sobota, 4 października 2014

(II). Rozdział 2: "Oh, you can't hear me cry, see my dreams all die from where you're standing on your own."

*Los Angeles kilka dni wcześniej*
#Rydel#
Obudziłam się rano z tym uczuciem beznadziejności. 
Mój mały braciszek nie żyje.
Laura prawie wcale z nami nie rozmawia. 
Z resztą, my sami ze sobą nie rozmawiamy. Moim jedynym wsparciem jest Ellington śpiący po drugiej stronie łóżka. 
Kiedyś wiecznie uśmiechnięty z głupimi pomysłami, teraz stał się bardziej poważny. Pociesza nas wszystkich, tak samo jak Vanessa. Mimo tego, że ona nigdy nie przepadała jakoś specjalnie za Rossem. Teraz jednak jest największym wsparciem dla Rikera, a on pomaga nam utrzymać się na nogach...
Wstałam powoli, żeby nie obudzić Ratliffa i zeszłam na dół. Mimo tego, iż nigdy nie było tu cicho, wszyscy od rana krzyczeli, dyskutowali i śmiali się... Teraz w kuchni panowała przerażająca cisza. Spojrzałam w kalendarz. Prawie rok. Prawie rok temu umarł Ross. Czasami mam wrażenie, że Laura też jest już martwa. Tak naprawdę ktoś przyczepił jej do rąk i nóg sznurki i pociąga za nie. 
Brunetka prawie nic nie mówi. Nie je, a już na pewno się nie śmieje. 
Po chwili dołączyła do mnie Vanessa. Nalała sobie mleka i usiadła na krześle. Upiła łyk, po czym spojrzała w szklankę i ukryła twarz w dłoniach. Usiadłam obok niej. 
Po jakichś dwudziestu minutach dołączył do nas Riker i Ellington. Zrobili kanapki. Zaraz później przywlekł się Rocky. Jedliśmy w ciszy. Następnie zszedł Ryland. 
Po zjedzeniu śniadania zaczęłam zastanawiać się, co z Laurą. Zawsze o tej godzinie była już na nogach...
- Hej, jak myślicie, co robi Laura? - spytałam. Nikt nie odpowiedział, ale wyczułam, że też zaczęli się nad tym zastanawiać. 
- Może by ją zawołać? - zaproponował Rocky.
- Nie... Przecież może spać. - stwierdził Riker.
- Nie wiem, czemu, ale zaczynam się niepokoić... - szepnęła Van, a Rik objął ją ramieniem. 
- To... Może pójdziemy i zobaczymy? - powiedział Ryland. Pomysł wszystkim się spodobał, więc ekipa składająca się ze mnie, Nessy i Rikera wybrała się na górę. Racja, może i pozostawienie tych trzech oszołomów samych, w dodatku w kuchni nie było najlepszym pomysłem, ale lepsze to, niż zabranie ich ze sobą. Otworzyliśmy cicho drzwi i...
- Laura? - spytała Ness. W pokoju było cicho. Pościelone łóżko, wszystko na swoim miejscu. gdyby nie...
- Nie ma ubrań. - zauważył Riker.
- I walizek... - dodałam.
- Nie! - krzyknęła Van i wpadła do pokoju. Zajrzała do szaf, pod łóżko, na balkon... Nawet do łazienki, ale nic. Pustka. - Gdzie ona jest?! Boże, Rydel, zadzwoń do niej! 
Wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer.

*Nowy Jork*

#Narrator#
Laura skutecznie unikała połączeń od swojej kalifornijskiej rodziny. Nie odbierała, nie czytała sms-ów. Innymi słowy odkąd wyjechała starała się udawać, że nie istnieje. 
Teraz wracała z Rossem/Kylem do domu. 
Wcześniej, w kawiarni musiała wcisnąć mu kolejny kit, że osoba na jej zdjęciu to jej narzeczony świętej pamięci, który był do niego bardzo podobny. Chłopak przyjął tę wersję i nie zadawał więcej pytań. Obiecał jeszcze odprowadzić brunetkę do domu. 
- Dlatego mylisz imiona.
- Wybacz, ja po prostu...
- Rozumiem. - mruknął i odwrócił wzrok. Laura cierpiała. Już raz (a właściwie kilka razy) go straciła, więc nie chciała tego ponownie. Nie chciała stracić tego blondyna. 
Nagle rozdzwonił się jej telefon. Nie odebrała go, co przykuło uwagę jej... Kolegi. Przyjaciela. Byłego narzeczonego. Nikt nie wie, jak go nazwać. Po prostu wyciszyła i schowała ponownie do kieszeni.
- Czemu nie odbierzesz? - spytał. Podskoczyła. 
- Bo... Słuchaj, dzwonił ktoś, od kogo nie chcę odbierać. 
- Czyli? 
- Emm...
- Tylko proszę cię, powiedz szczerze. 
- Moja siostra. 
- Aha. I czemu nie chcesz odebrać? Co złego w siostrach? Ja nawet nie pamiętam, czy mam rodzeństwo, a ty nie chcesz odebrać durnego telefonu! 
- Kyle, proszę, uspokój się! - błagała ze łzami w oczach.
- Czemu? Laura, zrozum. Nie wiem, co się stało, nie wiem, co tu robię, nie wiem, czy mam rodzinę. Nic nie pamiętam. Jak ty byś zareagowała na moim miejscu?
- Pewnie byłabym wkurzona... - opuściła głowę i pociągnęła nosem. - Dobra, trafię sama. Leć, bo jeszcze przyjdzie szybciej i...
- Nie. Odprowadzę cię.
- Nie, proszę. Dziękuję, świetnie się z tobą bawiłam, ale... - łza spłynęła jej po policzku. W tym momencie blondyn podniósł dłoń, jakby chciał ją zetrzeć, ale zrezygnował. - Ale dalej pójdę sama. 
- Nie gniewaj się. - powiedział wręcz błagalnym głosem. - Nie chciałem...
- Naprawdę, nic się nie stało. Tylko proszę, idź. Nie chcę, żebyś miał kłopoty. 
- Na pewno trafisz? - upewniał się.
- Tak. Dziękuję. - pomachała mu i zaczęła odchodzić.
Blondyn dalej stał i patrzył za nią. Patrzył jak odchodzi w za dużej na nią bluzie jej narzeczonego, jak jej włosy skaczą  na wietrze. 
- Laura, czekaj! - wyrwało mu się. Ale nie było odwrotu. Odwróciła się, a on do niej podbiegł i mocno przytulił. - Zobaczymy się jutro? - spytał.
- Jutro nie mogę... 
- A co robisz?
- Pracuję... 
- To na pewno nie zajmie ci całego dnia...
- I coś jeszcze. - dodała. Blondyn zrozumiał. Potrzebowała czasu.
- Uhh... No dobrze. - mocniej ją uścisnął. - Chcesz mój numer? Jeśli będziesz czegoś potrzebować, to będziesz mogła zadzwonić...
- Taak, poproszę. - uśmiechnęła się, a Ross/Kyle odwzajemnił uśmiech. Po chwili miała już zapisany jego numer, a on jej. - To nie fair, że ty masz taki fajny telefon, a ja jadę na takim starym gracie. - warknął i zmarszczył nos. Dziewczyna przygryzła wargę. W jej oczach znowu błyszczały łzy. - Lau, proszę...
- Jak mnie nazwałeś? - spytała zdziwiona. - Jak?
- Lau...
- Nie... - szepnęła i zaczęła się cofać.
- Poczekaj! 
- Nie, proszę, zostaw... - powiedziała i odbiegła. Odprowadził ją wzrokiem i ruszył w stronę domu. Po cichu otworzył drzwi i zamknął je za sobą. Schował zapasowy klucz do szafki i padł na kanapę. 
Rachelle nie było w domu. Jak zwykle. 
Włączył telewizor i spróbował obejrzeć choć jeden film na Animal Planet. Ciągle miał ochotę zadzwonić do Laury. Czemu tak nagle odbiegła? Czy to wina tego, że wygląda jak jej narzeczony? Taak, problem tkwi w tym, że jej narzeczony nie żyje, a ona najprawdopodobniej ma coś w rodzaju depresji. Nie odbiera telefonu od rodziny. Czyżby uciekła? Problem jest taki, że szybko się tego nie dowie, jeśli będzie siedział cicho. Wysłał więc jej wiadomość: 
"Pokłóciłaś się z rodziną?"
Po chwili przyszła odpowiedź: 
"Aż tak widać?"

"Może mógłbym jakoś pomóc?"

"Nie bardzo. Najlepiej nie dzwoń do mnie. Usłyszą, że prowadzę rozmowę i dalej będą dzwonić..."

"Laura, oni się o ciebie martwią. Może dzwonili by mniej, gdybyś przynajmniej napisała im coś w stylu "wszystko okay, nic mi nie jest" czy coś takiego?"

"Ale ja nie mam zamiaru do nich pisać. Niech sobie nawet myślą, że jestem martwa"

"A powiesz mi, czemu od nich uciekłaś?"

"Skąd wiesz, że uciekłam?"

"Domyśliłem się. Skąd? Kalifornia?"

"Czytasz w myślach?"

"Nie. Nie wiem czemu, ale to było pierwsze miejsce jakie przyszło mi do głowy"

Nie odpisała na żadną wiadomość później.

#Laura#
Tęsknie za nim...
Poniekąd mam go niedaleko ale to nie to samo, co kiedyś... 
On nie czuje tego, co kiedyś.
Phi, on w ogóle mnie nie pamięta! 
A ja? Ja kiedy go widzę czuję się, jakby ktoś mnie szatkował.
Wzięłam ze sobą jego dziennik. Chciałam mieć chociaż kawałek Rossa przy sobie... 
A tu się okazuje, że znalazłam go w Nowym Jorku, że ma dziewczynę i na imię Kyle, nie może wychodzić z domu, bo... No właśnie, czemu?
Ross mowił coś, że krzyczała na niego coś w stylu: "jakby cię ktoś zob...". Jeśli się to dokończy, to wyjdzie, że nie chciała, żeby ktoś go zobaczył. Ale nie ze mną takie numery! Nikt nie uprowadza faceta Laury Marano! 

*DWA DNI PÓŹNIEJ* 
Dzień wolnego dla mnie. Wstałam i wyjrzałam przez okno. Świat pokrył się bielą. Wszędzie śnieg. A w śniegu...
"Zbudujemy dziś bałwana...?" i Ross/Kyle pod napisem. Patrzył swoimi czekoladowymi oczami prosto w moje okno. Uśmiechnęłam się i zaczęłam ubierać. Na koniec założyłam czapkę i rękawiczki, po czym zleciałm na dół (tak, zamknęłam drzwi).
- Wstałaś, śpiąca królewno! - krzyknął na powitanie. - Śniło ci się przynajmniej coś przyzwoitego, czy tylko ja? - spytał, a ja trzepłam go w ramię. - Aua! Nie bij mnie! - pisnął, więc ponowiłam atak. - Pożałujesz! - krzyknął.
- Nie. - odpowiedziałam i zdjęłam mu czapkę. 
- Hej! - było już za późno. Naładowałam do niej śniegu i zaczęłam go gonić.
- Nie zabijaj mnie! - krzyczał.
- No coś ty! Morderstwo to moje drugie imię! - śmiał się wniebogłosy, a ja dalej go goniłam. - Umrzesz dzisiaaaaj! - nagle się zatrzymał. Nie zdążyłam zahamować, wpadłam na niego i razem wpadliśmy w zaspę. Śmiałam się jak nienormalna. - Mam cię! - pisnęłam i założyłam mu śniego-czapkę na głowę. - Śmiej się! Było śmiesznie! 
- Słyszałem już gdzieś takie słowa... mruknął. Wtedy zrozumiałam co mówiłam. Boże, użyłam jego własnych słów... A on te słowa pamięta...
- Ja...
- Nie ważne. Podniósł się, wytrzepał czapkę i włosy, po czym znowu ją założył. - Masz rację! To było śmieszne! - i zaczął się śmiać. Ja uśmiechałam się trochę nieszczerze. Przypomniało mi się, jak podobnie leżeliśmy tak na podłodze u nich w salonie, jak się później pocałowaliśmy, jak później poszliśmy na kawę, gdzie znowu się pocałowaliśmy...
- Więc... Ulepimy dziś bałwana? - spytał.
- Czemu nie... - wstałam, a on za mną. Otrzepaliśmy się i zaczęliśmy pracę. Śmiechu było dużo, tak samo jak śniegowych kul lądujących na jego plecach. Miło się bawiło. Znowu poczułam się dzieckiem... A kiedy nasz bałwanek stanął "o własnych siłach" ochrzciliśmy go imieniem Rosswelt Ignacy Pierdylionowy, po czym poszliśmy na kawę. Wzięliśmy sobie latte. Oczywiście waniliowe i karmelowe. Przeszliśmy się trochę. Śmiechu było mnóstwo. Później Kyle/Ross się zatrzymał.
- Laura... Posłuchaj.
- Co?
- Nic. Zastanawiam się, która godzina.
- Jest... 15:26. A co? - spytałam.
- Za chwilę Rachelle kończy pracę, a...
- Rozumiem. - mruknęłam. Kiedyś ja byłam dla niego taka ważna. Kiedyś spędzaliśmy ze sobą masę czasu i nie było nikogo innego. Znaczy, poniekąd był. Była Piper, była jej walnięta chęć zabicia mnie... Evan też.
- Gniewasz się? - spytał.
- Nie. Mówię, że rozumiem. Ja też nie chciałabym, żeby jakaś laska, która zabrania mi wychodzić na świeże powietrze i odcina mnie od świata dowiedziała się, że od jakiegoś czasu mam na nią wyrąbane i wychodzę spotykać się z ledwo poznanym chłopakiem czy kimś tam. Przecież mogłaby mnie ogłuszyć patelnią! Chociaż chwila... Twoja jest pielęgniarką. Na pewno będzie cię usypiać jakimiś zastrzykami i budzić dopiero, jak wróci.
- Czemu tak o niej mówisz? - spytał.
- Nie wiem, może dlatego że wydaje mi się to być niedorzeczne? Bo jaka normalna dziewczyna zamyka swojego chłopaka w domu i zabrania mu z niego wychodzić? No i nie zapominajmy, że daje mu takie kanały, które tylko go nudzą. I nie masz internetu. I nic. Ja bym zdechła z nudów.
- A myślisz, że czemu do ciebie chodzę?
- Z nudów? Świetnie, po prostu genialnie! - warknęłam. - Jeszcze lepiej! Mój narzeczony nie żyje - nie pamięta mnie - pokłóciłam się z rodziną, musiałam się przeprowadzić, a teraz mi mówisz, że spotykasz się ze mną z nudów? Ja rozumiem, że jesteśmy "przyjaciółmi"... nie, to za mocne słowo. Znamy się niecały tydzień!
- Boże, Laura, czy ty możesz się na chwilę...
- Nie! Nie zamknę się! A teraz idź do domu i czekaj na swoją Rachelle. Bo to coś złego, że sobie wychodzisz. Ona traktuje cię gorzej, niż psa!
- Nic o niej nie wiesz.
- Zachowujesz się jak... Jak... UGH! Wolałabym leżeć z nim w tej trumnie niż z tobą gadać, wiesz?!
- To się zabij! Nie wpadłaś na to?!
- Nie wierzę... - szepnęłam. Posłałam mu niedowierzające spojrzenie. Czy to możliwe, że głupia amnezja wystarczyła, żeby mówił takie rzeczy? Ja rozumiem, ale... Nie, jednak nie rozumiem.
Spojrzałam w jego przepełnione gniewem oczy. Nie patrzył tak na mnie... W każdym razie nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek tak na mnie patrzył. Nigdy nie był zły. Najgorsze i najbardziej bolące mnie spojrzenia to były te smutne, załamane. To jest jeszcze gorsze.
- Nie, nie wpadłam. Do teraz. - powiedziałam. - Dzięki. Miłej zabawy. Może rybka Mini Mini nauczy cię, jak rozmawiać z ludźmi. - dodałam jeszcze i odbiegłam.

~*~

Telefon dzwonił jeszcze częściej.
Vanessa, Riker, Riker, Rydel, Vanessa, Ross/Kyle, Rocky, Vanessa, Rydel, Ross/Kyle, Riker, Vanessa, Ross/Kyle, Ross/Kyle, Ross/Kyle, Ross/Kyle...
I tak w kółko.
Nie odebrałam na żadne, nie odpisywałam na sms-y blondyna.
Jeśli zaraz się nie ogarnie, to z tych wiadomości będzie mogła powstać książka.
"Laura, proszę, odbierz", "Ja cię błagam, Lau, odbierz", "odpisz przynajmniej", "LAU" "PROSZĘ" "ZADZWOŃ"  "DO MNIE", "PRZEPRASZAM CIĘ STRASZNIE" "Boże, jaki ja byłem głupi", "Laura, proszę, ja wcale tak nie myślę, zrozum, nie mogę przyjść", "Lau, błagam!", "Lau Lau Lau Lau Lau Lau Lau Lau Lau Lau Lau Lau Lau Lau Lau Lau Lau " itp.
Problem jest taki, że już kiedyś mnie tak męczył. Męczył takimi esemesami. Tyle, że on tego nie pamięta.
"LAURA PROSZĘ, NIE RÓB TEGO. JA NIE CHCIAŁEM."
Siedziałam i tępo wpatrywałam się w okno. Wiadomości przychodziły jedna po drugiej, a ja nie umiałam się zebrać do odpowiedzi.
"LAU... PROSZĘ..."
Chwyciłam komórkę drżącymi rękoma i wystukałam wiadomość.
"Co się stało to się nie odstanie. Może być tylko lepiej, lub gorzej. Od ciebie zależy, jak dokładnie."
A później chwyciłam jego dziennik. Przytuliłam zeszyt i zaczęłam płakać. Później przeczytałam go po raz chyba ósmy.
Jeździłam palcami po śladach jego łez i starałam się zachować spokój. Mój Ross. Taki, jaki był wcześniej. Teraz tylko na zewnątrz jest taki sam. W środku jest zupełnie inną osobą.
Rossy, co ona ci zrobiła?
I czemu?

___________________________________________
TAMTAMTAMTAMTAMTAMTAMTAMTAM!
ZAGRAJMY W GRĘ:
KTO PIERWSZY ZABIJE ISABELLE!
GRA POLEGA NA TYM, ŻEBY JAK NAJBARDZIEJ ZCHEJTOWAĆ MNIE ZA TEN ROZDZIAŁ.
"JAK MOGŁAŚ?! ROSS ŻYJE A TY GO KŁÓCISZ Z LAURĄ! TY GŁUPIA KACZKO TY!" NA PRZYKŁAD TAKIE KOMENTARZE, TYLKO... NO WIECIE, BARDZIEJ HARDKOROWE.
CZAS DO NIE WIEM KIEDY, BO NIE WIEM KIEDY NASTĘPNY ROZDZIAŁ XD
POZDERKI
ISABELLE
P.S JEŚLI KTOŚ NIE ZACZAIŁ TO JA, ANNABETH, ZMIENIŁAM TYLKO NAZWĘ XD



13 komentarzy:

  1. Super rozdział :*
    Nie no pokłóciła Rossa/Kyle z Laurą xD
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Więc Isabelle dzięki za nowy rozdział, ale muszę cię zchejtować tak jak sama mówiłaśza ten rozdział
    Ty ty szujo jak mogłaś ich skłócić?!?!?!!?!? JA żyłam nadzieją, że coś się uda i jakimś cudem Ross sobie coś przypomni czy Laura się z nią spotka
    Ugh no ale na rozdział czekam jak zwykle z niecierpliwością
    Ps. sorry za szuję ale to tylko mi do głowy wpadło

    OdpowiedzUsuń
  3. Nono, ciekawie :) kiedy nastepny?

    OdpowiedzUsuń
  4. No jak tak można? Ja się pytam jak tak można? A już myślałam, że może Ross sobie coś przypomni i będzie tak jak dawniej, ale nie. Musiałaś coś namieszać :D Ale najważniejsze jest to, że Ross żyje. Wiedziałam, że go nie uśmiercisz. Nie zrobiłabyś tego nam.
    Rozdział wspaniały, po prostu mega. Nie mogę się doczekać nexta, kiedy będzie? I mam nadzieję, że szybko Ross odzyska pamięć i będzie super.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam się nie czepiam :) Mnie to trzyma w napięciu xD
    Szczerze? Na początku nawet myślałam że ta cała Reachel czy jak jej, to Piper, ale ona siedzi przecież w kiciu. Mniejsza. Mam nadzieje że jutro next bo nie wytrzymam, Kocham tego bloga. Czekałam z niecierpliwością na rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ty jesteś jakaś nienormalna i jeszcze gorzej!
    Piszesz takie bzdury, że słowo głupota nabrało innego znaczenia !?
    Jak można skłócić Raurę i to z uśmieszkiem przyklejonym na twarzy? Pytam się jak!?!?
    Jak można wpaść na tak debilny pomysł!? Trzeba mieć bardzo, niepokolei w glowie ;D XD
    I nie uśmiechaj mi się tu bo.nie masz powodu. Tu trzeba płakać kobieto!!
    Tak poza tym rozdział i pomysł zarąbisty! <3 Ubóstwiam go i cb! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. dlaczego, do jasnej ciasnej, robisz z Rossa takiego wrednego, nieogarniętego niedojeba? :c nienawidzę Cię! przecież nie jest chyba na tyle otępiony i niedorozwinięty, nawet przez tą Rachell, żeby się nie zorientować, że Laura go kocha i jest kimś z jego cudownej rossowatości! ON WYGLĄDA JAK JEJ NARZECZONY I MA TAKIE SAME UPODOBANIA! NO I CIĄGLE JEST JAKOŚ DZIWNIE, BO LAURA MU SIĘ PONIEKĄD PRZYPOMINA. CZY NAPRAWDĘ JEST TAKIM BĘCWAŁEM?! no nie wierzę! nerwy na wodzy!
    i po drugie "dlaczego, do jasnej ciasnej" - Laura nic nie robi z tym fantem?! jej ukochany Rossy żyje, a ona bawi się w podchody. nie wiem, policja, rodzeństwo, powiedzieć mu, spalić Rachell, no cokolwiek! głupia baba!
    dobra, wyżyłam się emocjonalnie. błagam, nie trzymajcie mnie w takim niepokoju :c wszystko świetnie napisane, przy pogrzebie Rossa płakałam, no ale już wystarczy :c
    ODDAJCIE MI RAURĘ </3
    koniec smutków, czekam na następny i zapraszam do siebie w międzyczasie.. :)
    #neverletmegiveup.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Laura "bawi się z nim w podchody", bo ona sama już nie wie, czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy ona czasem po prostu nie oszalała z tęsknoty za nim. Próbuje "dyskretnie" przywrócić mu pamięć, bo obawia się, że on mógłby ją uznać za wariatkę, gdyby tak nagle powiedziała mu wszystko i wtedy KYLE by pomyślał, że Laura po prostu zwariowała z tęsknoty za swoim narzeczonym :P wiem, nieco chaotyczne, no ale trzeba było to wprowadzić :D

      Usuń
  8. Jak mogłaś ich skłócić?????

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja chce Raure! Od dawna czytam twojego bloga i w końcu wziołem się w garść i założyłem własnego, na którego zapraszam
    moje-miejsce-na-ziemi-losangeles.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Hmmm... Zgaduje w ciemno: Ta nowa laska Rossa to Piper? Mieli jej skrócić wyrok + Tylko ona by mogła coś takiego zrobić. Nie wiem. Bo w sumie miała mieć 25 a tak szybko by jej nie wypuścili bo to ile? Półtora roku? Rok? XD no więc to moje domysły i mam nadzieje że nieprawdziwe ._. + wygram ten konkurs. Isabelle ty szujo, ***, *****, *******, *****, *****. Wolałam ocenzurowac żeby nie było spiny + nie myślę tak ale niech Rossiu sobie przypomni ._.

    OdpowiedzUsuń
  11. No nie *,*
    Nie wierzę... ;) Po pierwsze meeeegggga sorrrry, że nie komentowałam wcześniej, ale ta zasrana doba jest za krótka i się nie wyrabiam :|
    Po drugie strasznie przepraszam, że tak późno. Czytam na bierząco, a nie komentuje (to jest moja polityka --,--)
    Po trzecie wielkie dzięki za dedyka Clarisse wiem, że to twoja zasługa ;D
    No i po czwarte, czyli to co powinno być na samym początku zajebisty rozdział xD Mówię serio zakochałam się w dodatku moją euforie dopełnia fakt, że jednak dobrze myślałam. Clarisse czemu nic mi nie powiedziałaś, że jestem na dobrym tropie? o.O No normalnie foch forever ;* Czyli, że ja już bloga nie muszę zakładać... Byłaś ciekawa o czym miał być, to ci powiem miało być w nim dokładnie to co u was w drugim sezonie. Ta... Really... Nie chcę być nie fair wobec was (wszystkich, bo wiem, że nad tym blogiem pracuje około 5 osób ;D ) i żeby nie było, że z was zrzynam, bo tego bym sobie nigdy nie wybaczyła, więc nie będę wam robić konkurencji ani nic w tym rodziaju... Dobra już nie zamulam (wiem, że to robię i nie mogę nic z tym, zrobić sorki :) )
    Co ja mam jeszcze powiedzieć pomysł z drugim sezonem jest świetny, a wykonanie jeszcze lepsze ;) Nie mam nic do dodania oprócz tego żebyście robiły wszystko to co robicie do tej pory, bo wszystko jest very oki. ;D
    Życzę weny i (nie)cierpilwie czekam na nexta.

    Pozdrawiam
    ~ Wierna Czytelniczka ~

    PS Wiem, że mój komentarz jest straszny ale nie umiem się dziś wysłowić za co jeszcze raz przepraszam :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny *-* Czekam na next i niech ten głupi Ross/Kyle pizdnie się patelnią po łbie i w cudowny sposób odzyska pamięć ;D Kiedy to nastąpi? ;(

    OdpowiedzUsuń