- C-co? - zająknęłam się nie dowierzając.
- No... Porzucił zespół, zdecydował, że chcę być z tobą. Coś tam gadał, że nie wytrzyma bez ciebie i musi lecieć... - opowiadała Delly. - Próbowaliśmy go zatrzymać, powiedzieliśmy, że na pewno by się tobie to nie spodobało. A on powiedział, że to jedyny sposób, żebyście mogli być razem, bo on nie chciał, żebyś ty rezygnowała ze studiów.
- W-wow... Cóż, trochę za późno - skrzywiłam się. - Jakby nie mógł mieć tego lotu zaplanowanego na nawet parę godzin później albo wcześniej...
- A akurat jutro mieliśmy mieć koncert niedaleko... Właśnie dlatego jesteśmy teraz w domu - odezwał się Riker.
- Jezus Maria... Pewnie teraz nie odbierze, w końcu leci. Lot trwa około 7 godzin, czyli że będzie tam około... północy?
- Na to wychodzi - powiedział Ryland z grymasem na twarzy.
- Świetnie - mruknęłam. - Pomożecie mi zanieść walizki na górę? - spytałam chłopaków.
- Chwila, chwila... - Vanessa zaczęła się nad czymś głęboko zastanawiać.
- Co? - zapytałam zdezorientowana. - Mam coś na twarzy?
- Ty... Zrezygnowałaś ze studiów? - spytała.
- Tak, inaczej by mnie tu nie było - stwierdziłam, jakby to było oczywiste, ale ona spojrzała na mnie tak, jakbym była nieznajomą osobą, która właśnie weszła do jej domu bez pukania.
- Czy ty na głowę upadłaś?! Laura! Dostałaś się na jedną z najlepszych uczelni na całym świecie, a ty tak po prostu rezygnujesz, bo się za kimś stęskniłaś?! - zaczęła się drzeć, a ja tylko stałam tam jak słup soli i nic nie mówiłam. Van kontynuowała. - Wiesz, ilu ludzi chciałoby mieć tyle szczęścia, co ty?!
- Vanessa... Uspokój się... - spróbował Riker i już mógł tego żałować.
- "Uspokój się"?! CZY TY JESTEŚ ZDROWY?! - darła się po nim Nessa. Rik spojrzał na mnie, a ja ułożyłam usta w słowo "współczuję". Po chwili odwrócił wzrok i patrzył na moją siostrę, która była czerwona ze złości. - CZY W TYM DOMU KTOKOLWIEK JEST ZDROWY?!
- Vanessa, pamiętaj, że Laura zrobiła to też dla ciebie - powiedział Rocky, a brunetka spiorunowała go wzrokiem. - Gdyby nie rzuciła studiów, nie byłaby tu teraz z tobą. Przecież za tobą też się stęskniła - stwierdził, a moja siostra wypuściła powietrze z ust.
- W sumie racja - odpowiedziała. - Przepraszam, Lau.
- Nie szkodzi - uśmiechnęłam się do niej, podeszłam bliżej i przytuliłam. Zdezorientowałam ją nieco, ale odwzajemniła uścisk.
- Też za tobą tęskniłam - powiedziała cicho.
- Wszyscy za tobą tęskniliśmy - dodał Ratliff.
- Szczególnie Ross - dopowiedziała Rydel. - Niemal oszalał z tęsknoty. - Na jej twarzy pojawił się mały uśmiech, ledwo widoczny, jednak przepełniony czymś, czego nie potrafiłam określić.
Oderwałam się od Nessy i przytuliłam każdego po kolei.
- Tak w ogóle, to zrezygnowałam też dlatego, bo uznałam, że to po prostu nie dla mnie. Niezbyt wyobrażam sobie siebie samą siedzącą przy jakimś biurku doradzającą ludziom, co zrobić w razie, gdyby wynajęli sobie kolesia załatwiającego kłopoty, a potem facet znika.
- Tak, jak w "Trudnych Sprawach" - zaśmiał się Rocky.
- To było "Dlaczego ja?", nie "Trudne Sprawy" - skomentował Ellington i chłopaki zaczęli się kłócić. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Dobra, to pomożecie mi z walizkami? - spojrzałam na Rikera i Ryland'a, a oni kiwnęli głowami jednocześnie. Chwycili bagaż, a ja wzięłam do rąk torby z zakupami. Weszliśmy po schodach na górę. Otworzyłam drzwi do pokoju Ross'a i wszyscy przekroczyliśmy próg. Jego pokój wydawał się być strasznie ponury - rolety były spuszczone w dół, szafy puste, a pościel najprawdopodobniej schowana. Na półkach nie było żadnych ramek ze zdjęciami, jak jeszcze trzy miesiące temu. No dobra, może i ramki były, ale nie było zdjęć. Położyliśmy bagaże przy szafie i zaczęłam się rozpakowywać. Podziękowałam chłopakom, a oni zostawili mnie samą. Teraz trzeba tylko jakoś tu ściągnąć Ross'a i w końcu będziemy szczęśliwi, pomyślałam. Uśmiechnęłam się do siebie wyciągając ubrania z walizki i układając je na półkach.
- Jeszcze chwilka, jeszcze chwilka... - patrzyłam na zegarek. Była 23:59.
- Do czego? - spytała Vanessa siedząca obok mnie na kanapie.
- Za chwilę Ross powinien być w Cambridge - wyjaśniłam jej, a ona pokiwała głową.
- I co? Czekasz, aż zadzwoni?
- Pewnie powie coś w stylu "Otwórz drzwi, jestem na dole".
- Co mu odpowiesz?
- Powiem mu przecież, że jestem w LA.
- Aaaa, no.
Spojrzałam znowu na zegarek, który wybijał równo północ.
- Zaraz powinien lądować - mruknęłam.
*PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ*
- Dobra. On nie dzwoni, to ja zadzwonię - stwierdziłam i wybrałam jego numer. Po czwartym sygnale usłyszałam jego głos w słuchawce.
- Cześć, Lau - przywitał mnie i chyba się uśmiechnął.
- Hej. Jesteś jeszcze na lotnisku? - spytałam prosto z mostu.
- Ni... Chwila... Jak to "na lotnisku"? - spytał zaskoczony.
- Ross, spokojnie. Wiem o wszystkim. Wracaj na lotnisko i leć z powrotem do Los Angeles.
- Ale dlaczego? Przyleciałem tu do ciebie.
- Ross... Chciałam zrobić to samo. I zrobiłam. Już tam nie studiuję - dodałam szybko, czego pożałowałam. - Przyleciałam do LA.
- ZREZYGNOWAŁAŚ?!
- No... Tak. To nie dla mnie. Poza tym, cholernie za wami tęskniłam. Proszę, wróć - jęknęłam, a on westchnął.
- Czy to oznacza, że już... Że już będziemy razem? - spytał z niedowierzaniem.
- No... Tak - odpowiedziałam mu. Uśmiechnęłam się tak szeroko, jak tylko potrafiłam, co chyba odwzajemnił.
- O Boże, Laura. Laura. Kocham cię. Tak bardzo cię kocham.
- Też cię kocham. A teraz wracaj, chcę cię wyściskać - zaśmiałam się.
- A wycałować to nie? - udał, że jest zawiedziony.
- To też - uśmiechałam się. - Sprawdź, o której masz następny lot.
- Okej. - Przez chwilę nie słyszałam nic w słuchawce oprócz "Mógłby pan z powrotem zawieźć mnie na lotnisko?", a później znowu się odezwał: - Za godzinę.
- No to widzimy się o dziewiątej, prawda?
- Prawda.
- Leć spokojnie. Wyśpij się w samolocie. Nie spóźnij się na pierwszy lot. Weź coś do jedzenia, ale bez przesady. Zapnij pasy.
- Spokojnie, Lau, pamiętam - zaśmiał się.
- Dobra. Czekam. Przylatuj jak najszybciej, błagam.
- W porządku. Dobranoc, Lau. Kolorowych snów. Kocham cię.
- Ja ciebie też.
I się rozłączyłam. Vanessa patrzyła na mnie wzruszona.
- Co? - spytałam.
- Jesteście uroczy - odpowiedziała wycierając łzy.
- Słyszałaś rozmowę?
- Tak, przecież siedzę tuż obok ciebie.
- On jest kochany - powiedziałam. - Może lepiej pójdę spać. O dziewiątej mam być po niego na lotnisku.
- Pojadę z tobą, jeśli chcesz - odpowiedziała Nessa uśmiechając się szczerze.
- Dziękuję - przytuliłam ją. - Dobra, idę spać. Dobranoc - rzuciłam i pobiegłam na górę, do jego pokoju. Wydawał się być mniej ponury, odkąd dowiedziałam się, że za niedługo do mnie wróci, że będzie ze mną i spędzimy razem dłuuugie lata.
Położyłam się na łóżku, wzięłam koc i poduszkę i usnęłam po kilkunastu minutach.
*
O siódmej trzydzieści obudził mnie budzik. Zeszłam z łóżka uradowana i podbiegłam do szafy. Wyciągnęłam z niej czyste ubranie i pobiegłam do łazienki z bananem na twarzy. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i ubrałam się. Nic mi dzisiaj nie zepsuje humoru. Ooo, nie. Nie dzisiaj.
Udałam się do pokoju Vanessy podskakując i zapukałam do drzwi. Nikt nie otwierał, więc sama weszłam do środka. Zastałam tam Vanessę i Riker'a leżących pod kołdrą.
- VANEEEESSAAAAAA! - wrzasnęłam, aż brunetka spadła z łóżka.
- Coooooooo... - jęknęła.
- Za godzinę Ross ląduje. A przecież pojedziesz ze mną, prawda?
- No jadę, jadę... Daj mi jeszcze pięć minut - i z powrotem położyła się obok swojego chłopaka. Pokręciłam głową uśmiechając się i zeszłam do kuchni, żeby zjeść śniadanie. Zastałam tam Ellingtona i Rocky'ego grzebiących w lodówce.
- Hej, chłopaki - przywitałam się.
- AAAAA! - wrzasnęli i płatki, które trzymali w dłoniach, rozsypały się na podłogę.
- ...O co chodzi? - spytałam zdziwiona.
- Nie mów Rydel! - szepnął do mnie Ell, a ja zmarszczyłam brwi.
- A to czemu?
- Nie pozwala nam jeść tych płatków... Twierdzi, że po nich wariujemy...
- Mówi jeszcze, że mają za dużo cukru, a cukier źle na nas działa.
- To akurat prawda - stwierdziłam.
- No niby tak, ale proszę, nie mów jej! - błagał Ratliff.
- No okej, nic nie powiem. Ale radzę wam posprzątać te płatki z podłogi, bo się zorientuje.
- Już, już!
Chłopaki kucnęły i zaczęły zbierać płatki, a ja otworzyłam lodówkę i wzięłam go-gurt. W następnej chwili zauważyłam Rydel stojącą przy blacie.
- Co wy tu robicie?! - spytała zezłoszczona Rydel patrząc na szatynów.
- My... Eee... Bo...
- Rozsypały mi się płatki - przerwałam im, a oni spojrzeli na mnie zdziwieni. - Zaczęłam je zbierać, ale potem oni się zjawili i powiedzieli, że posprzątają za mnie. Prawdziwi dżentelmeni - uśmiechnęłam się, a Rydel zmierzyła mnie wzrokiem. - No co?
- Nic. Idę spać. - I zniknęła.
- Dziękujemy, dziękujemy! Uratowałaś nam życia! - rzucili się na mnie z uściskami.
- Hej, spokojnie, spokojnie. Udusicie mnie, a chciałabym zobaczyć Ross'a chociaż raz jeszcze.
- Dobraaaaa - puścili mnie i znowu zaczęli zajadać się płatkami. Uśmiechnęłam się, a wtedy przede mną stanęła Vanessa.
- Jedziemy? - spytała, a ja kiwnęłam głową.
- Jedziemy.
Czekamy na Ross'a, a dokładniej na jego samolot. Ponoć ma lądować za 5 minut, więc Vanessa próbuje mnie uspokoić, bo strasznie się tym ekscytuję. "Zaraz go zobaczę, zaraz go zobaczę!", piszczałam, co nieco ją irytowało. "Daj spokój, nie widziałam go ponad dwa miesiące. Stęskniłam się."
Nagle zauważyłam, że jakiś samolot ląduje. Okazało się, że to właśnie ten samolot, więc podbiegłam do szyby. Zauważyłam, że ludzie wysiadają, więc odwróciłam się tyłem do samolotu i czekałam, aż zobaczę Ross'a przechodzącego przez bramki. Jakiś Arab... Matka z dzieckiem... Biznesmen... Nastolatki... Jakiś blondyn... Chwila, chwila... Aaaa, nie. To nie Ross. Następnie jakaś staruszka, młody chłopak i ta ruda dziewczyna, którą widziałam wtedy na lotnisku. Uśmiechnęłam się do niej, co odwzajemniła. Usiadła na miejscu, na którym wcześniej siedziałam ja i odłożyła swoją walizkę obok. Znów odwróciłam wzrok w stronę bramek, a obok mnie zmaterializowała się Vanessa.
- Widziałaś go? - spytała. Pokręciłam przecząco głową. - No to jeszcze poczekamy.
Tak, szkoda tylko, że czekamy ponad pół godziny, a jego jeszcze nie ma. Nikt już nie wychodzi, żaden samolot nie ląduje. Podeszłam do jakiegoś pracownika lotniska i spytałam, czy "wysiadał jakiś chłopak o blond włosach, który jeszcze nie przeszedł przez bramki".
- O kogo konkretnie chodzi? - spytał, a ja odpowiedziałam:
- Ross Lynch. Ten z R5.
- Aaaa, ten. Nie, nie wysiadał. Nie leciał tym samolotem.
- C-co? - zająknęłam się. - Powiedział mi, że właśnie tym samolotem będzie leciał.
- Przykro mi, nic nie mogę z tym zrobić.
- W porządku, dziękuję.
Jak to? Nie leciał? Chwila, chwila.
Wybrałam jego numer i zadzwoniłam. Nie odebrał. Próbowałam jeszcze kilka razy, wysłałam smsy, ale nic. Zero odpowiedzi.
- Vanessa? - Podeszłam powiedziałam zdziwiona. - Jego tu nie ma. Nie przyleciał.
- Dzwoniłaś?
- Tak. Nie odbiera, nie odpisuje.
- Hmm... To trochę dziwne - stwierdziła brunetka. - Czyli, że nie przyleci.
- Poczekajmy jeszcze chwilkę - poprosiłam.
- Ale po co? Nie miałoby to sensu. Jak wyląduje, zadzwoni. Może spóźnił się na pierwszy lot i dalej leci? Mówię ci, Laura, zadzwoni. Nie ma co czekać.
Kiwnęłam głową, ale nie byłam zbyt pewna co do tego, co mówiła.
- Chodź. Jeśli będzie potrzeba, przyjedziemy później.
Minęło parę godzin, a on dalej nie dzwonił. Leżałam na jego łóżku i co minutę sprawdzałam, czy czasem nie wysłał jakiegoś smsa. Ale nic nie było. Leżałam tak wpatrując się w sufit, kiedy usłyszałam na dole jakiś płacz. O co chodzi?
Wstałam z łóżka i wyszłam na korytarz. Usłyszałam ciche zawodzenie, łkanie. Spojrzałam w dół i zobaczyłam wszystkich Lynchów, Vanessę i Ratliffa siedzących na kanapie. Rydel schowała twarz w dłoniach płacząc, Vanessa wyglądała, jakby właśnie powiedzieli jej coś, w co nie wierzyła, a chłopcy starali się nie wtórować Rydel.
- O Boże... - powiedziała cicho Vanessa i zaczęła płakać. - Nie... To niemożliwe...
- Nie... - Głos Ellingtona się załamał. Usiadł na fotelu i zaczął ciężko oddychać. O co chodzi? Co się stało takiego strasznego, że wszyscy płaczą?
- Wiecie co... - powiedział przerażony Ryland, a jego głos przepełniony był smutkiem i żalem. - Jak my to powiemy Laurze?
- Nie mam pojęcia... Załamie się... - dodał Rocky, który z widocznie wielkim trudem powstrzymywał łzy.
Vanessa przetarła oczy rękawem, kilka razy wpuściła i wypuściła powietrze i powiedziała:
- Nie da rady.
Zeszłam szybko po schodach na dół. Co jest? Dlaczego miałabym się załamać?
- O co chodzi? - spytałam, a ich twarze zwróciły się w moją stronę. Kiedy Vanessa mnie zauważyła, znów zaniosła się płaczem. Robiło się to coraz bardziej niepokojące.
Zaraz, zaraz... Najpierw Ross nie wraca, nie odbiera telefonu, nie odpisuje... A teraz oni wszyscy płaczą, twierdzą, że się załamię...
- Laura... - podszedł do mnie Riker i mocno przytulił. Potem na mnie spojrzał i zaczął mówić: - Nie chcę ci tego mówić i uwierz, że mi z tym bardzo ciężko - pociągnął nosem, a jego oczy się zaszkliły. Po policzku spłynęły dwie pojedyncze łzy. - Ross...
Wziął głęboki oddech.
- On nie żyje.
_____________________________________________
nie zabijajcie mnie.
ja tylko wypełniam zadanie od Jagody i Natki.
jeśli chcecie je zabić, oto gadu Jagody: 49504527 i Natki: 50861230.
O MÓJ BOŻE.
OdpowiedzUsuńco?!?! nie!!!!!!! tylko nie Ross!!!przez cb obudzilam cale osiedle moik krzykiem ze Ross umarl, ale mam nadzieje, ze ozyje i bedzie happy end
OdpowiedzUsuńŚmiecham XDD
OdpowiedzUsuńJa was kiedyś zamorduje wiecie prawda?!
OdpowiedzUsuńIdę po siekiere do piwnicy!
Czekam na next (tylko nwm jak go napiszecie z posiekanym ciałem ale nie wnikam xD)
JUŻ NEXT!!!!!!!!!!
spuchłam XD
Usuń*skisłam XDDD
UsuńNo jak tak można w ogóle ?! ON MA ŻYĆ! W trybie now! Bo jak nie to uwieżcie mi że was rozszarpie xD A teraz życzę weny ;*
OdpowiedzUsuńwole ten niż jakiś happy kocham jak się wszystko plącze będzie ciekawiej
OdpowiedzUsuńCo?
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, tyle emocji :D
Ale, że what??
<33
Uduszę !!!Jak mogłyście go uśmiercić.
OdpowiedzUsuńŻe what?????? No nie tego juz za wiele najpierw jest mordercą a teraz co? Nie żyje??? To się nazywa mieć pecha.... ;,,,,(
OdpowiedzUsuńTY MOOOOOOOOOOOOOOOOOORDEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEERCO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń