środa, 8 października 2014

(II) Rozdział 5: "I let my true love die, I had his heart but I broke it everytime"

Ross zjadł jakieś pięć minut przede mną i ciągle mnie poganiał. W którymś momencie kazałam mu się uspokoić, a on wykonał polecenie. Czułam na sobie jego wzrok. Patrzył na mnie, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Kiedy zjadłam wyniosłam talerze, a on już zakładał bluzę... Swoją bluzę. Jedną z tych, które ze sobą przywiozłam. Chyba zauważył, że dziwnie na niego patrzę, bo po chwili potrząsnął głową i odłożył ubranie.
- Sorry, myślałem, że to moje. - tłumaczył się.
- Mogłeś w tym zostać. Pasowało ci. - powiedziałam. Cóż, dziwne by było, gdyby nie pasowała do niego jego własna bluza, nie?
- Serio? - podniósł ją i obejrzał. Pokiwałam głową, a on zaprzeczył. - Nie mogę.
- Czemu? - zdziwiłam się.
- Bo nie jest moja. - wyciągnął rękę w moją stronę. - Dziękuję, ale muszę odmówić.
- Nie ma "dziękuję", tylko masz ją założyć. Zakładasz, albo nici z naszego wypadu! - pogroziłam. Westchnął, ale założył bluzę.
- Może być? - spytał zirytowany, a ja posłałam mu szeroki uśmiech. 
- Jasne! Jedyne czego teraz czekuję to możliwość przytulania się do ciebie BEZ PRZERWY MUAHAHA! - zaśmiałam się, a on do mnie dołączył.
- Ech, wyprzedziłaś moją propozycję... Właśnie miałem się spytać, czy ta bluza jest karnetem na darmowe przytulasy...
- Nie tylko bluza. No! Komu w drogę temu trampki na nogę! Idziemy! 

~*~

Całkiem miło siedziało się w kinie i oglądało filmy. Jak za dawnych czasów. Może on o tym nie wiedział, ale owszem. Jak za dawnych czasów...
Później poszliśmy sobie na kawę. Usiedliśmy na ławce i rozmawialiśmy na mało ważne tematy. Do czasu.
- Lau? Mogę o coś spytać? - spojrzał na mnie z nadzieją. Potwierdziłam skinieniem głowy. - Nie okłamałabyś mnie, prawda? 
- Co... Co masz na myśli? - mije serce zaczęło szybciej bić. - Nie, nie mogłabym. - nie prawda, kłamiesz w żywe oczy udając, że nigdy się nie znaliście. Ale nie mogę mu tego powiedzieć, bo weźmie mnie za wariatkę. 
- Bo wiesz... Mam jednak takie uczucie... Naprawdę wydaje mi się, że już się kiedyś spotkaliśmy. Powiedziałaś, że to się nie wydarzyło, ale ja nie mogę przestać myśleć inaczej... W dodatku mam wrażenie, że byłaś dla mnie kimś ważnym... Delikatnie mówiąc ja czuję że tak było. - powiedział, a ja ledwo opanowywałam łzy, które miały za chwilę wypłynąć spod moich powiek, pociec po policzkach i opaść na stół obok... Naszych złączonych dłoni. Tak skupiłam się na tym, żeby nie płakać, że nie zauważyłam, jak splótł nasze palce...
- R... Kyle. Ja... Nie mogłabym...
- Czemu nigdy nie kończysz? Zamiast mówić, co myślisz ciągle się poprawiasz. To jest... Denerwujące.
- Według mnie nie fair jest zwracać się do ciebie... Nie twoim imieniem. - Laura, on nie chce kłamstw. Problem jest taki, że trzeba kłamać...
- Jesteś pewna, że wcześniej się nie znaliśmy? Może ty też masz amnezję? 
- Taak... Jestem pewna. 
- Skoro tak mówisz... - wzruszył ramionami. Przez chwilę panowała nieprzyjemna cisza. Dostaliśmy nasze zamówienie i zaczęliśmy razem jeść ciasto z galaretką (ja z truskawkową, on z bananową). Upił duży łyk latte i dalej milczał.
- Posłuchaj... Wiem, że pewnie mnie znienawidzisz za to, co ci powiem, ale...
- Straszysz! Poczekaj, na serio myślisz, że mimo tego, że myślałem, że nie mógłbym cię znienawidzić jest to jednak możliwe?
- Nie całkiem rozumiem pytanie... Ale owszem, może mnie przez to znienawidzisz.
- No dobra, mów. - westchnął.
- Widzisz to białe w latte? - wskazałam na biały pasek w napoju. - To mleko. 
- Ugh. Ble. I tak nie obrzydzisz mi tej kawy! To najwspanialsza i...
- Najsłodsza kawa na świecie! Nigdy nie znajdziesz słodszej i pyszniejszej kawy, choćbyś szukał na Neptunie!
- Taak. Właśnie to miałem zamiar powiedzieć... Ukradłaś mi powiedzonko! - pisnął i się obraził. Włosy zleciały mu na oczy... Na te jego cudne oczy... Nie wytrzymałam i zaczęłam się na niego gapić. Na jego oczy, włosy, usta... na wszystko. Był idealny, ale jednak dla mnie nieosiągalny. 
- Tak, wiem, jestem boski. - powiedział i szeroko się uśmiechnął.
- Po czym wnioskujesz?
- Po tym, jak się na mnie patrzysz. Och, jestem taki boski, że gdybym był gejem to kochałbym samego siebie! 
- Jesteś taki narcystyczny, że mam ochotę sztrzelić cię w ten twój boski dziubek! 
- Ha! Czyli przyznajesz, że jestem boski?
- Idiota.
- Maruda. 
- Nie jestem ruda.
- Ale może moja?
- Hmm... Wątpię.
- Ugh. Skoro tak... Buu smutno mi teraz! - i zaczął przecierać oczy i "szlochać" jak dziecko. - Myślałem, że mnie kochasz!
- CO?!
- Myślałem, że już na zawsze będziemy razem, a ty w tym czasie tak mnie okłamałaś...
- O czym ty mówisz?! Kyle, do jasnej cholery, ogarnij się!
- A ja cię kochałem! - krzyczał załamany. Ja już nie wiem, o co chodzi!
- Ross? - spytałam.
- HA! MAM CIĘ! - i zaczął się śmiać. - Nie, jestem Kyle. Ale cię wrolowałem... AHAHAHA!
- Och, zobaczymy czy będziesz się tak śmiał w nocy. Na podłodze. Bez pościeli. Ooo albo na klatce. Taak, tam będzie ci świetnie! Położysz się obok kaloryfera, przykryjesz wycieraczką i...
- Dobra, przepraszam. Nie wiedziałem, że tak się wkurzysz...
- Och! Ja? Nie, skądże, ja wcale nie jestem wkurzona... - patrzyłam na niego tak wrednie, że na jego miejscu uciekałabym do domu. 
- Hej! A co ty na to, żebyśmy już wrócili do domu? Zrobimy sobie naleśniki, obejrzymy coś... 
- Dobra, ale ja wybieram film. - powiedziałam. 
- Zgoda. Ale mogę ci pomóc wybrać, prawda?
- Dobra, chodź. - wstaliśmy, zapłaciliśmy i wyszliśmy. 
Wypożyczyliśmy sobie Szkołę Uczuć j poszliśmy do sklepu kupić składniki na naleśniki. Kupiliśmy co potrzebne u ruszyliśmy do domu. Zajęłam się rozkładaniem pościeli, a Ross/Kyle robił naleśniki. Usiadłam na "łóżku" i czekałam. Po chwili blondyn przyniósł talerz naleśników i zestaw dodatków składających się z Nuttelli, cukru pudru, dżemu, sosu czekoladowego i truskawek. 
- O, o, o! Mogę ci zrobić naleśnika?  - spytał.
- Zrobiłeś ich już cały talerz...
- Dobra, to czy mogę ozdobić ci naleśnika?
- Okay. 
- Ale nie podglądaj! - zamknęłam oczy. - No dobra, gotowy! - otworzyłam oczy i zobaczyłam nalesnik z czekoladowym uśmieszkiem, truskawkowymi oczami i pudrowymu rumieńcami. Z zezem.
- Ahahaha! Ty jesteś nienormalny! - klepłam go w ramię. - Dziękuję! 
- Nie ma za co. - powiedział i sam rozsmarował sobie na swoim czekoladę. Zaczeliśmy jeść w ciszy. Co chwilę nakładaliśmy sobie następne placki, sż się skończyły.
- Ach! Kocham twoje naleśniki! - wyznałam. 
- To dobrze. Już mam czym cię szantażować.
- Taak? 
- No na przykład: "Hej, Laura! Umów się ze mną w piątek wieczorem, albo już nigdy nie zrobię ci naleśników!"
- Hmm... Jeśli tak będziesz zapraszał dziewczyny to nie dziw się później, że odmówią...
- Tak? A co miałbym powiedzieć? 
- Mógłbyś powiedzieć to bez tego o naleśnikach i może bez tego "hej...". Wymyśl coś... Bardziej romantycznego.
- Hmm... Może: Laura, czy zechcesz wyjść ze mną na kolację w piątek wieczorem?
- Dobrze! Właśnie tak!
- Tak mogłoby być?
- Jasne! 
- Yghm... Więc. Laura, czy zechciałabyś wyjść ze mną na kolację w piątek wieczorem? 
- Nie rozumiem, po co powtarzasz, przecież powiedziałam, że... och! - jego oczy wyrażały zniecierpliwienie, a także nadzieję i rozbawienie sytuacją. Zarumieniłam się i odkaszlnęłam. - Kyle ja... Ja... 
- Proste pytanie. Tak, lub nie.
- No... No dobrze, zgoda. Chętnie pójdę.
- Świetnie! - chyba naprawdę się ucieszył... - Dobra, jedziem z tym koksem! Odpalaj kino! - zgasił światło i opadł na łóżko obok mnie. Oparliśmy poduszkę o ścianę i oparliśmy się o nią. W takiej pozycji zaczęliśmy oglądać film. Tak właściwie to Ross go wybrał. Ja chciałam Gwiazd Naszych Wina, ale Kyle powiedział, że to jest równie, albo j jeszcze smutniejsze. Oglądaliśmy więc, a w którymś momencie chłopak objął mnie ramieniem. Oglądałam dalej. Kiedy film się kończył miałam oczy pełne łez. Żadna nie wyleciała z nich jednak do momentu, w którym padły słowa "Chciała doświadczyć cudu. - I doświadczyła. Ty nim byłeś". Wtedy dopiero wybuchnęłam szlochem, bo przypomniało mi to sytuację sprzed roku, kiedy to idąc po cmentarzu usłyszałam podobne słowa od Rikera. Ach, Riker! Ciekawe, czy już wzieli ślub z Vanessą, co tam u Rydel, czy nienormalnyn szatynom, dzieciom Mc&Cheese wrócił humor... 
- Cii... Lau, to tylko film, tak? - nie, to nie tylko film. Ty tego nie pamiętasz, ale w twoim dzienniku, który leży w tamtej szafie na początku masz napisane, że chciałbyś doświadczyć cudu, a twój najstarszy brat nazwał mnie tym cudem... 
- Lau, spokojnie. Jest dobrze, wszystko jest dobrze. - przytulił mnie i zaczął delikatnie kołysać. 
- Dz... Dzięki. - odsunęłam się lekko od niego, ale on dalej na mnie patrzył. Również na niego spojrzałam i ujrzałam to spojrzenie... Tak, to właśnie to spojrzenie widziałam tak często, zawsze przed tym, jak mówił mi, że mnie kocha, albo po tych słowach... W każdym razie to spojrzenie nie pasowało mi do sytuacji.
Zaczął się do mnie przysuwać. Nie wiem, czemu ale nie protestowałam. Wręcz przeciwnie, sama się do niego przysuwałam. Byliśmy coraz bliżej. Czułam jego oddech na swojej twarzy, a wtedy...
A wtedy rozdzwonił się jego rąbany telefon! 
Odsunął się, westchnął, wstał i odebrał.
- Halo? - powiedział zdenerwowanym głosem. - Tak, to ja, jakbyś po głosie nie poznała. A co cię to obchodz, co? Gdzieś, gdzie jest lepiej, niż u ciebie! - krzyczał. Aha. Rachelle. Dorwę i flaki wypruję! Z pluc zrobię sobie torebki, z żołądka piłkę, z oczu breloczki, z jelit powstaną łańcuchy na choinkę... A dalej wymyślę. - Nie, czemu miałbym to robić? Rachelle, ogarnij się. Nie! Skąd mam wiedzieć, że mnie nie okłamujesz? Że tak naprawdę dalej będzie tak samo? Chwila, co? Yhm, yhm... I obiecujesz? Hmm... No dobra, kiedy? Okay, będę. Tak, tak, nie martw się, trafię. Pa. Dobranoc. - rozłączył się i odłożył telefon. - Pfff... Kobiety. - westchnął. Wpatrywałam się w niego smutno. - Wiesz, co? Mam dobrą wiadomość! Jutro wracam z powrotem do Rachelle, wiesz?
- Aaa... Tak. Hurra... - mruknęłam bez entuzjazmu. - Wyłącz telewizor. Chcę spać. - spełnił moje życzenie i położył się obok mnie.
- Dobranoc Lau.
- Yhm... - mruknęłam tylko i ukryłam głowę pod poduszką. Łzy wypływały z moich oczu i ginęły w prześcieradle. 
Wiedziałam, że on zdaje sobie z tego sprawę, ale to już nie miało znaczenia. 
Przestałam dla niego istnieć, teraz ważna była dla niego jego nowa, nieprawdziwe dziewczyna. Co ona do niego ma? Czemu to zrobiła? Czemu obwiniam innych, skoro sama jestem winna?


8 komentarzy:

  1. Super rozdział :*
    Mam dość Rachelle xD
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Głupia Rachelle!!!!!!!
    Biedna Laura...Szkoda mi jej

    OdpowiedzUsuń
  3. Booooski <3 Głupia, głupia, głupia Rachelle! Czekam na nexta xd

    OdpowiedzUsuń
  4. powiedzieć, że Laura jest głupia i ma dałna to za mało! CO ONA W OGÓLE WYPRAWIA?! niech ruszy tą cholerną, leniwą dupę i zgłosi to na policję, a później niech powie Rossowi prawdę! normalnie nie mogę, nerwy na wodzy.... co wy ze mną robicie, ja się pytam?!
    a on jest taki kochany, no masakra :c
    pisać szybko następny! jesteście świetne :)
    #neverletmegiveup.blogspot

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zwykle świetny! Kiedy pojawi się next?

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę cudny rozdział. Piszesz pięknie i z niecierpliwością czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń