wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział triple Tobias (12): "It's hard letting go, I'm finally at peace but it feels wrong"

Budzę się z płaczem i wydaję z siebie zduszony krzyk. Dzięki Bogu to był tylko zły sen. Szkoda, że ostatnio takie sny zdarzają mi się często. Za często.
Płaczę jak wariatka i nie umiem przestać. Nagle do pokoju wbiega zaspana Vanessa.
- Laura?!
Było tak ciemno, że praktycznie nic nie było widać. Nessa znalazła mnie kierując się odgłosem mojego płaczu. Usiadła obok mnie i przyciągnęła do siebie pozwalając mi się wypłakać.
- Co się dzieje… Ćśśśś… Nie płacz, kochanie… - Vanessa starała się mnie uspokoić i wtedy miałam wrażenie, że zmieniła się w Ross’a – jej ręce oplatały mnie tak, jak jeszcze wczoraj robił to on.
- Miałam zły sen – powiedziałam przez łzy i jej go opowiedziałam z małymi przerwami na płacz. Patrzyła na mnie zdumiona, ale rozumiała.
- Ross się zabił… Z twojego powodu, tak?
Kiwnęłam głową.
- A wiesz, co się stało wczoraj po lunchu? – spytałam, ale znałam już odpowiedź. – Wybiegłam z Subway’a, a on pobiegł za mną. Tak strasznie padało, że nie zauważyłam jadącego samochodu. Ross w ostatniej chwili mnie odepchnął, oboje upadliśmy na ziemię. Znowu ja na nim, a on w błocie – zaśmiałam się nerwowo, co wywołało jeszcze większy napad płaczu. - Wtedy mnie przytulił, a ja odwzajemniłam uścisk. Leżeliśmy tak, a potem wstaliśmy. Już się miałam z nim żegnać, kiedy mnie pocałował, a ja znowu to odwzajemniłam. A to się nie powinno stać! – krzyknęłam łkając, a ona przytuliła mnie jeszcze bardziej.
- Może i powinno… - zaczęła. – Kochacie się i najwidoczniej oboje tego chcieliście. Gdybyś go nie lubiła, to pewnie nie odwzajemniłabyś pocałunku. Laura – spojrzała na mnie. – Jeśli go kochasz, powiedz mu.
- I mam mu robić nadzieję? Mimo tego, że sama nie jestem pewna, czy będę w stanie mu wybaczyć?
- On już nie ma nadziei, Laura. Nie wiem, co jest w stanie zrobić sobie samemu, bo czasem Ross jest odrobinę… Nie da się nad nim zapanować. To chyba odpowiednie określenie. A Laura, on cię kocha, nie widziałaś, jak był zazdrosny, kiedy ty spędzałaś czas z Evan’em zamiast siedzieć z nim i rozmawiać na wasze ulubione tematy? Ja widziałam. Był zazdrosny jak cholera, chociaż starał się tego nie pokazywać. Jemu na tobie zależy, ale jest jedna rzecz, co do której mam wątpliwości.
- Mhm? – mruknęłam.
- Czy on aby na pewno żałuje tego, co zrobił.
Przyznałam jej rację. Tak strasznie chciałabym mu dać drugą szansę… Bo przecież każdy na nią zasługuje, prawda?
A no właśnie nie jestem tego pewna, czy Ross też zalicza się do tych osób. Wymaga to trochę czasu, nawet nie wiem, ile. Może kilka dni, może kilka lat.
- Laura, pamiętaj, Riker organizuje dzisiaj obiad. Chcesz przyjść czy zostać w domu?
- Oczywiście, że przyjdę. Dlaczego miałabym siedzieć we własnym pokoju? Podczas obiadu pewnie o wszystkim zapomnę.

Nieprawda. Wcale o niczym nie zapomnę. Jego obecność jeszcze bardziej będzie mi o wszystkim przypominać.
Stoję z Vanessą przed drzwiami domu Lynchów i czekamy, aż ktoś nam otworzy. Po chwili zjawia się Ellington z bananem na twarzy.
- LAURA! CAŁA I ZDROWA! – Cieszy się na mój widok i tak mocno ściska, że trochę brakuje mi powietrza. Nagle zbiega się cała rodzina, a na samym końcu... Ross. Staram się do nich uśmiechnąć, choćby lekko, ale i tak wychodzi mi jakiś koślawy grymas.
Ściągam kurtkę, a za mną nagle pojawia się Ross i ją przejmuje. Po chwili wiesza ją na wieszaku, a mi przypomina się sytuacja sprzed paru tygodni, kiedy zrobił to samo. Zaczyna mi się chcieć płakać, ale powstrzymuję łzy myślą, że to zwykły przypadek.
Siadamy do stołu, tym razem nie siedzę obok Ross'a, tylko naprzeciw niego.
- Jak się czujesz? - spytała Rydel znowu chodząc w fartuszku z My Little Pony. Chwyciła jakiś garnek i postawiła tuż przede mną. Bigos.
- Zależy. Fizycznie dobrze, ale psychicznie... nie najlepiej.
- Co się stało? - Rydel spojrzała na mnie zatroskana i z trudem zdecydowałam się na kłamstwo obdarzając najpierw Ross'a krótkim, przelotnym spojrzeniem.
- Aaaaa wiesz... No chodzi o to, że trochę się martwię, bo ktoś mnie właśnie próbował zabić - wyjaśniłam, jakby to było oczywiste, chociaż to nie był prawdziwy powód, dla którego jest mi smutno.
- No w sumie... racja - przyznała Delly i zabrała się za kolejne garnki i patelnie.
- Ja będę twoim superbohaterem - powiedział Rocky pokazując muskuły. Zaśmiałam się. - Będę cię chronić.
Ostatnie zdanie już mnie tak nie rozbawiło. Miałam w kieszeni list od Ross'a, a w głowie jego słowa. Że chce mnie chronić. Czułam, że blondyn uważnie mi się przygląda, ale nie chciałam odwzajemnić jego spojrzenia.
- A Ryland będzie moim pomocnikiem - dodał, a młodszy zaczął protestować.
- Cooooo?! Jak to?! TYLKO POMOCNIK? NIEEE! Ja jestem SUPER RYRY! - Nagle wstał i zaczął pozować jak modelka/superbohater.
- Hahahaha - zaśmiał się Ellington. - Chyba sobie żartujecie. SuperEll uratuje świat! Uratuje Laurę i wasze - wskazał na wszystkich pozostałych - tyłki!
Zaczęła się "kłótnia", a ja chichotałam. Razem z Ross'em byliśmy jedynymi osobami, które nie brały w niej udziału.
- Mój tyłek zostaw w spokoju... - mruknął Ross, lecz tylko ja to usłyszałam. Mimowolnie się zaśmiałam, a wtedy chłopak spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął. Szybko odwróciłam wzrok, a po jakichś dwóch minutach wszyscy się uspokoili i usiedli z powrotem przy stole.
- Tak więc... Smacznego! Jemy, ile wlezie, bo nie chcę mieć potem w lodówce resztek! - powiedziała Rydel, ale Rocky i Ellington ją uspokoili.
- Spokojnie, o to się nie martw - i mrugnęli do niej. Delly przewróciła oczami i chwyciła garnek Mac&Cheese.
- Hej, hola hola! Ja pierwszy! - zbuntował się Rocky.
- Chyba raczej "Ellington pierwszy" - poprawił go Ratliff i znowu zaczęła się między nimi dyskusja, więc Rydel po prostu nałożyła sobie porcję makaronu z serem, a bruneci nawet tego nie zauważyli.
Wyciągnęłam rękę, aby chwycić łyżkę bigosu, ale w tym samym momencie robi to Ross. Przez chwilę znów mam problemy z oddychaniem, bo nasze ręce po raz kolejny się spotkały. Ile razy to się jeszcze zdarzy? Za każdym razem, gdy będzie taki "rodzinny" obiad? Nie wytrzymałabym.
Powstrzymałam się od tego, żeby wstać od stołu i zamiast tego spojrzałam na osobę siedzącą przede mną. Nie był uśmiechnięty, wyglądał na smutnego. Pozwolił mi sobie nałożyć jako pierwsza, co było jeszcze gorsze... Mimo to nałożyłam sobie trochę bigosu i jadłam starając się nie myśleć o tym, co się przed chwilą stało, chociaż strasznie się trzęsłam.
- Laura, w porządku? - spytała nieco zaniepokojona Vanessa, która zauważyła moje trzęsące się ręce i nagle uwaga wszystkich skupiła się na nas.
- Tak, po prostu wiesz, to przez ten pobyt w szpitalu - skłamałam.
- Jakbyś gorzej się czuła, to mów - poprosiła, a ja kiwnęłam głową.
Cały posiłek zjedliśmy w spokoju. No... niezupełnie. Było dużo śmiechu i chichotu, a mi było przykro, że nie mogłam do tego wszystkiego dołączyć. Zawsze po wspólnych obiadach zostajemy jeszcze na dłużej albo nawet nocujemy. Ale to nocowanie zawsze wychodzi spontanicznie, dlatego wszystko się jeszcze okaże. Siedziałam właśnie na kanapie w salonie z Rydel i Riker'em rozmawiając o wszystkim, kiedy nagle zjawiła się Vanessa wrzeszcząc:
- LUDZIE! IMAGINE DRAGONS DODALI NOWY TELEDYSK! - i Rydel z Riker'em zerwali się z miejsc. Ja nie, bo nie byłam fanką. Postanowiłam na nich chwilkę poczekać, podczas gdy oni siedzieli na samej górze, kiedy usłyszałam za sobą kroki. Kiedy się odwróciłam, ta osoba zaczęła:
- Chciałbym odpowiedzieć Ci na twoje wczorajsze pytanie.
Był jeszcze smutniejszy niż wczoraj po całym zajściu z pocałunkiem, ale usiadł obok mnie starając się wyglądać na w miarę ogarniętego i spokojnego. Nic mu nie odpowiedziałam, po prostu na niego patrzyłam.
- Co się z nami stało? Powiem ci - zaczął, a ja słuchałam. - Zaczęło się ode mnie i od Piper. Zacząłem się z nią umawiać, bo naprawdę ją polubiłem. Nie pokochałem. Nawet nie zdążyłem, bo poznałem ciebie - wskazał na mnie palcem. - Ale jak tylko z tobą zacząłem rozmawiać, wiedziałem, że z tobą będzie inaczej. Po jakimś czasie cię pokochałem, coś między nami zaiskrzyło, a potem bum!, spieprzyłem.
Nie wyglądał tak, jakby miał to wszystko gdzieś. Wyglądał, jakby strasznie się tym wszystkim przejmował.
- Odpowiadając na twoje pytanie: ty uważasz, że już nie ma "nas". Ale ja dalej w to wierzę. Wierzę, że nam się kiedyś uda. Jest kilka rzeczy, które chciałbym ci powiedzieć. Tego dnia, kiedy wyszedłem z Piper na miasto, zerwałem z nią. Nie powiedziałem jej o tobie, bo bałem się, że cię znienawidzi.
Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co właśnie mi powiedział. Chwila... Przecież Piper mówiła mi, że Ross jej o wszystkim powiedział... Więc któreś z nich mnie okłamało... Komu wierzyć?
- Kłamiesz. - powiedziałam do niego nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Nie, nie kłamię. Dlaczego miałbym to robić? - spytał nieco zdezorientowany.
- Bo jesteś w tym dobry. Już kilka razy to robiłeś - odpowiedziałam lekceważąco, chociaż ten temat był dla mnie bardzo ciężki.
- Laura... Możemy o tym wszystkim zapomnieć?
- Zapomnieć? Haha. Zabawny jesteś - zaśmiałam się. - Powiedz to tym wszystkim przepłakanym przez ciebie nocom, powiedz to wszystkim moim ranom na duszy.
Spojrzałam mu prosto w oczy i prawie się ugięłam pod ciężarem jego wzroku. Patrzył na mnie w tak przygnębiający sposób, że zachciało mi się płakać.
- Ross, nie da się tak po prostu... zapomnieć. Rozumiem, uratowałeś mnie już kilka razy, za co ci bardzo dziękuję, ale... Nie da się zapomnieć.
- Ale da się wybaczyć - powiedział szybko z nadzieją.
- Jak na razie nie jestem na to gotowa.
- Laura... Proszę cię... Dobrze wiesz, co do ciebie czuję... A ja wiem, że nie jestem tobie obojętny.
I miał rację.
- Nie rób mi tego, błagam... Pomyśl nad tym chociaż... - jąkał się. - Wiem, że to trudne, bo zrobiłem ogromne świństwo, ale mi zależy. Jak na niczym innym. - Zauważyłam w jego oczach łzy, ale mówił dalej. - Mógłbym zrobić dla ciebie... wszystko. Wypiłbym nawet cały karton mleka - zaśmiał się nerwowo i jedna łza spłynęła po jego policzku.
- Ross, nie... Błagam cię, nie płacz. - prosiłam, bo nie chciałam do niego dołączyć.
- To powiedz coś... Cokolwiek. - Kolejna łza.
Westchnęłam ciężko i zastanawiałam się, co mu powiedzieć. Przecież nie chciałam mu robić nadziei. Łzy napłynęły mi do oczu.
- Ja... J-ja... - "też cię kocham" - to są słowa, które chciałam mu powiedzieć. Zamiast tego wstałam z miejsca. - Nie potrafię. Przepraszam.
Wzięłam szybko kurtkę z wieszaka i wyszłam z domu Lynchów, żeby wrócić do własnego.

Siedziałam na swoim łóżku i czekałam na Piper pisząc swoje podanie na studia. Nie trwało to długo, bo po niedługim czasie było już gotowe. Włożyłam je do koperty wraz z pozostałymi wymaganymi dokumentami i odłożyłam na stole w kuchni.
Zapatrzyłam się w małą kartkę leżącą na biurku. List od Ross'a. Nie chciałam go dłużej trzymać w kieszeni.
Spojrzałam na dywan i podłogę. Wciąż były tam plamy z krwi. Mojej własnej. Uznałam, że muszę sobie kupić nowy dywan, a krew spróbować wyszorować po raz kolejny.
Wtem zadzwonił dzwonek do drzwi. Błyskawicznie zbiegłam na dół i zastałam w drzwiach Piper. Przez jakiś czas z nią nie rozmawiałam, a nie chciałam przecież kończyć naszej przyjaźni.
- Cześć, kochanie! - przytuliła mnie mocno. - Jak się czujesz, Lau?
- Całkiem, całkiem. Wejdź do środka.
Po około pięciu minutach już siedziałyśmy u mnie w pokoju. Rozmawiałyśmy jak na przyjaciółki przystało. Omijałyśmy jednak jeden temat: faceci. Nie rozmawiałam z Piper od czasu, kiedy wylądowałam w szpitalu. Może to i dobrze. Obie nie chcemy do tego wracać.
Gadałyśmy jak najęte o różnych rzeczach typu zakupy, sukienki buty i biżuteria. Później obejrzałyśmy "Niezgodną", a ja starałam się nie myśleć o tym, że na drugiej części byłam z Rossem. Nie chciałam, żeby widziała jak płaczę. Po obejrzeniu całego filmu zaczęłyśmy... grać w Monopoly. Odkryłam, że jestem w tym dobra, bo po trzydziestu minutach została bez grosza. Następne dwie partyjki poszły mi równie dobrze.
- TY KŁAMCZYSZ! - wrzasnęła, kiedy wyznałam jej, że na jej karcie nie ma już ani grosza. - Ej no, faktycznie...
Później obejrzałyśmy kilka odcinków "Murder House'a". Aż PIĘĆ RAZY kazała mi przewijać do momentu w którym Tate wlecze Violet do wanny.
- Boże, nie przewinę więcej, bo mi się ta scena zbrzydnie!
- Mam to w dupie! Przewijaj! - więc przewinęłam. Później zrobiłyśmy sobie herbaty. Pijąc ją śmiałyśmy się z filmiku podesłanego mi przez Evana, na którym jego kot jak głupi biega po kanapie. W kółko.
Siedziałyśmy tak jeszcze chwilę, a później Piper wstała.
- Mogę zamknąć okno? Trochę mi chłodno - powiedziała, a ja kiwnęłam głową.
- No pewnie.
Zamknęła je i wróciłyśmy do rozmowy. Spytała mnie w międzyczasie o szklankę wody, a ja nagle poczułam jakiś smród.
- Co to? - spytałam.
- Ale co?
- Powąchaj. Czuję... - skupiłam się nieco bardziej - jakby coś się paliło.
- Hej... Masz rację - przyznała Piper. Wstała z miejsca, wyszła z pokoju i...
- Cholera... - powiedziała cicho przerażona.
- Co jest? - spytałam zaniepokojona. Podeszłam do niej, żeby zobaczyć, jak wszystko stoi w płomieniach. Zakryłam usta dłońmi.
Nic nie mówiąc pobiegłyśmy do łazienki po wiadra, które zapełniłyśmy wodą. Wróciłyśmy z powrotem do miejsca, gdzie byłyśmy jeszcze przed chwilą, ale ognia było jeszcze więcej. Nie mam pojęcia, kiedy to zdążyło się tak szybko przemieścić, ale robiłyśmy, co mogłyśmy, żeby jakoś powstrzymać płomienie. Było jednak tego za dużo...
- Dzwonię po straż - krzyknęłam nieco łamliwym głosem, a Piper kiwnęła głową wciąż napełniając i opróżniając wiadra. Wybrałam 911 i opowiedziałam wszystko, a potem rozłączyłam.
Nagle obie zaczęłyśmy się dusić. Kaszlałyśmy tak bardzo, że nie dało się wytrzymać. Postanowiłam jednak najpierw wziąć ze sobą dwie rzeczy, zanim zdecyduję się jakoś opuścić dom.
- Trzeba znaleźć wyjście! - wrzasnęła do mnie Piper. Podeszła do okna i próbowała je otworzyć. Na marne. Tak samo wyjście na balkon.
- Nie wybijesz - poinformowałam ją, kiedy nastawiła się z doniczką na okno. - Szyby są zrobione z plastiku i są bardzo grube. Poza tym, pożar by się rozprzestrzenił - powiedziałam jej myśląc, co jeszcze mogę zrobić.
- Idę poszukać wyjścia! Za niedługo wrócę! - i odbiegła. Nie wiem nawet, gdzie.
Zeszłam szybko po schodach na dół i wbiegłam do płonącej kuchni. Chwyciłam szybko moje podanie i wróciłam na górę wciąż kaszląc. Weszłam z powrotem do pokoju i podbiegłam do biurka. Wzięłam list od Ross'a i dusząc się jeszcze bardziej, próbowałam znaleźć Piper. Pobiegłam najpierw do łazienki. Tego okna też nie dało się otworzyć, więc pobiegłam do kolejnego pomieszczenia. Znowu nic...
A potem zbiegłam na sam dół. Widziałam lekko uchylone okno, które znajdowało się tak blisko płomieni, że wydawało się to niemal niemożliwe, żebym się tam dostała. Postanowiłam jednak spróbować. W momencie, kiedy już przechodziłam obok ognia, usłyszałam głos Piper:
- Szukałam cię, chciałam ci powiedzieć o tym oknie! - wrzasnęła, żebym dobrze ją usłyszała. Trochę mnie wystraszyła, co poskutkowało oparzeniem kawałka dłoni i prawie płonący list.
- Chodź, trzeba stąd wyjść! - odkrzyknęłam, a ta podbiegła do ognia i próbowała przejść z drugiej strony. Znowu się poparzyłam, ale nie obchodziło mnie to. Bardziej moją uwagę zwracało to, że czułam się tak słabo, jakbym zaraz miała zemdleć.
- Hej, hej, obudź się - powiedziała Piper i w tym momencie usłyszałam ryk syren. Straż pożarna.
- W końcu... - wydyszałam.
Kiedy w końcu znalazłam się po drugiej stronie ognia, czułam, że zaraz stracę przytomność.
- Piper... - mówiłam pomiędzy atakami kaszlu, które ona też miała. - Powiedz... Vanessie... Weź to jakby... mi wypadło - wskazałam słabą ręką na list i podanie. Kiwnęła głową. W końcu znalazła się obok mnie i próbowała wziąć na ręce. Tak czy siak, otworzyła okno i wydostała stamtąd nas obie, a ja zemdlałam nie potrafiąc pozbyć się jednej myśli...
Ktoś znowu próbował mnie zabić.

__________________
Witajcie kartofle!
Tak, znowu pisałam na koncie Annabeth. 
Mamy do was pytanie: chcielibyście coś o nas wiedzieć? Czuję jakbym potrzebowała z wami większej więzi. :') Pytania możecie zadawać w komentarzach, obiecuję, że odpowiemy.
BTW, jak myślicie, kim jest morderca? Piszcie koniecznie swoje domysły!
~C.

8 komentarzy:

  1. Nie mam pojęcia
    Ja chce pogodzoną Raurę:)
    Ulubione seriale?
    Hobby?

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest zarąbisty!!!!!
    Niezłego strach nam sprawiłaś tym pożarem :-)
    Dawaj szybko next!!!!! <3
    A moje pytanie to Cb to co osiągnęłaś dzięki czytelikom? :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. P.S. Zabójcą jest Ethan albo Piper i czy mogłabyś skasować kod obrazkowy??? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. awwh haha przepraszam, kompletnie nie pomyślałam o kodzie obrazkowym :) już zrobione!

      Usuń
  4. Super rozdział ^^
    Czekam na next :)
    I nie gódź jeszcze Raury xD
    Niech se rossek pocierpi :p Wredna ja xD
    Całuję Tala xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział :*
    Kim jest ten morderca?
    Kiedy będzie pogodzona Raura?
    Czekam NIECIERPLIWIE na next <3

    OdpowiedzUsuń
  6. niech ta Laura się w końcu ogarnie i mu wybaczy, kurczę :c
    ciekawa jestem, co do tego, kto ją próbuje tak urządzić.
    czekam na następny :)
    http://neverletmegiveup.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja dobrze wiem że to ten, Evan, chyba.
    Czekam i słyszałam, że macie bardzo fajne pomysły na tego bloga.
    :)

    OdpowiedzUsuń