Rydel podduszała Ross'a na podłodze, a ja patrzyłam na to
zszokowana. W salonie trwała dyskusja, co z nim zrobić.
- Uspokójcie się! - krzyknęłam, a wszyscy
zamilkli. Spojrzałam na sinego Rossa. Z jego oczu wypłynęły łzy. - Po pierwsze.
Rydel, puść go. - rozkazałam, a blondynka wykonała zadanie. Ross podniósł się
wstał i zaczął kaszleć za moimi plecami. - Po drugie. On nic nie zrobił.
- Policja uważa inaczej! - krzyknęli
chórem.
- I co? Wierzycie obcym facetom, a nie
własnemu bratu?! - wkurzyłam się. - On nic nie zrobił! Nie mógłby!
- A skąd wiesz?! - wkurzył się Rocky.
- Bo go znam! - krzyknęłam. - Chyba nawet
lepiej niż wy!
- Ach tak?! - wybuchł Ell.
- Tak! Może pokażę wam, co mi napisał?
- N-nie... La-u nie... - stękał.
Odwróciłam się do niego i spojrzałam na niego z troską. Tak, jak on patrzył na
mnie.
- Muszę. - odpowiedziałam. Wyciągnęłam z
kieszeni list, który mi napisał i podałam Rydel. Przeczytała go, po czym z
łzami w oczach podała braciom. Przeczytali i zaczęli pociągać nosami. Oddali mi
kartkę i podeszli do brata.
- Sorry... Nie... Nie wiedzieliśmy...
- I jak Vanessa może? - spytał Rocky.
- Przecież czytała to w szpitalu... -
szepnęła zdezorientowana Rydel. - Przepraszam, braciszku! Nie chciałam! -
przytuliła blondyna, a on odwzajemnił gest.
- Nie szkodzi, Delly. - odpowiedział dalej
cicho.
- Nie chcesz iść z tym do lekarza? -
spytała. Spojrzał na mnie.
- Nie, nie wydaje mi się. - uśmiechnął się
do mnie. - Nie chcę tam na razie wracać. - uśmiechnęłam się i ruszyłam w ich
stronę. Rozłożył ręce i również mnie przytulił.
- AWW. - jęknął Ellington i Ryland.
- FUUUJ. - stęknął Rocky.
Dalej się tuliliśmy. Rydel w końcu nas
zostawiła, ale my nie przerwaliśmy. Czułam się... Bezpiecznie. W końcu.
- Hej wam. - do środka wszedł Riker. - CO
TEN IDIOTA TU ROBI?!
- On nic nie zrobił ćwoku! - wrzasnęła
Rydel.
- Ale... Vanessa... Policja...
- To banda przygłupów która nie dostrzega
prawdy. - wyjaśnił Ellington.
- Mówisz o mojej dziewczynie. - warknął
Riker.
- Uspokójcie się no! - zawołałam. Ross
jedną rękę z moich pleców przeniósł na głowę.
- AWWW! - krzyknęli Ell, RyRy, Rik i
Delly.
- Fuuuj... - jęczał Rocky.
Uśmiechnęłam się na myśl, że wreszcie mogę
normalnie żyć... Może to koniec? Koniec tych wszystkich złych wydarzeń? Mam
przyjaciół i nic więcej mi nie potrzeba.
Blondyn również się uśmiechnął, jakby
wiedział, o czym myślę, jednak nie mogłoby go to zadowolić.
W końcu mnie puścił, a ja nie wiedziałam,
co zrobić z rękami. Tak długo tkwiły w tej samej pozycji, że po prostu...
W każdym razie wsadziłam je do kieszeni
bluzy. Jego bluzy. Takiej ciepłej, pachnącej Nim bluzy...
Nie zdjęłam jej. Na obiad zamówiliśmy pizzę,
bo chłopcy faktycznie nic nie zostawili. Zajadaliśmy się nią śmiejąc się przy
stole. Nie zdałam sobie jednak sprawy, że w trakcie całego posiłku Ross trzymał
mnie za rękę. Zauważyłam to dopiero wtedy, kiedy wstaliśmy. Ja chciałam iść w
jedną stronę, on w drugą. Uśmiechnął się i poszedł w moją. Nie puścił mnie.
- Więc. Ustalmy, gdzie będziecie spać.
- Vanessa u mnie, to jasne. - mruknął Ell.
- A chcesz w dziąsło? - spytał wrednie
Riker.
- No dobra, może spać u ciebie. - szatyn
machnął lekceważąco ręką.
- Oddam Lau swoje łóżko. - odparł Ross,
jakby to był pikuś.
- A ty? - spytałam.
- Co ja? Mogę spać na materacu lub na
kanapie w salonie...
- Nie zgadzam się. - szepnęłam.
- Ach tak? Więc przedstaw lepszy pomysł.
Nie miałam lepszego pomysłu, więc stanęło
na decyzji Rossa. Kiedy wchodziłam na górę był w trakcie dmuchania materaca.
Siedział na pompce i przeglądał coś na internecie.
- Zaraz zgnieciesz biedną pompkę... -
powiedziałam siadając obok niego.
- E tam. Mniej gratów w domu. - uśmiechnął
się.
- Czemu tak ci zależało? - spytałam.
- Ale na czym?
- W kawiarni.
- A... O to chodzi... - mruknął i odłożył
telefon.
- Więc...?
- Laura wiesz, jak jest. - zaczął. -
Możesz mówić, że jesteśmy przyjaciółmi. Ja się postaram, ale... Ale uczuć nie
dam rady zmienić. Choćbym chciał, to nie dam rady. - wstał i zakręcił materac.
Usiadł na nim, a ja obok. Spojrzał na mnie. - Rozumiesz, prawda?
Starałam się odpowiedzieć, że tak, jasne
czy coś w tym stylu, ale odebrało mi mowę, więc pokiwałam tylko głową.
- Laura ja tak strasznie staram się
opanowywać... Ale nie potrafię. To jest straszne. - padł na swoje tymczasowe
łóżko i westchnął. - Dla tego tak się zachowałem w kawiarni.
- Ross, ja... - i tyle. Nie wiedziałam, co
mogę mu powiedzieć. Położyłam się obok niego, a głowę na nim. Również
westchnęłam. - To jest chyba Materac Westchnień... - zażartowałam. Podziałało.
Zaśmiał się cicho. I tyle. Leżeliśmy tak nic nie mówiąc. Nagle zadzwonił mój
telefon. Wyjęłam telefon z kieszeni. Evan.
- Odbierz. - mruknął blondyn i przewrócił
się na bok. Siedziałam przez chwilę, a później nachyliłam się i pocałowałam go
w policzek.
- Zwyczajny, przyjacielski gest... -
szepnęłam, wstałam i wyszłam. Na korytarzu odebrałam.
- Hej Ev, co tam?
- Wiesz, że oskarżają Ross'a?!
- Wiem, ale on tego nie zrobił.
- Przecież wiem!
- Świetnie. Coś jeszcze?
- Tak, chciałem się spytać, czy wysłałaś
już podanie.
- Wiesz co? Nie chce mi się. Wyślę
wkrótce. - odpowiedziałam.
- Okej. To chyba tyle.
- To cześć.
- Pa! - rozłączył się. Odłożyłam telefon i
weszłam z powrotem. Nic się nie zmieniło, tylko z materaca dochodziły dziwne
dźwięki. Zrozumiałam po kilku sekundach.
- Och Ross... - podbiegłam do niego.
Położyłam się obok i przytuliłam go.
- Mam już dość... Wszyscy mają mnie
gdzieś. Własne rodzeństwo mnie obwiniało! - podniósł głowę, a ja zobaczyłam
jego czerwone oczy.
- Jeśli cię to pocieszy, to Evan ci
wierzy.
- Jasne, od razu mi lepiej! - stwierdził
ironicznie.
- Myślałam, że go lubisz.
- Jezu, Laura! Nie rozumiesz? Mam już
dość, że zawsze ktoś jest przede mną!
- To ty kazałeś mi odebrać!
- Mogłaś to olać!
- Wiesz co?! - zerwałam się z miejsca. - A
jakby Piper dzwoniła, odebrałbyś?
- NIE!
- Jasne, jasne. Już to widzę!
- Więc teraz i ty będziesz na mnie zła? -
spytał. - Przecież nie wystarczą osoby na dole, twoja siostra, komisariat...
Teraz musisz i ty? - spojrzał na mnie. Od razu pożałowałam moich słów. - Dobra.
Jak chcesz to bądź na mnie zła. Masz do tego prawo.
- Ross... Przepraszam, ja... - pokiwał
głową.
- Nie, nie chcę słuchać. Po prostu... Po
prostu mnie zostaw, okay?
- Nie! - krzyknęłam. - Ross przepraszam,
nie wiedziałam, co mówię, to...
- Tylko nie zwalaj na depresję. Teraz
bardziej ja odczuwam jej skutki, niż ty. To nie od ciebie odwróciła się rodzina
i ogólnie wszyscy dla ciebie ważni.
- Teraz własnie ty się ode mnie odwracasz.
Ross proszę, wybacz. - zeszłam z łóżka i przytuliłam go. - Proszę! -
zapłakałam. Jęknął.
- Ja... Nie umiem... Nie umiem się na
ciebie gniewać. - szepnął i mnie przytulił. Pozwoliłam łzą spokojnie płynąć. On
tylko głaskał mnie po głowie. Chwilę później już tylko pociągałam nosem.
- Moja mała Lau... - szepnął. - Jest okay?
- Ale co masz...
- My. Czy z nami okay?
- Tak. Wszystko z nami okay. -
uśmiechnęłam się.
- Świetnie. - odwzajemnił gest i pocałował
mnie w czoło.
- Przyjacielski gest? - spytałam.
- Jeśli chcesz.
***
Siedzieliśmy wszyscy na dole i oglądaliśmy
jakiś film. O jakimś dupnym pająku który zżerał ludzi. W dodatku w 3D! Jezu,
myślałam, że rzygnę. Rocky, Ellington, Riker i Ryland wpatrywali się w ekran jak
zahipnotyzowani. Rydel piłowała paznokcie. A ja i Ross nawzajem zasłanialiśmy
sobie oczy. Lub piszczeliśmy kiedy nie zdążyliśmy. Lub przytulaliśmy się, bo
pająk w trzecim wymiarze wyglądał, jakby szedł prosto na nas. W każdym razie
miałam dość. Kiedy zaświecili... No dobra, kiedy Vanessa zaświeciła światło
byłam pewna, że jestem w równym stopniu zielona, co Ross.
- Nessia! - Riker zerwał się z kanapy i
przytulił moją siostrę.
- Dobrze, że przynajmniej ciebie
zainteresowało moje przybycie.
- Tak, cześć, hurra, Van wróciła, a teraz
gaś światło, oglądamy film. - warknął Rocky.
- Nie, ja stąd idę! - pisnęłam.
- I ja! - Ross dołączył do mnie.
- Nie tak prędko. Morderca wraca do
kuchni. - zawołała Van.
- Ja z nim! - zawołałam i wskoczyłam
blondynowi na plecy.
- Ja pie*dole, mój kręgosłup!
- HA! FRAJER! - zawołał Riker.
- Zobaczymy co powiesz, jak będziesz
wnosił Van przez próg! - zawołał mój wierzchowiec.
- Jak ci w mordę strzelę to ci wszystkie
zęby wypadną! - wrzasnęła Ness.
- Gnaj, koniku! - zawołałam.
- Okej! - zawołał i razem popędziliśmy po
schodach. Zamknęliśmy się (a raczej zabarykadowaliśmy) w jego/naszym pokoju.
Westchnęliśmy.
- Czyli dość długo nie wyjdziemy... -
zauważył.
- Nie, nie spełnię twojego kawiarenkowego
marzenia.
- Ale czemu? Taki jestem obleśny?
- Ile mam ci tłumaczyć, że cię nie
pocałuję?
- Ale co w tym takiego złego? Możemy się
pocałować jako przyjaciele... - i wtedy rozległo się walenie w drzwi.
Zastawiliśmy je łóżkiem i schowaliśmy się w szafie.
- Grałaś kiedyś w "Siedem Minut w
Niebie"? - spytał.
- Ty teraz serio, czy po prostu jesteś
głupi? - spytałam.
- Obstawiam to pierwsze.
- Możesz posiedzieć tu siedem minut, a
później wyjść. Prosto w łapy mojej siostry.
- Chętnie zostanę. - odpowiedział i
rozwalił się jak na łóżku. Szafa była pojemna, więc mogłam iść gdzie indziej.
Szczerze? Bardziej niż szafę przypominała garderobę.
Schowałam się gdzieś za jakimiś kartonami.
- Laaaaauuu? Wyjdź, wyjdź, gdziekolwiek
jeeeesteeeeś! - wrzeszczał. Mimo to siedziałam cicho. - Mam cię. - szepnął nad
moją głową, a ja pisnęłam i uderzyłam w jakąś szafkę.
- Ty idioto! - złapałam się za obolałe
miejsce. Wepchał się obok mnie i zaczął oglądać moją głowę.
- Nic tam nie masz. Podmucham i będzie
okej.
- Dmuchnij na mnie, a obiecuję, że nigdy
nie wyjdziesz z tej szafy żywy.
- I kogo tu nazywają mordercą...
- Dobra, uspokójmy się. - nabrałam
powietrza, po czym je wypuściłam. I tak kilka razy.
- Ja jestem spokojny. To ty przede mną
uciekasz.
- No bo...
- Ja cię do niczego nie zmuszam. Rozumiem,
że możesz woleć... no nie wiem... Evana, bo ja jestem głupi.
- Nie jesteś.
- A jednak mam wrażenie, że wolisz jego,
ode mnie.
- Czemu?
- No nie wiem, w szpitalu często z nim
rozmawiałaś... Kiedyś byliście parą... Zazwyczaj jest tak, że uczucia nie
znikają. Mogą tylko zmaleć, lub urosnąć. Moje do ciebie rosną z każdą sekundą
spędzoną z tobą. - zarumieniłam się. - Na przykład teraz, kiedy zobaczyłem jak
się rumienisz, mam wielką ochotę cię pocałować, ale staram się opanować, bo nie
wiem, co ty do mnie czujesz.
- Ja... Ja... - nie umiałam się wysłowić.
- Proszę, tylko mi powiedz, którego z nas
lubisz bardziej.
- Ross, nie każ mi wybierać pomiędzy nim,
a tobą.
- Ale kiedyś będziesz musiała wybrać.
Którego wtedy z nas wybierzesz?
- Nie wiem, ja... - złapał mnie za rękę. -
Ross...
- Już nawet nie mogę cię złapać za rękę?
Ty go w stu procentach kochasz.
- NIE! - zerwałam się z miejsca. - Nie
kocham go!
- Mówisz? Dasz mi jakiś dowód?
- Potrzebujesz większego dowodu niż fakt,
że bronię cię przed wszystkimi, siedzę z tobą w szafie, martwię się o ciebie i
to, że odwzajemniłam wtedy ten pocałunek?!
- A... A-ale... - zdziwił się. - Czekaj
no, bo się pogubiłem! - również wstał. - To w końcu kogo wybierasz?
- Nikogo. Mówię ci tylko, że go nie
kocham.
- Więc kochasz mnie?
- Boże, Ross, ogarnij się!
- TAK! - zaczął skakać jak nie normalny
podśpiewując: "wygrałem, wygrałem, staniku przegrałeś!"
- Weź się uspokój, albo... - nie
dokończyłam bo blondyn podskoczył do mnie i mnie pocałował. Oderwałam się
szybko.
- Boże, przepraszam! - pisnął. Spojrzałam
na niego uważnie. Teraz chodził trzymając się za głowę i szepcząc: "co ja
zrobiłem co ja zrobiłem co ja zrobiłem". Podeszłam do niego i założyłam
sobie jego kaptur. W sensie, że z jego bluzy. Później go przytuliłam. - Hej,
dementorku, nie wyssiesz ze mnie szczęścia.
- Może i tak. Ale mogę cię jeszcze
bardziej uradować.
- Hipsterski dementor! O tak, po proszę. -
uśmiechnął się. Stanęłam przed nim. Podniosłam się trochę na palcach i
pocałowałam go delikatnie. Zdziwił się, ale odwzajemnił gest. Zawiesiłam mu
ręce na szyi, a on swoje no moich biodrach. Przyciągnęłam go mocniej do siebie.
Pocałunek szybko przestał być delikatny. Blondyn oparł mnie o ścianę i zaczął
rozpinać moją/jego bluzę. Ja przeczesywałam palcami jego włosy, a od czasu do
czasu lekko za nie pociągnęłam na co gardłowo mruczał. Po jakimś czasie zmieniliśmy pozycję, a
mianowicie usiedliśmy na podłodze. On opierał się o ścianę, a ja siedziałam na
nim.
Nie pozwoliłam mu na zdjęcie bluzy. Zrozumiał. Całowaliśmy się z
coraz mniejszym przekonaniem. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to co robimy na pewno
nie jest przyjacielskie. Odsunęłam się od niego i odblokowałam telefon.
- Siedem minut minęło. – odpowiedziałam.
- Tak, to było stuprocentowe niebo… - rozmarzył się.
- Dobra, wychodzimy. – wstałam, a on zaraz po mnie. Kiedy
opuściliśmy szafę stwierdziliśmy, że jest strasznie cicho.
- Będziesz spać na łóżku? – spytał.
- Nie. Boję się, że wgryzła się w materac, a w nocy mnie zeżre. –
przytuliłam go.
- Wiesz, mój materac jest dość spory… Jeśli nie zareagujesz jak
dzisiaj rano obiecuję cię przenocować.
- Nie ma problemu. – uśmiechnęłam się. Nachylił się i znów mnie
pocałował. Tak przelotnie.
- Kocham cię, wiesz? – spytał.
- Obiło mi się o uszy… - uśmiechnęłam się do niego. Nic więcej nie
mówił. Rozłożył prześcieradło i te sprawy. Jedna kołdra, jedna poduszka.
- Spryciarz z ciebie. – mruknęłam.
- Widzisz? Mój mózg działa i ma się dobrze. – pochwalił się.
- W to nie wątpię. – później poszłam przebrać się w piżamę
dostarczoną przez Rydel. Na to założyłam bluzę blondyna i wróciłam do pokoju.
Leżał już na materacu.
- Nie uda ci się.
- Ach mówisz? Ale wiesz, ja tak zawsze śpię. – wyjaśnił. Leżał tam
w t-shir’cie i bokserkach.
- Ty i druga strona materacu. Muszę wymyślić dla was parring… -
stwierdziłam i położyłam się w „bezpiecznej przestrzeni”.
- I będziesz spać bez poduszki? – spytał.
- Ty dałeś radę.
- Ja dałbym radę nawet na podłodze.
- Dobra myśl…
- Lau, o co chodzi? – spytał przysuwając się bliżej.
- Ja… Ja…
- Więc jednak krępuje cię mój strój.
- Nie!
- Rumienisz się. Jasne, że tak jest. – oznajmił. Skuliłam się obok
niego. – Co jest?
- Ja po prostu…
- Boisz się mnie?
- Co?
- Pytam, czy się mnie boisz.
- Nie…?
- Na pewno? – pokiwałam głową. – Więc mi zaufaj i chodź spać. –
przyciągnął mnie do siebie i po chwili oboje leżeliśmy spokojnie. Nie umiałam
zasnąć. Leżałam z otwartymi oczami i wpatrywałam się w sufit. – Lau? – spytał.
- Nie umiem spać… - wyznałam.
- Chodź tu. – przytulił mnie. Od razu zrobiło mi się przyjemnie
ciepło. – Mogę o coś spytać?
- Pytaj.
- Czemu ciągle chodzisz w mojej bluzie?
- Emm… No… Ja po prostu lepiej się czuję z myślą, że mam przy
sobie coś twojego. – szepnęłam.
- Ahahaha. No dobrze. A teraz zamknij oczy – zamknęłam. – Przytul się
do mnie – przytuliłam. – I postaraj się zasnąć. – starałam, ale nie mogłam.
- Nie umiem! – zawołałam z rezygnacją.
- Bo się nie starasz.
- Mówisz?
- Co się dzieje? – zaczął głaskać mnie po włosach. I wtedy
zachciało mi się płakać. Łzy spływały po moich policzkach na poduszkę i na jego
koszulkę. – Lau… Spokojnie. Może… Może zrobi ci się lepiej, jak mi powiesz?
- Ja się po prostu boję, Ross. Boję się, że ta osoba może wam coś
zrobić… Przecież ostatnio była ze mną Piper. I co? Teraz leży w szpitalu. Teraz
jesteście ze mną wy, a ja nie chcę, żeby żadnemu z was się coś stało. –
wyznałam.
- Oj Lau… Nikomu się nic nie stanie, bo nikt nam nie zagraża.
- Skąd wiesz?
- Jestem tego pewny. A teraz uspokój się, weź głęboki wdech,
odpręż się i idź spać.
- A dasz mi…
- Buziaka na dobranoc? – przytaknęłam. – Się robi. – schylił się i
musnął moje usta.
- Ale nie tak.
- Następne siedem minut?
- Jedna wystarczy.
- Bosko. – oznajmił i wpił się w moje wargi. Kiedy się skończyło
miałam taką ochotę na więcej… Ale nie mogłam.
- Dziękuję. – odpowiedziałam i wtuliłam się w niego.
- To ja powinienem ci podziękować.
- Za co?
- Za to, że jesteś.
- Awww… - jęknęłam.
- Dobra, za dużo gadamy. Idziemy spać, prawda?
- Prawda.
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńSiedem minut w niebie :D
I jest kiss naszej Raury <3
Czekam NIECIERPLIWIE na next <33 :**
Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńNawet fajnie że wreszcie jest Raura.
<3. Tylko nie rozwal jej za szybko. (nawet w sensie przyjaciele.)
Oj pograłabym se z Rossem w 7 minut w niebie xD
OdpowiedzUsuńA wracając do rozdziału to zajebisty ^^
Czekam z niecierpliwością na next i chce wiedzieć kto w końcu ją próbuje zabić?! Rossik? Nie :(
Czekam na next
całuję Tala
Jejku, jejku jejkuuu!! Jaki słodziaśny rozdział! Boże, tyle miłoooooości!
OdpowiedzUsuńCzytałam go chyba z dziesięć razy i dalej będę czytać.
Awww, powaliłyście mnie na łopatki! Jejku :')
Boski jest już 3 w ciągu dnia? Ja chce dziś jeszcze 4 i 5 ii.... i tak dalej ile dacie radę.....
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga. RZĄDZICIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Najlepszy blog jaki do tej pory czytałam, a jest ich na prawdę dużo wierzcie mi haha
OdpowiedzUsuńA wy jesteście po prostu mega kochane, dodajecie po kilka rozdziałów w ciągu dnia, a w dldatku sa długie i świetne ♡
Czekam na nexta :D
Kiss<3
OdpowiedzUsuńEch... poszukiwania dalej trwają, ale nie poddaję się, hehe
OdpowiedzUsuńRozdział zarąbisty :-)