środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 26: "It's so quiet here and I feel so cold, this house no longer feels like home" :(

WAŻNA INFORMACJA

Jeśli nie czytałeś/aś wersji smutniejszej, proszę zrób to, abyś mógł/mogła przeczytać ten rozdział.
Jest to prawdopodobnie przedostatni rozdział w sezonie pierwszym. Ja i Annabeth dałyśmy w nim z siebie najwięcej, jest więc nam najbliższy. To właśnie rozdział, nad którym starałyśmy się najbardziej.
Bardzo was proszę o przeczytanie go, a później napisanie niżej w komentarzu swojej opinii o nim, opinii o blogu i co wam się w nim najbardziej podobało. Baaaardzo proszę. Zależy mi na tym.
AAAAA, no i przeczytajcie notkę.
Z góry bardzo dziękuję, miłego czytania!

~*~

Co?
Nie.
Niemożliwe.
Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie. Nie.
Robią sobie ze mnie głupie żarty. Tak, na pewno. Ross zaraz tu będzie.
- Żartujecie, prawda? - spytałam. - Proszę. Błagam was. Powiedzcie, że to żart. Od razu wam mówię, że nieśmieszny. Proszę. Powiedzcie, że to żart.
Niestety. Ich miny wyrażały jedno. To nie żart.
Poczułam ucisk w żołądku. Upadłam na podłogę i wpatrzyłam się w dywan. Czułam tylko jedno: tak jakby skrajną agonię. Wszystkie narządy w moim ciele pozamieniały się miejscami, serce krwawiło, a mózg dalej nie wierzył. Czułam, jakbym właśnie umierała. Jakby to był koniec.
I faktycznie, to był koniec. Zaczęło mi się kręcić w głowie, zrobiło mi się słabo. Nie słyszałam nic. Miałam wrażenie, że głowa zaraz mi pęknie, a serce wykrwawi na śmierć.
Czuliście się kiedyś tak, że wiedzieliście, że cały świat właśnie wam się zawalił bezpowrotnie, a wy nie możecie zrobić nic, tylko patrzeć, jak umierasz? Niedosłownie, ale umierasz gdzieś głęboko. To uczucie nie do opisania. Tak właśnie teraz się czułam.
- Jechał na lotnisko... Był wypadek... - zaczął łkać Riker. - Przed chwilą do nas zadzwonili... On naprawdę... On naprawdę nie żyje.
Po jego słowach rozpłakałam się. Najpierw był to cichy płacz, który powoli przerodził się w przeraźliwe wycie. Nie potrafiłam tego powstrzymać. Wydawało się to ciągnąć godzinami, dniami, latami.
- Laura... Tak mi przykro... - podeszła do mnie prawdopodobnie Vanessa. Nie byłam pewna, bo w oczach miałam łzy i wszystko, co miałam przed sobą, było rozmazane.
- Z-zos... Zostaw... m-mnie... - załkałam kuląc się.
- Laura... On też był dla mnie ważny - powiedziała. - Dalej jest, zawsze będzie. Kochałam go jak m-młodszego brata.
Dziewczyna przytuliła mnie, chociaż nie odwzajemniłam tego gestu. Swoje ręce miałam oplecione wokół zgiętych kolan, a głowę ukryłam. Vanessa głaskała mnie po włosach cicho łkając.

- Obiecaj, że jeszcze się spotkamy.
- Obiecuję. Obiecuję też, że urządzimy taki ślub, że zapamięta go całe Los Angeles.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.

- On... Obiecał mi, że się jeszcze zobaczymy... - szeptałam. - Powiedział mi, że urządzimy ślub... Wesele... Tak strasznie za nim tęsknię...
- Rozumiem, Lau. Wszyscy za nim tęsknimy, ale pewnie ty będziesz przeżywała to najgorzej z nas wszystkich... Tak strasznie mi przykro...
Znów zaniosłam się płaczem. Wstałam jednak z miejsca i poszłam chwiejnym krokiem na górę. Chciałam być sama. Z jakąś cząstką niego, w jego pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i wrzasnęłam z bólu przeszywającego mnie od środka. Nie, nie, nie. To tylko sen. Niech to będzie tylko sen.
Uszczypnęłam się w rękę, ale sen się nie kończył. Spróbowałam jeszcze raz. I kolejny. I kolejny. Ale to wciąż nie działało. Krzyknęłam jeszcze raz. Tego nie dało się ubrać w słowa. To było po prostu nie do zniesienia. Gorzej. Ja tego nie znosiłam.
Czyli, że... Już nigdy go nie zobaczę? Nigdy nie usłyszę jego śmiechu, nie zobaczę go stojącego przed kościelnym ołtarzem ubranego w garnitur, nie poczuję jego ust na moich?... A on nigdy nie usłyszy po raz kolejny, kiedy mówię mu, że go kocham. Nie odpowie mi tym samym. Nie pójdziemy na lunch, nie obejrzymy razem filmu, a jedyne, co mi po nim zostało to wspomnienia, zdjęcia i ten pierścionek, na który gdzieś głęboko w środku niecierpliwie czekałam. Pierścionek, który w przyszłości miał być zamieniony na złotą obrączkę - taką samą, jaką on by nosił na serdecznym palcu lewej ręki. Nie wyszczerzy w uśmiechu swoich białych ząbków, nie zadzwoni do mnie tylko po to, żeby powiedzieć mi "Dobranoc" czy "Kocham cię". Nie będzie już trzymał mojej dłoni. Nie uratuje mi życia po raz kolejny.
Bo jego już nie ma. Odszedł wraz z tymi wszystkimi czynnościami, które wykonywane przez niego powodowały uśmiech na mojej twarzy. Zostały tylko wspomnienia. I moje uczucie do niego. Wciąż tak samo silne, jak parę miesięcy temu. Bo przecież...
"Miłość wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje."
Zapłakałam jeszcze głośniej. Z kieszeni wypadł mi mały kamień. Wytarłam łzy i podniosłam go. Był to ten diament, który dostałam od Ross'a. Ciągle go przy sobie nosiłam. Nieświadomie stał się on jedną z tych niewielu rzeczy, które udało mi się wynieść z płonącego domu. Obracałam nim między palcami i jeszcze więcej łez napływało mi do oczu. Pamiętam tamten wieczór, kiedy wszedł przez mój balkon do mojego pokoju i mi go dał. Tak, żebym nie wiedziała. Nigdy z nim o tym nie rozmawiałam. Nigdy mu nawet nie podziękowałam. Zabrakło nam czasu.
Czasu, którego on mieć powinien zdecydowanie więcej. Miał tylko 19 lat. Powinien był żyć co najmniej trzy razy tyle, a tymczasem trafiło mu się trzy razy mniej. Powinien był być teraz tutaj. Ze mną.
Powinien był teraz trzymać mnie na swoich kolanach, głaskać po włosach i szeptać do mojego ucha, jak wyobraża sobie nasze wesele. Nauczyłby mnie, jak tańczyć, ja bym namówiła go do wypicia chociażby szklanki mleka i zapewne oboje szukalibyśmy jakiegoś domu, w którym spędzilibyśmy resztę naszego życia. Za parę lat myślelibyśmy nad imieniem dla dziecka, uczylibyśmy go mówić, chodzić i jak korzystać ze sztućców. Zaprowadzilibyśmy je do szkoły po raz pierwszy.
Tymczasem nie zdążyliśmy nawet zaplanować wesela. Bo śmierć go zabrała, tak jakby bez pytania. Zabrała mi go już bezpowrotnie.
Podniosłam się z miejsca i zaczęłam grzebać we wszystkich szufladach, półkach, szafkach... Chciałam znaleźć coś, co należało do niego aż do samego końca. Papierki po słodyczach, paczki chusteczek, ołówki, długopisy... Aż nagle...
Zajrzałam do szafy. Do tej szafy, w której siedzieliśmy w celu ukrycia się przed wszystkimi. 7 minut w niebie. Leżał tam jakiś kawałek materiału. Podniosłam go i spojrzałam na niego - była to kolejna z jego bluz. Z tego, co pamiętam, tę nosił wyjątkowo często. Wciąż nim pachniała. Był to tak słodki zapach, że mogłabym ją wąchać dniami i nocami. W porę się ogarnęłam i odłożyłam ją na bok, bo jego zapach powodował, że znowu moje oczy były pełne łez.
A to co?
Pod bluzą musiało coś leżeć. Podniosłam to coś, co okazało się być jakimś zeszytem. Otworzyłam go - pierwsza strona była pusta, ale druga była zapełniona. Rozpoznałam to pismo. Usiadłam z powrotem na jego łóżko i zaczęłam czytać.


Wpis 1

No dobra, zdaję sobie sprawę z tego, że pisanie takich rzeczy jest bardziej dla dziewczyn, ale co tam.
Zeszyt ten leży za długo w mojej szufladzie. Kilka lat. Więc pomyślałem: "Dobra, czemu nie?" i bam. Piszę. 
Nie wiem, co mogę powiedzieć. 
Na imię mam Ross, mam 18 lat i rąbnięte rodzeństwo sztuk cztery. Jest jeszcze Ratliff, ale on niby nie jest moim bratem, a to dziwne, bo pod względem psychiki jest taki sam jak Rocky, który moim bratem jest.
W sumie nie wiem, co jeszcze mogę napisać. Może to, co chciałbym w życiu osiągnąć, kim chciałbym być. 
Więc chciałbym, aby nasz zespół osiągnął sukces. To po pierwsze.
Chciałbym spotkać kogoś, kto będzie dla mnie najważniejszy. Kogoś, dla kogo mógłbym zrobić wszystko.
Chciałbym doświadczyć cudu.
Chciałbym spełnić wolę babci i przekazać jej pierścionek komuś, kto (jak już mówiłem) będzie dla mnie najważniejszy, lub (jak ujęła to babcia) najbliższy memu sercu, chociaż nie wiem, jak to możliwe, żebym mógł kogoś takiego znaleźć.


Wpis 2

Okay, nie było mnie dość długo. 
Może to dlatego, że Rydel umówiła mnie ze swoją kumpelą.
Na imię ma Piper i jest całkiem spoko. Jednak nie jest to raczej osoba, z którą chciałbym spędzić życie. Patrząc na nią chyba jej się podobam. Dzisiaj Delly wyciągała ją z transu przez dziesięć minut. A nic wtedy nie robiłem. Tylko sprawdzałem telefon. 


Wpis 3

Spotkałem się z Piper po raz kolejny. Jest nawet spoko, jeśli lubi się dziewczyny, które wpatrują się w ciebie z uwielbieniem. Rydel twierdzi, że do siebie pasujemy. Szczerze? Nie podzielam jej zdania.


Wpis 4

I znowu długa przerwa. Mamy maj, a ja i Piper jakimś magicznym cudem zostaliśmy parą. Wnioskuję, że obie (Pipes i Delly) są zadowolone/szczęśliwe. Szkoda, że moja rodzona siostra nie dostrzega tego, że ja nic do Pip nie czuję.
Jednak często zaprasza ją do nas na obiad, na noc... Najchętniej by ją do nas wprowadziła.
To dziwne, że mimo iż ze sobą jesteśmy, ja nic mocnego do niej nie czuję...


Wpis 5

Minął następny miesiąc, a ja dalej nie czuję nic specjalnego do Piper. Rydel nie odpuszcza. Ostatnio próbowała wymusić na mnie, żebym ją pocałował. Ale ja nie chcę. 
Dzisiaj Riker powiedział, że chce nam kogoś przedstawić. 
Około piętnastej zadzwonił dzwonek do drzwi, a biorąc pod uwagę, że Riker się stroił postanowiłem otworzyć. Za drzwiami stały dwie dziewczyny. Jedna starsza, druga młodsza. Większe wrażenie zrobiła na mnie młodsza, mimo iż nie była odstrzelona "na choinkę", czyli tak jak zazwyczaj Rydel. Nie miała na sobie nadmiaru biżuterii, ani tak zwanej tapety na twarzy. Wyglądała po prostu ładnie. Dobra, za mało. Pięknie. Starsza nazywała się Vanessa. W każdym razie przyszła do Rikera. Zawołałem go, a po chwili zjawił się i wpuścił je do środka. 
Dowiedziałem się, że Vanessa jest jego dziewczyną. Fajnie. Wreszcie się ustatkował. Ja niby też, ale czy to się liczy, kiedy jesteś z kimś, kogo nie kochasz? Później wszyscy się poznawaliśmy. Młodsza miała na imię Laura. Była w moim wieku i jak już mówiłem była bardzo ładna. W każdym razie Rockliff dołączyli je do rodziny w swoim stylu. 
Wszyscy zaczęli rozmawiać, a ja biorąc pod uwagę, że nie wiedziałem co mam mówić co chwilę łaziłem do siebie. Tam łaziłem w kółko i starałem się ułożyć jakieś logiczne dialogi. Nic nie przychodziło mi do głowy, więc przychodziłem tylko wtedy, kiedy mnie wołali. Piper co chwilę do mnie przychodziła, co było trochę denerwujące. Pytała, czy jest okej itp. Zbywałem ją krótkim: "Tak, jest w porządku, chcę pobyć sam". I wychodziła. A ja dalej się ogarniałem.
Później dziewczyny poszły, a ja dowiedziałem się, że przychodzą jutro na obiad.


Wpis 6

Wczoraj po raz pierwszy Laura z Vanessą przyszły do nas na obiad. 
Równo o piętnastej zadzwoniły do drzwi. Za drzwiami stały obie, ale ja patrzyłem głównie na Laurę, która znów wyglądała, jak wyglądała, czyli jak anioł, który musi truć się na ziemi. 
Przywitała mnie słowami: "Cześć Ross". Wtedy po raz pierwszy wymówiła moje imię. Mimo iż to było tylko imię, w dodatku moje, z jej ust brzmiało jak... Jak... Nie wiem, jak to opisać. 
Odpowiedziałem jej "cześć" i zaproponowałem wejście do środka. Van zaczęła wrzeszczeć o Rikera, więc odpowiedziałem, że poszedł po sok, a ona poleciała w stronę spożywczego. Laura weszła do środka, a ja odwiesiłem jej kurtkę. 
Zostaliśmy sam na sam, a ja znów nie wiedziałem, co mógłbym powiedzieć. 
Powiedziałem więc pierwsze słowa, jakie przyszły mi do głowy, a mianowicie: "Napijesz się czegoś?". Nie chciała. Zadała kilka pytań, a mianowicie czy jest ktoś w domu, czy jest Piper itd. Ciekawe, czemu pytała o Piper? 
Kiedy usiadła na kanapie i zaczęła przeglądać nasze płyty ja pobiegłem do kuchni i nalałem jej oranżady. "Dzięki, ale przecież mówiłam, że nic nie chcę" powiedziała. "Niegrzecznie by było nic ci nie dać, nie uważasz?" odpowiedziałem. Woo! Kilka słów jest! Mamy postęp! 
Uśmiechnąłem się do niej, a ona zrobiła to samo. Boże, jak ona się uśmiecha! 
Spytałem, czym się interesuje i otrzymałem kilka BARDZO WAŻNYCH INFORMACJI. Więc teraz je sobie tu zapiszę:
Gra na pianinie, trochę śpiewa, nałogowo ogląda "AHS". Jest mistrzynią świata we wkurzaniu Vanessy. 
Kilka pierwszych wspólnych zainteresowań jest. Wnioskuję, że też interesuje się muzyką, więc... 
Jej ulubionym kolorem jest czerwony. Słucha naszych piosenek. Oboje uwielbiamy "Niezgodną". Czytała trylogię. Robi zakłopotaną minę, kiedy przybijam jej piątkę. Nam obojgu nie podoba się fakt, że (uwaga, spoiler) Tris umarła. 
Załamałem się, kiedy Rydel zaczęła wrzeszczeć na Rikera. Później na mnie. Laura poklepała mnie po ramieniu, a ja poczułem takie dziwne coś... 
Podczas obiadu usiadłem obok niej, na co znowu zrobiła tę zakłopotaną minę. 
Później stało się coś... Dziwnego. Na raz wyciągnęliśmy rękę po bigos i nasze dłonie się spotkały. Zarumieniła się, a ja... Oprócz tego, że się do niej uśmiechnąłem... Poczułem to samo, co wtedy, kiedy poklepała mnie po ramieniu. Takie... Takie uczucie jakby kopnęła mnie prądem, ale bez prądu. Ciężko wyjaśnić. Wiem, że jeśli będę tak reagował na każdy jej dotyk to wyląduję w szpitalu z padaczką.
Reszta wieczoru minęła... Dziwnie. Postanowiłem popisać trochę z Piper, która nie została dziś zaproszona. Laura chyba chciała iść, bo Rydel wyrwała mi z ręki telefon. Oburzyłem się i głośnym: "EJ!" poinformowałem ją, co o tym myślę. 
Kazała mi ją odprowadzić. Zdziwiłem się, ale wyszedłem razem z nią. Nudziło jej się. Głupi ja! Mogłem zauważyć, prawda? Powiedziała, że nie wyglądałem, jakbym chciał, żeby mi przerwano, a ona nie chciała, żebym zareagował jak na Rydel. Miałem ochotę rąbnąć się w twarz. Nie chciałem, żeby tak myślała. Nie wiem, czemu, ale nie chciałem. 
Chciała iść, później schowała się w krzakach i miała ze mnie polew, bo jak głupi jej szukałem. Poprosiła mnie o pomoc ze wstaniem. Nie umiałem jej odmówić. Ja tak mam. Każda piękność mnie złamie. 
Podałem jej rękę (ten dreszcz!), później mnie przytuliła w podzięce. Myślałem, że oszaleję! Nie wiem, czy poczuła, ale myślałem, że moje serce wybije sobie drogę przez moje żebra i skórę, po czym odskoczy w świat. 
Właśnie tak czułem się za każdym razem, kiedy byłem za blisko niej.
Mimo to oderwała się ode mnie i uciekła.


Wpis 7

Poprzedni wpis był za długi, więc opowiem resztę wczorajszego wieczoru razem z wydarzeniami dzisiejszymi. 
Zacznijmy od tego, że wczoraj musiałem wracać się do domu po ich adres, później do Laury, spałem pod drzwiami jej pokoju, rano wyznałem jej, że nie znoszę mleka, a ona podała mi kolejny fakt o sobie. Kocha je [mleko]. Dodałem, że lubię wodę, a Vanessa zaleciła zmieszanie ich i utworzenie napoju Raury. Połączenie naszych imion. Czyli już wymyślają nam parringi? Boże, boję się ich mózgów! 
W każdym razie oszukałem ją. Powiedziałem, że nie mam dziewczyny. Nie wiem, czemu to zrobiłem. Źle się z tym czułem, ale starałem się nie zwracać na to uwagi. 
A, no i znowu złapałem ją za rękę. Kiedy odkładała na później naszą rozmowę, o jej ucieczce. Wczoraj.
Rano też zadzwoniła do mnie Piper, a kiedy powiedziałem jej, że jestem u Laury, strasznie się wkurzyła. Kazała mi wracać. Zazdrosna? Nie wiem.
Później dziewczyny starały się nas przestraszyć. 
Udało im się, ale chyba w innym sensie.
Zamiast bać się ICH baliśmy się O NIE. 
Poważnie, makijaż spływał po ich twarzach, a ich oczy były czerwone. Spojrzałem na Laurę i poczułem takie coś... MUSIAŁEM wiedzieć, co jej się stało. 
Okazało się, że tylko oglądały dramaty czy inne takie. 
Boże, nigdy się tak nie martwiłem o żadną dziewczynę! Nawet Piper nie przykuła mojej uwagi. Dlatego jej mina nie była zbyt zadowolona i po jakimś czasie sobie poszła. 
Laura też chciała iść, ale jej nie pozwoliłem. Zabrałem ją do siebie i postanowiłem jej coś zagrać. Zagrałem "I'm Yours". Nie wiem, co mnie tak wzięło. Późnej próbowałem ją namówić, aby i ona mi coś zaśpiewała, ale mi się nie udało. 
Później zjedliśmy i obie sobie poszły. Nie fair! Chciałem jeszcze coś z nią porobić! [Bez skojarzeń prosimy ;P ~A und C]


Wpis 8

Nie było mnie dość długo, nie? 
Znowu.
Nie moja wina! (Tylko Gwiazd Naszych Wina).
To przez Laurę. 
I Rikera. I Van. I to, że się spotkali. Nie no, nie mam im za złe! Przecież pasują do siebie, kochają się i jest oki, ale gdyby nie poznali mnie z Laurą nie przeżywałbym teraz kryzysu! 
Od dłuższego czasu spotykamy się z Laurą w różnych miejscach na lunch. Nie umiem tego skończyć, bo mnie do niej ciągnie. Mimo iż praktycznie codziennie tłukę się w łeb próbując wbić sobie w ten pusty łeb fakt, iż mam już dziewczynę! Jednak to nie pomaga, jak również fakt, że nic nie czuję do Piper. A Laura... Boże, nie mogę! 


Wpis 9

Alarm, alarm! Jest jeszcze gorzej! Boże, Boże, Boże! A może nie tak źle? Dobra, oficjalnie nienawidzę gołębi! 
Wracam właśnie z lunchu z Laurą... Czemu nienawidzę gołębi? BO JEDEN NAM PRZESZKODZIŁ! W czym? W POCAŁUNKU KURDE!
Już się do siebie nachylaliśmy, ja tego chciałem i ona chyba też. A tu... JEB! Gołąb w szybę! Odsunęła się ode mnie, więc co miałem zrobić? Też się odsunąłem. 
Pocieszające jest to, że ona też chyba tego chciała. Nie wiem, czemu, ale cały czas jest w moich myślach. Nie umiem zasypiać bez niej w głowie, jak się budzę, pierwsza myślą jest: "LAURA", nie umiem nawet w spokoju zjeść! Nie wytrzymuję normalnie! 
Później, jak wracaliśmy, zaczęło padać. Prawie nic nie było widać, więc złapałem ją za rękę. Dokładnie tak dobiegliśmy pod jej dom. Umówiliśmy się na wieczór do kina. 
Nie wiem czemu, ale nawet się cieszę. Wiecie, zaciemniona sala, ludzie patrzą tylko na film, my obok siebie... Dobra, koniec. Ross, masz za bujną wyobraźnię, Ale...

Wpis 10

Okay, to znowu się stało.
Poszliśmy do tego kina... Oczywiście wyglądała pięknie. 
Później do parku. 
Zaczęło się od takiej normalnej rozmowy o filmie. Usiedliśmy na ławce i omawialiśmy, porównywaliśmy itd. Zauważyłem jej kolczyki. Wyglądały jak kostki czekolady, więc zaczęliśmy się śmiać, że gdybym lubił plastik, to mógłbym je zjeść itd. Śmiałem się jak głupi, a ona wpatrywała się we mnie... Tylko nie wiem czemu. Podniosłem się i na nią spojrzałem. Odwróciła wzrok. Nie wiem czemu, ale naszła mnie nadzieja, że może ona FAKTYCZNIE coś do mnie czuje. Zaśmiałem się cicho i przysunąłem do niej. Odsunęła się, wiec przysunąłem się jeszcze bliżej. Czułem, że się odsunie, więc objąłem ją ramieniem. Poczułem takie ukłucie w sercu. Z nią było mi lepiej niż z Piper. TAK! WRESZCIE TO POWIEDZIAŁEM! W każdym razie wyznałem jej, że kolczyki pasują jej do oczu. Później zbliżyłem twarz do jej twarzy. Nie odsunęła się. Wręcz przeciwnie! Podniosła głowę do góry tak, że teraz wystarczyło się nachylić... Chciałem tego. Mimo, iż nawet nie całowałem się z Piper, a to znaczy, że na razie mam jeśli chodzi o pocałunki wolną kartę! Nachyliłem się jeszcze. Kilka milimetrów... Tak blisko... I wtedy MUSIAŁ zadzwonić ten DURNY TELEFON! Rydel chciała mnie w domu. Odprowadziłem Laurę do domu i... Boże, pocałowałem ją w policzek. Późnej poszedłem. Patrzę, okno otwarte. Czemu więc nie dać jej czegoś, co jest dla mnie dość ważne? Pogrzebałem trochę w kieszeni. Wyciągnąłem mały diament. Nikomu o tym nie mówiłem, ale kiedyś znalazłem go dorabiając u sąsiadów w ogrodzie. Pomagałem sąsiadowi przerobić ogród. Wykopać oczko wodne i kilka dziur na roślinki. Kiedy tak kopałem znalazłem coś błyszczącego. Wyjąłem z ziemi mały, błyszczący kamień. Wyglądał na cenny, więc schowałem go do kieszeni. Kilka dni później poszedłem do jakiegoś znawcy, który wycenił go na kilka milionów dolarów. Jak każdy z resztą. Nosiłem go więc przy sobie, a on przynosił mi szczęście. Teraz postanowiłem jej go dać. 
Wspiąłem się po drzewie i wlazłem do jej pokoju przez okno. Chyba trochę ją wystraszyłem. Pod pretekstem, że zapomniałem jej przytulić zbliżyłem się do niej i wsunąłem jej kamień do kieszeni. Potem wyskoczyłem przez balkon.
Tyle widziałem mój talizman.


Wpis 11

Jeśli miłość jest chorobą, to jestem na nią chory.
Nie wiem, jak to się stało, ale zrozumiałem, że Lau jest dla mnie bardzo ważna...
Kiedy dzisiaj leżała na kanapie bez ruchu i nie otwierała drzwi myślałem, że coś jej się stało. Tak się o nią martwiłem, że gdy tylko otworzyła wpadłem do jej domu i mocno ją uściskałem. Później długo się wygłupialiśmy. Położyłem się na jej łóżku i udałem, że śpię. Zachciało mi się pić, więc starałem się zwrócić jej uwagę, Stękałem jak głupi: "Pić" aż poszła i... Przyniosła mi mleko.
Powiedziałem jej, że wolę pić wodę z kibla. Nazwała mnie marudą, więc ja jej na to: "Twa ruda? Ruda może nie, ale twa jak najbardziej". Zakrztusiła się. Próbowałem jej pomóc i mruknąłem coś typu: "już wiesz, czemu nie lubię mleka". Oburzyła się i stwierdziła, że boję się mleka. Próbowała mnie do niego przekonać, ale jej się nie udało. Nikomu się to nie uda! 
Później poszliśmy do nas, gdzie bardzo fajnie się bawiliśmy. Vanessa z Rikerem przynieśli piwo i chyba coś jeszcze... W każdym razie niewiele pamiętam.
Rano kiedy wstałem nikogo nie było. Wszyscy spali. Strasznie się nudziłem. I byłem głodny. 
Później do salonu weszła Laura. Taka rozczochrana i w piżamce była jeszcze piękniejsza... 
Przywitała się, a ja podbiegłem do niej i mocno uściskałem. Powiedziałem jej, że jestem głodny i poszliśmy zrobić śniadanie. Laura weszła do kuchni, ja za nią, a później wyciągnąłem nóż. Zaczęła krzyczeć coś typu: "Chcesz mnie zabić?" a ja jej na to: "Oczywiście! Morderstwo to moje drugie imię!" i zacząłem ją gonić. Odłożyłem nóż. "UMRZESZ DZISIAAAAAAAJ!" nasza gonitwa zawędrowała do salonu. Dogoniłem ją i razem upadliśmy na dywan. Leżała na mnie. Wpatrywałem się w jej oczy, a ona w moje. Dzieliła nas tak mała przestrzeń... 


Błyskawicznie zatrzasnęłam zeszyt i odrzuciłam go na łóżko. Wybuchnęłam płaczem. Nie chciałam czytać dalej. Mogę się założyć, że pisał w nim do momentu, kiedy do mnie poleciał. A skończenie pisania dziennika w tym przypadku jest równoznaczne ze skończeniem życia. Nie mogłam dopuścić do siebie tej myśli.

___________________________________________________

Dziennik napisała Anna Befsztyk (dla nieogarniętych ziemniaków - Annabeth :D).
Spokojnie, w następnym rozdziale będzie więcej z dziennika i taki mały bonus :)
Btw, BARDZO WAŻNE PYTANIE!
Co mam zrobić z tą wersją?
Zostawić taką czy może jakoś wszystko odkręcić? :x
Jagoda mi dała za zadanie, abym tak to skończyła, ale szczerze? nieeeee podoba mi się takie zakończenie.
wiem, jest jeszcze to wesołe zakończenie, ale no... Kurczę.
Proszę o pisanie w komentarzach to, o co was prosiłam. Z góry dzięki!
Dobranoc, jest u mnie 2:27 <3
~C.
EDIT: Zapomniałam wam podziękować za te 10 tysięcy wyświetleń! Dziękuję, jesteście najlepsi! <3 ~C. i A.

15 komentarzy:

  1. Jak mogłyście go uśmiercić.Nie wierzę w to.
    Mam nadzieję że to jakoś odkręcicie

    OdpowiedzUsuń
  2. blagam otkrec to niech on zyje!!!!!
    rozdzial ekstra

    OdpowiedzUsuń
  3. Odkręcić to.
    Ma być Raura, chyba że chcecie doszczętnie zniszczyć moją psychikę.
    Pliss. Mają mieć ten ślub, dziecko, itd.
    Weźcie go ożywcie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję że to pomyłka i jednak nie umarł, tylko żyje sobie pod jakąś obserwacją w szpitalu..

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział...
    Tyle emocji...
    Ale jednak chcę abyście to jakoś odkręciły, ale chyba ja każdy.
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  6. AAAAAAAA! To takie smutne! Czemu go uśmierciłyście, czemu? Macie to odkręcić! Niech się okaże, że to nie był Ross tylko jakiś inny chłopak, a Lynch spóźnił się na dwa samoloty, ale w końcu przyleciał... Zróbcie coś!
    Wiem, wiem, jest jeszcze wesoła wersja, ale ja chcę by smutna wersja skończyła się wesoło.
    Wiem, również, że to co wyżej napisałam jest bez ładu i składu, ale tyle emocji... I jak je tu napisać w komentarzu?
    Jeśli chodzi o sam rozdział... Zaparło mi dech w piersiach. Jest piękny! Tyle uczuć, tyle emocji, a to wszystko tak pięknie opisane... To cierpienie, ten płacz, ten ból... Jest po prostu idealnie napisane ( wiem, powtarzam się xD)
    Blog śledziłam od początku. Jest wspaniały. Wszystko mi sie w nim podobało, więc nie umiem wybrać co najbardziej.
    Czekam na odkręcenie, tej smutnej wersji, next i oczywiście drugi sezon, któy na pewno będzie tak emocjonujący jak pierwszy!

    OdpowiedzUsuń
  7. Niech się okaże, że Ross jednak żyje! :'(
    Bo Was znajdę i osobiście zabiję!

    OdpowiedzUsuń
  8. No nie :( Ja chcę ŻYWEGO Rossa i SZCZĘŚLIWĄ Laurę, bo jak NIE to czekają was najgorsze TORTURY jakie wymyślę :* Ja ZABIJĘ Jagodę! NIE wolno zabijać Rossa! Raura ma być, dzieci i ślub i szczęśliwa rodzinka siedząca koł kominka i pieseł i szczenięty xD Odwala mi :) Idę się marsjanek nałykać. Zapraszam:
    http://laura-vanessa-r5-i-reszta.blogspot.com/
    Ps. Proszę odkręcćie to!

    OdpowiedzUsuń
  9. rozdział nawet super, ale wolę szczęśliwe zakończenie :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajny rozdział ale wolę Rossa gdy żyje :,(
    Czekam z niecierpliwością na next i 2 sezon ^^

    OdpowiedzUsuń
  11. widać, że w rozdział włożyłyście siebie. bardzo mi się podobał, zwłaszcza pomysł z dziennikiem. z niecierpliwością czekałam na kulminacyjne momenty pamiętnika i musiałyście go przerwać. NIEMILCE!
    co do wersji.. nie ukrywam, że nie podoba mi się myśl, że Ross umarł. byłabym wdzięczna za jakieś nagłe zmartwychwstanie lub pomyłkę w rozpoznaniu zwłok - COKOLWIEK!
    z niecierpliwością czekam na następny.
    jesteście świetne :)
    #neverletmegiveup

    OdpowiedzUsuń
  12. Czyli jednak ciąg dalszy dotyczy smutnego rozdziału... :(
    Wow... Byłam ciekawa czy pociągniecie ten wątek... Powiem Wam, że do łatwych rzeczy to nie należało. To było bardzo smutne, ale pieknie to żeście ujęły i świetnie sobie z tym tematem poradziły :)
    Co mi się podobało najbardziej? Jeżeli chodzi o ten rozdział to, na pewno wpisy Ross'a, teraz już wiem jak on to wszystko widział i nie mogę się doczekać dalszego ciągu... :)
    Jeżeli chodzi o cały blog, to na pewno to, że nie raz żeście mnie zaskoczyły, te niespodziewane zwroty akcji i niektóre akcje, które myślałam że są nieprawdziwe i że tylko nas wrabiacie (jako czytelników), a tak naprawdę one stały się prawdą... :)
    Co do wersji... Mam pewien pomysł, ale on by się łączył z drugim sezonem... Więc jakbyście chciały to mogę go Wam przedstawić... Ale oczywiście decyzja należy do Was. Jeżeli już podjęłyście decyzję to nic na siłę ;)
    W każdym bądź razie blog piękny, czekam na drugi sezon i "dokończenie" tego rozdziału :) Jestem ciekawa dalszych wydarzeń i tego czy Ross zmartwychwstanie :D
    Życze weny i czekam na rozdział ;)
    Pozdrawiam Wierna Czytelniczka (Patka)

    OdpowiedzUsuń
  13. Niech Ross przeżyje ! Odkręćcie to jakoś prosze ...
    A i naprawdę podziwiam za napisanie tak dobrego dziennika :) Życzę Weny - Klaudia ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. Niech Ross przeżyje i będzie szczęśliwe zakończenie bo inaczej potne się mydłem w płynie i skoczę z krawężnika!

    OdpowiedzUsuń
  15. Super blog :) nie ważne czy Ross będzie żył, czy nie to i tak uwielbiam go czytać! :)

    OdpowiedzUsuń