśnie zdałam sb sprawe, że ten komenttarz tak właściwie nie ma sensu ;-; ale opublikuje

    OdpowiedzUsuń