sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 23: "There's this girl, the one and only all around this world"

Uważnie przyjrzałam się własnemu odbiciu w lustrze. Miałam nieco potargane włosy; delikatnie przeczesywałam je palcami. Na jednym z nich był pierścionek, który zaledwie parę godzin otrzymałam od Ross'a.
Kiedy mi się oświadczył, z początku chciałam mu powiedzieć, że przecież znamy się krótko, ale nie miałam serca powiedzieć mu "Nie". Kochałam go i dalej kocham. Chciałabym spędzić z nim resztę życia, ale nigdy nie wiadomo, co się jeszcze wydarzy.
Parę minut później po całym zdarzeniu wytłumaczył mi wszystko.
- Po prostu... Wyjeżdżasz i boję się, że nasz związek mógłby tego nie przetrwać. Poza tym, to może być jedna z niewielu okazji. Ten pierścionek - chwycił moją dłoń i spojrzał na niego - jest tak jakby... znakiem. Znakiem, że już nie można nas rozdzielić, rozumiesz? Że jesteś moja. 
Uśmiechnęłam się do lustra. Faktycznie - miał rację. Zrobił dobrze.
- Chciałem ci się oświadczyć w Walentynki, ale... Chyba się tego dnia nie zobaczymy - zrzedła mu mina. - A to byłoby raczej dziwne oświadczyć się na Skypie, a pierścionek wysłać pocztą - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. 
Wyciągnęłam z kieszeni telefon; dostałam powiadomienie. Odblokowałam go i spojrzałam na ekran - widniało na nim zdjęcie klęczącego przede mną Ross'a i mnie. To Rydel opublikowała je na Instagramie z podpisem "Powiedziała "tak"." Mimowolnie uśmiechnęłam się do ekranu. Ach, ta Rydel! Co byśmy bez niej zrobili? Jako jedyna pomyślała o zrobieniu zdjęcia.
- Wiesz, co? Dalej mam nadzieję, że jednak jakoś nam się uda być razem przez te pięć lat - stwierdził uśmiechając się smutno. - Jeśli tak się nie uda, w porządku. Ślub mógłby być nawet za pięć lat. Poczekam.
Wyszłam z łazienki przedtem przemywając twarz i zeszłam na dół. Było już cicho, wszyscy spali. Oprócz mnie oczywiście. Weszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę - była pełna, co było dziwne. Dziwne, że chłopcy nie wyżarli całej zawartości. Wyciągnęłam karton mleka, odkręciłam korek i napiłam się. Wróciłam z powrotem na górę i zaczęłam się zastanawiać.
Co by było, gdybym nigdy ich nie poznała?
Cóż, z pewnością nie miałabym blizn na wewnętrznych stronach obu rąk, rany postrzałowej i dalej mieszkałabym w swoim domu. Ale... Nie miałabym ich wszystkich. Wspaniałych przyjaciół, trochę dziwnych, ale wspaniałych, kochającego chłopaka (teraz już narzeczonego), którego podejrzewano o próby zabójstwa MNIE i przeszczęśliwej siostry zakochanej w starszym bracie mojego narzeczonego. To znaczy, dalej miałabym siostrę, ale pewnie zamiast kogoś takiego, jak Riker, spotkałaby faceta mieszkającego z mamą, oglądającego Trudne sprawy i noszącego skarpetki z sandałami. Miłość nie wybiera, nikt nie wie, czy Vanessa nie zakochałaby się w kimś takim. Jesteśmy wielkimi szczęściarami.
Wspominając wszystko uśmiechałam się sama do siebie próbując zetrzeć łzy. (Wzruszenia.) (No i po części smutku.) Kiedy się w miarę ogarnęłam, weszłam do pokoju Ross'a, który leżał na łóżku odwrócony do ściany. Znowu wziął tylko jedną kołdrę, ale teraz to wydawało się być bardziej w porządku, odkąd jesteśmy zaręczeni. Przeszłam na palcach w stronę łóżka i odłożyłam mleko na stolik nocny. I tak za jakieś trzy godziny muszę wstać, żeby nie spóźnić się na samolot, więc nie powinno się zepsuć.
Wślizgnęłam się pod kołdrę starając nie obudzić Ross'a, co chyba mi się udało. Wtuliłam się w niego.
- Pamiętaj, jeśli jakiś facet by się do ciebie dobierał, od razu dzwoń, a ja mu porządnie skopię dupę. Zawsze możesz na mnie liczyć, pamiętaj.
Tak. Zawsze.

Obudziło mnie dzwonienie budzika. Zegar wskazywał równo 4. Ross leżący obok mnie właśnie przecierał oczy.
- Dzień dobry - powiedziałam, a on spojrzał na mnie śpiący.
- Jakie "dzień dobry"?! - spytał, a ja tylko popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. - Kobieto, jest środek nocy!
- Tak właściwie to robi się już jasno - wskazałam palcem okno. - Nie musimy zapalać światła.
Ross spojrzał na mnie wzrokiem typu "czy ty sobie ze mnie żartujesz", a ja zachichotałam.
- No, dalej. Ubieraj się - ponaglałam go biorąc świeże ubrania. Ross zszedł z łóżka i ociągając się dotarł do szafy. W tym momencie wyszłam z jego pokoju i poszłam do łazienki. Myjąc dłonie zdjęłam pierścionek, przez co znów się w niego wpatrywałam, jakbym była zahipnotyzowana. 
- Myj się! - skarciłam siebie samą w myślach. Podziałało.
Zakręciłam kran i założyłam pierścionek z powrotem na palec. Ubrałam się i wyszłam z łazienki. Ross opierał się o próg pokoju i najwidoczniej spał na stojąco.
- Ross! - szepnęłam najgłośniej jak umiałam, prosto w jego ucho. Odskoczył jak poparzony i rąbnął w równoległą część drzwi.
- Cholera... - mruknął pod nosem.
- Ciapa z ciebie. - stwierdziłam i pociągnęłam go do kuchni.
Na dole zastaliśmy najdziwniejszy widok świata, a mianowicie Rydel śpiącą z twarzą w cieście. Obok niej siedziała Vanessa z dłonią w kanapce, a Riker leżał pod stołem mrucząc cicho: "moje ciastka... tylko moje...". Ross starał się nie wybuchnąć śmiechem, ja za to chwyciłam rozkrojonego arbuza i założyłam siostrze na głowę. Jest szansa, że po przebudzeniu odechce się jej ciągle mi go zjadać...
W każdym razie zrobiliśmy jajecznicę i zjedliśmy w ciszy. W tym czasie Riker całkiem głośno chrapnął, Vanessa wgryzła się w arbuza, a Rydel umazała sobie drugą część twarzy.
Kiedy zjedliśmy postanowiliśmy już jechać. Ross wziął moją walizkę i wsadził do bagażnika.
- ROOOOOOOOOOOOOOOOCKYYYYYYYYYYYY! - usłyszeliśmy wrzask wewnątrz domu.
- Jedź, jedź, jedź, jedź! - piszczałam, a Ross odpalił silnik i odjechał z piskiem opon. Idealnie się wyrobiliśmy, bo po chwili Rydel wypadła z domu z twarzą całą w bitej śmietanie i śliwkach.
- Uff... - sapnęłam i spojrzałam na Ross'a. Patrzył w skupieniu na drogę. - Tylko mnie nie wywieź do jakiegoś lasu. - pokiwałam na niego palcem, a on cicho się zaśmiał. Jednak po chwili stracił humor. - Zatrzymaj się.
- Co? - zdziwił się.
- Nie umiem patrzeć na ciebie, kiedy się smucisz. - szepnęłam.
- To co? Może najpierw dojedziemy?
- A może najpierw się uśmiechniesz? - uśmiechnął się sztucznie. - Ross, ja mówię poważnie.
- Ja też.
- Nic nie mówisz, to po pierwsze.
- Ha ha. - zjechał na pobocze.
- Dziękuję. A teraz chodź, i mnie przytul. - przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam. Odwzajemnił uścisk i westchnął. Powtórzyłam. Siedzieliśmy tak jakieś dwie minuty.
- Laura, ja... - zaczął. - Nie chcę, żebyś wyjeżdżała...
- Wiem, Ross, wiem. Ja też nie chcę. Wolałabym być w tym czasie z tobą, z wami. Z moimi idiotami. - łzy zaczęły napływać mi do oczu.
- Lau, nie mów tak. To dla ciebie ważne. Powinnaś jechać.
- Ja wiem, ale...
- Cii... Przecież jeszcze się zobaczymy prawda? - uśmiechnął się lekko i pocałował mnie w czoło, po czym znowu skupił się na drodze. Zamiast patrzeć przez okno, co robię zawsze kiedy jestem w aucie i jest mi smutno, patrzyłam na niego. Chciałam po prostu jak najlepiej zapamiętać jego twarz. Jego oczy, włosy... Wszystko.
W końcu dojechaliśmy na lotnisko. Ross wyciągnął z bagażnika moją walizkę, zawiózł ją pod ławkę, gdzie sama usiadłam, a on poszedł po coś do jedzenia.
Minęła minuta. Dobra, spoko, może poszedł gdzieś daleko. Pięć minut. Okay, pewnie są kolejki. Dziesięć. Może po prostu poszedł daleko, była kolejka i musi jeszcze wrócić? Napisałam do niego. I nic. Zero odpowiedzi. Przyjechali Lynchowie (I Ratliff i Van). Zadzwoniłam do niego. "Czemu nie odbierasz frajerze?!" - myślałam sobie. Zadzwoniłam jeszcze raz. Nic. Później każdy dzwonił po kolei. NIC. Zaczęłam serio się martwić. Miałam ochotę iść go poszukać, ale nie miałam pojęcia, gdzie mogłabym iść. A może się gdzieś zgubił? Nie, wszystko będzie dobrze. Tak, jasne, za pięć minut mam być w samolocie!
Nie przyszedł. Chwyciłam walizkę, po czym (pożegnawszy się uprzednio z resztą rodziny) ruszyłam w stronę bramki.
- LAURA! - usłyszałam gdzieś za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego w moją stronę Ross'a. Puściłam walizkę i podbiegłam do blondyna. Po raz kolejny mocno się przytuliliśmy.
- Gdzie ty byłeś?! - krzyczałam. - Ja tu od zmysłów odchodzę, a ty sobie łazisz jakby nigdy nic! - nie umiałam się uspokoić. Łzy płynęły po moich policzkach, a blondyn starał się mnie uspokoić. Na nic. Dalej przeraźliwie wrzeszczałam. W końcu przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Momentalnie zapomniałam o wszystkim. Że byłam na niego zła, że za chwilę wyjeżdżam, że nie zobaczymy się naprawdę długo... Nic się nie liczyło. Byliśmy tylko my.
Z tego transu wybudził mnie głos z megafonu ogłaszający, że pasażerowie mojego samolotu mają wchodzić na pokład.
- Więc? - spytał cicho. - Do zobaczenia. Prędzej czy później się zobaczymy.
- Tak. Wiem. - stanęłam na palcach i pocałowałam go. - Do zobaczenia, Ross.
- Nie wiem kiedy, ale będziemy mieć odjechany ślub.
- Śluby są wzruszające. Wesela mogą być odjechane.
- I noce poślubne. - mruknął cicho.
- Ha ha ha, uśmiałam się.
- I o to chodziło. - spojrzał na samolot, a ja za nim. - Leć już.
- Widzę, że mamy tu demona żartów! A tak poważnie, naprawdę tego chcesz?
- Chcę dla ciebie jak najlepiej i wiem, że zawsze o tym marzyłaś. - znów spojrzał na maszynę. - Idź już, zanim się popłaczę. - zaśmiał się pod nosem. - Słyszysz? Nie będą na ciebie czekać.
- Mają problem! - krzyknęłam i rzuciłam się mu na szyję. Za nami Rydel wypłakiwała litry łez na koszulkę Ratliff'a, a moja siostra smarkała w czapkę swojego chłopaka, którego mina nie była zbyt szczęśliwa, jednak mam wrażenie, że rozumiał.
- Kochanie, idź. Spóźnisz się. - odepchnął mnie delikatnie. - Chodź. - objął mnie ramieniem i odprowadził do bramki. Przeszłam przez nią. Nie było odwrotu. - Biegnij. Zaraz startują.
- Obiecaj, że jeszcze się spotkamy.
- Obiecuję. Obiecuję też, że urządzimy taki ślub, że zapamięta go całe Los Angeles.
- Kocham cię. - rzuciłam jeszcze.
- Ja ciebie też. No, idź! Śmiało! - ruszyłam przed siebie powoli puszczając jego rękę. Uśmiechał się, jednak nie był to jednak całkowicie szczery uśmiech.
Macham do nich i uśmiecham się sztucznie. Ross to zauważa. Wyciąga telefon, a po chwili dostaję sms-a. Odblokowuję ekran i czytam wiadomość:
"Nie odwracaj się. Po prostu idź przed siebie"
Spoglądam na autora tekstu który powoli odchodzi od barierki. Przyglądam mu się uważniej i widzę łzy w jego oczach. 
Wchodzę pośpiesznie do samolotu i zajmuję miejsce przy oknie. Spoglądam przez nie i widzę Ross'a próbującego przepchnąć się przez barierki. W końcu mu się to udaje. Patrzę na niego zdziwiona, kiedy podbiega pod moje okno i zaczyna machać. I płakać.
- Tak, nie musisz wstydzić się tych łez. Nie przy mnie. - myślę sobie i również do niego macham. Przyciskam czoło do szyby. I wtedy odpalają silniki. Ross odbiega na kilka metrów, jednak dalej stara się patrzeć mi w oczy. Teraz i ja płaczę. Wyciągam telefon i wystukuję szybko wiadomość:
"Kocham cię, wiesz?"
Po chwili odpisuje:
"Wiem."


__________________________

Co z tego, że krótki, grunt, że jest! :D 
Clarisse śpi, a ja mam za zadanie ją obudzić ;;
A nie jest to zadanie łatwe ;;
Więc wy łapcie rozdział i czekajcie na następny, chyba, że się wam znudzimy xD
Pozdrawiam.
~Ann


9 komentarzy:

  1. Co, dlaczego.
    Ale tak, czy siak wiem, że będzie się działo.
    I czekam na next.
    I wpadnijcie do mnie.
    rauraeasylove.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział:)
    Szkoda że Lau wyjechała.Czy Raura będzie kiedyś szczęśliwa?

    OdpowiedzUsuń
  3. Super :-)
    Pod koniec zrobiło się naprawdę smutno, ale nie byłotak źle :-)
    Dawajcie szybko next!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :*
    Wzruszyłam się :)
    Szkoda, że Lau wyjechała, no ale... (ee nic nie wymyślę xD)
    Pewni bym zadała te same pytanie co Tulia, ale sb daruję...
    Czekam na next <3

    Zapraszam do mnie:
    ~http://r5andmaranosistersandourfriend.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudowny <3 (Oby Laura wysiadła; prosze) Czekam niecierpliwie na next i zapraszam na mojego bloga ;* www.r5andmaranomystory.blogspot.com Jesteście w zakładce,, Blogi Które Czytam,, Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Awww... No nie
    Obiecałam sobie że się nie rozpłaczę a tu masz i takie bum ryczę ;,(
    No dobra od początku to piękne że się jej oświadczył, że się zgodziła i w ogóle. Wyjechała, a te pożegnania no po prostu smutne ale prawdziwe i takie piękne ;,)
    Nie jestem w stanie napisać nic więcej a bardzo bym chciała xD
    Powiem tylko jeszcze że uwielbiam tego bloga, nie moge się doczekać nexta, na który swoją drogą już się napaliłam :D
    Tak więc weny, zapału no i oczywiście czekam na rozdział i Raurę :*
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nieeeeeeee,.,,,,, Dlaczego ona wyjecvhała?
    Normalnie się pobeczałam :( ja chce by Lau wróciłą

    OdpowiedzUsuń
  8. cudowny rozdział. jest mi tak cholernie przykro, że Laura wyjechała. ona miała być już z Rossem, na zawsze! niszczycie moje marzenia :c LAURA, COME BACK!
    #neverletmegiveup

    OdpowiedzUsuń