piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 6: "I'd give up forever to touch you 'cause I know that you feel me somehow"

*KILKA GODZIN PÓŹNIEJ*


Chciałam iść do siebie po jakąś kasę, ale Ross mi nie pozwolił. Obiecał, że sam zapłaci. Trochę się o to pożarliśmy, ale jakieś dziesięć minut później już było okej. 
Przebraliśmy się tylko i mogliśmy iść. Albo jechać. Zdajecie sobie sprawę, że Ross ma prawko? A czy zdajecie sobie sprawę, że na nie nie zasługuje? Jeździ jak świr! A ja miałam okazję się o tym przekonać. Uparł się, że musimy pojechać do tej kawiarni. 
Żałuję, że się zgodziłam. Trzy razy prawie zeszłam na zawał, ale później (mimo, że nie powinien) łapał mnie za rękę, aby mnie uspokoić. Faktycznie, robiło mi się lepiej, ale tylko na chwilę. 
Kiedy wysiedliśmy myślałam, że się wywrócę. Ale serio, już prawie padłam. Jednak blondyn ma jako-taki refleks i mnie złapał. Zamknął auto i razem ruszyliśmy do kawiarni. 
Tym razem zajęliśmy miejsca w głębi Starbucks'a. Od naszego ostatniego wypadu mięły... Chyba dwa dni. Może jeden, ale mimo to nie zapomnieliśmy o gołębiu. A przynajmniej mi się wydaje, że to o to chodzi. 
Zamówiliśmy sobie po serniku i latte. Ja wzięłam waniliowe, a on karmelowe. Kiedy zamawiał oczy świeciły mu się jak dziecku czekającemu na lizaka. Przewróciłam oczami na ten widok. Kelnerka odeszła z zamówieniem, a my zajęliśmy się sobą. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Między innymi o ich zespole i tym, jak się sprawy mają. 
- Ross?
- Tak? - spojrzał mi w oczy, a ja miałam dziwne przeczucie, że zaraz zemdleję. 
- Mogę się Ciebie o coś zapytać?
- Jeśli będzie to pytanie, na które potrafię odpowiedzieć, to tak. - uśmiechnął się szeroko. 
- O co chodzi Rydel? O czym tak rozmawiacie? - spytałam, a on opuścił głowę. Ogniki w jego oczach zgasły. 
- Ja... Ja nie umiem Ci tego wytłumaczyć. - złapał mnie za rękę i delikatnie ścisnął. Spojrzałam na nasze dłonie i splotłam nasze palce.
- Zaufaj mi, umiem zrozumieć więcej, niż się wydaje. - zapewniałam go.
- Ale...
- Proszę bardzo, sernik dwa razy i dwa latte. - ta sama kelnerka podała nam nasze zamówienia. 
- Dziękujemy. - odparł Ross i zapłacił. Przyglądałam mu się uważnie. Już nie starałam się tego ukryć. Właśnie wywalał kasę na mnie, a to tylko ze względu na to, że nie poszłam po moją. 
Kiedy babka z obsługi nas opuściła zaczęliśmy jeść. Jedliśmy w milczeniu. Zerkałam tak na niego. Na jego włosy, które opadały mu na oczy. Nie wiem czemu, ale jedzący Ross Lynch wydał mi się być chwilowo najciekawszą osobą na świecie. 
Jadł tak i jadł, a jego ciasto znikało. Jeszcze chwila i albo zamówi sobie nowe, albo zje mi moje. Zaczęłam jeść szybciej. Kiedy skończył, ja dalej miałam jeszcze połowę. 
- Było jeść, a nie się na mnie gapić. - powiedział roześmianym głosem i nabrał trochę na swój widelczyk. 
- Ej! Moje! - oburzyłam się.
- Przypominam, że to ja płaciłem. - uśmiechnął się szeroko, a ja spojrzałam mu w oczy. Wpatrywaliśmy się w siebie, aż w końcu nam (albo jemu) się znudziło. Nachylił się nad stolikiem i mnie pocałował. Ale to nie był taki pocałunek jak rano. Ten był pewniejszy, jakby blondyn już wiedział, że naprawdę chce to zrobić. Odwzajemniłam gest. Mimo, iż brzeg stołu wbijał mi się w brzuch. Nie zwracałam na to uwagi. Liczył się tylko on. Poprawka. Tylko my. Przecież ja też tu jestem, halo? Nagle jego ręka znalazła się na moim policzku. Czułam się... Po prostu... No nie do opisania. To było niesamowite. I to drugi raz tego dnia! 
 Biorąc pod uwagę, że zaczynało powoli nam brakować powietrza... I może jeszcze to, że raz prawie wylaliśmy kawę postanowiliśmy się od siebie "odkleić". 
- Usiądź obok mnie... - szepnął. Czułam wydychane przez niego powietrze na moich wargach. Taki... Dreszcz mnie przeszedł po prostu. Przytaknęłam, a chwilę później siedziałam obok niego. Przeniosłam sobie moje ciacho i kawę. Chwyciliśmy kubki/filiżanki/to coś na latte i i upiliśmy łyk kawy. Później na chwilę się zamieniliśmy, żebyśmy mogli skosztować napoju drugiej osoby. Jego była niezła, ale straaaasznie słodka. To pewnie przez ten karmel...
Odłożyłam naczynie i oparłam głowę na ramieniu blondyna. Przez chwilę wpatrywał się we mnie zdziwiony, ale po chwili się uspokoił. Objął mnie ramieniem, po czym zaczął karmić moim ciastkiem. 
- Wiesz, ja umiem sama jeść. - przypomniałam, a on zaśmiał się cicho.
- Ja tylko staram się być romantyczny. - oznajmił, a moje serce zabiło szybciej. Dwa razy się dzisiaj pocałowaliśmy, teraz mówi, że stara się być romantyczny... - Chcesz coś jeszcze? - spytał. Spojrzałam mu w oczy. - Ahahaha! Tak to rozgrywasz? - zaśmiał się. - Ty to jesteś udana... Ahahah! 
- No ba, przecież to ja. - dodałam i poprawiłam włosy. Przygryzł wargę. - Co?
- Zastanawiam się, czy oblejesz mnie kawą jeśli cię pocałuję... 
- A czy ty zrzucisz mnie z tej kanapy, jeśli to ja to zrobię? 
- Zależy...
- No dzięki. - fuknęłam i "strzeliłam focha".
- Lau... No weź! Jesteśmy tu, żeby się bawić... Porozmawiać, pobyć chwilę bez tej bandy oszołomów...
- No to co? Nie mam już prawa się obrazić? - spytałam "wrednym" głosem. 
- Na każdego, ale nie na mnie. - odpowiedział z uśmiechem. 

*DWIE GODZINY PÓŹNIEJ*

Postanowiliśmy już wrócić. Ross zaprosił mnie jeszcze do siebie. Stwierdził, że po co mam się nudzić w domu, skoro mogę iść do nich i posiedzieć... No z nimi.
Dojechaliśmy, a ja myślałam, że się zrzygam.
- Dzwonię po gliny! Twoje prawko nie dożyje jutra! - groziłam.
- Żartujesz sobie? Mam znajomego na komisariacie. - poinformował mnie, a ja zrobiłam minę typu: "ch*j ci w dupę".
- I co on ci da? 
- No nie wiem... Zlituje się?
- A jak go nie będzie?
- To mam problem... Ale i tak bym Cię kiedyś znalazł i zemściłbym się za to. Nikomu nie oddam mojego magicznego kartonika! - wrzasnął i wyciągnął prawo jazdy przytulając je. A później spadło mu na trawę. A na trawniku łaził wcześniej jakiś piesek. 
- Smacznego! - krzyknęłam i weszłam do środka. 
Na kanapie w salonie siedziała Rydel z Piper. Własnie o czymś rozmawiały, ale chyba im przerwałam.
- Ou, sorry! Nie chciałam przeszkadzać... - zaczęłam.
- Nie no, spoko. Jest okej. - uspokoiła mnie Pip. Rydel wpatrywała się w drzwi. Później zaczęła odliczać. Kiedy skończyła do domu wleciał Ross. 
- Hej wam. - przywitał się z uśmiechem. - Piper.
- Ross. - mruknęła i wróciła do rozmowy z Delly. 
- Chodź Laura. - Ross popchnął mnie delikatnie w stronę schodów. - Idziemy. - po chwili siedzieliśmy już u niego w pokoju. 
Usiadłam u niego na łóżku, a on krążył po pokoju, jakby czegoś szukał. Nagle zatrzymał się przy oknie. 
- Ross? - odezwałam się w końcu.
- Hmm? - mruknął odwracając się w moją stronę. 
- Mo... Możemy pogadać? - spytałam. Podszedł i zajął miejsce obok mnie. 
- O czym?
- O... O tym, co stało się rano... I w kawiarni... - szepnęłam, a on nabrał powietrza, jakby miał zanurkować. 
- Noo... Dobra. - powiedział. - Too... 
- Chciałam się tylko dowiedzieć, czy to... Czy to znaczyło coś dla ciebie - dokończyłam na jednym wydechu i od razu poczułam, jakbym pozbyła się jakiegoś ciężaru w moim sercu.
Ross chwycił moje dłonie i spojrzał mi w oczy. Uśmiechnął się do mnie, a ja to odwzajemniłam, chociaż nie wiedziałam, co to znaczyło. Mogło mieć kilka znaczeń, np. "Oczywiście" lub "Nie, ale Cię lubię".
- Gdyby to nic dla mnie nie znaczyło, to nie powtórzyłbym tego albo w ogóle tego nie robił dzisiaj rano.
Ścisnął moje dłonie odrobinę mocniej dodając mi otuchy.
- A ty? - spytał.
Westchnęłam ciężko, bo nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Właściwie to wiedziałam. Bardzo dobrze wiedziałam, co do niego czuję, ale nie miałam pojęcia, jak to ubrać w słowa.
- No... Wiesz... J-ja cię naprawdę lubię. - Ross'owi odrobinę zrzedła mina, jakby spodziewał się, że zaraz mu powiem, że to nic dla mnie nie znaczyło. - I chyba to wszystko... No... - Nie potrafiłam przestać się jąkać, a Ross ciągle oczekiwał odpowiedzi.
- Chcesz przez to powiedzieć, że dla Ciebie to było bez znaczenia?
- No właśnie nie! Chodzi o to, że jesteś dla mnie bardzo ważny. I byłeś od samego początku, od kiedy Cię poznałam. Szczerze mówiąc, zależało mi na tym wszystkim. I to bardzo. Dlatego właśnie to, co się wydarzyło wcześniej ma dla mnie duże znaczenie.
Po tych słowach na twarzy Rossa zaczął błąkać się uśmiech, który przerodził się w wielki wyszczerz na twarzy.
- Więc chyba czujemy to samo - mruknął wciąż się uśmiechając.

Siedzieliśmy w jego pokoju śmiejąc się i rozmawiając jakieś pół godziny, aż do drzwi ktoś zapukał. Ross powiedział "Proszę!", a wtedy w drzwiach pojawiła się Rydel. Nie była zbyt szczęśliwa.
- Ross, musimy porozmawiać.
- Znowu? - westchnął. - Daj spokój.
- Nie dam ci spokoju dopóki nie wytłumaczymy sobie paru spraw. A teraz chodź.
Pomachałam ręką do Rydel, a ona mi odmachała z lekkim uśmiechem. Ross wstał z miejsca i poszedł za Delly, która zamknęła drzwi.
Siedziałam w pokoju sama i byłam jeszcze bardziej zdezorientowana, niż byłam. O czym oni rozmawiają? Nie mogą tej rozmowy odbyć przy mnie? Czemu o niczym mi nie mówią?
Co z tego, że odbyłam "chrzest", skoro i tak czuję się odrobinę odizolowana?
Zostałam tam sama ze swoimi myślami, ale w końcu (po 20 minutach) Ross wrócił. Wyglądał, jakby był niezadowolony.
- Ross?
- Mhm?
- O co znowu chodzi?
- Już ci mówiłem, że nie potrafię Ci tego wytłumaczyć.
- Spróbuj. - Zaczęłam się trochę niecierpliwić. - Chociaż spróbuj. Przecież zrozumiem.
- No ale...
- Ale co? - przerwałam mu. - Ross, nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś przede mną ukrywasz.
- Ale Laura, to nic, naprawdę... - Zaczął szukać jakiegoś wytłumaczenia, ale na marne. Wiedziałam, że zmyśla.
- Jak się zdecydujesz, to daj znać. - Wstałam i podeszłam do drzwi, a Ross chwycił mnie za rękę.
- Nie idź jeszcze - poprosił, a raczej zaczął mnie błagać o zostanie.
- Puść - powiedziałam patrząc na nasze splecione dłonie. Ross spełnił moją prośbę bardzo niechętnie. Wyszłam z jego pokoju, potem zeszłam na dół, gdzie spotkałam Piper i Rydel.
- Już idziesz? - spytała Delly, a ja przytaknęłam.
- Mogłabym się z Tobą jutro zobaczyć? - spytałam, a Rydel uśmiechnęła się do mnie.
- Pewnie. Mam jutro czas od 12 do końca dnia.
- To przyjdę. A ty, Piper?
- Sorry, ale nie mogę. Cały dzień jestem zajęta...
- Szkoda. Ale przecież jeszcze jest czas... - stwierdziłam, po czym wszystkie się uściskałyśmy. - Dobra, ja serio muszę iść. 
- To pa...
- Pa! - pożegnałam się z nimi i wyszłam z domu. Odwróciłam się, a w oknie zobaczyłam Rossa. Spoglądał na mnie smutnym wzrokiem. 




____________________________________________
UWAGA! "SPAM ROZDZIAŁOWY" TRWA!
W ciągu tych 24+ godzin pojawi się jeszcze kilka rozdziałów. 
Potwierdzam! Siedzimy tak od nocy... Ani chwili nie spałam! 
Ja spałam od 6.30 do 7.30, mimo, że Annabeth miała mnie obudzić o 7.05, czego nie zrobiła :/
Clarisse! Bogowie, przecież ja Cię budziłam! Nawet mój królik na ciebie napadł! 
W każdym razie mam nadzieję, że rozdział się podobał. to na początku to moje ;))  Papa ziemniadżgi :D

3 komentarze:

  1. Nie spodziewałam się dzisiaj 6 rozdziału ale super że dodałyście L)
    Bardzo się cieszę na spam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten spam to super pomysł :-)
    Rozdział zarąbisty!!!!
    Czekam na next!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :**
    O czym rozmawiają Rossy i Rydel? O co chodzi Rydel?

    OdpowiedzUsuń