#NARRATOR#
Wkurzona Laura szła powoli do domu. Lynchowie w tym czasie chowali wykupione przez nich gazety. Kiedy Lau otworzyła drzwi wejściowe właśnie chowali kilka w kuchni. Były wszędzie. W szafkach, kuchence, lodówce, mikrofali, w poduszkach, pod kanapą i fotelami, kilka w łazience, trzy w basenie, trochę w pokojach. Dosyć sporo schowali w pokoju Ross'a, bo stwierdzili, że Laura szybko tam nie wejdzie.
- Hej wam? - przywitała się.
- Hej/cześć/siema/co tam?/ yoł/ bee? - odpowiedzieli Lynchowie.
- Co wy tacy spięci? Dom się pali?
- Bardzo śmieszne. Już nie ma kto go podpalić. - i momentalnie pogorszył jej się humor na wspomnienie rozmowy z blondynem. - I jak?
- Hej wam? - przywitała się.
- Hej/cześć/siema/co tam?/ yoł/ bee? - odpowiedzieli Lynchowie.
- Co wy tacy spięci? Dom się pali?
- Bardzo śmieszne. Już nie ma kto go podpalić. - i momentalnie pogorszył jej się humor na wspomnienie rozmowy z blondynem. - I jak?
- Do dupy. - oparła i poszła do kuchni. Wszyscy spanikowali. Na ich szczęście usiadła tylko na blacie i schowała twarz w dłoniach. - Nie mogę uwierzyć, że stara się zrzucić na nich winę. To nie mogli być oni.
- A on? - spytał nagle Ellington. - Jakoś nie umiem uwierzyć, że mógłby ci to zrobić.
- Ale fakty mówią same za siebie. Był tam, szukał mnie, miał broń. Chwilę po tym jak mnie zobaczył zostałam postrzelona. Czy to nie jest wystarczający dowód?
- Nie wiem, ale nadal uważam, że to nie w jego stylu. Po za tym, po co miałby to robić? - kiedy Ratliff skończył rozległ się dzwonek do drzwi. Riker wstał i otworzył drzwi. Po chwili wrócił, a za nim (znowu) piątka policjantów.
- Coś za często się spotykamy... - mruknęła brunetka.
- Coś w tym jest panno Marano. Proszę przestać wpadać w kłopoty, a ograniczymy spotkania do minimum. Nie dotyczy to pani chłopaka. - odpowiedział łysol. Ten co zawsze.
- Ale ja nie mam chłopaka. - zdziwiła się.
- Nie? A czy to nie on siedzi w areszcie?
- Chodzi o Ross'a? Ale on nie jest moim chłopakiem.
- A w gazetach...
- A możemy przejść do przesłuchania? - odparł nerwowo Rocky.
- Rocky Mark Lynch. Zamilcz. - rozkazała Laura. - Proszę kontynuować panie władzo. W gazetach..?
- Od jakiegoś czasu... Czyli od dzisiaj rana w gazetach można przeczytać artykuł na pani i pana Lyncha temat.
- W jakiej gazecie?!
- Chyba... O takiej? - wyciągnął jeden artykuł z chlebaka.
- Klurfa! - zaklął pod nosem Ryland.
- CO TO JEST?! - wrzasnęła wyrywając mężczyźnie gazetę. - Nie, nie, nie, nie!
- Staraliśmy się je przed tobą ukryć...
- Ell ma trochę w gaciach...
- A Rocky pod koszulką... - i zaczęli wytrzepywać gazety spod ubrań, a na widok ich ilości brunetka ledwo nie padła na zawał.
- Jest ich więcej...
- Są wszędzie. - stwierdziła Vanessa. - Nawet w lodówce. - i wyjęła pięć sztuk pokrytych szronem.
- I jak ja mam spać w tym domu?! Z jego mordą w każdym kącie?! W kiblu też schowaliście?!
- Kibel się zatkał. Rocky próbował spuścić jedną...
- Ale tak, kilka pochowaliśmy w szafkach, za lustrem...
- A możemy przejść do przesłuchania? - powtórzył łysy policjant.
- Tak, tak... Mam już dość dyskusji na temat tego... Tego... UGH!
- No dobrze. - uruchomili dyktafon. - Proszę powiedzieć coś o...
- Mówiłam coś o sobie dwa razy. Czy jest to konieczne?
- Chyba tak.
- Więc nazywam się Laura Marie Marano, mam niecałe dziewiętnaście lat, okazało się, że mój przyjaciel chciał mnie zabić, mam starszą siostrę Vanessę, osoba której ufałam zwala winę na moich przyjaciół, interesuję się muzyką. Dziękuję, skończyłam.
- Więc co robiła pani 9 sierpnia o godzinie 15:00?
- Jechałam z przyjaciółką metrem w celu zawiezienia na pocztę podania na studia. Nagle pociąg się zatrzymał. Usłyszałyśmy strzał i serię wrzasków. Na podłodze ktoś leżał, a mianowicie maszynista. Martwy. Poprosiłam ją, żeby się schowała. Usłyszałam jeszcze kilka wrzasków i strzały. Krzyki ucichły, ale pojawiły się nowe. Milkły po jakimś czasie. Schowałam się obok niej, a ktoś przeszedł obok mojej głowy szepcząc: "Szukam Laury Marano". Już wtedy wydało mi się, że znam ten głos. W każdym razie zrozumiałam, że chodzi mu o mnie. Kiedy odszedł dalej postanowiłam wstać. Rozejrzałam się i zobaczyłam Ross'a. Z bronią. Tak mnie to zaskoczyło, że zamknęłam oczy, a po chwili poczułam ból, jakby ktoś wylał na mnie wiadro kwasu. Więcej nie pamiętam. Wiem, że obudziłam się ponad dwadzieścia cztery godziny później w szpitalu. - opowiedziała.
- Dobrze. Wie pani, co mogło by kierować panem Lynchem?
- Nie mam bladego pojęcia. - wyznała szczerze.
- Dobrze. Dziękujemy. - wyłączyli urządzenie. - Dziękujemy pani, może pani wyjść.
#Laura#
- To ja dziękuję. Mam tylko takie pytanie. - oznajmiłam, a łysol pokiwał głową. - Czy... Czy jemu coś grozi? Znaczy, jaka kara mu grozi?
- Na razie nie jesteśmy całkiem pewni, że to on, ale wstępnie kilka lat.
- Dobrze, dziękuję. - i wyszłam z kuchni. Pobiegłam na górę, do jego pokoju. Nie jestem pewna, czy dam radę w nim siedzieć. Za dużo wspomnień.
Otworzyłam drzwi i pierwsze co zobaczyłam to gazety. Było ich mnóstwo. Leżały ułożone w wieże. Było ich chyba z pięć, a niektóre sięgały prawie do sufitu. Większość była większa ode mnie.
Zgarnęłam jedną kładąc z hukiem cały stos. Otworzyłam gazetę i zaczęłam czytać.
***
Po przeczytaniu wpadłam w taką furię, że zaczęło się źle dziać.
Gazetą którą przeczytałam rzuciłam o ścianę. Rozwaliłam kilka, zburzyłam wszystkie wieże, jedną wyrzuciłam przez okno. Musiałam się odstresować i weszłam do szafy. Oparłam się o szafę i zobaczyłam przewrócone pudełka po butach. I bluzę. Czarną. Z kapturem.
Zaczęłam płakać.
Czemu? - pytałam się w myślach. - Czemu to zrobiłeś?
Podpełzłam do bluzy i założyłam ją. Zapięłam zamek i wtuliłam się w materiał. Oczywiście, była za duża, ale mało mnie to obchodziło. Płakałam tak myśląc, czemu miałby to robić. Nic nie wymyśliłam. Wstałam, wytarłam twarz i zeszłam na dół. Dalej byłam w jego bluzie.
- Laura? - spytała Vanessa. - Wszystko dobrze?
- Nie. - walnęłam prosto z mostu. - Nie jest dobrze. Odkąd to się zaczęło... Odkąd... Ten lunch... Nie mogę! - załamałam się. Padłam na podłogę pod ścianą.
- Hej. - siostra usiadła obok mnie. - Będzie dobrze. Już nic ci nie zrobi.
Nie o to chodzi. - pomyślałam.
- Wiem, ale...
- Nie musisz się go bać. - dodał Riker i usiadł po mojej lewej. - Nie pozwolimy mu.
Ile razy mam powtarzać, że nie o to chodzi?! - krzyczałam w myślach.
- Laura, spokojnie. To zwykła świnia. - dodał Rocky.
- Świnia, dureń, głupek... - wyliczał Ratliff na palcach. - I gorzej.
- Ja wiem, ale...
- Spokojnie. Jesteśmy z tobą. - dodała moja siostra.
Ja nie mogę, ogarnijcie się i spójrzcie, co mam na sobie!
- Ale chwila, czemu masz na sobie jego bluzę?
Alleluja!
- Bo... Ja...
- Więc jednak coś się stało!
- Łóżko jest.
- Podłoga jest.
- SZAFA!
- Też stoi, deklu. - kłócili się szatyni.
- Mam na myśli, że siedzieli w szafie. - wyjaśnił Ell.
- Ale po co w szafie? Mają łóżko...
- Nie demolowali pokoju.
- SERIOOO?
- Co się tam stało, Lau? Możesz powiedzieć...
- NIE! - zerwałam się z podłogi i wbiegłam na górę. Później zagrzebałam się w pościeli i ryczaaaaaałaaaam. - Czemu to zrobiłeś? Czemu? - pytałam powietrze.
Nie wiem, co może teraz robić, jak go tam traktują. Boję się, że dostanie te kilka lat. Będzie skończony. Ja zdążę wyjechać na studia, a on nawet o tym nie będzie wiedział...
- Lau? - spytała Van wchodząc do mo... Rossa. Pokoju. - Wszystko w porządku?
- Nie. - odpowiedziałam stanowczo. - Jestem na niego zła, ale... Nie... Nie potrafię... - i znów się rozpłakałam. To jest straszne. A jak boli.
- Słuchaj, przykro mi. - usiadła na łóżku. - Ale to po prostu świr. Morderca. Przez niego Piper leży w szpitalu, a Delly na psychiatrycznym.
- Myślisz, że nie wiem?! - wybuchłam. - Myślisz, że nie wiem, co zrobił?! Wiem! I to boli najbardziej!
- Zakochałaś się i tyle. - milczałam.
- Może. - odparłam w końcu. - A nawet jak tak, to co?
- Nosisz jego bluzę, boli cię fakt, że zrobił coś złego. Lau, ja to rozumiem.
- Nie rozumiesz, bo Riker nigdy nie chciał cię zamordować.
- Przykro mi, na prawdę. Może i masz rację, może wcale nie wiem, jak to jest. Ale Ross był dla mnie... Jak młodszy brat.
- Mam być zazdrosna? Czy może chcesz mi przekazać, że skoro ja jestem twoją siostrą, a on bratem to nie powinniśmy się spotykać?
- Więc jednak się spotykacie?
- Nie. - warknęłam. - Nie spotykamy się i nigdy nie spotykaliśmy.
- Ale jednak coś się tu ostatnio wydarzyło. - stwierdziła, a ja przytaknęłam. - On czy ty? - przełknęłam ślinę.
- Ja. - odpowiedziałam.
- I jak?
- Spoko.
- Bywało lepiej?
- Nie.
Spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Ale koszulki nie miał w strzępach?
- Wyjdź, zanim cię rozszarpię. - warknęłam, a ona posłusznie wyszła.
Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran. Nieznany. O co chodzi?
Odebrałam.
- Halo? - spytałam.
- Laura? - szepnął.
- Czego... Czego chcesz? - pisnęłam.
- Proszę, pomóż! Tu jest strasznie, dzielę celę z jakimś psycholem! On ma wszy!
- No to co? Może zeżrą ci mózg.
- Laura, słuchaj, ile razy mam ci mówić, że to nie ja?
- Nie wiem, może jeśli się przyznasz, będzie lepiej.
- Nie, nie będzie, bo ja tego nie zrobiłem.
- Skąd w ogóle masz telefon?
- Wiesz... Tak trochę mamy kolację i tak trochę się wymknąłem...
- Ty idioto! - wrzasnęłam. - A jak ci coś zrobią?
- I tak dostaję za "kłamanie im w oczy". Są przekonani, że to ja, zwłaszcza teraz jak wysłuchali waszych zeznań. A, no i są jeszcze inni więźniowie. Wiesz, że nie wypada zajmować pryczy komuś, kto wygląda jak ciężarówka?
- Boże. Biją cię?
- Ha! Dobry żart. Tutaj wszyscy się biją!
- Matko...
- Muszę kończyć, ktoś tu idzie...
- Czekaj!
- Szybko!
- Czemu zadzwoniłeś do mnie?
- Nie wiem, twój numer pierwszy przyszedł mi do głowy.
- Aha.
- CO TY ROBISZ PRZY TELEFONIE, LYNCH?!
- PA! - krzyknął i się rozłączył. Boże, a jak coś mu zrobią? Co ja gadam, jasne, że coś mu zrobią!
Zbiegłam na dół.
- OOO! A kto to? - spytał Rocky patrząc na mnie przez odwróconą w złą stronę lornetkę.
- BABCIA?! - pisnął Ell. - Gdzie moje ciastka?!
- Byłeś niegrzeczny! Te ciastka są dla mnie! - kłócili się.
- Gdzie jest ktoś INTELIGENTNY?!
- Chyba w kuchni... - mruknął leniwie RyRy. Natychmiast tam pobiegłam.
- Co jest? - spytał Riker.
- Miałam... Interesujący telefon. - powiedziałam.
- Tak? Kto dzwonił? - spytała wyraźnie zainteresowana Ness.
- Ciekawa rozmowa prosto z aresztu. Dzwonił Ross.
_______________________________________
Nie mam pomysłu na więcej, a Clarisse goni mnie od wczoraj ;___;
Na mój gust wystarczy :D
Dobra, oddaję jej kompa.
NIECH ONA NAPISZE!
Papki ^ ^
~Annabefsztyk
Ja chcę next!!!!!!!!!!!!!!! :)
OdpowiedzUsuńEj mam taką małą sugestię/prośbę a mianowicie czy jest szansa, że chociaż kawałek napiszecie z perspektywy (NIEWINNEGO) Rossa? ;)
Całuję Tala ^^
Właściwie to od początku był zamiar, aby nic nie pisać z perspektywy Ross'a, bo myśli Ross'a to odpowiedzi na wszystkie pytania, ale w porządku, coś się upchnie! :)
Usuń(next w przygotowywaniu ;) ) ~C.
W tym momencie??Jesteście wredne:)
OdpowiedzUsuńChcę szybko nexta
Czekam aż to wszystko się wyjaśni :)
Biedny Ross:(:(
Jesteście genialne!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na next!!!
Oj,ja dalej jestem przekonana że to nie Ross.
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszą część, chcę wiedzieć jak to się potoczy, jak tam Ross w celi..
:'( ♥
martwy XDDDDD
UsuńSuper next :*
OdpowiedzUsuńNawet patelni się nie boją.. -_-
Ugh.. I tak wredne jesteście... :P
Czemu w tym momencie?
Dacie kiedyś z perspektywy Rossa?
Kiedy next?
Czekam na next <3
wszystko cudnie, ale niech to się w końcu wyjaśni! nie wytrzymuję psychicznie! :c rozdział świetny, czekam na następny!
OdpowiedzUsuńhttp://neverletmegiveup.blogspot.com
Wredne jesteście, o! Chcę perspektywę Rossa! Chcę jutro (10.08, niedziela) next! Write now! <3
OdpowiedzUsuńwoohoo, haha, annabeth zdążyła przed niedzielą :) ~c.
Usuńno ja pierdole, weźcie mi go w tej celi nie maltretujcie, on nie jest winny! ;_; beduwfriofe
OdpowiedzUsuńdodawać kolejny, bo umieram.
haha, dziwnie się składa, bo w momencie, w którym napisałaś komentarz, kolejny rozdział został dodany XD ~c.
Usuń