piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 7: "Should've known you'd bring me heartache, almost lovers always do"

UWAGA! PRZYGOTOWAĆ CHUSTECZKI!

Cierpliwie czekałam, aż w końcu będę mogła porozmawiać z Rydel. Miałam ważne pytanie, na które tylko ona mogła odpowiedzieć, skoro Ross nie chciał.
Była dopiero 9 rano, a ja już byłam ubrana, umyta, zjadłam śniadanie i nawet posprzątałam trochę (co, jak na mnie, jest naprawdę dziwne). Siedziałam na kanapie i myślałam o niczym.
Nagle przyszedł do mnie sms. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym aktualnie widniał numer Rossa. A razem z numerem jego zdjęcie, które zrobiłam mu specjalnie.
Odebrałam wiadomość.
"Chciałem Cię przeprosić. Zachowałem się jak debil. 
Na razie nie mogę Ci powiedzieć, ale obiecuję, że kiedyś dowiesz się, o co chodzi.
~Ross"

Byłam jeszcze trochę na niego zła za to, co się wczoraj stało, ale ta złość powoli przemijała. Mimowolnie uśmiechnęłam się i szybko odpisałam:
"W porządku. Masz ochotę na lunch dzisiaj?"

Odpowiedź przyszła prawie natychmiast:
"Dzisiaj jestem zajęty cały dzień, mam mecz hokeja. :("
"A masz czas jutro?"
"Pewnie. Możesz wybrać miejsce :)"
"Okay, może Subway?"
"Okay."
"W takim razie przyjdę do was o 11."
"Nie, to ja po Ciebie przyjdę."
"Ross, tym razem ja chciałabym przyjść. :)"
"Okay."
"Okay."
"Mój Boże, przestań ze mną flirtować."
"Okay."
[cytat z "Gwiazd naszych wina" ♥ ~Clarisse pisząca na koncie Annabeth]

Szczerze mówiąc, poprawił mi się humor. I to bardzo. Spojrzałam na zegarek i była już 10. Wciąż miałam dwie godziny. Chciało mi się spać. W nocy przespałam ledwie trzy godziny. Miałam ochotę zrobić sobie drzemkę, ale zrezygnowałam. Po prostu siedziałam w miejscu przez ponad godzinę co jakiś czas zerkając na zegar.
W końcu była 11.30. Wstałam z miejsca, włożyłam buty i płaszcz, a następnie wyszłam z domu zamykając go na klucz. Nie mogłam się doczekać tej rozmowy z Rydel, może coś mi powie. Szłam szybkim krokiem, ale u Lynchów i tak pojawiłam się dopiero po 15 minutach. Poczekałam przed drzwiami, aż wybije 12 i dopiero wtedy zapukałam do drzwi. Otworzył mi Ellington trzymając w ręce wiadro żelków, a z buzi wystawał mu jeden żelek-dżdżownica. 
- Nom? - zapytał z pełną buzią.
- Jest Rydel?
- Jest na górze - odpowiedział i wyciągnął wiaderko ku mnie. - Chcesz żelka?
- Nie, dzięki, jadłam śniadanie - zaśmiałam się, a on tylko posłał mi uśmiech i pobiegł na górę po Rydel.
Usiadłam na kanapie; w salonie było pusto (a to dziwne). Po chwili zeszła do mnie Delly.
- Hej Laur - uśmiechnęła się do mnie promiennie i usiadła koło mnie. Również się z nią przywitałam. - Chcesz coś do picia? Kawa, herbata, mleko, woda,...? 
- Poproszę herbatę - odpowiedziałam. - Spałam dzisiaj trzy godziny, kompletnie nie potrafiłam zasnąć.
- Zaraz mi wszystko opowiesz, tylko zrobię ci herbatę - powiedziała i po 4 minutach wróciła z kuchni. Podała mi kubek i spytała:
- Więc o czym chciałaś porozmawiać?
Westchnęłam.
- Ja... Chciałam wiedzieć, o czym rozmawiasz z Ross'em za każdym razem, gdy "prosisz go na słówko". On nic nie chce mi powiedzieć i mam wrażenie, że coś przede mną ukrywa.
- Nic ci nie mówi? - zdziwiła się Rydel. - Mi powiedział, że mówi ci wszystko. Że wiesz.
- Wiem o czym?
- Laura... On naprawdę nic ci nie mówi? Może... O, spytam: co o nim wiesz?
- Wiem, że nienawidzi mleka, wiem nawet, dlaczego, wiem, że lubi czytać książki, lubi frappuccino i muffiny, kocha muzykę, nie ma dziewczyny, nie lubi horrorów,...
- Chwila - przerwała mi Rydel. - Czy ty powiedziałaś, że Ross nie ma dziewczyny?
- Tak, a co? - spytałam zaskoczona. Moment... Co?
- O Boże...
- Rydel? O co chodzi? - spytałam zaniepokojona jeszcze bardziej.
- Ross... On ma dziewczynę.
- Naprawdę? - Starałam się udawać, że średnio mnie to poruszyło, choć tak naprawdę chciało mi się płakać. Upiłam łyk herbaty, żeby trochę ukryć to, że cała się trzęsę.
- Tak... Piper nic ci nie mówiła?
- A czemu Piper miałaby mi cokolwiek mówić?
- Przecież to Piper jest z Rossem... Naprawdę nic ci nie powiedzieli? Są razem od ponad 6 miesięcy...
Nie wiem, co mam o tym myśleć... Czyli, że mnie okłamywali... A ja głupia myślałam, że jemu na mnie zależy...
- Och, nie wiedziałam... A o co chodziło z tymi "pogadankami"?
- Przepraszam, że to powiem, ale zaczęło się u nich pogarszać, kiedy Ciebie poznaliśmy... To znaczy, Ross bardzo cię polubił. Chyba trochę za bardzo. Za każdym razem kiedy widziałam, jak ze sobą rozmawiacie w taki inny sposób, denerwowałam się, bo podczas tych rozmów tłumaczyłam mu, że przecież on ma dziewczynę i nie może jej tak po prostu zmieniać... Tłukłam mu do głowy, że aktualnie możesz być dla niego przyjaciółką... Ale chyba nie rozumiał. Dzięki Bogu przynajmniej ty nie myślałaś o nim w "ten" sposób. I na szczęście nie doszło między wami do niczego więcej.
Za chwilę nie wytrzymam i się popłaczę. Cała się trzęsę i nie daję rady. Nienawidzę go. Nienawidzę Rossa... Ale jednocześnie czuję do niego coś zupełnie przeciwnego. Niestety, to chyba nie działa w drugą stronę.
A Piper? Szkoda gadać.
- Laura? Wszystko w porządku? - spytała Delly.
- Tak, wszystko okay. Mogłabyś mi powiedzieć wszystko, co wiesz? To dla mnie ważne.
- Wiem, że dzisiaj są razem gdzieś na mieście. Wczoraj, kiedy do niego przyszłaś, a potem poprosiłam go na chwilkę, ja, Piper i Ross uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli spędzą jeden dzień razem, żeby podratować ich związek.
- Dzięki - postarałam się uśmiechnąć. - Wiesz, ja już się chyba będę zbierać, zrobię sobie drzemkę, wezmę chyba ze trzysta tabletek na ból głowy.
- Jakbyś chciała wiedzieć coś jeszcze, to dzwoń. - Rydel uśmiechnęła się. Dopiłam herbatę i zebrałam się do wyjścia. - Dziękuję, Lau.
- Za co?
- Za to, że nie dajesz się mojemu braciszkowi.
Spojrzałam na nią i od razu miałam poczucie winy. Nie powinnam była dać mu się pocałować. Nie powinnam była dać mu się wszędzie zapraszać. Nie powinnam była go poznawać.
- Ta, w porządku - odpowiedziałam obojętnie i wyszłam. W czasie drogi do domu starałam się nie płakać, bo wszyscy dziwnie by na mnie patrzyli, ale kiedy weszłam do środka, nie szczędziłam łez. Rzuciłam się na łóżko i płakałam, i płakałam. Tak bez końca.
Mam w głowie mnóstwo myśli, które trudno było mi poukładać. 
Czyli, że Ross mnie "lubi", ale w takim razie dlaczego mnie okłamywał?
Czemu nie powiedział mi o swoim związku z Piper? Zrozumiałabym. Czemu Piper mi nie powiedziała, że jest z Rossem kiedy powiedziałam jej, że go lubię w ten sposób?
Czemu woleli to przede mną ukrywać? Może to był taki ich plan? Co, jeśli nie jestem pierwszą "ofiarą Rossa i Piper"?
Tak wiele pytań i żadnej odpowiedzi. A ja ciągle płaczę i płaczę. Chcę przestać, ale najpierw musiałabym się pozbyć całego bólu, który zadał mi Ross. I Piper. I w pewnym sensie Rydel opowiadając mi wszystko. A właściwie to przecież sama o to prosiłam. Sama poprosiłam, żeby powiedziała mi wszystko, co wie.
Nie wiem, co mam teraz ze sobą zrobić. Ross chodzi teraz gdzieś z Piper, a powiedział mi, że ma mecz hokejowy. Kolejne okropne kłamstwo, w które uwierzyłam.
Nienawidzę go. Nienawidzę Piper.
Nienawidzę ich obojga.

*

Było już około 10. Vanessa wróciła wczoraj do domu przed 20 - zobaczyła mnie w takim stanie, że już chciała dzwonić na pogotowie z obawy, że się odwodnię. Zdenerwowała się jak cholera, kiedy wszystko jej opowiedziałam. Spytała się, czy ma znaleźć Rossa i rozwalić mu głowę młotkiem, ale wtedy się jej spytałam "Jaką głowę?".
Siedziała ze mną całą noc i gadałyśmy. Powiedziałam jej o pocałunkach, o spotkaniach, o wszystkich miłych słowach... Słuchała wszystkiego uważnie i ani razu mi nie przerwała. Widziałam, że była naprawdę wściekła - nie tylko na Rossa i Piper, ale również na całą resztę (m.in. na Rikera).
Teraz siedziałam w domu sama. Wprost nie mogłam doczekać się lunchu z Rossem. 
Wyszykowałam się, wzięlam kilkanaście paczek chusteczek higienicznych do torby i wyszłam z domu. Myślałam o tym, co powiem Rossowi, kiedy się z nim zobaczę. W głowie miałam kilka scenariuszy i nie wiedziałam, który mogłabym wybrać. [żaden, jedzie z freestyle'a ~befsztyk aka annabeth]
Mało co znowu się nie popłakałam. Jakbym po wczorajszym nie miała dość.
Zapukałam i czekałam przez chwilę. Otworzył mi nie kto inny niż Ross.
- Hej Laura - zaczął się uśmiechać i wyciągnął ręce, żeby mnie przytulić. Odepchnęłam je od siebie z niewzruszoną miną patrząc mu prosto w oczy. - O co chodzi?
Weszłam do salonu. Wywnioskowałam, że chyba nikogo nie było w domu. Znowu na niego spojrzałam, ale nic nie mówiłam.
- Laura?
Byłam wściekła i rozdarta jednocześnie. Zrobić mu awanturę, czy grzecznie spytać, dlaczego mi to zrobił?
- Co jest?
Grzeczne pytanie to byłaby chyba dla niego nagroda za tak obrzydliwe kłamstwo. Postanowiłam się odezwać:
- Gdzie wczoraj byłeś?
- Pisałem ci przecież, że miałem mecz hokeja.
- Ile gałek lodów kupiłeś wczoraj sobie i Piper, kiedy spacerowaliście sobie po mieście?
Ross spojrzał na mnie przerażony.
- Laura, ja...
- Od ilu tygodni już jesteście razem?
Nic nie mówił. Patrzył na mnie wystraszony, a w moich oczach zbierały się łzy.
- A ja ci ufałam.
Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Miałam wrażenie, że Ross chciał podejść i ją zetrzeć.
- Nie wierzę, że byłeś do czegoś takiego zdolny.
Skierowałam się do wyjścia, nie obchodziło mnie, że właśnie tam stał Ross. Chwyciłam klamkę, lecz on złapał mnie za ramiona i nie pozwolił wyjść.
- Puść. - powiedziałam stanowczo patrząc mu w oczy.
- Nie.
- Powiedziałam, żebyś mnie puścił.
- Ale tego nie zrobię.
- I tak już dużo złego narobiłeś, więc czemu mnie tu jeszcze trzymasz?
- Chciałbym porozmawiać... przeprosić...
- Przeprosić? - zaśmiałam się. - Myślisz, że jednym słowem "przepraszam" wszystko naprawisz?
Nic nie odpowiedział.
- Znasz to o szklance? Rozbij ją, przeproś i sprawdź, czy się pozbiera. Tak samo jest ze mną. Jestem szklanką, która balansowała na krawędzi. Ty byłeś wiatrem, który zepchnął mnie w dół. Rozbiłam się. I nie pozbieram. - Patrzył na mnie, a w jego oczach zauważyłam wiele emocji - strach, smutek, nadzieję i jeszcze coś, czego nie potrafiłam określić. To było coś takiego, co pokazywało, jak bardzo nie chciał dać mi odejść. - Teraz daj mi wyjść.
- Laura... Kocham cię... Proszę, zostań...
Już chyba wiem, co widziałam w jego oczach. Błagał o wybaczenie, bał się, że odejdę i nie wrócę, chciał, żebym została. Ale na mnie to nie działa.
- Kochasz mnie? Ilu dziewczynom już to mówiłeś? - Do moich oczu znów napłynęły łzy.
- Laura... Przepraszam cię... Jestem największym dupkiem świata... Naprawdę... Nawet nie wiesz, jak bardzo żałuję... Co mogę zrobić?...
- Dać mi wyjść. Nie mam zamiaru tutaj dłużej przebywać. W domu, gdzie całowałeś się i ze mną, i z Piper.
- Lau... Co mogę zrobić, żebyś mi wybaczyła?...
- Nic. Brzydzę się tobą.
Znowu cisza. Ross był bardzo bliski płaczu, ale starał się to w sobie stłumić.
- Jak mogłeś? Jak mogłeś się tak zachować wobec kogokolwiek? Myślałam, że cię znam. A tymczasem ty oszukiwałeś mnie przez tyle tygodni. Jeszcze wczoraj byłam pewna, że czuję do ciebie coś więcej. Że cię kocham. I wiesz, co jest najgorsze? Mimo tego, że zrobiłeś wobec mnie takie świństwo, to łatwo o tobie nie zapomnę. - Tym razem z moich oczu wypływało więcej łez. I ciągle ich przybywało, wciąż się mnożyły. - Jedna część mnie dalej cię kocha, a druga nienawidzi. Jak to możliwe, żeby kochać i nienawidzić tę samą osobę jednocześnie? Wiesz, jakie to uczucie? Nie. Bo to ty jesteś tą osobą.
Staliśmy w ciszy przez około 2 minuty, gdy w końcu się rozpłakałam. Brakowało mi tchu. Spojrzałam na Rossa nie potrafiąc się uspokoić i wykorzystałam chwilę jego nieuwagi, żeby wybiec na zewnątrz. Biegłam przed siebie nawet nie wiedząc, gdzie. Po jakimś czasie znalazłam jakąś ławkę, na której usiadłam. I płakałam jeszcze bardziej niż wczoraj wieczorem.


__________________________________
~Clarisse

Znowu pisałam na laptopie Annabeth, więc jestem na jej koncie. xd
z góry przepraszam za rozdział.
Za parę godzinek kolejny! :)
żegnajcie ziemniaczki <3

6 komentarzy:

  1. Ross to palant!!!!
    Zachował się jak totalna świnia!
    Biedna Laura, tak mi jej szkoda. Niech wybaczy blondynowi, lecz nie tak szybko i łatwo :-)
    Rozdział genialny!!!!!
    Dawajcie szybko next!!!!
    Pozdro
    Ziemniaczek :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś mi śmierdziało Piper od początku.
    Nie ładnie Ross :((((

    OdpowiedzUsuń
  3. super rozdział ^^
    sorki ,że tak krótko ale się śpieszę :)
    czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  4. co kurwa?
    co mu odpieprza?
    hę?
    jak można tak na dwa fronty?! -_- co za chuj kurde.
    uhh, tak popłacz sie przy niej, wyznaj jej miłość. a co tam. a jutro leć do Piper i sie z nią prześpij, nie? :)
    ale jestem zła ;-; Czekam na kolejny..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to chodzi :) Tzn, nie o to, żebyś była zła (XD), ale o to, że Ross to już taki typ. Najpierw zachowuje się jak palant, a potem nagle zmienia zdanie. Next za niedługo jak coś ;)

      Usuń
  5. Super rozdział :*
    Ale no jak tak można?
    Do kogo Ross w końcu coś czujesz bardziej? Do Laury czy do Piper?
    Why?
    Biedna Lau....
    Czekam NIECIERPLIWIE na next ..... <3

    OdpowiedzUsuń