Z dedykacją dla Wiernej Czytelniczki i Anabell ♥
*OKOŁO 10 MIESIĘCY PÓŹNIEJ*
Spojrzałam na zegar - 2:54.
Wszyscy smacznie śpią, a ja planuję coś w rodzaju ucieczki. Sama nie wierzę, że to robię, ale już nie potrafię wytrzymać.
Siedzę na kanapie w salonie i czekam, aż przyjedzie po mnie taksówka. Potajemnie poprosiłam swojego przyjaciela, Will'a, żeby pomógł mi z walizkami.
Około trzeciej mój telefon zawibrował.
Punktualnie.
Wstałam i najciszej jak potrafiłam otworzyłam drzwi.
- Wchodź. - szepnęłam. Pobiegł na górę, a po chwili wrócił z walizkami.
- Jesteś pewna? - spytał.
- Tak. - odszepnęłam i zabrałam walizki. Opuściłam dom i zamknęłam drzwi. Po chwili pojawiła się taksówka. Will pomógł mi zapakować walizki. Pożegnaliśmy się. Posłałam ostatnie spojrzenie uśpionemu domowi i wsiadłam do samochodu.
~*~
Na lotnisku pełno było ludzi, kieszonkowców, żebraków i innych. Wszyscy mieli zmęczenie wypisane na twarzach, Ja też byłam zmęczona. Zmęczona tym wszystkim.
Czekałam na samolot, który jak na złość nie chciał przylecieć. Z nerwów zaczęłam obgryzać skórki od paznokci. A co, jeśli ktoś się obudzi? Obudzi i zajrzy do mnie, po czym zauważy, że przecież mnie nie ma? Nie, Laura, uspokój się,
Uspokój się mając przed oczami jego nagrobek.
Boże, nie mogę się rozpłakać.
Wstałam, przetarłam oczy i podeszłam do małej grupy ludzi zbierającej się do lotu do Nowego Jorku.
Siedziałam w samolocie wyglądając przez okno. Wyobraziłam sobie Vanessę śpiącą w ramionach Rikera, Rydel wtuloną w Ellingtona, Rocky'ego rozwalonego na swoim łóżku. Rylanda śliniącego się w poduszkę. A później przypomniałam sobie twarz Rossa podczas snu. Włosy opadające mu na oczy i lekko otwarte usta. Zazwyczaj na jego twarzy gościł lekki uśmiech. Zawsze zastanawiałam się, o czym śni. Teraz już nigdy się nie dowiem.
Czekałam na samolot, który jak na złość nie chciał przylecieć. Z nerwów zaczęłam obgryzać skórki od paznokci. A co, jeśli ktoś się obudzi? Obudzi i zajrzy do mnie, po czym zauważy, że przecież mnie nie ma? Nie, Laura, uspokój się,
Uspokój się mając przed oczami jego nagrobek.
Boże, nie mogę się rozpłakać.
Wstałam, przetarłam oczy i podeszłam do małej grupy ludzi zbierającej się do lotu do Nowego Jorku.
~*~
Siedziałam w samolocie wyglądając przez okno. Wyobraziłam sobie Vanessę śpiącą w ramionach Rikera, Rydel wtuloną w Ellingtona, Rocky'ego rozwalonego na swoim łóżku. Rylanda śliniącego się w poduszkę. A później przypomniałam sobie twarz Rossa podczas snu. Włosy opadające mu na oczy i lekko otwarte usta. Zazwyczaj na jego twarzy gościł lekki uśmiech. Zawsze zastanawiałam się, o czym śni. Teraz już nigdy się nie dowiem.
~*~
Metro. Słychać strzały. Brunetka. Broń w moich rękach. Brunetka upada postrzelona w bok.
Po raz kolejny obudziłem się z tym dziwnym uczuciem zagubienia. Obudziłem się ostatnio w miejscu którego nie znałem. Nie pamiętałem nic.
Po chwili w pokoju pojawiła się blondynka, która powiedziała mi, że nazywam się Kyle Spencer.
Brunetka patrzy na mnie niedowierzającym wzrokiem. Upada.
Blondynka na imię ma Rachelle i jest pielęgniarką.
Nachalną.
Wstałem z kanapy, na której tymczasowo spałem i skierowałem się do łazienki. Spojrzałem w lustro i odgarnąłem za długie już włosy opadające mi na oczy.
Na czole miałem małą bliznę w postaci małej kreski. Ponoć oberwałem od kogoś jakimś narzędziem, a ona mnie uratowała.
Fajną mam dziewczynę, prawda?
Tylko czy to normalne, że nic nie czuje się do swojej dziewczyny?
~*~
Właśnie wynajęłam mieszkanie. Zostawiłam w nim walizki i ruszyłam w poszukiwaniu pracy.
Po jakichś trzydziestu minutach znalazłam pracę w... Starbucksie.
Przechodziłam właśnie obok jakiegoś lokalu. Na billboardzie przekreślono nazwę R5. Odwołali ten koncert.
Pod spodem na plakacie widniało ich zdjęcie, ale... Właśnie je zdejmowali. Spojrzałam na nie i przejechałam wzrokiem po ich twarzach. Zatrzymałam się na Rossie i jego cudownej twarzy, której już nigdy nie zobaczę.
Odwróciłam wzrok, kiedy całkiem zdjęli plakat. Ruszyłam dalej w kierunku Subway'a. Usiadłam i zamówiłam sobie kanapkę. Zaczęłam się rozglądać i nagle przypomniało mi się, jak rozmawialiśmy w podobnej knajpie, jak z niej wybiegłam, oraz to, co stało się potem. Jak prawie wpadłabym pod samochód, gdyby mnie nie pociągnął. Jak wpadliśmy w błoto. Jak się pocałowaliśmy. I mój nienormalny sen.
Boże, jak ja go potrzebuję...
*TRZY DNI PÓŹNIEJ*
Spacerowałam właśnie po Central Parku. Widziałam tych wszystkich ludzi spacerujących razem, kiedy ja, sama, ubrana na czarno starałam się nie myśleć o miłości mojego życia. Ale nie mogę. Nie mogę o nim zapomnieć. Był dla mnie zbyt ważny. Dalej jest najważniejszą osobą w moim życiu, ale nie bierze w nim udziału.
Usiadłam na ławce. Bałam się, że mogę się rozpłakać. Starałam się opóźnić nieuniknione, czyli dziki napad płaczu.
Nagle zaczął padać śnieg.
Małe, białe płatki leciały z nieba, a ja wpatrywałam się w grupkę dzieciaków, które krzyczały uradowane i próbowały złapać biały puch.
Uśmiechnęłam się na ten widok. Nie wiem, czemu. Może dlatego, że kiedy Ross żył miałam chociaż odrobinę nadziei?
I wtedy się rozpłakałam.
Łzy leciały po moich zaczerwienionych od zimna policzkach i skapywały na chodnik. Skuliłam się na ławce i płakałam dalej.
Może wreszcie wypłynie ze mnie wszystko i już nie będę mieć takich napadów?
Nie, przecież wiem, że to nie możliwe.
- Hej? Co się stało? - usłyszałam głos. Nie umiałam się uspokoić, więc nie odpowiedziałam. - Hej, spokojnie. Nie płacz. - właściciel głosu usiadł obok mnie. Dalej płakałam. - Może jeśli mi powiesz to zrobi ci się lepiej? - pociągnęłam nosem. Podniosłam głowę. Przez łzy wszystko było zamazane.
- Po prostu... Rok temu... Rok temu umarł ktoś bardzo dla mnie ważny... - ponownie pociągnęłam nosem. - Mój narzeczony... Był wypadek i... - jeszcze więcej łez popłynęło z moich oczu.
- Hej. Hej, hej, hej, przepraszam. Gdybym wiedział to...
- Nie szkodzi. - odparłam, a nieznajomy objął mnie ramieniem. Ale... Miałam wrażenie, że ktoś mnie już tak obejmował. Zdziwiona wytarłam oczy i przeżyłam szok.
Te oczy... Boże, nikt nie ma takich oczu. Nikt oprócz niego. Ale to nie możliwe, przecież...
- Nie obraź się, ale wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. - powiedział... Ross.
Jak to się stało? Przecież byłam na jego pogrzebie, widziałam jak trumna z jego zmasakrowanym ciałem jest spuszczana do tego dołu. Jeszcze tydzień temu byłam na cmentarzu i mówiłam do jego nagrobka. To się nie dzieje naprawdę. Nie!
- Słuchaj, czuję się trochę niezręcznie, kiedy tak na mnie patrzysz...
- Prze... Przepraszam. - szepnęłam. - Jak masz na...
- Jestem Kyle. - Ale... Ale... Co? - A ty wyglądasz mi znajomo. - iskierka nadziei zapłonęła w moim sercu. - Grałaś może w tym nowym filmie, czy coś? - zgasła tak szybko jak zapłonęła. Ross/Kyle powinien zostać strażakiem. Zawodowo gasi ludzi.
- Nie... Raczej nie. Nie miałam styczności z aktorstwem od wielu lat...
- Aha. - zapanowała nieprzyjemna cisza.
- Kyle? Kyle?! KYYYLEEE! - usłyszałam.
- Oups. - mruknął. - Moja dziewczyna mnie szuka.
- Twoja... CO?!
- IDĘ! - krzyknął. - Nie smuć się. Wszystko będzie dobrze. Co powiesz na jeszcze jedno spotkanie?- zaproponował. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Jeśli to NAPRAWDĘ był MÓJ Ross to musiałam go jakoś stamtąd wydostać. Na czole miał bliznę. Może to naprawdę nie był on, tylko ktoś go zaatakował i podał się za niego?
- No... Czemu nie? - powiedziałam w końcu.
- Super! - uśmiechnął się, a ja poczułam takie ukłucie w sercu. - Co powiesz na jutro?
- W sumie... Czemu nie? Tylko proszę, po 14-ej. Pracuję i...
- Starbucks?
- Skąd wiedziałeś?
- Nie mam pojęcia. Przyjdę i tam się spotkamy, dobra?
- A skąd wiesz który?
- Nie wiem! Do zobaczenia! - przytulił mnie jeszcze i odszedł. Siedziałam tak i odprowadzałam go wzrokiem. Dalej czułam jego ramiona na sobie. Ja znam ten uścisk. Nikt nie mógłby przytulać tak jak on... I te oczy...
*DZIEŃ NASTĘPNY*
Kończyłam właśnie swoją zmianę, a raczej krótkie szkolenie. Jak się okazało pracowała tu pewna dziewczyna, Zoe, która jest w moim wieku i okazała się być niesamowicie miła. Pokazała mi wszystko, a później pogadałyśmy jeszcze na inne tematy. Później do środka weszła zakapturzona postać i stanęła w kolejce. Postanowiłam, że to będzie ostatni klient jakiego dzisiaj obsłużę.
- Co podać? - spytałam.
- Brązowowłosą kelnerkę o anielskim uśmiechu. - machnięciem głowy zrzucił kaptur i ukazał uśmiech pełen jego boskich zębów.
- Hahaha. Hej Roo... Kyle. - wybrnęłam.
- Hej... Dziewczyno Która Nie Podała Mi Swojego Imienia. - odpowiedział. - Jak mnie na początku chciałaś nazwać?
- Nie ważne. - mruknęłam i odwróciłam się do niego tyłem. - Zoe! Ja już się będę zbierać, okay?
- Jasne, jasne. - mruknęła ręką z uśmiechem. Poszłam na zaplecze i pozbyłam się stroju służbowego. Ubrałam nie-moją bluzę i wróciłam do Rossa/Kyle'a.
- Mrr... Stylowa bluza. - stwierdził blondyn. - Skąd ją... Ou. - odparł na widok mojej miny. - Przepraszam.
- Nie szkodzi, serio, ja tylko...
- No dobra, to gdzie idziemy? - spytał.
- Nie wiem...
- Hmm... Wiem! - złapał mnie za rękę i wyciągnął z kawiarni. Ten uścisk... Niby tylko uścisk dłoni, ale jednak wiele to dla mnie znaczy. Czułam przyjemne ciepło. - No ale dobra, zacznijmy od czegoś prostego. Jak masz na imię?
- Na imię mam Laura.
- Więc miło cię poznać, Laura. Kiedy się tu przeprowadziłaś?
- Jakoś tak tydzień temu... A ty? Od kiedy tu mieszkasz?
- Wiesz... Sam nie wiem.
- Co masz na myśli?
- Jakiś czas temu obudziłem się w domu mojej dziewczyny... Nic nie pamiętałem. Powiedziała mi, że to amnezja i po czasie się przyzwyczaję, ale... Coś mi nie idzie... - spuścił głowę i zaczął wpatrywać się w chodnik.
Jest nadzieja. Może to naprawdę on. Może coś się stało i to nie on był w tym samochodzie. Może ma amnezję i... I mnie nie pamięta. Nie pamięta mnie, ani nic ze mną związanego.
- Słuchaj... Naprawdę, przykro mi...
- Nie rozumiem, czemu ludzie przepraszają za coś, czego nie zrobili.
- Nie przepraszam cię tylko... Tylko okazuję ci wyrazy współczucia i...
- Nie potrzebuję współczucia. Potrzebuję wspomnień. Ale nie ważne.
Szliśmy dalej milcząc. Schował rękę do kieszeni... Jednocześnie z moją. Dalej trzymał mnie za rękę.
- Gdzie mnie prowadzisz? - spytałam w końcu, a on podniósł wzrok. Spojrzał mi w oczy, a ja musiałam użyć całej siły jaką miałam, żeby się nie rozpłakać. Wręcz czułam jego smutek. Chociaż... Ja też byłam smutna, fakt. Okej, powyższe zdania straciły sens po słowie "jego".
- Znalazłem tu jakiś czas temu fajną kawiarnię... Nazywa się "Czekolada" i jest w niej... Całkiem przyjemnie.
- I twoja dziewczyna pozwala ci tak samemu chodzić po mieście? - spytałam zdziwiona. - Mimo tego, że nic nie...?
- Ona nie wie. - wyjaśnił.
- Co masz na myśli?
- Ona nie wie, że wychodzę. Nie wiem, co w tym złego. Przecież zanudziłbym się tam sam...
- Masz rację. Nie ma w tym nic złego. Ale... Skoro nie pozwala ci wychodzić, to co robiłeś wczoraj w parku?
- Pozwoliła mi raz ze sobą pójść. Chciała mi pokazać miasto i... Jakoś tak wyszło, że kazała mi czekać, a ja nie posłuchałem... - uśmiechnął się lekko.
- Ja bym na jej miejscu ześwirowała ze strachu.
- Hmm... A ona zaczęła na mnie wrzeszczeć... "Ty pacanie! Co by było, gdyby coś ci się stało?! Jakby ktoś cię zob...!". Czyli że nie mogę widywać się z ludźmi? Ona nie ma nawet internetu! I sama wybiera mi kanały, które mogę oglądać. Animal Planet, Mini Mini... I kompletny brak programów muzycznych!
- Interesujesz się muzyką? - Laura, zamilcz, przecież wiesz...
- Tak. Lubię sobie na czymś pograć... Ma jedynie gitarę, ale to też dobrze...
- Śpiewasz? - wyrwało mi się, zanim ugryzłam się w język.
- Czemu pytasz?
- Z ciekawości. - odpowiedziałam i ponownie poczułam to ukłucie w sercu. Za dużo wspomnień...
- Hmm... Owszem. Lubię sobie pośpiewać do kotleta...
- Każe ci robić kotlety?
- Raczej nie. Prawie nie ma jej w domu, bo pracuje jako pielęgniarka. Zazwyczaj śpiewam robiąc sobie naleśniki, albo kiedy mi się nudzi... Ale po tym wypadku mam jeszcze taki trochę skrzekliwy głos. No i trochę się przeziębiłem. - uśmiechnął się. - O, zobacz! To tu! - Zadowolony otworzył przede mną drzwi. Weszłam do środka. Od razu poczułam aromat kawy i...Czekolady.
- Miałeś rację.
- Hmm?
- Całkiem tu miło. - uśmiechnęłam się. Ruszyliśmy w poszukiwaniu jakiegoś wolnego stolika. Znaleźliśmy jeden dwuosobowy prawie na końcu. Odsunął mi krzesło, a ja usiadłam. Zajął miejsce naprzeciw mnie i podał mi menu.
- Co sobie pani życzy? - spytał z tym uśmiechem... Między innymi w tym uśmiechu się zakochałam.
- Może... Gorącą czekoladę. Z mlekiem. I bitą śmietaną. - odpowiedziałam i oddałam kartę.
- Świetnie. Ja biorę sobie latte karmelowe. Jakieś ciasto? - nie dotarły do mnie jego ostatnie słowa. - Laura? Laaauraa? - machał mi ręką przed twarzą. - Wszystko okaaay?
- Taa... Tak, jasne.
- Na pewno? - spytał z troską.
- Tak. Nie marudź i idź zamawiaj. Pić mi się chce. - puściłam mu oko.
- Na pewno nie chcesz ciasta?
- Nie jestem głodna. - odpowiedziałam. Wstał i stanął w kolejce. Wyjęłam telefon. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to to, że dalej nie zmieniłam tapety. Na ekranie dalej widniało nasze wspólne zdjęcie. Szybko zablokowałam ekran i schowałam telefon do kieszeni.
Po kilku minutach wrócił z dwoma parującymi kubkami i talerzykiem, na którym leżał kawałek Napoleonki. Usiadł i podał mi moją czekoladę. Zaczęłam pić ją powoli, małymi łyczkami.
Przyglądał mi się. Czułam to.
- Na pewno nie chcesz trochę ciasta? - wyciągnął do mnie kawałek.
- A masz dla mnie dodatkową łyżeczkę?
- Po co ci?
- Nie życzę sobie dzielić się z tobą moim D.N.A.
- Eee tam. Nie umrę. Ty też nie powinnaś umrzeć od mojego. - opuściłam wzrok. - Oj no weź.
- Nie jestem głodna, przecież już ci mówiłam. - odpowiedziałam spokojnie.
- No dobra. Ale wiesz, że możesz...
- Tak, jeśli zgłodnieję, to ci powiem. - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech.
- Więc... Może zacznijmy od zapoznania się. Pobawmy się w zgadywanki.
- W co?
- Wybieramy kategorię i zgadujemy, jaki jest nasz np. ulubiony kolor.
- Hmm... nie słyszałam o czymś takim.
- Oj, no weź! Proszę! - tak słodko się uśmiechał...
- Ugh, no dobra. Więc zaczynaj. Kolor.
- Zielony?
- Nope.
- Pomarańczowy?
- Niet.
- Boże, nie wiem, czerwony?
- Tak.
- Serio?
- Yhm. No dobra, teraz ja, tak?
- No.
- Hmm... Żółty?
- Eee... Tak.
- Yay. Co dalej?
- Ty wybierasz.
- No dobra... Może ulubiony smak lodów.
- O Jezu... Nie wiem, truskawka.
- Też.
- O matko... A ile ich jest?
- Jeszcze jeden.
- Jeden... Hmm... Czekolada?
- Nie. Powiedzieć ci?
- Okay.
- Śmietankowe.
- Uch! Dobra, teraz ty zgaduj.
- Hmm... Myślę sobie... Dałeś mi podpowiedź. Czekolada i... Ciastko!
- Jak ty...?
- Zgadłam?
- Tak! Mogę ja wybrać?
- No.
- Ulubiona książka.
- Serio? Mam odgadnąć, jaka jest twoja ulubiona książka?
- Czemu ni...
- Niezgodna.
- Eeee...
- Twój ulubiony zespół. The Script i Paramore. Twoją ulubioną pizzą jest pizza Hawajska. Uwielbiasz skórzane kurtki. Nie lubisz horrorów. Uwielbiasz frappucino, muffiny i latte karmelowe, kochasz muzykę i czytać. Kochasz mleko.
- Nienawidzę mleka.
- Przecież wiem.
- Ale...
- Wygrałam? - spytałam.
- No... Tak.
- Hurra!
- Ale... Poczekaj, skąd ty to wszystko wiesz? - o zgrozo, czemu nie przewidziałam, że o to spyta. Recytowałam wszystko jak formułkę do spowiedzi, a przecież on ma amnezję, nie pamięta mnie i nie wie, że byliśmy tak blisko siebie, że wiem o nim wszystko...
- Zgadywałam.
- Na pewno? A może my się już kiedyś spotkaliśmy? Wiesz, przed wypadkiem.
- Nie... Raczej nie.
- Aha. - zrezygnowany opuścił głowę. - Szkoda.
- Czemu? - spytałam.
- Bo jeśli tak by było, to mogłabyś mi pomóc. Zrozumieć to i owo...
- Nie martw się, R... Kyle.
- I znowu.
- Co znowu?
- Znowu byś mnie inaczej nazwała. Laura, co się dzieje?
- Nic. Poczekasz chwilę? Muszę iść do łazienki.
- A mogę tylko skorzystać z telefonu?
- P... Po co?
- Och, nie... Chciałbym tylko sprawdzić internet. Zobaczyć co się dzieje na świecie...
- Aha. Jasne. - wyciągnęłam komórkę i włączyłam internet. Podałam blondynowi telefon. - Tylko nie zepsuj.
- Jasne, jasne... Umiem korzystać z telefonu.
- Świetnie. - ruszyłam do łazienki. Tam ledwo powstrzymałam łzy.
Czemu jestem taka głupia? On żyje, naprawdę, mój Rossy żyje, a ja go okłamuję... Udaję, że nigdy się nie znaliśmy...
Tylko ile to potrwa? Ile zajmie mu zrozumienie, że coś jest nie tak? Aż zrozumie, że robię go w konia i się obrazi? Aż o mnie zapomni? Przecież ma dziewczynę. Jaką do jasnej ciasnej dziewczynę? Co za pielęgniarka? Rozumiem, że ma amnezję, ale... Przecież on nic nie pamięta! Ktoś mógł go zrobić w jeszcze większego głąba i okłamać go w takiej sprawie! Ale po co?
Okazało się, że sielanka nie potrwa zbyt długo. Wróciłam do stolika, gdzie zastałam Rossa wpatrującego się w mój telefon.
Patrzył się na moją tapetę, na której obejmuje mnie ramieniem, a ja roześmiana otaczam jego szyję ramionami.
- Wybacz, że spytam, ale co to jest? - spytał patrząc na mnie podejrzliwym wzrokiem.
Dawajcie szybko nexta, bo jak nie, to Was znajdę i zabiję!
OdpowiedzUsuńJejku, Rossy żyje, jak ja się cieszę!
O jeeeezu cudooo! Chce next! Cudowny rozdział serio! :D
OdpowiedzUsuńwiedziałam, że on nie mógł umrzeć! wiedziałam! zajebisty plan z tym uprowadzeniem rossa :3 mam nadzieję, że długo nie będzie żył z pewnością, że nazywa się kyle.. jeśli to ross jest wgl.. pf, jasne, że to ross.
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny *-*
ps. przepraszam, że nie komentowałam poprzednich rozdziałów, ale nie miałam czasu ;-;
Wow ! Niespodziewałam się tego :)
OdpowiedzUsuńDawajcie szybko.next! «33
O ja cież pierdzielesz! Tego się w cholerę nie spodziewałam! Ross kochany Ross żyje! Znów mam po co zyć!!!! <3333 Kocham dzień w którym postanowiłyście go "ozywić" ;) Bosko ;* Czekam na BARDZO, BARDZO, BAAAAAAAARDZO szybi next xD Bo jak nie to was znajdę i zabiję, o! <33333
OdpowiedzUsuńjeeeeeeeeeeeeejjjjjjjjjjjjj........... wiedziałam wiedziałam wiedziałam...... hip hip hurrrrrrrrrrrrraaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Rosss żyje jeej jak ja się ciesze pod sam sufit skacze. Już nnie mogę się doczekać nexta. plisssssssssss daj go jak najszybciej nawet za chwilkę. Nie wiesz nawet jak się ciesze że znów wróciłaś do pisania. Ja kochałam waszego bloga i go ubóstwioałam, a teraz to normalnie nie ma słów które by opisywa ły mój stosunek do tego jak wasz blog czcze....
OdpowiedzUsuńPs. Boski rozdział
Hahahahaha :D Słit :3
OdpowiedzUsuńRozdział się pisze...
i będzie...
A nie wiem kiedy xD
Rosy żyje!!!!!!:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam was za ro że wymyśliłyście świetną, niepowtarzalną hiatorię Raury, którą się czyta z zaparym tchem
Nie można się doczekać nexta:)
Skąd wy bierzecie te wspaniałe pomysły na rozdziały....
A teraz ....Jak możecie przerywać w takim momencie??? Znajdę was!!!! I poważnie porozmawiamy
Rossy żyje !! <3 Kocham was że to wymyśliłyście <33
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta !!
~kiedy next ?
Jak już mówiłam...
UsuńSię pisze XD
Super rozdział :***
OdpowiedzUsuńCzekam na next <33
Ross żyję, ale ma amnezję....
wiedziałam, że Ross będzie żył! i byłam pewna, że zobaczy tapetę! jestem Guru, hahahahah! świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuń#neverletmegiveup
Yiiiiiip!!! Wiedziałam że on żyje! Wiedziałam! Ło boziu... Ja nie mogę! O nie! Od tej chwili twój blog wbija na listę moich zakładek i do specjalnego pokoiku w moim serduszku <3 Tooo czytamy dalej! Aha! I nie dostaniesz patelnią! Fajnie nie? ;D
OdpowiedzUsuńAwwwww <3 Bardzo, ale to bardzo nam miło <3
Usuń