wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział numer double Tobias (8): "Has no one told you she's not breathing?"

(jeden z najważniejszych rozdziałów fanfica, miłego czytania ;) )



*3 DNI PÓŹNIEJ*

Od paru dni siedzę zamknięta w pokoju i nie daję tu wejść nawet Vanessie. No, tylko czasami. Dobrze, że bezpośrednio ze swojego pokoju mam przejście do łazienki. Jedzenie Nessa czasem przynosi mi do pokoju i to właśnie wtedy wchodzi do środka.
Zastanawiałam się, czy mam wszystko powiedzieć Piper. W końcu zdecydowałam się tego nie robić. Jeśli Ross ma wystarczająco rozsądku, sam jej powie.
A co do Rossa: ciągle do mnie wydzwaniał (odrzucałam połączenia), ale w końcu zablokowałam jego numer. Vanessa wiele razy mi mówiła, że "znowu przyszedł pod dom i pytał o mnie". Dobrze, że Ness za każdym razem mówiła mu, że "mnie nie ma".
Czemu on najpierw kłamie jak świnia, świadomy wszystkiego i robiący to z premedytacją, a chwilę później nagle wyznaje mi miłość i błaga o przebaczenie?
Prychnęłam. Dupek.
Na świecie jest 7 miliardów ludzi i 14 miliardów twarzy. Ross jest jedną z tych osób, którzy zwykle wydają się być świetni, ale potem jest na odwrót. Myślę, że po prostu powinnam o nim zapomnieć.
Łatwo powiedzieć. Trudniej zrobić.
Mimo tego, że okropnie mnie zranił, nie potrafię o nim zapomnieć. Nie potrafię pozbyć się uczuć, które do niego żywiłam. Z jednej strony miałam ochotę się do niego przytulić i nigdy nie puszczać, a z drugiej strony chętnie zrzuciłabym go z wysokiego klifu popijając mleko.
Nie mam ochoty się z nim widzieć. Wiem, że prędzej czy później do tego dojdzie, ale na razie starałam się trzymać od niego z daleka. Co mi się udawało, bo przecież całe dnie spędzałam w pokoju.
Nie rozumiem, jak można być takim idiotą, żeby najpierw okłamywać kogoś bliskiego przez kilka miesięcy a następnie, kiedy ta osoba się dowiaduje, zaczynać przepraszać i błagać o wybaczenie. No i wyznać miłość, która pewnie i tak jest platoniczna.
Albo w ogóle jej nie ma.
Czy on naprawdę myśli, że jeśli powie, że mnie kocha, to wszystko naprawi i znowu będzie jak dawniej?
No cóż... Nadzieja matką głupich.
Nie potrafię pozbyć się wrażenia, że Ross mnie tylko wykorzystywał. Nie wiem, w jaki sposób, ale w jakiś na pewno. Uważam też, że tak naprawdę wcale nie zależy mu na tym, żebym mu wybaczyła. Robi to tylko dlatego, żebym znowu stała się zabawką, nad którą władzę ma tylko on. Może Piper też.
A ja nie mam ochoty nią być. Nie pozwolę, żeby ktoś mnie kiedyś w nią zamienił.

Kogo ja oszukuję...
Nie dam rady.
Ciągle myślę, że jestem wystarczająco silna, chociaż wcale tak nie jest.


*

Siedziałam w domu całkiem sama. Znowu nie chciało mi się nigdzie wychodzić. Żaluzje miałam spuszczone w dół i nie dochodziło do mnie żadne światło. Leżałam tylko bezczynnie na łóżku i wpatrywałam tępo w sufit. 
W pewnej chwili usłyszałam coś na dole. Trzaski, jakby komuś spadł na podłogę garnek. Z początku pomyślałam sobie, że to pewnie Vanessa i nie schodziłam na dół. Hałas dochodził coraz bliżej i stawał się coraz głośniejszy - aż w końcu nie słyszałam już nic. Zanepokojona wstałam i niepewnie wyszłam z pokoju, gdy nagle usłyszałam trzask tuż za sobą. Nim zdążyłam się obrócić, dostałam czymś w głowę. Krzyknęłam z bólu, ale nie potrafiłam otworzyć oczu. Leżałam bezwładnie na podłodze, kiedy poczułam kolejne uderzenie.
I wtedy nie było już nic.


*NARRATOR*

*w tym samym czasie*
Ross nie miał pojęcia, co mógł zrobić. Sam nie wiedział, do której z dziewczyn czuje więcej - czy do Piper, czy też może do Laury.
Próbował jakoś naprawić to, co zrobił, ale wiedział, że to mu się nie uda.
Myślał, że Laura po prostu o nim zapomni i na tym się skończy ta cała "Raura". Ale on nie wiedział, czy tego chciał.
Blondyn jednak nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak trudno Laurze było o nim zapomnieć.
Chciał z nią porozmawiać raz jeszcze, ale nigdy to mu się nie udawało. Zazwyczaj Vanessa spławiała go wciskając mu kit, że siostry w domu nie ma. Ale on bardzo dobrze wiedział, że jest.
Tym razem chciał spróbować raz jeszcze. Wstał z sofy i przyszykował się do wyjścia. Szedł do domu Marano przez kilkanaście minut, aż w końcu o Laury dzieliło go zaledwie trzydzieści metrów. Stanął, żeby przemyśleć raz jeszcze to, co chciał jej powiedzieć. Zobaczył daleko przed sobą jakąś postać biegnącą jeszcze dalej, ujrzał dzieci bawiące się na placu zabaw po prawej stronie - i zdecydował się iść dalej.
Zapukał do drzwi, ale nikt nie otwierał. To niemożliwe, żeby jej nie było w domu, pomyślał sobie. Na pewno tam jest.
Zapukał jeszcze kilka razy - za każdym razem głośniej. Niestety, bezskutecznie. Z ciekawości dotknął klamkę i pociągnął. Ku jego zdziwieniu, drzwi były otwarte.
- Laura? - zawołał, ale nie usłyszał nic oprócz kolejnego wrzasku dziecka z zewnątrz. - Vanessa? Jest tu ktoś?
Wszedł do kuchni, salonu, łazienki - nic.
- Pewnie siedzi w swoim pokoju - pomyślał i wszedł po schodach na górę. Znalazł jej pokój i zapukał. 
- Laura? To ja, Ross, mogłabyś otworzyć?
Ross był pewny, że dziewczyna jest w domu. Jeszcze chyba nigdy nie był niczego bardziej pewny.
Zapukał wiele razy, ale z drugiej strony nie usłyszał nawet cichego łkania, nawet oddychania. Zaczął się niepokoić i spróbował otworzyć drzwi. Były zamknięte. 
Pociągał za klamkę nieustannie próbując wedrzeć się do środka, ale nie dawało to żadnych efektów. Wpadł na świetny pomysł. Zbiegł po schodach na dół, wybiegł z domu i szybko znalazł się pod jej balkonem. Wspiął się na górę i ciężko opadł na podłoże. Zajrzał do okna.
- O mój... - Położył dłoń na swoich ustach aby stłumić krzyk. Dziewczyna leżała nieprzytomna na podłodze niemal tonąc we własnej krwi.
Ross błyskawicznie otworzył drzwi na taras, które były otwarte i wyciągnął z kieszeni komórkę.
- Laura... - Zaczął oklepywać jej policzki. - Laura... Obudź się... Ocknij się... Laura!
Wiedział, że sam nie da rady.
Zadzwonił pod 911 i pobiegł do łazienki po ręczniki. Wyciągnął wszystkie, jakie były w szafce.
- Proszę przyjechać na 12075 Labrador Street... Moja znajoma jest nieprzytomna i mocno krwawi...
Wrócił szybko do dziewczyny i zaczął szukać źródła krwawienia.
- Nazywam się Ross Lynch... Proszę szybko przyjechać...
Gdy w końcu je znalazł - na chwilę się zatrzymał i prawie przestał oddychać.
Czemu nadgarstki?
Coraz szybciej zaczęło to do niego docierać. Spojrzał na jej dłoń i zauważył żyletkę. Do jego oczu zaczęły napływać łzy, ale szybko do niej podbiegł i biorąc jeden z ręczników, uklęknął przy Laurze i owinął go wokół jej ręki.
Ręczniki szybko stawały się brudne od czerwonych, krwistych plam, aż w końcu już nie miał żadnych. Z łazienki wziął kilkanaście rolek papieru toaletowego. Z szafy na ubrania wyciągnął jakieś koszule i znów próbował zatamować krwawienie, a krwi było coraz więcej i więcej. Obie ręce były pocięte od nadgarstków aż po łokcie, ale były dwa cięcia, które zaniepokoiły go najbardziej. Były to cięcia wzdłuż.*
Dotarło do niego, że być może dziewczyna próbowała popełnić samobójstwo. Ale gdy zaczął o tym myśleć, doszło do niego pytanie: "Czemu miałaby to robić? Ma takie piękne życie" i wtedy się zorientował.
- To przeze mnie! - Niemal wykrzyczał. - To moja wina! - Zaczął łkać i delikatnie uścisnął jej dłoń.. - Jeśli to przeze mnie, chyba powinienem dołączyć do Ciebie... - dodał szeptem, patrząc na nieruchome ciało Laury. Wszystko, co tylko miał pod ręką, było zawinięte na jej rękach i już nic nie mógł zrobić.
Wyciągnął drżącą rękę po żyletkę i wtedy do domu wbiegli ratownicy. Ross szybko wstał i wybiegł z pokoju.
- Tutaj! Na górze! - wrzasnął, a ci pędem wpadli do pokoju Laury. Ross stał na zewnątrz pozwalając im robić swoje i zaczął zbierać wszystkie myśli, które wpadły mu do głowy podczas tych kilkunastu minut.
Był pewny, że to była próba samobójcza. I był pewny, że to jego wina.


* dla nieogarniętych ziemniaków: cięcie wzdłuż powoduje baaaardzo silne krwawienie i samobójcy najczęściej tną wzdłuż, jeśli chcą popełnić samobójstwo. No bo w końcu tniecie wzdłuż żyły.
_____________________________________________________
Hejka ziemniaczki!
Wiem, że rozdział krótki, ale piszę jeszcze drugą część. Spokojnie ;)
To tyle, na razie chciałam wam pokazać to, co już mam, bo od dłuższego czasu nie było rozdziału, za co przepraszam.
Do napisania! :>

5 komentarzy:

  1. Kto to zrobił Laurze???
    Biedactwo:(Dawajcie szybko nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Laura : (
    Dawaj szybko next!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :*
    Czekam niecierpliwie na next.

    Zostałyście nominowane do Liebster Award. :) Szczegóły na : http://nic-nie-jest-wiadomo-r5laurainni.blogspot.com/2014/07/1-liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział ^^
    Dawaj szybko next ^^ JUZ!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To nie była ona.. ona nie chciała popełnić samobójstwa.. to ktoś chciał ją zabić przecież ;-; ale kto?! DLACZEGO? Jeju ;cc
    Dawaj szybko dalszą część ._.

    OdpowiedzUsuń