środa, 9 lipca 2014

Rozdział numer Tobias: "You have this way of making me say the opposite of everything I mean"

*4 TYGODNIE PÓŹNIEJ*
Byłam umówiona z Ross'em na 12 na lunch. Co kilka dni razem jadaliśmy lunch i na zmianę wybieraliśmy miejsce, w którym będziemy jedli. Takie wspólne posiłki zbliżały nas do siebie. Wiem o nim więcej niż miesiąc temu. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Odkąd poznałam Lynchów (i Ratliffa) mam cały grafik przepełniony: śpię do 10, potem lunch z Ross'em, obiad u Lynchów (albo na odwrót), zakupy z Van, Piper i Rydel, kolacja z chłopakami i pod koniec dnia albo ja u nich nocuję, albo oni u mnie. Jeszcze dwa miesiące temu rzadko kiedy wychodziłam z domu. A jak już to robiłam, to po to, żeby wyrzucić śmieci albo kupić colę waniliową dla Nessy. Muszę przyznać, że Lynchowie (i Ratliff) to najfajniejsi ludzie, jakich znam. Ponoć pani i pan Lynch (z tego co wiem to mają na imię Mark i Stormie) wyjechali jakiś czas temu i mają wrócić w przyszłym roku. Dlaczego? Nie wiem.
Ross tym razem wybrał Coffee Heaven. Byłam tam może dwa razy. To, co mogę powiedzieć o tym miejscu to to, że sprzedają dobrą kawę i pyszne ciasto.
Znowu wstałam około 10. Po co wstawać wcześniej, skoro jestem dorosła, a na studia idę dopiero od przyszłego roku? Zawsze chciałam być aktorką albo piosenkarką. Niestety, w końcu dorosłam i zdałam sobie sprawę z tego, że to tylko dziecięce marzenia nigdy nie dążące do spełnienia. Szukając jakiegoś innego zawodu, zdecydowałam się na zostanie prawnikiem, bo jestem całkiem dobrym humanistą. Poza tym, można zarobić całkiem niezłe pieniądze. [ ;) ~Jagoda siedząca w busie z Krakowa do Żor]. Vanessa jest stażystką w pobliskim szpitalu. Ona też chciała zostać aktorką. Też zrezygnowała z marzeń.
Poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro.
- O MATUCHNO! MAM W DOMU POTWORA! HALO POLICJA - zaczęłam się drzeć. - Aha, to tylko ja.
Chwyciłam szczoteczkę do zębów, nałożyłam pastę i zaczęłam je myć. Powoli, powoli, coraz wolniej... Aż w końcu głowa mi opadła do umywalki. Trzeba było wcześniej iść spać, pomyślałam.
Natychmiast się ogarnęłam, wzięłam prysznic i wysuszyłam włosy. W szlafroku zeszłam do kuchni. Vanessy nie było, "pracuje" od rana. Wyciągnęłam z lodówki jakieś mleko i zaczęłam pić z gwinta. Po wypiciu całego kartonu mleka już nie byłam głodna, ale muszę przyznać, że picie mleka po umyciu zębów jest obrzydliwe. Blehhh.
Wróciłam do pokoju i włączyłam głośno muzykę, czyli cały album "Born to Die: Paradise Edition" od Lany Del Rey. [KOCHAM LANCIĘ MOJĄ HALO ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️ ~Jagoda, która właśnie słucha "Carmen" ;)]
Otworzyłam drzwi szafy i zaczęłam grzebać w ubraniach. Wyciągnęłam czarne spodnie z wysokim stanem, białą bluzkę z motywem z "Gwiazd naszych wina" [ulubiona książka z ulubionych książek, cudo, perfekcja ~Jagoda] [Zgadzam się z tą opinią  - Natalcza] i jakiś sweter, w razie, gdyby zrobiło się chłodniej. Zrobiłam sobie delikatny makijaż i spięłam włosy w koka. Zegarek wskazywał godzinę 11.24. Miałam jeszcze chwilę czasu, zanim przyjdzie Ross, ale nic z nim nie robiłam. Usiadłam na krześle w kuchni i czekałam. O równej 11.40 zadzwonił do drzwi, więc szybko podeszłam i otworzyłam mu. Stał i uśmiechał się do mnie, a ja odwzajemniłam gest.
- Cześć - powiedział dalej się uśmiechając.
- Hej - odpowiedziałam, a on spojrzał na moją bluzkę.
- Gwiazd naszych wina - mruknął i szerzej się uśmiechnął.
- Czytałeś?
- Oczywiście, że tak. Czytałem, oglądałem.
Ile my mamy wspólnego! Gdzie on był całe moje życie?!
- To jak, idziemy? - spytał po chwili.
- Pewnie.
Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyliśmy do kawiarenki.
- Jakie masz dzisiaj plany? - usłyszałam głos Ross'a.
- A czemu pytasz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Chciałbym Cię dzisiaj zabrać na "Zbuntowaną" [2 część "Niezgodnej" ;) ~Jagoda]. Bo, jak wiesz, dzisiaj jest premiera.
- Ano - zaśmiałam się. - Przyjmuję pańskie zaproszenie. 
- Bardzo się cieszę, panno Marano.
Doszliśmy do Coffee Heaven rozmawiając o "Niezgodnej". Było kilka wolnych stolików, więc usiedliśmy przy tym obok okna. Pogoda była wietrzna i zbierało się na deszcz, ale humory mieliśmy wyśmienite.
Zamówiłam sobie waniliową latte i kawałek szarlotki, a Ross frappuccino i czekoladowego muffina. Skłamałabym mówiąc, że jedliśmy w ciszy. Cały czas rozmawialiśmy o rzeczach ważnych i tych ważnych mniej. Raz tak się zagadał, że kawałek babeczki wleciał mu pod koszulkę, a on zaczął odtańcowywać jakieś wygibasy. Kiedy pozbył się nachalnego wypieku wrócił do opowiadania.
- Wiesz, może lepiej odłóż tę babeczkę. - powiedziałam, a on się zaczerwienił. Odłożył jednak ciastko. Spojrzał na mnie, a ja na niego. Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Bliżej, bliżej, coraz bliżej... Aż tu nagle... JEBUT! Odwracamy głowy, a tam gołąb przyklejony do szyby z tępym wyrazem swojej ptasiej twarzy. Na ten widok wybuchnęliśmy śmiechem. Kiedy się "opanowaliśmy" wróciliśmy do spożywania. Byłam bardzo ciekawa, co by było, gdyby pan Gołąb nie pocałował szyby.
Co jakiś czas zerkałam na Rossa, ale on wpatrywał się w swoje ciastko. Ja też postanowiłam zjeść swoje, bo chmury robiły się coraz ciemniejsze, a od czasu do czasu słychać było grzmoty [Natka poleca. Serio. Wczoraj godzinę pie*doliła o grzmotach i piorunach -_- ~Annabeth]. Skończyłam. Ross dopijał kawę, a ja wpatrywałam się w widok za oknem. Ludzie w pośpiechu kierowali się do swoich domów lub innych miejsc, w których mogliby przeczekać nadchodzącą burzę. Papierki i inne śmieci pod wpływem wiatru latały po chodnikach. Jeśli się nie powstrzymamy to trochę zmokniemy. Albo bardzo.
- Dobra. Idziemy? - spytał mój towarzysz. - Odprowadzę Cię do domu, a później pójdziemy do kina, okay? - oznajmił. Nie wypada się tak kłócić.
- Okay. - zgodziłam się, po czym opuściliśmy kawiarnię. Szliśmy najszybciej jak mogliśmy, ale i tak złapał nas deszcz. Pod mój dom dobiegliśmy trzymając się za ręce. Zatrzymaliśmy się na chwile przed drzwiami. Spojrzałam na blondyna. Z jego mokrych włosów kapały krople deszczówki, a same włosy opadły mu na twarz. I jeszcze ten jego uśmiech. Rozbrajający.
- A... A nie chciałbyś wejść? Wysuszyć się, czy coś? - zaproponowałam.
- Nie, dzięki. - odmówił. - Musze jeszcze coś zrobić... Zarezerwować miejsca... A poza tym nie masz mnie już dość? - spytał z uśmiechem.
- A co? Masz na myśli, że powiem "tak" i będziesz mógł się byczyć na kanapie, a nie łazić po kinach? - roześmiał się. - No co? Coś mi mówi, że byłbyś do tego zdolny.
- To źle Ci mówi, bo ja lubię łazić po kinach. A zwłaszcza z takim towarzystwem. - zarumieniłam się. Objął mnie ramieniem. - Będę po ciebie koło 18:00. Przyszykuj się. - dodał jeszcze i wyszedł na deszcz. Stałam tak, aż nie zniknął mi z pola widzenia. Wtedy weszłam do domu. Na kanapie siedziała Vanessa.
- Uuu! I jak tam randka? - spytała, a ja zrobiłam klasyczny wytrzeszcz gałek ocznych.
- To... To nie była randka. - wyjaśniłam.
- Ale jeszcze gdzieś idziecie, dobrze zrozumiałam? - dodała z uśmiechem.
- Podsłuchiwałaś! - krzyknęłam, ale mimo to się uśmiechnęłam.
- Tak! - pisnęła. - Kocham to robić!
- Tak? Rikera też podsłuchujesz?
- Kiedy niby? - zdziwiła się.
- Jest tyle okazji... Możesz go podsłuchiwać, jak sra... Jak się myje, jak szczotkuje zęby... - wymieniałam.
- MILCZ! - wrzasnęła i rzuciła się na mnie... Z łaskotkami.
- AAA! Zostaw mnie! - piszczałam. - Ahahahaha!
- Mi nie uciekniesz! - i tak jakoś wyszło, że przez godzinę goniłyśmy się po całym domu. To było... Dziwne.
Później postanowiłam trochę poczytać. No to idę do pokoju, wyciągam "Zbuntowaną" i czytam. Czytam, czytam, czytam... Później patrzę na zegarek i...
- O KURDE! - wrzasnęłam. Miałam półgodziny! Rzuciłam się do szafy. Co ubrać, co ubrać, co ubrać...?!
A może ubiorę się w schabowe jak Lady Gaga?
Dobra, bez paniki. Półgodziny. Trzydzieści minut. 1800 sekund. Dam radę, prawda?
Postawiłam na legginsy i tunikę, bo przecież pada, nie? Do tego dojdą zwykłe trampki i TA DAM! Dołożyłam jeszcze... Takie fajne kolczyki, które wyglądają jak kostki czekolady. Strasznie mi się kiedyś spodobały, więc je kupiłam, a teraz leżą w pudełku i nic nie robią. Więc je założyłam. Włosy postanowiłam zostawić, jak są. Posmarowałam usta błyszczykiem i... Zadzwonił dzwonek.
- OTWORZĘ! - wrzasnęłam.
- ZA PÓŹNO! - odpowiedziała Vanessa, a ja zleciałam na dół. Ross też jakoś specjalnie się nie przygotował. Jedynie zmienił koszulkę i dżinsy. - Okej. Tylko nie wracajcie za późno. Nie pijcie, nie ćpajcie i nie okradajcie nikogo. Nie zastraszajcie ludzi w kinie i nie podkładajcie bomb w kiblu. Zrozumiano?
- A gwałcić się można? - spytał Ross, a ja zakrztusiłam się powietrzem.
- Powiedzmy, że można. - odpowiedziała mu moja siostra, a ja nabierałam powietrza jak ryba na lądzie. SŁABO.
- Dobra, to my idziemy. Chodź Lau. - uśmiechnął się do mnie. Założyłam buty i...
- Czekajcie. - zarządziła Vanessa.
- Hmm? - mruknęłam.
- Tak na was patrzę... I widzę, że macie takie same trampki. - stwierdziła. Spojrzałam w dół i... No faktycznie, nasze buty były podobne. Świetnie!
- Super! A teraz możemy iść? - niecierpliwiłam się.
- Idźcie. - wypchnęła nas z domu i zamknęła drzwi. No to nie ma odwrotu.
- No to...? - spytałam, a on złapał mnie za rękę. Kierowaliśmy się w stronę kina ciągle rozmawiając na temat książki, na której podstawie został nakręcony film na który własnie się wybieramy. Zastanawialiśmy się, ile zmienią, ile ominą. Przecież zawsze tak jest, że coś wywalą, prawda?
***
Film się skończył. Jestem na TAK!
Tak samo jak przy tym, że podczas reklam obrzucaliśmy się popcornem. Wyszliśmy z kina i udaliśmy się do parku. Usiedliśmy na ławce i rozmawialiśmy sobie na temat "Zbuntowanej". Porównywaliśmy film do książki i inne takie. Rozmawialiśmy na temat aktorów, na temat ścieżki dźwiękowej. 
- Czekaj. - powiedział nagle, a ja przerwałam porównywanie poprzedniej części do tej nowej. - Masz... Masz popcorn we włosach. - zaśmiał się i sięgnął po kukurydzę. Zdjął ją z mojej głowy i... Zjadł. Zachichotałam, chociaż sama nie wiem, czemu. - Wow, ale super! Czekolada! - zapatrzył się w moje kolczyki. 
- Mógłbyś zjeść. Znaczy, jeśli lubisz plastik... - po tych słowach zaczął zwijać się ze śmiechu na ławce. Przyglądałam mu się, ale on chyba tego nie zauważył. Kiedy się uspokoił spojrzał na mnie, ale w tym momencie ja odwróciłam wzrok. Zaśmiał się cicho i przysunął do mnie. Odsunęłam się trochę, ale on i tak zmniejszył odległość między nami. Ba! Pozbył się jej. Chyba przewidział, że będę chciała się znów odsunąć, bo objął mnie ramieniem. Spojrzałam na niego, ale nie wyglądał, jakby zamierzał zmienić pozycję [Jak to brzmi... ;_______;~Annabeth]. 
On też na mnie spojrzał.
- Wiesz co?
- Co? - zdziwiłam się. 
- Kolczyki pasują Ci do oczu. - szepnął i zbliżył się trochę. Podniosłam trochę głowę. No bo przecież on jest ode mnie wyższy! Mimo, że siedzimy. Zbliżał się coraz bardziej. Myślałam, że zaraz mi serce wyskoczy z piersi. Stykaliśmy się już czołami, kiedy zadzwonił jego telefon. Zatrzymał się. Sięgnął do kieszeni i odebrał. 
- Rydel? O co chodzi? - spytał, ale się nie odsunął. - Coo? Czemu? Nie chcę! Yh... No dobra. - rozłączył się, schował telefon do kieszeni, ale dalej siedział tak, jak wcześniej. - Rydel mi mówi, że mam wracać.
- No to idź. Ona czasem bywa agresywna... - poinformowałam go. O czymś, co zapewne wie. Mimo to się zaśmiał. 
- Najpierw Cię odprowadzę. To mi siostra wybaczy. - stwierdził i wstał. Podał mi rękę i pomógł wstać. W drodze do mojego domu milczeliśmy. Nie wiem, o co mu chodziło, ale ja cały czas rozmyślałam o tej sytuacji w parku. Na prawdę nie wiem, co to było. I to już drugi raz dzisiaj... Tak teraz myślę... Głupio myślę, ale myślę... Że może on tego chce? On chce mnie... Nie, to jest głupie. Nawet nie zauważyłam, a już byliśmy pod moim domem. 
- Dzięki... Dzięki, za miły wieczór. - uśmiechnęłam się. 
- Nie ma za co. Czasem warto tak wyrwać się z domu i... Połazić z przyjaciółmi, prawda? - odwzajemnił gest. 
- Świetnie się z tobą bawiłam.
- A ja z tobą. Co ty na to, żeby kiedyś to powtórzyć? - zaproponował, a ja wyobraziłam sobie, co by się stało, gdyby nie zadzwonił telefon. A jeśli to powtórzymy, znowu się coś takiego zdarzy i nikt nam nie przerwie? 
- Emm... Jasne. Czemu nie... - mruknęłam.
- Czyli jednak masz mnie dość. - stwierdził.
- Nie! - zapewniałam go. - Tylko... Taka jakaś zmęczona jestem... 
- To może Cię zanieść do łóżka? - "zaproponował" robiąc brewki. Potrząsnęłam głową jak pies wychodzący z wody, a on się zaśmiał. - Dobra. A co ty na to, żebyś przyszła jutro do nas na noc? 
- Emm...?
- Wiesz, imprezka. Butelka, nawalanie się poduszkami, filmy, zabawa... Co ty na to? - on chyba na prawdę chciał, żebym przyszła. 
- Hmm... Czemu nie? To chyba lepsze niż czytanie tych samych książek po raz pierdylionowy, nie? 
- Zapewne. - uśmiechnął się szczerze. - To przyjdziesz sama, czy wpaść po Ciebie?  
- A jak chcesz?
- To wpadnę. - powiedział. - Dobranoc Lau. - zbliżył się trochę i pocałował mnie w policzek. - Do jutra! - pomachał mi i odszedł.
- Paa...? - weszłam do domu.
- I JAK TAM RANDKA?! - Van naskoczyła na mnie już przy drzwiach. 
- Mogę się założyć, że wiesz. - stwierdziłam i zdjęłam buty.
- "Świetnie się z tobą bawiłam!" - udawała mój głos. Trzepnęłam ją lekko w ramie, a ta się zaśmiała. - I jutro idziesz do niego na noc... - zrobiła "brewki", a ja strzeliłam Face Palm'a. - No co? Nie jarasz się? 
- Mogę się założyć, że też tam będziesz. Riker nie odpuści sobie takiej okazji. - puściłam jej oczko i obie się zaśmiałyśmy.
- Bosko!
Poszłam więc do swojego pokoju, a tam...
- Co ty tu robisz?! - pisnęłam.
- Okna się zamyka. - wyjaśnił blondyn. - Zapomniałem o czymś. - podszedł do mnie i mnie przytulił. Nie zrozumiałam i też go przytuliłam. On w tym czasie wsadził mi coś do kieszeni i się odsunął. - Nie obraź się, ale pójdę już. Dobranoc po raz drugi i do zobaczenia jutro. - pomachał i zeskoczył z balkonu.
- Kaskader się znalazł... - mruknęłam. Zajrzałam do kieszeni, a tam kurde diament. - Dureń... - no fakt, mógł go sprzedać i dostać duuuużo mamony. On wolał dać go mi. Wariat...


4 komentarze:

  1. Prawie się pocałowali :)
    Nie mogę się doczekać nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    Dwa razy prawie się pocałowali.
    Zaśmiałam się wtedy kiedy Van zaczęła wymawiać co nie moga robić oraz jak Ross sie spytał- 'A gwałcić się można?'
    Czekam NIECIERPLIWIE na next. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Pytanie Ross'a mnie rozwaliło :-)
    Pozdro z dywanu!
    Rozdział genialny!!!!! Dawać szybko next!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Prawie cały czas się śmiałam :D 'po raz pierdylionowy' 'a gwałcic się można?' Ta sytuacja z tym gołębiem ;D szkoda, że się nie pocalowali ;(

    OdpowiedzUsuń