Nie. To nie może być prawda.
- Żartujesz sobie ze mnie? - powiedziałam po chwili milczenia. - Nie jest na tyle głupi, żeby...
- Poważnie? Na mój gust jest. - odparł Rocky.
- Ale co z wami? - spytałam.
- Nic. Zostawił zespół i pojechał. - odpowiedział Riker.
- Nie wierzę... - mruknęłam i schowałam twarz w dłoniach. - Jaki dureń... - pokiwałam głową z rezygnacją. - Dureń, dureń, dureń...
I nagle zadzwonił mój telefon. Aż podskoczyłam. Wyjęłam komórkę z kieszeni w celu rozpoznania dzwoniącego.
- Kto dzwoni? - spytała Rydel na widok mojej miny.
- Dureń, dureń, dureń... - mruknęłam wraz z Rockym. Posłałam mu mordercze spojrzenie.
- No co? - zdziwił się. - Nie tylko ty możesz tak na niego mówić.
Tak się zagadałam, że zapomniałam odebrać. Ugh. A co tam. Jak mu zależy, to zadzwoni znowu.
Nie myliłam się. Pięć minut później znów zadzwonił.
- Halo? - mruknęłam wkurzona i włączyłam głośnik.
- Hej! Wiesz, że mamy piękny dzień? - spytał. Ratliff zaczął się chichrać.
- Taak, bardzo piękny. - warknęłam.
- Co jest? Co się dzieje? - zapytał zdziwiony.
- Nic. Mam nadzieję, że w Cambridge nie będzie ci się nudzić. - syknęłam.
- Niespodzianka? - pisnął zdezorientowany.
- Niespodzianka? Niespodzianka?! Ja ci dam niespodziankę!
- Ej no, o co chodzi? Nie cieszysz się?
- Cieszyłabym się, gdybym tam była!
- A NIE JESTEŚ?! - zdziwił się. - W takim razie gdzie? - i w tym momencie Ellington wybuchnął śmiechem. Tarzał się po kanapie jak głupi. - Nie, nie mów...
- Tak. Jestem w L.A, kretynie.
- Ouuuu... - stęknął.
- Co ty na to?
- Pewnie bym cię teraz dusił w uścisku, ale od jakiegoś czasu siedzę w samolocie...
- To wyskocz.
- Tak! Jasne! Wyskoczę! Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale jestem w powietrzu!
- To co? Może spadniesz w jakieś siano, może do rzeki...
- Lecimy nad jakimś miastem. Bardzo ładne tu mają wieżowce...
- Boże... - mruknęłam i wyłączyłam głośnik, po czym poszłam do kuchni. - Dobra. Kiedy masz lot z powrotem?
- Jakoś tak... Hmm... Może jutro.
- Masz być jutro, albo przysięgam, że pójdę na komisariat i wydobędę z niego Evana!
- PO CO?
- Bo mi się tak podoba!
- Dobra, będę jutro.
- Wspaniale. Czekam na ciebie.
- A możemy pogadać? - spytał z nadzieją.
- Nie teraz, Ross.
- Ale...
- Posłuchaj. Spytam cię o jedno. Czemu zostawiłeś resztę? Tuż przed świętami?
- Chciałem też być z tobą... Stęskniłem się.
- Aww... - uśmiechnęłam się lekko. - Ale wiesz, że to cię nie usprawiedliwia?
- Tak, rozumiem. - odpowiedział, a ja poczułam, że się uśmiecha. - Kocham cię Lau.
- Mam nadzieję. Jeśli będziesz gadał z jakąś laską... Tam, w Cambridge... Obiecuję powyrywać ci nogi i przyszyć do szyi, a ją rozstrzelać i zakopać w piaskownicy.
- Biedne dzieci...
- To nie jest śmieszne.
- Wiem, Lau, wiem. Nie znasz mnie? Nie zrobiłbym ci tego. W każdym razie nie po raz drugi... - mruknął, a mi uśmiech spełzł z twarzy. - Przepraszam. Niepotrzebnie to...
- Baw się dobrze, Ross. - mruknęłam i zakończyłam połączenie. Schowałam telefon do kieszeni i rozmasowałam sobie czoło. Głowa mnie od tego wszystkiego rozbolała.
- ALE POCZEKAJ! - wyrwało się Vanessie.
- Hmm? - spytałam nie do końca świadoma.
- Ty... Zrezygnowałaś?
- Tak. Uznałam, że to nie dla mnie, przecież już mówiłam.
- Zrezygnowałaś z Harvardu. Bo się za nami stęskniłaś?
- I dlatego, że nie było to to, co chciałam robić w życiu.
- Wow. - mruknęła. - To... Takie dziwne uczucie.
- Oj no weź. Nie wkurzaj się, tylko chodź się przytulić. - rozłożyłam ramiona i podeszłam do siostry. Po chwili dołączyła reszta. - Tęskniłam za wami.
- My za tobą też. - odpowiedzieli chórem.
- Ale wiesz, że Ross też będzie chciał to usłyszeć? - spytała roześmiana Rydel.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mam zamiaru mu tego powtarzać. Jego wina, że nie mógł poczekać godziny.
- Nie prawda. Twoja wina. To ty łaziłaś po sklepach. - zauważył Ell, a ja wraz z dziewczynami spiorunowałyśmy go wzrokiem.
- Zakupy są częścią natury kobiet. - zaczęła Rydel.
- Kobieta bez zakupów, to jak facet bez... - kontynuowała Van.
- Jasne, zrozumieliśmy. - odpowiedzieli wszyscy, a my uśmiechnęłyśmy się tryumfalnie.
- I co? Z kobietami nie wygrasz.
- Na pewno znajdzie się coś, w czym faceci są lepsi od kobiet. - odpyskował Riker.
- Ach tak? - spytała Vanessa. - Na przykład?
- No nie wiem... My na przykład potrafimy...
- Byczyć się cały dzień przed telewizorem, kiedy kobiety latają i zajmują się domem. Gotują, sprzątają, a wy oglądacie "Top Gear'a". - dokończyłam.
- Nie prawda! "Top Gear" tylko wieczorami! - oburzyli się.
- No tak, a wcześniej mecze...
- Filmy...
- Por...
- Milcz. - warknął Riker, kiedy Van zabrała głos.
- Mówiłeś coś? - syknęła, a on odsunął się o dwa metry od niej. - Tak myślałam.
- Ndbjsndhzbdjzsvbd. - mruczał. - Kobiety... - dodał jeszcze.
- Dobra, pójdę zanieść te torby na górę. - uśmiechnęłam się i chwyciłam torby. Ruszyłam chodami na górę i otworzyłam drzwi. Odłożyłam siatki i podeszłam do szafki pełnej jego ciuchów. Bardziej przyciągały mnie jednak poustawiane na niej zdjęcia. Było ich mniej, niż ostatnio, ale były. Chwyciłam jedną ramkę. Zdjęcie zrobione przez Rydel. Przedstawiało ono klęczącego Ross'a i mnie ze zdziwioną miną. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tego dnia. Odłożyłam zdjęcie i chwyciłam następne. Przedstawiało ono mnie i Ross'a wchodzących do domu po rozprawie. Na następnym przytulaliśmy się siedząc na drzewie u nich w ogrodzie.
- Dawaj Lau! Dasz radę! - krzyczał.
- Nie! To za wysoko! - spojrzałam w górę na gałąź na której siedział.
- Ja dałem radę, więc ty też sobie poradzisz!
- Nie! Ross, ja nie chodzę po drzewach.
- Pomogę ci. - zaproponował i wyciągnął rękę w moją stronę. Chwyciłam ją nie pewnie i złapałam się wystającej części pnia. Podciągnął mnie i po chwili siedziałam na górze w jego ramionach. Spojrzałam na jego twarz, na której tkwił szeroki uśmiech. Odwzajemniłam go i razem obejrzeliśmy zachód słońca.
Zrozumiałam, że ktoś zrobił to zdjęcie, kiedy my zapatrzeni przed siebie nie zwracaliśmy uwagi na nic.
Uśmiechnęłam się i odłożyłam je na półkę. Otworzyłam drzwiczki i wyjęłam pierwszą lepszą bluzę. Założyłam ją i wciągnęłam jego zapach, Ten którego tak mi brakowało... Znów spojrzałam na zdjęcia. Inne, na którym leżymy sobie na kanapie i jemy chrupki podczas oglądania "Gwiazd Naszych Wina" sprawiło, że łzy napłynęły mi do oczu. Zrozumiałam, jak bardzo za nim tęsknie. Potrzebuję go. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer. Nie odebrał. Napisałam więc wiadomość:
"Jesteś zły?"
Nie odpowiedział. Zaczęłam się niepokoić. Co jeśli jednak jest zły? Za to, że się rozłączyłam? Nie wiem.
- Hej.
- AAA! - pisnęłam. Do pokoju wszedł Riker z moimi walizkami. Za nim Vanessa. Rydel chwyciła tylko siatki z jedzeniem i poszła do kuchni.
- Sorrki. - powiedzieli.
- Uznałem, że chciałabyś, żeby ktoś pomógł ci je wnieść. - powiedział blondyn i odstawił bagaże.
- T... Tak. Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko i otarłam oczy rękawem.
- A ty znowu podkradasz mu ciuchy... - zaśmiała się Vanessa.
- Radzę uważać. To jego ulubiona bluza. Jeśli ją ubrudzisz...
- Zrozumie. - dokończyłam i skuliłam się na łóżku.
- Lau... Co się dzieje? - spytała Ness i razem ze swoim chłopakiem usiedli obok mnie.
- Nic. - odpowiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć. - Wszystko jest okay, widzisz?
- Nie. Widzę, że za nim tęsknisz. - odpowiedziała.
- Przecież jasne jest, że do ciebie wróci.
- Do was wszystkich wróci. - poprawiłam go.
- Nie. Nas ma dość. Spędził z nami dwa miesiące i pewnie zrobiłby wszystko, byleby być z dala od nas. - mruknął Riker, a moja siostra złapała go za rękę.
- Czemu miałby być na was zły? - zdziwiłam się. Dopiero teraz spojrzałam na ich dłonie. Na palcu mojej siostry zauważyłam coś błyszczącego. - O ja nie mogę... - zerwałam się z łóżka i spojrzałam na nich. - Czemu od razu mi nie powiedzieliście?! - wybuchłam.
- Woleliśmy to zrobić, kiedy Ross wróci... - szepnęła Van.
- Ale czemu?! Miałabym być zła, bo się zaręczyliście?! - uśmiechnęłam się. - Gratuluję! - uśmiechnęli się szeroko.
- Przynajmniej ty...
- Ale o co chodzi z Ross'em? - zdziwiłam się.
- Kiedy... Kiedy później wróciliśmy do hotelu... - zaczęła Vanessa.
- Na początku wyglądał normalnie. Nawet się uśmiechał. - kontynuował Riker. - Gratulował, jak każdy, ale...
- Nie był to szczery uśmiech. - dokończyła.
- Wróciliśmy do hotelu i wybuchł.
- Wybuchł? - nie zrozumiałam.
- Zaczął się kłócić. Każdy, kto starał się go uspokoić, poznał niepokojącą prawdę o sobie... - wyjaśnił blondyn.
- My mieliśmy się najgorzej. - powiedziała Van.
- Czekajcie chwile. Czyli wszystkich was obraził? - spytałam zdezorientowana.
- Niestety tak.
- Co na przykład powiedział?
- "Jak możecie?! Teraz?! Nie rozumiecie, jak mi ciężko?!" i wieeeele innych. - odpowiedziała Ness.
- Pożałuje tego... - warknęłam. - Ale nie przez telefon. Jak przyjedzie. I tak nie odbiera.
- Co? - zdziwił się Riker.
- Dzwoniłam do niego, ale nie odbiera. Napisałam do niego, ale nie odpi... - zrozumiałam, czemu Riker ma tak przerażoną minę. - Nie myślisz chyba, że coś...
- Że coś mogło się stać? - dodał przerażony. - Niestety, ale tak właśnie myślę.
- Boże. - sięgnęłam po telefon i wybrałam numer. - Proszę, proszę, proszę... - znowu nie odebrał. Zaczęłam płakać. - Proszę, Riker, spróbuj ty! - wyciągnął telefon i z błyszczącymi oczami wybrał numer. Później jeszcze raz. I jeszcze.
- Nic. - dodał załamanym wzrokiem. Złapałam się za głowę. Nie, wszystko jest okay. Pewnie robi sobie z nas żarty...
- Delly! - krzyknęłam jednak i z płaczem zbiegłam na dół.
- Co się...?! - zaczęła na mój widok. Zaczęłam jej tłumaczyć, ale mi przerwała. - Laura, proszę, uspokój się! Nie rozumiem, co mówisz! - wzięłam głęboki wdech i spróbowałam ponownie.
- Ross nie odbiera. Dzwoniłam kilka razy, Riker też... Pisaliśmy do niego, ale nic. Nie ignorowałby nas chyba tak długo?
- Poczekaj, spróbuję. - wróciła do kuchni po telefon. Kilka minut później wróciła, ale wnioskując z jej miny jej też nie udało się z nim połączyć.
*
Leżałam na łóżku u niego w pokoju. Telefon milczał na szafce nocnej obok mnie. Jednak ja wpatrywałam się w sufit i nie umiałam zasnąć. Za bardzo się o niego martwiłam. Nagle mój telefon zadzwonił. Widząc, kto to, odebrałam po kilku sekundach.
- TY DURNIU! - wrzasnęłam na powitanie. - Ja tu od zmysłów odchodzę, a ty... Właśnie! Czemu nie odbierasz?! - darłam się, jednocześnie płacząc.
- Lau, spokojnie! - uspokajał mnie. - Wyłączyłem sobie telefon, bo chciałem się zdrzemnąć. Włączyłem go przed chwilą i myślałem, że na zawał padnę, jak zobaczyłem ilość nieodebranych! Już się bałem, że coś się stało! - tłumaczył. - Przepraszam, tak strasznie przepraszam!
- Nie... Nie szkodzi. - odpowiedziałam.
- Ale za to dowiedziałem się czegoś. - poczułam, że się uśmiecha.
- Mam nadzieję, że i mi się to spodoba.
- Powinno. Za godzinę mam następny lot, więc może spotkamy się jutro rano... - otarłam oczy rękawem jego bluzy.
- Świetna wiadomość! - ucieszyłam się. - Tylko pamiętaj spakować sobie jedzenie, nie łaź za daleko, nie spóźnij się...
- Zrozumiałem. - zaśmiał się cicho. - Kocham cię.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam.
- Boże, współczuję ci, jak przyjadę. - powiedział.
- Tak? A co mi zrobisz?
- Tak cię wyściskam, że normalnie będę musiał robić ci później sztuczne oddychanie!
- Miło. Tobie też współczuję.
- Czemu?
- Nie myśl, że obrażanie mojej siostry, jak i moich przyjaciół uchodzi komukolwiek na sucho.
- Więc już wiesz? - spytał.
- Nie wiesz? Zgaduję!
- Sorry... - mruknął.
- Dobra, o tym pogadamy jutro. - stwierdziłam. - Teraz idź i kupuj żarcie. Na dwadzieścia minut przed odlotem masz być przy samolocie. - rozkazałam. - A, i uważaj na taką dziewczynę... Łazi tam taka ruda... I baaaardzo chętnie rozmawia z pasażerami.
- Mówiąc z pasażerami masz na myśli siebie. - zauważył roześmiany.
- Ej, ona jest dziwna! - powiedziałam, a on się roześmiał. Ten śmiech... Tak za nim tęskniłam... I znów się rozpłakałam. - Lau? Wszystko gra?
- Tak. Jest okay.
- To okay.
- Wracaj szybko. - powiedziałam.
- Dobranoc Lau. Do zobaczenia jutro rano.
- Będę o dziewiątej.
- I bardzo dobrze. Będę czekał.
- Chyba ja. - poprawiłam go, na co zachichotał.
- Dobranoooc.
- Dzień doooobry. - odpowiedziałam.
- Lau...
- No dobra, idę spać. - odpowiedziałam.
- Dobranoc.
- Do jutra. - i się rozłączył. Z uśmiechem odłożyłam telefon i wybiegłam z pokoju. Jego bluza powiewała za mną niczym peleryna. Zbiegłam do salonu, gdzie wszyscy w spokoju zjadali resztki słodyczy kupionych przeze mnie.
- Co jest? - spytała Vanessa z buzią pełną pianek.
- Zadzwonił. - powiedziałam z uśmiechem.
- Nie gadaj! - Rydel zerwała się z fotela.
- Co mówił? - zapytał Riker.
- Za godzinę ma lot.
- A biorąc pod uwagę, że leci się jakieś siedem godzin...
- Będzie tutaj o mniej więcej dziewiątej.
- A mi wychodzi, że koło ósmej. - stwierdził Rocky.
- Znasz go. Pewnie pójdzie szukać żarcia, a później wciągnie go kibel. - uśmiechnęłam się na słowa Rydel.
- Taak, on potrafi zrąbać wszystko. - stwierdziłam.
*
O pierwszej w nocy Ross ponownie do mnie zadzwonił.
- Czekamy na ciebie o dziewiątej i ani godziny dłużej.
- Skąd wiedziałaś, że się spóźniłem?
- Bo cię znam. - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Kocham cię. - odparł.
- A ja Ciebie. Tylko proszę, nie spóźniaj się więcej na samolot. - jęknęłam.
- Hahahaha! Nie ma problemu. Dla ciebie mogę zrobić wyjątek. - odpowiedział wesoło.
- Świetnie! - odparłam.
- To teraz już naprawdę dobranoc.
- Miłego lotu. - odpowiedziałam. Rozłączył się, a ja rozłożyłam się wygodnie. Wreszcie udało mi się zasnąć.
*
Obudziłam się rano z szerokim uśmiechem na twarzy. Prawie natychmiast wyskoczyłam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej czyste ubrania i pognałam do łazienki. Ubrałam się najszybciej jak umiałam i pobiegłam do kuchni. Zjadłam sobie dwa kubki go-gurtu i zaczęłam budzić wszystkich po kolei.
Zjedli śniadanie i razem pojechaliśmy na lotnisko. Mimo tego, że do przylotu zostało jakieś dziesięć minut musieli siłą mnie przytrzymywać, bo skakałam jak głupia piszcząc.
Kiedy przyleciał oczekiwany przez nas samolot rzuciłam się siostrze na szyję z wrzaskiem: "JEEEEST!". Ludzie powoli wysiadali, ale nie widziałam Ross'a. Wyszła między innymi dziewczyna, którą spotkałam na lotnisku w Cambridge. Pomachałam do niej, a ona odpowiedziała tym samym. Wysiedli wszyscy ale jego nie było. Zadzwoniłam. Nic. Wysłałam wiadomości. Zero odpowiedzi. Podeszłam do samolotu i pomachałam jednej ze stewardess, która właśnie usiadła w wyjściu.
- PRZEPRASZAM! - krzyknęłam. - ALE CZY JEST W ŚRODKU JAKIŚ...?!
- Tak! Wreszcie! - zeskoczyła. - Jakiś blondyn uderzył się w głowę podczas turbulencji i leży nieprzytomny w swoim fotelu. Nie budził się na krzyki i potrząsanie, ale oddycha. - wyjaśniła.
- To świetnie. Ja po niego. - poinformowałam ją, a ona westchnęła z ulgą.
- Zapraszamy. Jeśli chcesz wody lub orzeszków, to mam cały wózek.
- Nie trzeba. Przychodzę po śpiocha i znikam. - zostawiła mnie samą wśród foteli. Podeszłam do jedynego zajętego fotela i zobaczyłam śpiącą królewnę imieniem Ross.
- Ross. - potrząsnęłam nim. - Ross. - powtórzyłam czynność. - Ross! - dalej nic. - Dobra, moja cierpliwość zaczyna się kończyć. - mruknęłam i strzeliłam mu mocnego liścia w policzek.
- AAA! - pisnął. Spojrzał przed siebie zaspanym wzrokiem. - Ja umarłem? - spytał.
- Nie, ale jeśli zaraz stąd nie wyjdziesz, zadbam, by się to stało! - zagroziłam, a on zerwał się z fotela. Z jego bluzy wypadło kilka orzeszków. Potrząsnęłam głową ze zrezygnowaniem i chwyciłam blondyna za rękę.
- Też miło cię widzieć. - fuknął.
- Później. - odpowiedziałam takim samym tonem. Wyprowadziłam go z samolotu i odebrałam jego (na szczęście) nie duży bagaż. Później dołączyłam ze zgubą do reszty, Obskoczyli go i zaczęli wykrzykiwać, jak to się o niego martwili, że odchodzili od zmysłów, że normalnie chyba go zabiją, ale ich odpędziłam.
- Zostawcie go, bo ucieknie z powrotem. - podeszłam do niego i mooocno przytuliłam. Odwzajemnił gest.
- Tęskniłem za tobą. - szepnął.
- Ja za tobą też. - odpowiedziałam również szeptem. Spojrzeliśmy na naszych towarzyszy.
- Tak, możecie się pocałować. - mruknął Rocky.
- Yay! - krzyknął Ross, a później nie wiele pamiętam. Jedyne, co mi świta to to, że mnie pocałował.
____________________________________________
Annabeth dalej śmiecha z wersji ":(", a Clarisse jęczy "Awww" nad wersją ":)". Annabeth idzie teraz czytać w spokoju "Dary Anioła" lub grać na gitarze lol
Pozdrawiam oburzone i te nie ziemniaki
~Annie Bell (Zły Dionizos, zły!)
P.S Smutna wersja pod spodem ;))
- Co jest? - spytała Vanessa z buzią pełną pianek.
- Zadzwonił. - powiedziałam z uśmiechem.
- Nie gadaj! - Rydel zerwała się z fotela.
- Co mówił? - zapytał Riker.
- Za godzinę ma lot.
- A biorąc pod uwagę, że leci się jakieś siedem godzin...
- Będzie tutaj o mniej więcej dziewiątej.
- A mi wychodzi, że koło ósmej. - stwierdził Rocky.
- Znasz go. Pewnie pójdzie szukać żarcia, a później wciągnie go kibel. - uśmiechnęłam się na słowa Rydel.
- Taak, on potrafi zrąbać wszystko. - stwierdziłam.
*
O pierwszej w nocy Ross ponownie do mnie zadzwonił.
- Czekamy na ciebie o dziewiątej i ani godziny dłużej.
- Skąd wiedziałaś, że się spóźniłem?
- Bo cię znam. - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem.
- Kocham cię. - odparł.
- A ja Ciebie. Tylko proszę, nie spóźniaj się więcej na samolot. - jęknęłam.
- Hahahaha! Nie ma problemu. Dla ciebie mogę zrobić wyjątek. - odpowiedział wesoło.
- Świetnie! - odparłam.
- To teraz już naprawdę dobranoc.
- Miłego lotu. - odpowiedziałam. Rozłączył się, a ja rozłożyłam się wygodnie. Wreszcie udało mi się zasnąć.
*
Obudziłam się rano z szerokim uśmiechem na twarzy. Prawie natychmiast wyskoczyłam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej czyste ubrania i pognałam do łazienki. Ubrałam się najszybciej jak umiałam i pobiegłam do kuchni. Zjadłam sobie dwa kubki go-gurtu i zaczęłam budzić wszystkich po kolei.
Zjedli śniadanie i razem pojechaliśmy na lotnisko. Mimo tego, że do przylotu zostało jakieś dziesięć minut musieli siłą mnie przytrzymywać, bo skakałam jak głupia piszcząc.
Kiedy przyleciał oczekiwany przez nas samolot rzuciłam się siostrze na szyję z wrzaskiem: "JEEEEST!". Ludzie powoli wysiadali, ale nie widziałam Ross'a. Wyszła między innymi dziewczyna, którą spotkałam na lotnisku w Cambridge. Pomachałam do niej, a ona odpowiedziała tym samym. Wysiedli wszyscy ale jego nie było. Zadzwoniłam. Nic. Wysłałam wiadomości. Zero odpowiedzi. Podeszłam do samolotu i pomachałam jednej ze stewardess, która właśnie usiadła w wyjściu.
- PRZEPRASZAM! - krzyknęłam. - ALE CZY JEST W ŚRODKU JAKIŚ...?!
- Tak! Wreszcie! - zeskoczyła. - Jakiś blondyn uderzył się w głowę podczas turbulencji i leży nieprzytomny w swoim fotelu. Nie budził się na krzyki i potrząsanie, ale oddycha. - wyjaśniła.
- To świetnie. Ja po niego. - poinformowałam ją, a ona westchnęła z ulgą.
- Zapraszamy. Jeśli chcesz wody lub orzeszków, to mam cały wózek.
- Nie trzeba. Przychodzę po śpiocha i znikam. - zostawiła mnie samą wśród foteli. Podeszłam do jedynego zajętego fotela i zobaczyłam śpiącą królewnę imieniem Ross.
- Ross. - potrząsnęłam nim. - Ross. - powtórzyłam czynność. - Ross! - dalej nic. - Dobra, moja cierpliwość zaczyna się kończyć. - mruknęłam i strzeliłam mu mocnego liścia w policzek.
- AAA! - pisnął. Spojrzał przed siebie zaspanym wzrokiem. - Ja umarłem? - spytał.
- Nie, ale jeśli zaraz stąd nie wyjdziesz, zadbam, by się to stało! - zagroziłam, a on zerwał się z fotela. Z jego bluzy wypadło kilka orzeszków. Potrząsnęłam głową ze zrezygnowaniem i chwyciłam blondyna za rękę.
- Też miło cię widzieć. - fuknął.
- Później. - odpowiedziałam takim samym tonem. Wyprowadziłam go z samolotu i odebrałam jego (na szczęście) nie duży bagaż. Później dołączyłam ze zgubą do reszty, Obskoczyli go i zaczęli wykrzykiwać, jak to się o niego martwili, że odchodzili od zmysłów, że normalnie chyba go zabiją, ale ich odpędziłam.
- Zostawcie go, bo ucieknie z powrotem. - podeszłam do niego i mooocno przytuliłam. Odwzajemnił gest.
- Tęskniłem za tobą. - szepnął.
- Ja za tobą też. - odpowiedziałam również szeptem. Spojrzeliśmy na naszych towarzyszy.
- Tak, możecie się pocałować. - mruknął Rocky.
- Yay! - krzyknął Ross, a później nie wiele pamiętam. Jedyne, co mi świta to to, że mnie pocałował.
____________________________________________
Annabeth dalej śmiecha z wersji ":(", a Clarisse jęczy "Awww" nad wersją ":)". Annabeth idzie teraz czytać w spokoju "Dary Anioła" lub grać na gitarze lol
Pozdrawiam oburzone i te nie ziemniaki
~Annie Bell (Zły Dionizos, zły!)
P.S Smutna wersja pod spodem ;))
Będę pierwsza? Możliwe, ale zamierzam się rozpisać więc może ktoś mnie ubiec.
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że nigdy tutaj nie komentowałam. Sorry :* Ale zawsze czytałam, co zapewne wiecie, w końcu pisałam z wami o tym :)
Jesteście świetne. WSZYSTKIE. Od początku do końca ten blog zajebiście mi się podoba :D W każdym detalu, zdaniu i wql :) Szczerze polecam!
Może nie zawsze popierałam wszystkie decyzje, chyba jak każdy czytelnik. Może często się wściekałam [sorry again :*] i myślałam że was zabije, to zawsze miałam świadomość, że taką miałyście wizję. Wy i te dwie poprzednie sadystki xD
To wy piszecie tą historię i to wy decydujecie o tym jaka ona będzie.
I choć może się wydawać, że historia naszej kochanej Raury jest na miarę Mody na Sukces, to jest boska. Słodka i pokazuje prawdziwą walkę o uczucia. Prawdziwą miłość, która potrafi znieść tak wiele. Wybaczyć tak wiele, zmienić cały świat. Jestem pod ogromnym wrażeniem waszego talentu :)
Co do tego rozdziału... Na polecenie Natki przeczytałam smutną wersję, ale ta podoba mi się sto razy bardziej xD Wiecie, lubię romantyczne klimaty mimo iż często krzyczę 'Buuu!' [ja i me problemy psychiczne xD].
Nie wiem co was skłoniło do napisania drugiej wersji. Czyżby mój protest, który dosięgnął nawet TT? :D I opisu Jagody, fragmentu naszej rozmowy...
"- Ale jakie mogłoby być inne zakończenie dla smutnego bloga?
- np. Radosne?!"
Jak mówiłam, kocham miłość :D Ale nie sądziłam, że zmienicie poprzednią wersję xD Sama się teraz wkopuje, ale okeej :D
Annabeth, czego nic nie mówisz że czytasz Dary Anioła?! Na Razjela, kocham to! Dupka Jace'a, który jest taki słodki, seksowny i.. chamski! ♥ Ich miłość z Clary... ♥ Sebastiana, który chce wszystkich zabić ale jest przy tym taki 'mrauu' :D Okej, spoileruje, więc koniec tego xD
Jak tak teraz patrze to chyba aż tak bardzo się nie rozpisałam :D No więc, czekam na następny i obiecuję poprawę jeśli chodzi o komentowanie!
~ Ann xD
Nie, nie rozpisałaś się xD
UsuńAni trochę xD
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział?
Czekam na next <33
Anabell nie nie rozpisałaś się, ani trochę.
Wolę tą wersje.
OdpowiedzUsuńStanowczo.
I czekam na nexta.
Super:)
OdpowiedzUsuńAwww... ja też zdecydowanie wolę wersje happy i ten cały romantyzm ;) Nie straszcie nas tak więcej ;)
OdpowiedzUsuńRaura jest razem, w końcu się spotkali, jest pięknie :D
Tylko jedno mnie jeszcze ciekawi... skoro były dwa rozdziały i każdy "trochę inny" to którą opcję będziecie ciągnęły dalej? Tą tutaj "radosną" czy tą pod spodem "smutną"? o,O Mam nadzieję że tą tutaj xD
Czekam na dalszy rozwój wydarzeń i weny życzę ;)
jeśli macie zamiar spieprzyć tę sielankę, co to teraz może się dziać, przywalę obydwu po głowie!
OdpowiedzUsuńw końcu może się doczekam jakiegoś cudownego romansidła ze strony Laury i Rossa.
ogólnie wszystko miodzio, czekam na następny, jesteście świetne i w ogóle!
#neverletmegiveup