[myśleliście, że mordercą był Evan/Piper, tak? no to się zdziwicie :D]
Płomienie. Chłopak o blond włosach. Benzyna. Zapałki.
Jedno jedyne okno. Jedno wyjście. Piper.
Budzę się i znowu oślepia mnie widok przeraźliwie białych ścian. O nie, tylko nie to.
Znowu.
Obok siebie widzę Vanessę siedzącą na krześle, wszystkich Lynchów, Ratliff'a, Piper i Evan'a. Z taką różnicą, że Piper leżała na łóżku obok. Patrzyłam na nich i nic nie mówiłam. Nie miałam siły otworzyć ust.
- Laura? - usłyszałam głos Vanessy, ale nawet na nią nie spojrzałam. Patrzyłam w jakiś punkt przed siebie i podkurczyłam nogi. Owinęłam ręce wokół kolan i siedziałam cicho.
- Lau? W porządku? - zaniepokoiła się Delly i usiadła obok mnie na łóżku. Na nią też nie spojrzałam. Nie chciałam tu nikogo. Wszyscy zaczęli coś do mnie mówić, ale ja nie potrafiłam się skupić. A może po prostu nie chciałam?
Tak czy inaczej, nie docierało do mnie żadne ich słowo. W pewnym momencie dotarł do mnie krzyk "LAURA!" i odwróciłam się. Nie wiem, czyj to był głos, ale pierwsze, co zauważyłam, to ciemne włosy Evan'a. Były całe potargane, jakby dopiero wstał z łóżka. Wtedy spojrzałam na zegar - 2:17. No to się nie dziwię. Najwyraźniej wszyscy się niedawno obudzili, żeby przyjechać do szpitala.
- Co się z tobą dzieje? - spytała przerażona Van. Pokręciłam lekko głową na znak, że nie wiem. Patrzyła na mnie przez dłuższy czas. - Spójrz na mnie.
Nie spojrzałam. Nie wiedziałam, czemu. Po prostu tego nie zrobiłam.
- Laura. Spójrz na mnie. Proszę.
Mój wzrok utkwił w małej szklance stojącej przede mną.
- Laura.
Woda. Jaka ona ciekawa.
- Proszę.
Nie.
Zaczęłam płakać. Tak przeraźliwie, że zdecydowali się wezwać pielęgniarkę. Przez łzy nie widziałam kompletnie nic. I nic nie słyszałam. Tylko łkanie, które samo w sobie zbiera człowieka na płacz. Aaa, no tak. Przecież to ja płaczę.
Kiedy przyszła pielęgniarka, przestałam płakać, żeby usłyszeć, co mówi.
- To normalne - mówiła cicho do Vanessy.
- Wiem, przecież studiuję medycynę. Ale z tym trzeba coś zrobić. Wezwij, proszę, psychologa - poprosiła, a ja opadłam ciężko na łóżko.
- Lau, co się stało? - spytał Evan podchodząc bliżej.
- Nic... Nic... Nic... - zaczęłam powtarzać patrząc na tak białe prześcieradło, że zaczęły mnie boleć oczy.
Kątem oka zauważyłam, że wszyscy przyglądali mi się bardzo uważnie przerażeni. Nim zdążyli cokolwiek powiedzieć, do sali weszła jakaś kobieta z Vanessą.
- Nie odzywa się do nas odkąd się obudziła. Kiedy prosiłam, żeby na mnie spojrzała, nagle się rozpłakała i nie potrafiła opanować. Nie patrzyła na nas - mówiła z niepokojem. - Czy to jest to, o czym myślę...? - dodała ze strachem.
- Nie wiem. Musiałabym ją przebadać - odpowiedziała jej kobieta. Co? Przebadać kogo? A, mnie. Nie zgadzam się.
Usiadła obok mnie.
- Laura? - zaczęła. Nie miałam zamiaru na nią patrzeć. Nie dam jej tej satysfakcji. - Jestem psychologiem. Chciałabym dociec, co jest. Co się stało?
Wciąż nie odpowiadałam. Równie dobrze mogłam jej odpowiedzieć: "wszystko".
- Hm... W takim razie... Co cię boli? Możesz mi powiedzieć.
A może jej powiem? Ale najpierw... Co mnie boli?
- Rzeczywistość - powiedziałam cicho patrząc przed siebie.
- Dlaczego? - spytała.
- To wszystko... boli - szepnęłam i uznałam, że to wszystko, co mogę jej powiedzieć. Nie będę się zwierzała jakiejś nieznanej mi babie.
- Co cię boli? - dociekała, ale ja schowałam głowę w poduszkę, która była przyjemnie chłodna. Nawet nie zauważyłam, że całe ręce miałam zabandażowane.
Wszystko wydawało mi się być takie ponure i przygnębiające, że nie umiałam się skupić na jednej myśli. Chcę po prostu stąd wyjść. Z tej jasnej sali, z tego durnego szpitala. Drugi raz w ciągu 7 dni?
- Laura? Jesteś w stanie rozmawiać?
Pokręciłam głową i znów wybuchłam płaczem. Usłyszałam kroki. Chyba ta baba wychodziła. Znowu chciałam usłyszeć, o czym rozmawiała z Vanessą, ale słyszałam tylko niezrozumiały bełkot.
*NARRATOR*
- Mogłabym was wszystkich prosić na słówko? - spytała Vanessa, a w tle słychać było przeraźliwy płacz jej młodszej siostry. Pozostali skierowali się w stronę wyjścia razem z Nessą, a kiedy byli już na korytarzu, dziewczyna zaczęła:
- Laura najprawdopodobniej ma depresję - oświadczyła smutna.
- Jak to? - spytała Rydel niedowierzająco. - Tak nagle?
- Depresja pourazowa.
- Cholera... - powiedział Ellington. - Jak możemy pomóc?
- Nie mam pojęcia... - westchnęła Vanessa. - Musicie spędzać z nią jak najwięcej czasu, o ile będzie chciała wyjść z domu. Możemy jakoś "odpędzić" tę chorobę, jeśli zrobimy to szybko. Jeśli nam się nie uda... Trochę pocierpi. Zawsze się może to skończyć... o wiele gorzej. Musimy przypominać jej wszystkie szczęśliwe momenty, w których brała udział. Postaram się przywozić ją do was tak często, jak tylko będę mogła.
Ross wyglądał na ogromnie przybitego. Vanessa spojrzała na niego znacząco, a on od razu zrozumiał. Ma z Laurą po prostu nie rozmawiać, bo zdołuje ją jeszcze bardziej. Wszystkie szczęśliwe chwile, w których brali udział tylko w dwójkę, już nie wrócą.
Wszyscy wrócili z powrotem do sali i zauważyli, że Piper zaczyna się budzić. Stanęli między jej łóżkiem a Laury.
- C-co się stało? - spytała Piper zdezorientowana. - Jestem w szpitalu?
- Tak - odpowiedział jej Riker, a ona westchnęła.
- Był pożar, porządnie się podtrułaś - wyjaśnił jej Rocky.
- I oparzyłaś - dodała Van, a Ross jako jedyny stał cicho. Co chwilę spoglądał na Laurę, która chyba spała.
- Aaaa... No tak, pamiętam - powiedziała słabo Piper.
- Mogłabyś nam powiedzieć, co się stało? - spytała Nessa. - Laura nie jest w stanie.
- Jak to "nie jest w stanie"? - zainteresowała się dziewczyna i kaszlnęła.
- Ona... Ee... Obudziła się i nic nie mówiła, co chwilę wybuchała płaczem. Prawdopodobnie ma depresję - powiedziała smutno brunetka.
- Uh... Niedobrze - spojrzała na Laurę leżącą na łóżku obok. - Pomożemy jej, prawda? - spytała z nadzieją.
- Oczywiście.
- Wracając do tematu, po prostu siedziałyśmy u niej w pokoju, kiedy nagle poczułyśmy zapach dymu. Wyszłam z pokoju i zobaczyłam, że wszystko stoi w płomieniach. Z Laurą próbowałyśmy to jakoś powstrzymać, ale się nie dało. Zadzwoniła po straż, a my szukałyśmy wyjścia. W pewnym momencie znalazłam okno, które było otwarte podczas, gdy żadnych pozostałych nie dało się otworzyć - opowiadała. - Obiecałam jej, że po nią wrócę, jeśli znajdę wyjście, a ona poszła wziąć jakieś potrzebne jej rzeczy. Zaczęłam jej szukać i biegałam po całym domu zastanawiając się, gdzie może być, i ją zauważyłam, jak już chciała przechodzić obok płomieni. Poprosiła mnie, żebym w razie czego wzięła jej te rzeczy. Pomogłam jej się przedostać na dwór i zorientowałam się, że wypadło jej to, co wzięła. Wróciłam się tam i włożyłam do kieszeni. Okazało się, że to były jakieś kartki. Jak do niej wróciłam, to obie już byłyśmy nieprzytomne, a straż przyjechała i nas wzięli. No, to chyba cała historia.
- Wow... - zdziwił się Evan.
- Nie znam nawet twojego imienia - spojrzała na niego Piper.
- Evan.
- A ja Piper - i uścisnęli ręce.
- To nie wygląda na przypadek. Widziałaś tego kogoś? Tego, kto próbował was podpalić? - spytał Ryland, a Piper skupiła się.
- Hmmm... - myślała. - Przez krótką chwilę. Jak już wychodziłyśmy. Pamiętam tylko, że miał blond włosy, był trochę wyższy ode mnie. Ubrał się na czarno. Ale twarzy nie widziałam, był odwrócony tyłem. A później po prostu... zniknął - mówiła.
- Laura też go widziała? - spytał do tej pory milczący Ross.
- Nie mam pojęcia. Nie zdążyłam zapytać.
- Trzeba to zgłosić - odezwał się Riker, a Vanessa go przytuliła. - Natychmiast.
- Policja jest już zawiadomiona - powiedział Rocky. - Czekają nas kolejne przesłuchania...
- Ugh. Ten łysol jest wredny - narzekał Ell, a Ryd pacnęła go w głowę.
- Milszy od ciebie.
Ratliff pokazał jej język, co dziewczyna odwzajemniła.
- I tak cię kocham za Mac&Cheese - zaśmiał się, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
- Na takie wyznania będzie czas w domu - pouczyła ich Van. - Piper?
- Mhm?
- A masz gdzieś może te kartki, o których mówiła Laura?
- Nie wiem. Może są gdzieś tu - i zaczęła grzebać w szafce nocnej. Po krótkiej chwili je znalazła i podała brunetce.
- Hmmm... - zaczęła czytać ich treści. - To jest podanie na studia i wszystkie ważne dokumenty. Trzeba przechować, fakt. A to? - W dłoni trzymała małą kartkę. Ross na nią spojrzał i kiedy się zorientował, co to za kartka, wyrwał jej ją z dłoni. - Ross? - zdenerwowała się Nessa. - Co to?
- Nic ważnego.
- Daj. Nie będę przecież czytała na głos.
- Nie.
- Ross, oddaj. - I oddał, bo nie chciał kłótni. Van zaczęła ją czytać i łzy napłynęły jej do oczu. Kiedy skończyła, oddała ją Ross'owi. - Tym razem nie udało ci się jej ochronić - szepnęła do jego ucha, a on nie wiedział, co jej odpowiedzieć.
*
Dwie godziny później spali już wszyscy oprócz Ross'a i Vanessy, którzy cierpliwie czekali, aż Lau się obudzi.
- Ross? - odezwała się nagle Van.
- Tak?
- Wiesz może, czemu Laura tak szybko wróciła do domu?
Blondyn westchnął ciężko. Bardzo dobrze wiedział.
- Zaczęliśmy rozmawiać, kiedy zostaliśmy sami. No i ona tego nie wytrzymała. Wyszła.
Vanessa chwilę się zastanawiała, aż w końcu ją oświeciło. Blond chłopak w jej domu?
- Gdzie byłeś po tym, jak Laura wyszła? Do końca dnia cię już nie widziałam.
- Byłem w swoim pokoju. Czemu pytasz? - spojrzał na nią i... - Vanessa? Czy ty myślisz, że... że to mogłem być... ja? - spytał tak zdziwiony, że nie potrafił powiedzieć nic więcej na chwilę obecną.
- A kto inny mógłby to zrobić? Ty i Riker jesteście jedynymi facetami o blond włosach, którzy wiedzieli, że Lau przeżyła poprzedni "zamach". A Riker był wtedy ze mną, a ciebie nigdzie nie było. Co, może oskarżysz Rydel? W końcu też blondynka.
- Wiesz co?! - zbulwersował się blondyn. - Ja bym jej NIGDY czegoś takiego nie zrobił!
- Kto wie...
- Ja możesz w ogóle mnie oskarżać o coś takiego?! Przecież dobrze wiesz, co do niej czuję! I co było w liście!
- Może tak cię wkurzyło to, że nie chciała ci wybaczyć, że próbowałeś ją zabić. Wszystko by się zgadzało...
- Ja... Ja... Ja nie mógł bym... - jąkał się blondyn, po czym ukrył twarz w dłoniach. - Skończ mnie oskarżać!
- Co... C-co się dzieje? - pisnęła Laura. Blondyn podniósł głowę i zobaczył błyszczące w jej oczach łzy.
- Lau... - jęknął.
- Ross? Co się dzieje? - dopytywała się.
- Laura? Mogę cię o coś zapytać? - szepnęła Van, a młodsza Marano pokiwała głową. - Widziałaś może tego, kto próbował was... Podpalić?
Płomienie. Więcej płomieni.
Chłopak. Blondyn. Zapałki. Jeszcze więcej płomieni.
- Chyba... Chyba był blondynem... - szepnęła zdezorientowana brunetka, a Ness spojrzała znacząco na Rossa.
- Możesz skończyć?! - wrzasnął blondyn.
- O co chodzi? - zdziwiła się Laura.
- Twoja siostra myśli, że to mogłem być ja. - warknął i posłał starszej wkurzone spojrzenie.
- A... A... A mogłeś? - przerażona brunetka wcisnęła się w poduszkę. Jej towarzysze przerwali bitwę na wzrok.
- Co...? Ty też? - szepnął załamany blondyn.
- O co ci chodzi?
- O nic. Chociaż wiesz co? Może jednak o to, że obie oskarżacie mnie o coś, czego nie zrobiłem?! Nie zrobiłem i nie mógłbym zrobić?! - całkiem stracił nad sobą panowanie.
- Nie krzycz idioto! - wrzasnęła Van. - Jesteś w szpitalu! Wszystkich pobudzisz!
- Co się dziejeeee? - spytał zaspany Ratliff.
- Nic. Śpijcie dalej. - odpowiedziała Vanessa, a Lynchowie (i Ratliff z Evanem) posłusznie wykonali polecenie. Ross powstrzymywał trzęsące się dłonie. Wstał, złapał się za głowę i zaczął chodzić po sali.
- Ja. Nic. Nie. Zrobiłem... - mruczał pod nosem. - Nie mógłbym... Ja... Ja nie mógłbym... - usiadł na parapecie i zaczął się kiwać do przodu i do tyłu. - Nie... - Laura miała wrażenie, że blondyn się rozpłakał, chociaż nie słyszała szlochu. No tak, on mógł płakać cicho (w odróżnieniu od niej samej).
- Ross? - spytała Laura - Nie jestem psychologiem, ani lekarzem, ale to co robisz to objawy choroby sierocej? - nie zareagował. - Rooooss?
- Wszyscy mają mnie w dupie... Obwiniają mnie... Ja mam tego dość... Ostatnio wszyscy razem coś robiliśmy... Hmm... A no tak, wtedy podczas słynnego Omletowego Śniadania Poparzonej Ręki. - wyżalał się, a Laurze przypomniał się ten poranek. A co się stało przed śniadaniem?
- Chętnie bym wstała i cię przytuliła, ale nie mogę wstawać z łóżka.
- Laura... - syknęła Vanessa.
- No co? - zdziwiła się młodsza.
- Jajco.
Ross wpatrywał się w brunetkę z zaciekawieniem i bólem. On też pamiętał, co się stało przed tym śniadaniem.
- Mam tam podejść, czy coś? - spytał nagle.
- Jak ci się chce... - odpowiedziała mu Laura i uśmiechnęła się szeroko.
- Jeśli się nie obrazicie, to pójdę spać. - poinformowała ich Van.
- Tak, tak... Idź się zdrzemnij... Rano masz robotę... Dobranoc. - spławiła ją Laura, a czerwona z wściekłości Vanessa położyła się obok Rikera.
Ross w tym czasie zeskoczył z parapetu i powoli podszedł do jej łóżka. Usiadł na nim, a Laura wyciągnęła w jego stronę zabandażowaną rękę.
- Lau nie...
- Siedź cicho. - mruknęła i złapała jego dłoń, po czym padła na poduszki i westchnęła.
- Wszystko okay? - spytał troskliwie.
- Taak, jest okay. - odpowiedziała.
- Może... Nie wiem...
- Wysłów się człowieku!
- Spadaj. - odpowiedział, po czym oboje się zaśmiali.
- Mam już tego dość. - jęknęła.
- Czego?
- Wszystkiego. Najpierw ktoś chce mnie pociąć, teraz chce podpalić mój dom... Boję się. Nie wiem, co robić... Pomóż mi... Proszę... - mówiąc to mocniej ściskała jego rękę.
- Nie wiem, jak... - odpowiedział jej.
- To się zastanów... - odpowiedziała i złapała się za głowę - Auć...
- Co jest? - spytał zestresowany.
- Nic tylko... Czasem mnie tak głowa boli... - jęknęła. - Ty... Czemu nie mógłbyś tego zrobić?
- Nie wiesz? - zdziwił się. - Sam ci mówiłem, że jedyne czego chcę, to cię chronić. Chcę, żebyś była bezpieczna. Więc pomyśl, mógłbym podpalić twój dom?
- Nie...?
- No właśnie. Wiem, tym razem mnie nie było, tym razem nie mogłem cię ocalić... Przepraszam... - załamał się i ponownie ukrył twarz w dłoniach.
- Hej. Uspokój się. Nie masz za co przepraszać. Nie musisz być zawsze w pobliżu, prawda?
- No tak, ale...
- Wiem, że obiecałeś sobie co obiecałeś, ale zobacz. Żyję. Żyję i pewnie wkrótce mnie wypuszczą.
- I znów będą nas przesłuchiwać... - dodał.
- O nie... Tylko tego mi brakowało. - jęknęła. - Bandy policjantów zakłócających mój spokój. Może jak przyjdą będę udawać, że śpię... Może wtedy zostawią mnie w spokoju.
- Laura, nie możesz tak...
- Nie mów mi, co mogę, a czego nie mogę! - wkurzyła się. - Mam prawo do robienia, co mi się podoba, więc mogę!
- Laura, uspokój się...
- Nie!
- Laura, proszę! - złapał ją za ręce. - Uspokój się. Oddychaj. tak?
- Ja nie rodzę.
- Mam to gdzieś, masz oddychać.
- To robi każdy normalny człowiek.
- Ale nasza banda nie jest normalna.
- Masz rację! - krzyknęła i się zaśmiała. - Jesteśmy najzabawniejszą paczką w całych Stanach! Nikt nam nie dorówna!
- Jeśli tak uważasz... - mruknął.
- Ross? - spytała.
- Tak? - spojrzał jej w oczy. Odwróciła wzrok. - Przepraszam...
- Za dużo przepraszasz. Nie powinieneś.
- Moja wina, że jestem kompletnym idiotą i wszystko chrzanię?
- Nie wiem... Ale nie nazywaj siebie idiotą.
- Jestem idiotą, jestem idiotą, jestem idiotą...
- Musisz mnie wkurzyć, prawda?
- Przepraszam.
- Ughydubusb! - jęknęła i zakryła głowę poduszką.
- Ahahaha... - przysunął się bliżej i zdjął z niej poduszkę. - kuku.
- Spadaj ode mnie. - zaśmiała się. Uśmiechnął się i zniżył trochę głowę. - Chcesz żebym koniecznie zobaczyła twoje oczy? Jak chcesz, to ja ci pokażę moje. - chwyciła go za szyję i przyciągnęła do siebie tak, żeby dobrze widział jej wkurzone spojrzenie.
- Mam się bać, czy coś? - spytał rozbawionym głosem.
- Nie. Masz iść spać. - odepchnęła go od siebie.
- I po co ta agresja? Wystarczyło lekko mnie odsunąć, a nie zrzucać z łóżka.
- Dobranoc. - syknęła i odwróciła się na bok.
- Przepraszam, ale wszystkie łóżka są zajęte. Czy mógłbym położyć się obok pani? A może na podłodze?
- Ugh. Kładź się. Ale masz się odsunąć.
- Okay. Ale nie zabieraj całej kołdry.
- Masz już łóżko i poduszkę. Po co ci kołdra?
- Szczerze? Nawet poduszki nie mam. - zauważył.
- Za co? - brunetka skierowała spojrzenie na sufit.
- Też chciałbym to wiedzieć, ale obawiam się, że lampa nie zna odpowiedzi.
- Załatw sobie poduszkę. Nie wiem, obudź Vanessę, żeby ci dała, albo zabierz Rocky'emu...
- A nie możesz się po prostu podzielić?
- Nie! Moja poduszka!
- Dobra, śpię bez niej. - stwierdził. - Dobranoc.
- Dobranoc...? - szepnęła. Położyła się, ale nie umiała zasnąć. Dopiero się przecież obudziła. Nie chciało się jej spać, a nie miała z kim pogadać. Zaczęła więc wpatrywać się w swoich przyjaciół. Rocky chrapał sobie na swoim łóżku. Rydel spała wtulona w Ell'a, który ssał kciuk. Riker tuli Vanessę, a ona poduszkę. Ryland zwisał głową w dół z łóżka, które dzielił z Evanem, bo ten rozwalił się na nim jak to miał w zwyczaju. Piper leżała sobie spokojnie. A Ross... Leżał obok mnie i cicho pochrapywał. Nie wiedziałam, co robić. Zauważyłam, że z kieszeni blondyna wystaje jego telefon i podpięte do niego słuchawki. Wyciągnęłam go i założyłam słuchawki. Odblokowałam telefon i weszłam w odtwarzacz muzyki. Połowy piosenek nie znałam, ale włączyłam jakąś losową i zaczęłam słuchać. Przesłuchałam trzy czwarte jego playlisty, kiedy trafiłam na "I'm Yours". Uśmiechnęłam się, bo przypomniało mi się jak mi to zaśpiewał. Spojrzałam na niego. Jakiś czas temu musiał odwrócić się na drugi bok, bo teraz leżał twarzą w moją stronę. Uśmiechnęłam się na widok jego miny. Z zamkniętymi oczami i lekko otwartymi ustami wyglądał rozczulająco. Poprawiłam mu grzywkę, a on zmarszczył nos. Zachichotałam. Nie umiałam się powstrzymać. Przysunęłam się do niego i przytuliłam. Chyba się przebudził, bo również mnie przytulił. Uśmiechnęłam się lekko i mocniej się w niego wtuliłam.
Po jakimś czasie zasnęłam.
________________________________________
I wreszcie melduje się Annabeth! :D
Połowę napisała Clarisse, drugą ja...
Jak wam się podoba?
~A
A teraz melduję się ja hehe XD
Tak czy siak, jak już pisałam na samym początku, myśleliście, że to Piper lub Evan. No to chyba was zaskoczyłyśmy ;)
(spam rozdziałowy trwa dalej)
Idziemy pisać kolejny, cnie, Anabef?
Spadaj.
Uznam to za "tak". Okej, no to do napisania! =D
~C.
Ciekawe kto to jest
OdpowiedzUsuńSuper
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńJak mogła być to Piper? No halo, jak był pożar to ona było z Laurą...
Blondyn.. hmm... (tylko nie Riker albo Ross!)
Czekam NIECIERPLIWIE na next <33
Czekam z niecierpliwością na next ^^
OdpowiedzUsuńNo dobra to z Evanem i Piper nie pasuje więc dalej będę zgadywać... hmm... blondyn.... Chyba tym razem obstawiam
OdpowiedzUsuńRozdział był super!!
Lecę czytać next!!!