niedziela, 19 października 2014

(II) Rozdział 6: "Am I better of dead, am I better off a quitter, they say I'm better off now, than i ever was with her"


Kiedy rano wstałam, już go nie było.
Ani żadnych jego rzeczy.
Zostawił mi karteczkę na stole w kuchni, na której było napisane: "Dziękuję, że mnie przenocowałaś".
Rozejrzałam się po salonie; jeszcze wczoraj leżały tu szklanki i talerze po naleśnikach, ale teraz ich nie było. Najwyraźniej posprzątał je za mnie. Mimowolnie się uśmiechnęłam i spojrzałam na kalendarz. Ugh. Dzisiaj znowu do pracy.
A może bym tak poszła na jakiś casting? Kto wie, może udałoby mi się wrócić do aktorstwa?
Nie, Laura. Nie oszukuj samej siebie.
A może jednak...?

Tak czy siak, zbliżały się święta, przez co już powiedzieli mi, że od przyszłego tygodnia nie pracuję. Na ulicach było już mnóstwo bożonarodzeniowych ozdób: jakieś drzewka, bombki, kolorowe światełka. Uznałabym, że "będą to kolejne święta bez niego", ale przecież on tu jest. Dalej nie wierzę, że on żyje.
Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z tego, że pochowaliśmy jakiegoś innego człowieka. Pewnie rodzina go szuka od roku, a on leży martwy w trumnie. Ale jak to możliwe, że doszło do tak ogromnej pomyłki? Jak to możliwe, że tej Rachelle udało się tak mu zakręcić w głowie i wmówić mu, że ma na imię Kyle? Jak to możliwe, że jeszcze nie odzyskał pamięci?
Nie wiem. I chyba nigdy się nie dowiem.

***

#Los Angeles#

W tym samym czasie Lynchowie wraz z rodzicami stali na cmentarzu świecąc znicze na grobie Rossa, ale nie Rossa, ale oni nie wiedzą, że nie Rossa.
Stormie i Mark nie chcieli wracać do domu. Chcieli siedzieć przy tym grobie i modlić się za swojego syna. Ale przecież nie wiedzieli, że zaszła okropna pomyłka i ich syn żyje i jest bezpieczny (z amnezją) w Nowym Jorku...
Kiedy młodzieży udało się w końcu zaciągnąć rodziców do domu kontynuowali próby połączenia się z Laurą. Dziewczyna oczywiście nie odbierała. Dopiero później zdali sobie sprawę z różnicy czasu jaka ich dzieli [Clarisse, ciole, my też o tym zapomniałyśmy XD ~izzy]. Westchnęli i opadli na kanapę. Stormie z Markiem wybrali się do sklepu i zakupili coś do jedzenia. Zrobili Mc&Cheese, naleśniki i kilka surówek. Zniknęły tylko te ostatnie. Nikt nie chciał jeść pancake'ów, bo kojarzyły się im z Rossem, a na Mc&Cheese było im za smutno. Stormie nałożyła trochę Rocky'emu, żeby zachęcić go do jedzenia, ale on tylko zaszlochał i opadł głową w talerz. Płakał i płakał, a rodzina coraz bardziej się dołowała. Zebrali talerze i schowali je do zmywarki, a to co zostało z posiłku do lodówki. Później rozeszli się po pokojach i zrezygnowali z robienia czegokolwiek.

***
#Laura#

Obsługiwałam właśnie jakąś dziewczynę, kiedy usłyszałam znany mi śmiech. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Rossa obejmującego ramieniem jakąś dziewczynę.
- Coś podać? - spytałam kiedy podeszli do lady. Posłałam jej mordercze spojrzenie, a ona chyba mnie poznała bo zrobiła przerażoną minę typu: "o ku*wa jestem martwa".
- Niee... - pisnęła. - My się rozmyśliliśmy, prawda, Kyle?
- Poproszę duże latte. - odparł z uśmiechem ignorując "swoją dziewczynę". Tym razem spojrzałam na nią tryumfalnie.
- Nie. Idziemy dalej. - kontynuowała.
- Okay. Coś jeszcze? - spytałam.
- To chyba wszystko. - uśmiechnął się jeszcze szerzej, a Rachelle zaczęła go ciągnąć w stronę drzwi. - Do jasnej Anieli, Rachelle! Chcę kawę! Idź, jak chcesz, ale mnie tu zostaw! - wybuchnął. - Dziwnie się zachowujesz.
- Jest zazdrosna. Może chcesz się zamienić? Dam ci postać za ladą. Jak chcesz nawet oddam fartuszek. - uśmiechnęłam się "milutko", a ona prychnęła.
- Dobra, nie rozumiem o co tu chodzi. - stwierdził blondyn.
- A siedź tu sobie! Ja czekam na zewntątrz. Bierzesz kawę i wracasz. - powiedziała i wyszła. Napuszyłam się jak paw i zaczęłam robić mu kawę.
- Przepraszam. Nie wiem, co ją napadło... - tłumaczył. Westchnęłam i odwróciłam się do niego.
- Jaki napis na kubku? - spytałam.
- Twój wybór.
- Za długie.
- Bardzo śmieszne.
- To tym bardziej.
- Ha ha.
- Bez sensu...
- Weź tam napisz "Ross" i będzie po problemie. - powiedział, kiedy odwróciłam się do niego plecami. Zacięłam się. Jego słowa dudniły mi w uszach. Ciągle je słyszałam. Przełknęłam ślinę i wyciągnęłam rękę po kubek pełny napoju. Podpisałam go wedle życzenia i podałam chłopakowi.
- Smacznego. - powiedziałam i wzięłam się za obsługę następnego klienta.
- Mieliśmy się spotkać, nie pamiętasz? - spytał jeszcze, a mi serce zabiło szybciej. Jasne, że pamiętałam. Ale co mu powiedzieć? Kiwnęłam głową. - A kiedy  masz czas?
- Nie teraz. - odpowiedziałam, na co prychnął.
- A dziś wieczorem? - dopytywał się.
- Boże, Kyle, nie wiem! Zdzwonimy się. Jeśli zaraz nie wyjdziesz, to Rachelle na pewno cię nie wypuści...
- Dobra. Do usłyszenia. - westchnął i wyszedł z opuszczoną głową. Również westchnęłam i odwróciłam się w stronę klienteli. Dziewczyna mniej więcej w moim wieku, może trochę młodsza przypatrywała mi się z zainteresowaniem.
- Co podać? - spytałam bez obowiązkowego entuzjazmu. Wręcz przeciwnie, mój głos brzmiał, jakbym przed chwilą wstała z łóżka. Albo jakbym była zmęczona życiem.
- Jesteś Laura Marano? - spytała.
- Może.
- A ten chłopak strasznie przypominał Rossa Lyncha. - kontynuowała.
- Tak myślisz? - sapnęłam.
- No. Ale on przecież nie żyje. - zamyśliła się. - Refreshę poproszę.
- Ale to jest zimne. Tam lód stanowi sześdziesiąt procent napoju.
- No to co? Jest dobre! - uśmiechnęła się, a ja wzięłam się do roboty. Kiedy oddałam jej napój upiła łyk i mruknęła z zadowoleniem. - A jak co to wiem, kim jesteś. Świetnie grałaś w tych filmach. Czemu już tego nie robisz?
- Ja... Nie wiem. - odparłam po dłuższych rozmyślaniach.

***

- Co tak długo? - warknęła Rachelle, kiedy opuściłem kawiarnie. Mimo tego, że miałem rękawiczki i trzymałem kubek z gorącą kawą nadal było mi zimno.
- Kawa nie robi się w dwie sekundy. - odpowiedziałem podobnym tonem.
- Myślisz, że nie wiem, że z nią gadałeś?
- Mam do tego prawo. Mogę rozmawiać z kim chcę.
- Kyle co się z tobą dzieje? - spytała, a ja upiłem łyk. Spojrzała na mój kubek i pisnęła. - Co to?!
- Kawa?
- Nie! To!
- Kubek na kawę?
- Ale na kubku!
- Napis?
- Ale... Czemu taki? - marudziła. Nic, tylko marudzi.
- Bo tak mi się podobało.
- Ale...
- RaRa, nie wtrącaj się nie swoje sprawy, okej?
- Ale...
- Mam dość. Po prostu nic nie mów, dobra? - warknąłem, a ona opuściła głowę. Podniosłem kubek i spojrzałem na niego. Pismo Laury było... Znajome. Czemu zawsze jak na nią patrzę, na to, co z nią związane, zawsze wydaje mi się to znajome? To jest przerażające. I dlatego muszę się z nią spotkać.
Spacerowaliśmy z Rachelle po Nowym Jorku. Zatrzymaliśmy się w Central Parku. Chyba chciała mnie przytulić, ale wcześniej się odsunąłem. Podszedłem do ławki, na której po raz pierwszy zobaczyłem Laurę i usiadłem. Dopiłem kawę i prawie wyrzuciłem kubek do kosza. Powstrzymałem się i schowałem go do kieszeni kurtki. Później siedziałem tak kilka minut, aż RaRa do mnie dołączyła.
- Wszystko gra?  - spytała spoglądając na mnie z lekko widoczną troską. Udawała. Nie martwiła się. Najchętniej znowu zamknęłaby mnie w domu i kazała tak siedzieć aż wróci. Ale moja mała „ucieczka” oduczyła ją tego. Teraz pozwala mi na więcej rzeczy, ale nadal nie mam Internetu i kanałów muzycznych. Czemu mam wrażenie, że ona coś przede mną ukrywa?
- Nie wiem. – odpowiedziałem szczerze. Spojrzałem przed siebie na biegające dookoła drzew bliźniaki. – Zastanawiam się, kim jestem.
- Jesteś Kyle i jesteś moim chłopakiem. – odpowiedziała bez wahania, jakby wykuła sobie te formułkę na pamięć.
- A naprawdę? – spytałem, co chyba ją wystraszyło, bo rozszerzyła oczy. – Mam rodzeństwo? Kim jestem? Gdzie mieszkałem, miałem zwierzątko, jakichś przyjaciół? Nic o sobie nie wiem. Znam jedynie moje ulubione zespoły i książki. Ewentualnie filmy.
- A skąd to wiesz?
- Laura mi powiedziała. – odpowiedziałem, a ona się nachmurzyła. – Nie mam pojęcia, skąd wiedziała. Wiem, że jestem bardzo podobny do jej narzeczonego, który nie żyje. Wiem, że mieliśmy podobne zainteresowania i lubiliśmy te same rzeczy. Trochę mnie to przeraża, ale to nic.
- Czy mogę cię o coś prosić? – powiedziała zdenerwowanym głosem.
- Zależy.
- Nie rozmawiaj z nią.
- Nie.
- Owszem, nie będziesz.
- Nie zabronisz mi.
- Zabiorę ci telefon.
- A co mnie to? Znam jej adres. Nic nie zabroni mi do niej iść.
- Ja zabronię.
- Jezu, Rachelle, co cię ugryzło?! Zachowujesz się jak dziecko! Przyjaźnię się z Laurą i nic na to nie poradzisz! Ona chyba miała rację, mówiąc, że jesteś zazdrosna.
- Jak możesz?
- Normalnie! Czego teraz mi zabronisz? Mówić?
- Mogę cię wyrzucić z domu.
- Proszę bardzo! Mi nie zależy, jeśli o to ci chodzi! Możesz mnie nawet zostawić i spiknąć się z gościem od Voodoo!
- Czemu tak mówisz?!
- BO MAM DO TEGO PRAWO, JESZCZE NIE ROZUMIESZ?! Traktujesz mnie jak psa, jeśli  nie gorzej! Nic nie mogę robić, mam tylko czekać, aż wrócisz do domu, wychodzić mogę tylko z tobą… Matko boska, ty jesteś jakaś nie normalna! Piper była normalniejsza od ciebie!
- KTO?!
- Co?!
- Mówisz o jakiejś Piper!
- Nie znam żadnej Piper!
- Dobra. Jak chcesz to idź sobie do swojej Laury! Mnie to wisi! Jeszcze będziesz chciał do mnie wrócić, zobaczysz!
- Dobra! Żegnam! – zerwałem się z ławki i ruszyłem w stronę kawiarni.
Za ladą stała koleżanka Laury. Rozejrzałem się, ale brunetki nigdzie nie było. Westchnąłem i podszedłem do lady.
- Przepraszam, jest może Laura? – spytałem.
- Nie… Przed chwilą wyszła.
- Okej, dzięki. – wyszedłem i ruszyłem w stronę jej mieszkania. Zadzwoniłem na dzwonek.
- Kto tam?
- Otwórz.
- Spadaj. – i nic. Zadzwoniłem ponownie. I jeszcze raz i jeszcze jeden…
- Czego chcesz?!
- Otwórz! – więc otworzyła. Wszedłem na klatkę i wbiegłem schodami na górę. Załomotałem w drzwi, które po chwili stanęły przede mną otworem.
Laura miała ręcznik na włosach i ubrana była w zwykły t-shirt, dżinsy i za dużą na nią bluzę. Ta bluza też wydaje mi się znajoma. Nie wiem, czemu, ale tak jest.
- Czego chcesz?
- Wyrzuciła mnie. – zaśmiałem się. – I dzięki Bogu. Wpuścisz mnie? – spojrzała na mnie zdziwiona, ale wpuściła do środka. Zdjąłem kurtkę, czapkę, rękawiczki itd., po czym wstąpiłem do salonu.
- Chcesz… Coś do picia? – spytała nie pewnie.
- Nie trzeba, piłem przed chwilą. – puściłem jej oczko. Skinęła głową i usiadła naprzeciw mnie.
- Więc… Co się stało?
- A, nic takiego. Chciała mnie namówić na to, żebym przestał się z tobą widywać, nie chciała mi nic o mnie powiedzieć… To co zwykle.
- A… Ale… Skoro cię wyrzuciła, to…
- To oznacza, że potrzebuję dachu nad głową. – wzruszyłem ramionami. – Pomożesz?
- Ja… Znaczy, ja… No… Dobrze. – odpowiedziała po dłuższej chwili wahania.
- Dziękuję, Lau.
- Za co? To przecież…
- Nie mów, że to nic. Dziękuję ogólnie. Już kolejny raz mi pomagasz… Jak mogę ci się odwdzięczyć? – spytałem. Spojrzała na mnie jak na idiotę.
- Nic nie musisz robić.
- Ale chcę.
- Możesz na przykład skończyć zadawać takie głupie pytania i zacząć mówić z sensem.
- Ale przecież…
- Nie ważne. Czyli nasz dzisiejszy wypad jest aktualny? – zapytała z uśmiechem. Ten uśmiech… Mogę robić z siebie największego durnia jakim mogę być, zrobię cokolwiek, byle ten uśmiech nie schodził z jej twarzy… Ale czemu?
- Jeśli zechcesz. – odpowiedziałem. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, podeszła do mnie, po czym mnie przytuliła. Odwzajemniłem uścisk. Było bardzo miło. Teraz muszę tylko wymyślić, gdzie ją zabiorę… - Pozwól, ale czy wyśmiejesz mnie, kiedy spytam, gdzie chcesz iść na tę kolację?
- Skąd. – odparła, ale widać było, że za chwilę wybuchnie śmiechem.
- Bardzo śmieszne. – odpowiedziałem odchylając głowę, by móc na nią spojrzeć. Ona też na mnie patrzyła. Nie macie pojęcia o sile przyciągania! Ona pojawia się dopiero wtedy, kiedy Laura patrzy na mnie z tym uśmiechem! Wtedy TAK mnie do niej przyciąga, że WOO! Albo raczej mnie do jej ust [WHOHOHOHO XDD ~Izzybefsztyk]. Taka prawda, której niestety nie rozumiem.

_________________________________________
WHOHOHOH XD
Clarisse się nie chciało, to ja napisałam, o!
Efekt nudów itp…
Nie wiem, jak z długością. Na mój gust osiem stron w Wordzie wystarczy…
No i pomysłu bladego nie miałam no. :C
SZMUTEDŻEG :CCC
Siusiake, Oroczimarke i Inne takie dajo jeb z pozdroffionka XDD
JEB ZE SZCZAŁY
NARKA XD
~Izzy               

Bywa :P ale następny może napiszę... XD ~Clarisse

4 komentarze:

  1. Walicspacjeipolskieznakibedepierwsza!
    Będę?! Jupi!

    A więc, ekhem...

    Kochane, najdroższe dziewczęta...
    Zamiast uczyć się na kartkówke z historii o Republice Francji i niepodległości USA, czytam wasz nowy rozdział... ehhh... i tak bedzie 5 ;P

    Muszę przyznać, że jest po prostu nieziemski. Ploseeee niech Kyle sobie przypomni że jest Rossem. Błagam! Nie mogę patrzeć jak Lau cierpi!
    Nie róbcie tego JEJ i MNIE -------> Waszej wiernej czytelniczce, która jest leniwym osłem, żeby komentować rozdziały...
    Muszę sobie wrąbać! Koniecznie!

    Nie lubię tej..jak ona miałam... Rachelle BOO-YAH! Przypomniałam sobie...
    Wcale nie zajrzałam do tekstu...wcaaaale xD

    Anyway...czekam na next i czekam na wielki KISS pisany wielkimi literami!
    ~Julia
    Ps. Zapraszam Was do siebie. Mam WIELKĄ nadzieję, że wpadniecie i ocenicie r5-my-love-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    Niech już Ross - Kyle przypomni sb.
    Ale powiedział coś o Piper xD
    Rachelle mam jej dość. Wkurza mnie xD
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na next i kiss Raury ;)
    To tak jakby zakochiwali się w sobie od nowa...
    Dawajcie szybko next!

    OdpowiedzUsuń